Piękne chwile, które brałem na swoje dłonie
Zwiędły zamieniając je w przeklęty drobny popiół
Krzyk, który powodował dreszcze
Cisza, która mogła uciszyć moje serce
Co mi pozostanie, jeśli świat runie?
Niby nic oprócz marzeń w sumie
Zostanie jedynie ciało, które zamarznie w grobie
Chyba tylko po to, aby istnienie poszło w zapomnienie…
Miałem nadzieje, że rozmowa pomoże, ale byłem w błędzie. Adrenalina podskakiwała z każdym kolejnym krokiem. Przestało mieć dla mnie znaczenie istnienia, tracąc co dla mnie najważniejsze. Emocję powodowały, że ciało zaczęło się trząść. Przed sobą widziałem już ludzi jak za mgłą. Zrobiłem kilkanaście kroków, aż usiadłem na ławeczce w parku. Trzęsącą się ręką sięgnąłem po papierosy i zapalniczkę. Odpalając fajkę dałem głębokiego bucha, po czym chwyciłem się za głowę.
-To nie może być prawdą!- powiedział do siebie Hank
5 minut potrzebował, aby rozszerzone źrenice powróciły do normalnego stanu. Spojrzał niedaleko na szpital i dopiero zdał sobie sprawę, że już po wszystkim. Łzy zaczęły lecieć po policzkach, a z każdą kolejną chwilą zaczął coraz mocniej płakać.
-Już jej więcej nie zobaczę- powiedział do siebie płacząc w parku
Ludzie widząc płaczącą osobę na ławce zaczęli się odsuwać jak najdalej mogą, jakby miał jakaś zakaźną chorobę. Durne społeczeństwo tak marnie do tego podchodzą, zamiast chociażby zapytać się co stało. Hank poczuł, że samotność się zbliża wielkimi krokami. Znowu pozostanie sam, a w marzeniach będzie mógł ją pocałować czy ciepło przytulić. Po 10minutach łzy przestały już lecieć, a sam zaczął patrzeć się na kamień w wielkości zaciśniętej ręki przed ławeczką. W jego głowie panował kompletny chaos. Nie miał pojęcia co ma zrobić, lecz po chwili wyciągnął telefon i zadzwonił do kolegi.
-halo- powiedział James przez komórkę
-cześć. To koniec z Jessicą. Pożegnaliśmy się.
-o kurde, to przejebane
-źle ze mną..
- No tak już jest, ale to minie. Będzie inna
- nie wiem co robić… dla mnie już nic nie ma sensu….
- na spokojnie, minie
-aha
I Hank rozłączył się. Tyle można było liczyć na osobę, na którą liczył. W jego głowie zaczynały przychodzić samobójcze myśli.
-skoro tak mnie świat traktuje, to po co żyć- powiedział już stanowczym głosem
Wstał i poszedł w kierunku mostu. Widział z góry znajdujące się na dole tory kolejowe. Po chwili zamknął oczy w jego myśli przypomniały o pewnym momencie w szpitalu.
-to są moje rany na ręce o których opowiadałam- pokazała Jessica powijając rękaw
-teraz wiesz, że zrobiłaś głupotę- odpowiedział Hank lekko zaciskając zęby widząc białe paski na przedramieniu- proszę Cię nigdy tego nie rób. Za każdym razem jak źle się poczujesz, to zadzwoń do mnie i porozmawiamy okey?
-no pewnie. Popełniłam głupotę, bo nie wiedziałam co robić. Chciałam się ukarać, za to, że facet mnie zostawił dla mojej przyjaciółki. To było chore.
-damy radę z każdym problemem- powiedział Hank po czym chwycił ją za rękę patrząc prosto w oczy
Hank widząc z mostu tory kolejowe miał jedynie obraz spokoju. Jest tam wyjście i już nie będzie dla nikogo problemem. Co miał do stracenia? Miał rodzinę, ale nie dbał o to. Po prostu nie chciał już żyć bez niej w samotności. Czuł do niej werterowską miłość dla której biło jego serce. Serce już przestało mieć znaczenie, gdy odeszła. Zostało u niej w uczuciach, które miało tworzyć piękna przyszłość razem z dziećmi. Co sekundy na sekundę czuł, że tak musi być. Łzy ponownie zaczęły lecieć po jego policzkach a garstka ludzi przechodzących obok miało go po prostu w dupie. Widzieli młodego faceta na środku mostu, który płakał przytrzymując się barierki, ale żaden nie miał odwagi podejść i zapytać czy mogą w jakiś sposób pomóc. Po chwili Hank od napływu emocji ukucnął i zaczął dosyć mocno szlochać.
