Bolesna zazdrość. Cz. 5

Wystukałam numer do niego. Odebrał za drugim sygnałem.

- Rafael.  
- Dziękuję! Moje ulubione! Skąd Pan wiedział?! – Z tym pytaniem nie potrzebnie wypaliłam. Noszę imię kwiatów ale wolę myśleć że one noszą moje więc jak tu… NIE wiedzieć? Puknęłam się w głowę.
-Zgadywałem. – Wyczułam u niego uśmiech na twarzy.
- To za dużo. Jak mogę się Panu odwdzięczyć? A przy okazji ta natarczywość chyba Panu uciekła. Nie sądzi Pan?
- Sądzę, sądzę. Już mówiłem. Dzisiaj o 18. Kolacja przy winie. Proszę mi nie odmawiać. Będę ciągle nalegał.  
- Mam swoje obowiązki nie wyrobie się. – Cholera rzeczywiście tak było.  
- Gdzie Pani pracuje?
- Ha! Poważnie myśli Pan że powiem? – Jeszcze czego! – Myślałam, że zdążył się nawet Pan dowiedzieć numeru mojego buta. W biodrach wie Pan ile mam centymetrów?  
- Dowiedziałem się tylko jak ma Pani na imię i nazwisko co jest bardzo łatwo oraz numer telefonu. Proszę nie robić ze mnie kryminalistę albo jakiegoś cichego zbrodniarza.  
- Aż tak to Pan nazywa? Nie używam tych sformułowań.
- To jakich? Zamieniam się w słuch.
- Terrorysta. Oj tak! – Parkowałam auto na podjazd.
- Myślałem że gorzej. – Oznajmił z udawanym niezadowoleniem.
- Jak?
- Na przykład stary osioł. A byłem tak nazywany!  
- Jak zdenerwował Pan kobietę to co się dziwić! – Wysiadałam z wozu kierując się do środka kliniki.
- To był mój wspólnik. – Zaczęłam z niego pod nosem zabawnie drwić.
-To ładnie Pan go zdenerwował. Czyżby wkopał Pan go w niezłe… hm… bagno?
- Wydaje mi się, że wykonanie prezentacji to rzeczywiście było dla niego niezłym bagnem.  
- Tylko? – Zdziwiłam się.  
- Aż. Nie umiał nawet uruchomić programu.
- O Boże, to skąd Pan tego człowieczka wziął?  
- A wie śliczna Pani, że został mi polecony przez znajomego? – Ten z tymi komplementami. Hamuj chłopcze!
- A to dobre. Wchodzę do miejsca pracy, spotkajmy się jutro. Nie dziś. Rodzina do mnie przyjechała. – Ściszonym głosem powędrowałam do szatni dla personelu szpitalnego.
- Nie. Dziś! – W takim razie nigdy! Pff
- Jutro albo wcale?? – Zdecydowanym głosem rzuciłam. Wziął głęboki wdech.  
- Dobrze, jutro. Ta sama godzina. Odpowiada?
- Moment! Nie! Nie jutro! Cholera… w niedziele rodzice wyjeżdżają do domu. W poniedziałek jestem umówiona, a….
- Z kim? – Przerwał mi.  
- Z ważną dla mnie osobą, a wtorek pasuje? Ostatecznie. Na bank się wyrobię.  
- W porządku. Przyjadę pod Pani dom. Do widzenia. – Gdy odkładał telefon zdążyłam usłyszeć jego pomruk gdy powiedziałam że z ważną osobą. Mama i Aneta miały rację.  

Ale teraz mam zamiar skupić się na pracy. Pierwszy dzień! Poprawiłam swój lekarski uniform i przypięłam plakietkę. Dumnym krokiem podążyłam na piętro gdzie zbierają się wszyscy.

- Dzień dobry. – Przywitałam się.  
- Dzień dobry! – Podeszli do mnie po kolei. – Nasza nowa anestezjolog!
- A państwo te samo stanowisko?  
- Tak. – Wrzasnęli chórem. – Zaraz mamy zabieg na Sali Laparoskopijnej. To co? Zapoznałaś się ze sprzętem, że dyrekcja wrzuca cię na głęboką wodę? – Dodał przystojny i dobrze zbudowany blond włosy mężczyzna. Mógł mieć koło 29 lat. Czyli nie wielka różnica nas dzieliła.
- Wczoraj na rozmowie miałam taki… jak to powiedzieć…. Malutki kursik. Zresztą pracowałam już w tym zawodzie co prawda krótko ale to już inna para kaloszy. Jestem dobrej myśli.  
- To świetnie! – Powiedziała szatynka w okularach. Wydawała się być miła.
- A tak przy okazji jestem Lili. Nawet zapomniałam się przedstawić! Przepraszam! – Zarumieniłam się uroczo. Po chwili wszyscy zaczęli obsypywać mnie swoimi imionami. Resztę czasu spędziliśmy na spokojnie przy filiżance kawy i rozmowie no i oczywiście pracy!  
Wybiła 16.21 a ja dalej tłukłam się w korkach. Po pół godzinie dojechałam do domku.
- Cześć gotowi?! – Stanęłam w drzwiach wołając do rodziców. – Mamy zwiedzać Warszawę!  
- Jesteśmy gotowi! – Zawołał tata. Zza ściany wyłonili się oboje. Jak zawsze ubrani elegancko.  
- To zapraszam! Tatuś jaki z ciebie elegancik!  
- Lili, tata to Charlie Chaplin! – Zasugerowała z uśmiechem mama. – To przez jego ruchy. I te nogawki jak mu się podwijają jak idzie! Brakuje mu tylko tego kija!  

