Bolesna Zazdrość cz. 14

Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Byliśmy wsłuchani w swoje myśli. Ja dziękując Bogu, że wreszcie uciekam od tego psychopaty, a on? A któż to wie…. Szczerze nie interesowało mnie to. Nie mogłam się doczekać kiedy ujrzę rodzinę. Moją rodzinę. Tylko… co ja im powiem? Prawdę? Raczej nie.

- Gdzie jesteśmy? – Rozejrzałam się gwałtownie i nerwowo, kiedy zatrzymał auto. Miejsce które miało być szpitalem na pewno nim nie było. Na moim polu widzenia widniała wielka biała rezydencja z ogromnymi filarami jak i również tarasem i ogrodem. Z każdej strony willi był las. Ciągnął się zapewne kilometrami.  
- U mnie w domu. – Wzruszył ramionami obojętnie jakby było to całkowicie jasne. Jego oczy zwalały mnie z nóg.  
- Jak to w twoim domu? – Moment… jego dom?  
- Normalnie. Jakbym Cię zabrał do szpitala szybko wpadłabyś znów w jego sidła. Za dobre ma kontakty w całym mieście. Jak się czujesz? – Powiedział szczerze zmartwionym głosem.  
- Okropnie. Wydaje mi się jakbym była na skraju życia a śmierci. – Wymamrotałam obolała. Nie wiedząc czemu poczułam na sercu …. spokój. Czyżby chciał mi pomóc? Tak… po prostu? Zaczynałam wątpić w człowieczeństwo na ziemi.
- Poczekaj wezmę cię na ręce. Nie chce abyś się przemęczała.
- Dam sobie radę. – Zapewniłam go.
- Zaufaj mi.  
- Nie wiem czy potrafię. – Podniosłam swój wzrok napotykając jego. -
- Rozumiem i się nie dziwię, ale pociesze cię że jakoś nie czerpię frajdy z bicia słabszych, a w szczególności kobiet. – Słowo kobiet podkreślił bardzo wyraźnie i stanowczo. Następnie wysiadł ze mną na rękach. – Kiedy ty coś ostatnio jadłaś chudzinko?
- Nie pamiętam.
- Dziewczyno…. – Pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie wiedziałam czy zapytać się go o rzecz która nie daje mi spokoju... zaryzykowałam.
- Czemu mi pomagasz? Czemu udajesz dobrego?  
- Ugh… - Westchnął otwierając z kopniaka drzwi wejściowe. – Mam z nim układ, który nie mogę spieprzyć. Ale i on ma ze mną układ który jak on spieprzy będzie dla niego nie ciekawie. Jestem w lepszej sytuacji. Mogę się wycofać w każdej chwili.
- Nie rozumiem. – Potrząsnęłam głową.  
- I o to chodzi. – Postawił mnie na idealnie wypolerowanych panelach w wielkim przedpokoju. Jako że byłam wręcz półprzytomna spowodowało to moje zachwianie, na szczęście mi pomógł znów biorąc mnie na ręce tym razem w pozycji leżącej twarzą do niego. Była to idealna chwila by przyjrzeć się jego niebieściutkim oczkom. Były przepiękne. Niczym zimny lód. Obejmował mnie w tali cały czas obserwując. Ta chwila była… taka… inna, magiczna?  
- Dlaczego mi pomagasz? – Moje ponowne pytanie sprawiło że wbił we mnie wzrok.
- Bo masz w sobie coś. – Odpowiedź mnie zamurowała. Mam nadzieje, że nie miał na myśli nowej zabawki. Ugryzłam się w język. Ułożył mnie wygodnie na wielkim łożu wyścielonym czerwoną satyną. Była taka milutka. Okrył mnie grubym, puchatym kocem.
- Dziękuję… - Wypowiedziałam nie pewnie. Byłam oszołomiona może i dlatego też taka spokojna? Licząca na to że mi pomoże.
- Zaśnij. Jak lekarz się zjawi, to cię obudzę. A w ogóle głodna może jesteś?
- Nie… potem zjem. Dziękuję Ci. Jestem wdzięczna.  
- Podziękujesz jak przeżyjesz ten cały horror.
- Słucham? – Oh… czy on..rzekł… horror… - Dlaczego, co ja zrobiłam?
- Pamiętasz jak biegłaś w kółko parku? Wpadłaś na ich szefa. On uważa że nic nie dzieje się z…. przypadku. Zostałaś wybrana. – Jego słowa obijały mi się po głowie niczym mantra zaślepiająca logiczne myślenie.  
- Boże… - Wpadłam e szloch.  
- Ćśś… uciekniemy razem.. nic ci nie grozi ze mną. Obiecuje. Nie pozwolę cię tknąć.
- Gdzie?  
- Jak najdalej. – Pocałował mnie w czoło, a ja zasnęłam w jego ramionach czując się wreszcie bezpiecznie. Uwierzyłam mu.  

