Jane jak prawie codziennie jechała drogą numer 154 do Seattle. Był mały ruch. Dochodziła druga w nocy, więc ruch musiał być mały. W większości mijały ją tylko tiry i samochody dostawcze, których kierowcy bardzo się spieszyli, aby zdążyć z jakimś zamówieniem.
Jednak praca w Olimpii, gdzie ze Seattle jej rodzinnego miasta, jest aż 204 kilometry jest bardzo wykańczająca. Bardzo chciało jej się spać. Za pół godziny Jane miała być w domu, więc nie opłacało jej się zatrzymywać na sen.
Nagle usłyszała dzwonek telefonu. To był jej mąż, Eric. Sięgnęła po komórkę i przycisnęła zieloną słuchawkę.
-Cześć kochanie. Kiedy będziesz? Phil bardzo się za tobą stęsknił.
-Cześć Eric. Ja też tęsknię za moimi słoneczkami. Już niedługo będę, za jakieś dwadzieścia minut. - Jane usłyszała pikającą kontrolkę licznika paliwa. - Cholera, muszę jeszcze skoczyć na stację benzynową. Zapomniałam zatankować w Olimpii.
-Czekamy na ciebie. Muszę kończyć, bo Phil się obudził i płacze.
-Buźka.
-Kocham cię.
Rozłączyła się i odłożyła telefon na siedzenie pasażera. Szukała wzrokiem jakiejś stacji, ale na razie widziała tylko gęsto rosnące drzewa. Owa stacja pojawiła się dopiero po pięciu minutach drogi.
Włączyła kierunkowskaz i zjechała na pobocze.
Po chwili benzyna lała się już do baku niemłodego już Nissana. Jane nalała do połowy baku, bo i tak miała już niedługo być w domu. Przy kasie kupiła jeszcze kawę.
-Proszę uważać na drogę - poinformowała ją kasjerka. Miała pogodny uśmiech. Jej rdzawe loki opadały luźno na ramiona. Ale
oczy były przedziwne. Miały kolor tak ciemnej zieleni, że aż
przyciągały wzrok. - Ma być ponoć niezła mgła.
-Dziękuje za troskę. Jadę tylko do Seattle. Dobranoc.
-Miłej podróży.
Rzeczywiście, mgła przyszła szybciej niż Jane to przewidziała. Na szczęście z oddali było już widać światła jej celu podróży. Na przydrożnej tablicy dostrzegła napis ''Meanport wita''. Las jakby się zagęścił, a mgła zmieniła się w ciało stałe.
Wtem w odległości jakichś dwudziestu metrów Jane zobaczyła postać dziewczynki, która stała na środku drogi. Nacisnęła hamulec, ale jechała zbyt szybko, a odległość była za mała. Jedynym sposobem na uratowanie dziewczynki było zjechanie z drogi. Jane szybko podjęła decyzje i mocno skręciła kierownicą. Uratowała dziecko, ale jej koniec był nieunikniony. Przed samochodem pojawił się gruby pień drzewa. Zamknęła oczy, by ostatni raz ujrzeć twarze Erica i Phila. Poczuła mocne uderzenie i ostry ból. Czekała na nadchodzącą, bliską już śmierć.
3 komentarze
Felinka
Piszesz w bardzo interesujący sposób. Podobało mi się. Szkoda, że tak szybko zakończyłaś. Pozdrawiam.
Mordum
A gdzie ciąg dalszy? Zaczynało robić się całkiem ciekawie...
kasKA1998
To moje pierwsze opowiadanie i chciałabym znać wasze zdanie. Komentujcie.