Nie czas na miłość

Znacie to uczucie wyczekiwania? Kiedy ma nadejść mała wiadomość, sygnał telefonu. Odbierając słyszysz wyjątkowy tembr głosu. Spijasz najmniejszy dźwięk, wyłapujesz każdy najdrobniejszy szczegół. Czujesz napięcie, cieszysz się jak dziecko z nowej zabawki. Koi to twoje nerwy, nabierasz pewności podczas obcowania z ulubioną osobą. Przyjaciel znający cię na wylot. Rozumiejący cię bez słów. Zna twoje myśli zanim je wypowiesz. Empatia. Cudowna cecha, niestety rzadko spotykana. Prawdziwy skarb, mimo że nie mieni się złotem oraz nie epatuje bogactwem jest cenniejszy od tony diamentów. Kontakt osobisty jest konieczny. Wypowiadasz słowa, formułujesz zdania i pytania. Otrzymując odpowiedź wsłuchujesz się w każdy detal. Odnosisz wrażenie czytania napisanego tekstu. Widzisz w nim nawet przecinki, kropki, znaki zapytania oraz wykrzykniki, a także momenty pauzy, złapania oddechu. Wyczuwasz emocje. Doskonale zdajesz sobie sprawę ze szczerych intencji. Żal jedynie braku dotyku. Gładkości skóry, promiennego uśmiechu, blasku włosów. Nie możesz oceniać gestów, tego nie widać. Siedzisz sam, oparty o stół ze słuchawką telefonu w dłoni. Zdany na wyobraźnię kreślisz wewnątrz siebie obraz idealny, taki który nie istnieje. Wracasz do momentu ostatniego spotkania. Wówczas bez świadomości, iż na kolejny raz przyjdzie ci czekać długi czas. Wciąż nie wiesz czy w ogóle do owego dojdzie.

Wnętrze niewielkiego pokoju wypełniała cisza. To niepokojące i straszne. Siedzący samotnie Krzysztof był ogarnięty sprzecznościami. Zagubiony nie wiedział jak ma postąpić. Z jednej strony potrzebował, pragnął kontaktu z Justyną. Przez te lata kiedy się nie widzieli myślał o niej w chwilach wolnych od pracy. Nie miał ich zbyt wiele. Bezczynność to ta postawa, za którą nie płaci się nigdzie. Zachłanność pchnęła go do opuszczenia kraju oraz ukochanej kobiety. Czuł się niedoceniony finansowo. Przecież to on wypracował zysk dla firmy. Mimo to nie spotkało się to z należytym wynagrodzeniem. W końcu coś w nim pękło, nie wytrzymał. Musiał wykrzyczeć prawdę i zrobił to! Na próżno, jak się okazało. Odbił się niczym od ściany. Powiedział DOSYĆ! Rzucił pracę z hukiem. Niedługo potem trafił na ogłoszenie w prasie. Jakby skrojony na niego garnitur, tak dobra oferta to jakiś biały kruk. Ale za granicą… Czemu nie! Nareszcie poczuł przypływ adrenaliny. Pośpieszył poinformować Justynę. Ona nie była tak zachwycona. Nie mogła opuścić firmy z dnia na dzień. Miała zobowiązania, spłacała kredyt studencki poza tym opiekowała się matką. Obstawała przy swoim, Krzysiek także twardo bronił swojego stanowiska. Ostatecznie postawił ultimatum. ‘Ja albo nie ja! Wybieraj!’ Błagała aby to przemyślał, popłakała się. Ale nic nie pomogło. Oślepiony wizją ogromnych pieniędzy nie widział dla siebie przyszłości w Polsce. Definitywnie się rozstali.