Obudził mnie odgłos idących ludzi. Zrozumiałam, że to on z lekarzem. Właśnie.. jak on ma na imię? Zbeształam siebie w duchu, jak mogłam tego nie wiedzieć?!  

- O ! I wstała nasza księżniczka. – Powiedział blondyn.
- Dzień dobry. Jestem doktor Klifford. Zbadam cię, a potem przepisze leki. Dobrze?
- Dzień dobry, tak. – Pokiwałam delikatnie głową.  
Jak się okazało miałam podłamane 2 główne żebra oraz małe inne złamania. Musiałam odpoczywać i leżeć, odpoczywać i leżeć. Zalecenie lekarza. Mam tylko nadzieję, że ten cały koszmar się skończy, ale niestety myliłam się. Kiedy mój pseudo bohater odprowadził go do drzwi wrócił do mnie ze strzykawką i mętną cieczą. Po moich oczach zaczęły spływać stróżki łez.
- Posłuchaj to nie tak jak myślisz… muszę cię otumanić, abyś nie znała drogi naszej ucieczki. Zaufaj mi.  
- Już to mówiłeś. Byłam pewna, że jesteś za mną. Okłamałeś mnie. Nawet nie znam twojego imienia.  
- Luke... Nie okłamałem. Spakowałem już rzeczy do zabrania. Daj sobie pomóc.
- Nie jestem żadną narkomanką! Może ty masz takie potrzeby ale ja nie.
- Kochanie, proszę.. – Podszedł do mnie i wziął moją dłoń. – Obiecuję, nie pozwolę aby ktoś cię mi zabrał i skrzywdził. Inaczej go zabije.
- W takim razie to nazywa się samobójstwem. – Odwróciłam twarz od niego.Nie miałam najmniejszej ochoty na niego patrzeć.
- No dalej! Na co czekasz? Na oklaski?  

Poczułam lekkie ukłucie i ujrzałam ciemność…

( Kochani przepraszam, za moją długa nieobecność ale było to spowodowane wizytą w szpitalu.A że jutro szkoła trzeba zacisnąć pięści i nadrobić spoooryy materiał. ALE UWAGA! ZAPRASZAM JUŻ NIEDŁUGO NA NOWE OPOWIADANIE:  

Namiętny związek.

Dzięki za komcie w poprzednim poście.. Mam nadzieję że i tu tez tak będzie! Jak na razie.. życzcie zdrówka. Najważniejsze! :D Dzięki misiaki. Z serduszkiem na ręku. I przepraszam też że nudny wpis, ale zawsze jest cisza przed burzą!

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1094 słów i 5973 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik EWA

    Proszę pisz dalej.

    3 lis 2014

  • Użytkownik Loriii

    Cudowne jak zawsze :* gdy czytam twoje opowiadania czuje się jakbym tam była <3

    3 lis 2014

  • Użytkownik XYZ

    fajne ;) nadrabiaj szybko materiał w szkole i dodawaj nnastępny rozdział

    3 lis 2014