I włączyliśmy się do ruchu. Przy rodzicach moje problemy znikały. Cały czas żartowaliśmy praktycznie o wszystkim i o wszystkich. Naśmiewaliśmy się nawet z niektórych przechodniów. Po dużej prezentacji wróciliśmy do domu. Byli zachwyceni.  

Spodobało im się to miasto. Uznali je jak to sami stwierdzili.. za magiczne. Uważam że to prawda. Dla innych to tylko miejsce gdzie jest szkoła, dom i spożywczak. Dla mnie jest to siedziba inspiracji. Dlatego się tu przeprowadziłam.

Kiedy wybijała 22 my siedzieliśmy już w łóżkach. Moje czytanie książki dobiegło końca gdy usłyszałam denerwującą wibrację telefonu.

- Czego?! – Mogłam pozwolić sobie na ten ton. Numer był mi nieznany i o dziwo nie zastrzeżony. A szef to na pewno nie o tej porze by dzwonił!
- Sto lat sto lat! – Usłyszałam pod drugiej stronie ciche chichotanie jakichś dzieciaków.
- Nudzi ci się leszczu?! Jak gnić nie możesz to idź do parku i pomaluj sufit! – Rzuciłam ostro. Ktoś sobie ze mnie jaja robi o 22 i jeszcze uważa że to śmieszne. Odrzuciłam połączenie.  

Parę sekund później znów zadzwonił. Odebrałam.

- Słuchaj gnojku jeżeli jeszcze raz zadzwonisz, twój zakichany telefon namierzę i powiem twoim rodzicom że ci się nudzi. – Wstałam roztrzęsiona aż z łóżka.
- Aż tak nie chcesz abym dzwonił?  
- O cholera.. to ty?! Przepraszam Pana ale dobijała się do mnie zgraja dzieciaków i robiło mi głupie żarty. – No ożesz w mordę strzelił za przeproszeniem! Ten Rafaelo to ma wyczucie czasu.  
- Okej. Przyjmuję przeprosiny. Chciałem zadzwonić życzyć kolorowych snów. – Jego głos był niski i taki aksamitny.
- Cieszę się. Ja również życzę Panu kolorowych snów, milutkich i cieplutkich. – Mój humor natychmiastowo zmienił się o 180 stopni. Zrobiłam się niczym smaczna papka. Rozpływałam się kiedy słyszałam jak do mnie mówi.
- Mogłaby Pani wyjść przed blok? Proszę, paczka czeka. Nie chciałbym aby ktoś ją ukradł. – Oh.
- Dobrze tylko się ubiorę.  

Zarzuciłam czarne spodnie i białą bluzeczkę na ramiączka. Szybko przejechałam tuszem lekko po rzęsach i wyszłam po cichutku.

- Nie mogłem wytrzymać. – Przed klatką stał on. Wyglądał tak idealnie. Tego widoku stanowczo mi brakowało. Prezentował się tak lekko i świeżo… w porównaniu do mnie. No cóż! Myślałam że to kolejna jakaś rzeczywiście paczka którą z pewnością bym nie przyjęła.
- Ja również. – Wyszeptałam mając nadzieję że nie dosłyszał.  
- To cudownie. Wyglądasz Lili przepięknie. – To my po imieniu? Okej… wet za wet.  
- Ale nie tak jak ty Rafaelo. Sprawiasz że z ciężkiego dnia robi się całkiem przyjemny. - Wypaliłam z tym romantycznym tekstem. Działał na mnie… to prawda. Więc nie mogłam za bardzo kontrolować swoich słów. Może i lepiej?

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1281 słów i 7217 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik IskierkaNadzieji

    Jutro ewentualnie pod wieczór w poniedziałek gdyż wszystkie materiały zostały usunięte z mojego komputera -__- I dać siostrzeńcowi komputer w dłonie wszystko ci usunie. Nawet Avasta -_-

    27 wrz 2014

  • Użytkownik kiedy następna część

    kiedy bd następna część? :)

    26 wrz 2014

  • Użytkownik Loriii

    Następne!!

    22 wrz 2014

  • Użytkownik ami

    super dalej plis

    22 wrz 2014

  • Użytkownik lula

    wspaniałe <3

    22 wrz 2014

  • Użytkownik yeah

    świetne ! *-*

    22 wrz 2014