Zadzwonił, poznał warunki, zaakceptował, wyjechał. Od początku mu się spodobało. Nowy kraj świetny, zarówno klimat jak i ludzie. Praca - super! Wszystko zgodnie z umową, atmosfera znakomita, pensja lepsza niż się spodziewał. Osiągał doskonałe wyniki czym zadziwiał przełożonych. Nowe życie układało się cudownie. Poznał ciekawe kobiety, prawdziwe piękności. Wyśnione marzenia, naprawdę istne bóstwa. Mnóstwo seksu zagościło w jego sypialni. Niewiasty podobnie jak on nie były zainteresowane tworzeniem trwałego związku. Po prostu - przygoda na jedną noc, ewentualnie powtórka. Odpowiadał mu taki układ. Sprawa postawiona jasno i klarownie. Cieszył się wolnością. Korzystał w pełni z życia. Chyba po raz pierwszy.

Minął rok. Krzysztof miał pewną pozycję w firmie. Pieniądze, kobiety, luksusy. Jednak od kilku miesięcy pragnął czegoś więcej. Nadszedł moment, w którym chciał mieć żonę i dzieci. Żadna z kobiet nie miała podobnych planów. Wszystkie zajęte robieniem kariery albo wciąż prowadziły imprezowy tryb życia. Nie w głowie im macierzyństwo. Krzysiek myślał całkiem poważnie o stabilizacji. Coraz częściej wspominał Justynę. Brakowało mu jej życzliwości, tęsknił za dotykiem, zwykłą rozmową. Ona miała być tą jedyną, lecz zabrakło jej odwagi by podjąć decyzję. Gdyby teraz przebywali tutaj razem szczęście byłoby pełne. Niestety to również jego wina. Zareagował zbyt impulsywnie. Górę wzięły emocje, te negatywne. Wywarł na nią presję, zażądał natychmiastowej odpowiedzi. Nie zdawał sobie sprawy z tego, iż postawił ją pod ścianą. Doprowadził tym zachowaniem jedynie do rozpaczy. Zachował się egoistycznie i żałuje tego wybuchu. Rychło w czas…

Nadszedł czas urlopów. Skorzystał także Krzysiek. Planował odpocząć, chciał przerwać życie w biegu. Spokojnie pojechać nad jezioro aby złowić kilka ryb. Odprężyć się pośród uroków przyrody. Jednak rano zaczął odczuwać bardzo silne bóle głowy. Zbagatelizował to, przecież to nic wielkiego. Kilka tabletek przeciwbólowych i w drogę! Usiadł za kierownicą auta. Odpalił silnik, wyjechał na jezdnię. Droga ciągnęła się przez wiele kilometrów. Mimo zażycia już pięciu tabletek nadal cierpiał. Wydawało mu się, iż głowa mu za chwilę wybuchnie. Prócz tego stracił właściwą koncentrację. Niezbędna podczas prowadzenia samochodu zniknęła. W końcu ucisk był tak silny, że nie pozwalał mu pełnić roli kierowcy. Nie mógł jechać prosto, bez przerwy znosiło go to w lewo, to w prawo. Ostatecznie zjechał do rowu. Szczęśliwie bez większych obrażeń. Jedyna słuszna decyzja to wizyta u lekarza. Po badaniu medyk orzekł, iż fizycznie nic mu nie dolega. Ból głowy może mieć podłoże psychiczne. Ale dla pewności skierował Krzysztofa na prześwietlenie. Okazało się, że jest guz. Dwucentymetrowy uciskający mózg w części płata czołowego. Absolutnie nie operacyjny, miażdżąca diagnoza. W niedługim czasie czeka go śmierć. Nic nie da się zrobić. ‘Przykro mi’, to ostatnie słowa lekarza.