-to przez jebanego Toma!- powiedział twardym głosem przez łzy
Po chwili stan Hanka uległ zmianie. Stał się spokojny, a jego wzrok stawał się coraz morderczy.
-Jak mam umierać, to ten chuj za to zapłaci!
Odszedł od mostu i zaczął kierować się w stronę szkoły Toma. Po drodze widząc grupkę nastolatków zaczął iść środkiem, aż w końcu uderzył barkiem w jednego z ich grupy
-weź uważaj! –powiedział łapiąc równowagę
-a spierdalaj!- odpowiedział Hank
Był nabuzowany i nie liczyło się dla niego, że w pojedynkę by przegrał pojedynek z grupą. Chciał odreagować i liczył się z tym, lecz widząc jego stan odeszli. Po chwili natrafił na dwóch starszych od siebie typów. Mieli po około 27 lat i było po nich widać, że są lekko napakowani. Hank nie zszedł im z drogi idąc środkiem ulicy i spowodowało to znowu uderzeniem jednego w bark.
-życie ci nie miłe koleś!- powiedział jeden z nich podnosząc obydwie ręce
-a, mam je w dupie!- odpowiedział Hank, lecz po chwili jeden z nich chwycił drugiego za ramię
i odeszli dalej.
Po minucie zobaczył jego szkołę i marzył, aby ten cały Tom wyszedł ze szkoły. Hank nabuzowany stał i czekał. Kwadrans później usłyszał dzwonek kończący lekcje i uczniowi zaczęli wychodzić ze szkoły. Hank dokładnie obserwował każdego stojąc przed szkołą patrząc na wszystkich agresywnym spojrzeniem. Niestety nie spotkał go i wkurwiony na świat odszedł. Za 30minut czekał na niego autobus powrotny więc czekał na dworcu, bo na dworze zaczęło padać. Siedząc sam na ławeczce zauważył, że jakieś pijaczyny go obgadują i jakby coś zamierzali zrobić. Po chwili z 3 osobowej grupy jeden zaczął kierować się do Hanka. Widząc, ze ktoś chce do niego podejść wstał i napastnik zauważył, że Hank jest od niego o wiele wyższy i zmienił kierunek krocząc do wyjścia. Autobus przyjechał i zabrał go w drogę powrotną do swojego mieszkania. Po drodze do mieszkania, gdy już wyszedł z autobusu kupił parę set wódki i kilka piw. Ogarnął się w mieszkaniu i było widać, że jest cały zamieszany.
-I co? Kiedy się z nią żenisz?- zapytała jego matka
- właśnie się z nią pożegnałem- odpowiedział ze smutkiem
- nie wierzę…-
Po chwili Hank wyszedł z mieszkania i kierował się w stronę boiska piłkarskiego. Wypił po drodze duszkiem pierwszą setę wódki nie czując nawet jak pali go w gardle. Będąc już sam na środku boiska zaczął znowu płakać. Stracił swoją miłość i w dodatku mało brakowało i by rodzice stracili syna. Jego najlepszy kolega go po prostu olał bagatelizując sprawę, gdy poprosił o wsparcie. Położył się na mokrej ziemi i zamknął oczy.
Miłość rani przecież sami o tym wiemy
Blizny pojawiające się na naszej przestrzeni
Krew płynąca w żyłach pompująca serce
Ucichnie z biegiem czasu przecież wtedy ból zniknie
Szron przykryje moje ciało, kiedy poleżę w bezruchu
Odnajdę sens, wtedy ujrzę spokój
Oddech słabnie, kiedy nie mam już siły walczyć
Z tym okropnym światem nie jest już warte ….
Po kwadransie Hank nie mógł wstać. Ciało odmawiało posłuszeństwa. Leżał wyziębiony z bolącym gardem. Może jest jeszcze jakaś szansa? Otworzył oczy, zacisnął pięść i wstał.
Sny i obraz przyszłości bywały dziwne, lecz to w kolejnej części
-
Dodaj komentarz