Świadomość swego stanu zdrowia wpędziła Krzyśka w depresję. Nie wiedział co ma robić. Odwołał zaplanowany wyjazd na urlop. Nie potrafiłby się skupić na wędkowaniu. Zamknął się na innych, unikał kontaktu z ludźmi. Stał się nieufny, czuł jakby zabłądził w lesie. Siedział samotnie rozmyślając o życiu oraz o tym ile czasu mu zostało. Lekarz nie był pewien w stu procentach co do tego. W jego opinii mogło mu zostać od trzech miesięcy do pół roku egzystencji. Krzysztof chciał mieć jasność. Oczekiwał konkretnej odpowiedzi, jednak nikt nie wiedział ile to jeszcze potrwa. Tak czy inaczej mężczyzna zaakceptował ów fakt. Trudno… Widocznie taki los mu pisany. Mając mnóstwo wolnego czasu zaczął wspominać wszystko co go spotkało. Udane dzieciństwo wypełnione beztroską zabawą, szkolną zawieruchą. Pierwszy pocałunek, później seks oraz doświadczenia z alkoholem, narkotykami, które nim nie zawładnęły. Studia ukończone z wysoką średnią. Okres służby wojskowej na własną prośbę. Zasmakował żołnierskiej doli i niedoli. Ukształtowało to w pełni jego jako człowieka. Potem praca, dzięki której poznał świat korporacyjnej hierarchii. Uczestniczył w wyścigu szczurów. Zaprowadziło go to do obecnego położenia. Mocna pozycja w dużej, międzynarodowej firmie. Doceniono kreatywność, determinację oraz pracowitość jaką się wyróżniał. Cóż mu to przyniosło? Szacunek… Pieniądze… Kobiety… Wszystko w rozsądnej dawce, mimo to odczuwał iż niektóre sprawy wymknęły się spod kontroli. Przesadził nieco z nocnym życiem wiecznego kawalera. Za dużo, zbyt często… Jeszcze jedno.

Budził się dość późno w ciągu dnia. Zawsze sam, do nikogo nie mógł gęby otworzyć. Zawsze starał się być towarzyski. Nie przychodziło mu to zresztą z trudem, więc często robił za centralny punkt wszelkich imprez czy też spotkań. Teraz to się zmieniło. Wstydził się wyjść do ludzi, czuł nieopisany strach przed kontaktem międzyludzkim. Trędowaty? Ale… ale znał osobę, kobietę… Justyna! To właśnie za nią tęsknił najbardziej. Doskonale wiedział jaki błąd popełnił porzucając ją w pogoni za pieniądzem. Na co mu teraz ta gotówka?! Za żadne pieniądze nie kupi skutecznej metody leczenia, bez szans. Co gorsza miał świadomość, iż nie kupi na nowo zaufania Justyny. Mądra kobieta, bardzo szlachetna i dobra, lecz po tym jak się wobec niej zachował… Szanse minimalne na powodzenie tej akcji. Chociaż gdyby uderzył w sentymentalną nutę? Przyznałby się do własnej głupoty, potwierdziłby jej racje co do słuszności opuszczenia Polski. Prawdopodobieństwo niskie, ale co ma do stracenia? Zostanie w obcym państwie czekając na koniec?! Bez prawdziwych przyjaciół? Umrze samotnie niczym zesłaniec na końcu świata. Żadnej bliskiej osoby, zero współczucia, ani grama życzliwości czy dobrego słowa. Większe cierpienie niż kara śmierci przez rozstrzelanie. Wtedy przynajmniej miałby prawo do ostatniego życzenia. No i towarzyszyłby mu chociaż pluton egzekucyjny. Zawsze raźniej w grupie… A tak?! Banita z wyrokiem bez prawa do apelacji. Musi spróbować! Najwyżej umrze z czystym sumieniem mając jasność - próbował się pogodzić, ale bezskutecznie. Postanowione! Krzysztof wraca do Polski.

Przybył do kraju w połowie lipca. Wówczas wynajmował mieszkanie, więc teraz także skazany był na pobyt ‘nie u siebie’. Zawitał do trzygwiazdkowego hotelu na obrzeżach miasta. Zapłacił za pokój i poprosił recepcjonistę o książkę telefoniczną. Miał nadzieję odnaleźć tam numer telefonu oraz aktualny adres Justyny. Dotarł na piętro, położył walizkę w lokum, następnie usiadł na łóżku z opasłą księgą w dłoniach. Prędko rozpoczął poszukiwania nazwiska. A co jeśli jest zamężna? Dobra tam! Wertował cierpliwie strony… Nowak, Nowak Justyna. Okej, adres ten sam! Całe szczęście, numer tak samo. No to… i tutaj górę wzięła wątpliwość. Potęgował ją ogromny ucisk, ból głowy. Nie pozwalał mu myśleć trzeźwo. Tracił kontakt z realnym światem. Nagle przypomniał sobie pewne zdarzenie sprzed wielu lat, dokładnie ze szkoły podstawowej.

Chłopiec miał osiem lat. Wychowawczynią w klasie była młoda nauczycielka języka polskiego, panna Beata Lisowska. Krzysiek bardzo ją lubił, ona także darzyła go sympatią, podobnie jak resztę podopiecznych. Jednak młodzieniec czuł coś więcej. Wpływ na to miało pewne zdarzenie. Otóż miał on wypadek, Krzysiek spadł ze schodów kalecząc sobie rękę. Dokładnie mówiąc przedramię rozciął. Pani Beata pojawiła się chcąc pomóc chłopcu. Opatrzyła ranę, ponadto pocieszała płaczącego wychowanka. Przytuliła go czule, w wówczas Krzysiek poczuł jak dobrze mu w ramionach pani pedagog. Uspokoił się w jednej chwili, pragnął aby to trwało. Tak się złożyło, że kilka tygodni później były walentynki. Zwyczajowo chłopcy wręczali dziewczynkom karteczki wyrażając jaka koleżanka im się podoba. Mimo kilku kandydatek, którym mógł to okazać Krzysiek napisał walentynkę dla pani Lisowskiej. Na poziomie ośmiolatka oczywiście. W krótkim tekście opisał podziw dla nauczycielki. Nadmienił także coś o płomiennym uczuciu oraz planach na ich wspólną przyszłość. Nieco zaniepokojona Beata poprosiła aby Krzysiek został, bo musi z nim porozmawiać. Speszony chłopiec wysłuchał słów kobiety. Wyjaśniła mu dlaczego nie mogą stworzyć związku. Podziękowała za miłe słowa, ale kategorycznie odrzuciła młodzieńcze zaloty. Przyjął to dzielnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. W środku cierpiał za to katusze. Trwało to przez pewien okres czasu. Obecność pani Beaty krępowała go teraz, czuł wstyd i zażenowanie. Mimo wszystko kiedy nadeszły wakacje wrócił do siebie. Natomiast we wrześniu sprawa poszła w całkowite zapomnienie. Stał się na powrót normalnym dzieciakiem. W głowie tylko zabawa, ganianie za piłką oraz telewizja.

Dwadzieścia lat później cały obraz ze szkolnej ławy nabrał nowego znaczenia. Czemu? Nie znał odpowiedzi. Być może bał się odrzucenia. Strach to teraz motor jego działań. To on sprowadził go znów do kraju. Lękając się samotności wrócił mając nadzieję na odbudowanie relacji z Justyną. Zaszedł już tak daleko… Ma w zasięgu wzroku numer telefonu, adres, a tuż obok telefon. Na co czeka?! Obawa przed brakiem zrozumienia dla jego położenia. ‘Zaraz, nie mam nic do stracenia! Dzwonię!’ Wybrał numer… czeka… czeka… nic, żadnej odpowiedzi. W końcu trzask i…

- Halo?
-…
- Słucham?
-…
- Kto mówi?! To jakiś żart?!
-…

Mężczyzna rozłączył się. A więc jednak. Justyna ma kogoś, nie ma co się dziwić. Urodziwa, bardzo mądra, przyciągała facetów. Cóż… Krzysztof wiedział jak wyglądają realia. Przyjdzie mu oczekiwać śmierci we własnym towarzystwie. Przynajmniej wie, iż podjął próbę. Nieudaną co prawda, ale odważył się na ten krok. Broni nie złożył. To nie czas na miłość!

- Kto dzwonił?
- Chyba pomyłka. Nikt się nie odezwał albo robił sobie jaja.
- Aha, no dobrze. To co, kiedy w końcu zobaczę chrześnicę?

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 2237 słów i 13415 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik retrezed

    Myślałam, że będzie szczęśliwe zakończenie, ale tak jak to w życiu bywa...  :rolleyes:

    23 sie 2013