Ledwo żywy wstałem z podłogi i oparłem się o ścianę. Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie stało. Byłem sparaliżowany strachem tak bardzo, że moje ciało stało się nieruchome. Po kilku sekundach uświadomiłem sobie w jak wielkim niebezpieczeństwie jestem ja, moja rodzina i bliscy. Zdecydowałem, powstrzymam tego psychopatę i uratuję wszystkich.
Naprzeciwko mnie stała stara, drewniana komoda z wysuniętą szufladą. Powoli stąpając roztrzęsionymi nogami udałem się w jej kierunku. W szufladzie znalazłem białą kopertę, z napisem "Pierwsze zadanie". Szybko ją otworzyłem i wyjąłem z niej 2 dziwne klucze oraz zdjęcie, które sprawiło, iż znów na krótką chwilę straciłem oddech. Nie czekając dłużej schowałem fotografię do tylnej kieszeni, a wraz z kluczami poszedłem w stronę drzwi. Tak jak sądziłem, były zamknięte.
Pierwszy klucz okazał się pasować do zamka, przez co zaciekawiło mnie to, po cholerę mi drugi klucz. Otworzyłem drzwi, zorientowałem się mniej więcej, że jestem w czyjejś piwnicy. Znalazłem duże schody na końcu korytarza i wbiegłem po nich na górę, łapiąc za klamkę. Pomyślałem, że właśnie jestem wolny i znów wracam do swojego życia. Niestety tę optymistyczną myśl przerwała inna, w której rozbrzmiewało słowo "trucizna".
Złapałem pierwsze lepsze taxi, które właśnie jechało w moją stronę.
- Na Mickiewicza 13 - powiedziałem.
Taksówkarz bez słowa ruszył i w ciągu 10 minut byłem już na miejscu, w moim domu. Mieszkałem w samym centrum Warszawy, to tutaj się uczyłem, wychowywałem i chodziłem do pracy. Byłem już starszym człowiekiem, brakowało mi zaledwie cztery lata do emerytury. W swojej całej karierze detektywa miałem styczność z mordercami, gwałcicielami, kibolami, drobnymi złodziejami oraz porwaniami czy nawet zaginięciami. Lecz nigdy, podkreślam nigdy, nie miałem tak bliskiego kontaktu z największym psychopatą w tym kraju. Wszedłem do swojego mieszkania, było w takim samym stanie, w jakim je zostawiłem. Usiadłem szybko na fotelu wyciągając spod niego pistolet i nóż.
Nerwowo spojrzałem na zegarek, była już 4:45. W tym momencie to być może najważniejsze 20 godzin w moim życiu. Wyciągając zdjęcie z kieszeni zawadziłem o ławe i fotografia upadła tyłem na dywan. Kolejne zaskoczenie, na tyle było coś napisane. Przypatrzyłem się bliżej i wyczytałem:
" To twoje pierwsze zadanie detektywie, znajdź osobę na zdjęciu i spróbuj ją uratować. Chociaż kto wie, może wcale nie będzie ci tak na niej zależeć, gdy już ją odnajdziesz. Pozwolisz jej żyć czy gnić?"
Te słowa wryły mnie w fotel. Otóż szok, który przeżyłem jeszcze w tej piwnicy patrząc na zdjęcie, spowodowany był tym, że widniał na nim mój rodzony brat, Leszek Wrona. Przyglądając się zdjęciu, zastanawiałem się gdzie on może się znajdować. Praca nauczyła mnie dopatrywać się szczegółów i czasem zbaczać z głównej ścieżki. Po raz kolejny zerknąłem na zegarek, już piąta. Stres i adrenalina próbowały przejąć nade mną kontrolę, lecz próbowałem się opamiętać. Nagle usłyszałem donośny huk moich drzwi wejściowych, podbiegłem zobaczyć, lecz nikogo nie było. Zauważyłem jednak, iż dywanik przy wejściu został przesunięty. Nie czas i pora, żeby nad tym rozmyślać, pomyślałem. Wpatrując się w zdjęcie mojego brata zauważyłem, iż za jego plecami jest bar o nazwie "Bar u Adama". Przypomniałem sobie, że to było kiedyś jego ulubione miejsce i spędzał tam mnóstwo czasu grając w bilarda czy chociażby popijając piwo. Zabrałem ze swojego pokoju marynarkę i szybko wybiegłem. Każdy dziwił się czemu tak dbam o rodzinę skoro moja żona wyprowadziła się wraz z córką do teściowej. Nikt nie mógł zrozumieć tego, że kochałem je z całego serca i nie pozwoliłbym żadnemu draniowi ich tknąć. Po opuszczeniu mieszkania udałem się do tego baru, a raczej ruiny, gdyż został on zamknięty rok temu i to, co z niego zostało, nie nadaje się nawet na mieszkanie dla bezdomnego alkoholika. Wszedłem do środka przez dziurę w oknie i nerwowo krążyłem z nadzieją, iż znajdę wskazówkę. Nagle usłyszałem dziwne stękanie i jęki, które wydobywały się z pomieszczenia dla personelu. Pewnym ruchem otworzyłem je i ujrzałem, dwie osoby siedzące naprzeciwko siebie, przywiązane do krzeseł z workami na głowie. Pomiędzy nimi stało dziwne urządzenie z dwiema spluwami skierowanymi w jednego i drugiego osobnika.
Wystraszyłem się jak nigdy i patrzyłem bez mrugania jak starsza kobieta na swój serial. Tuż obok mnie na żyłce zwisała kartka, wziąłem ją w dłoń i powoli czytałem. To, co przeczytałem było dla mnie ogromnym szokiem i nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Dowiedziałem się jednak, że, po lewej stronie mam młodocianego gwałciciela, a naprzeciwko swojego brata. To jednak nie koniec niespodzianek, napisane też było, że mój brat sypia z moją żoną, a dowody są w jego lewej kieszeni dżinsów. Zatkało mnie jak nigdy. Podszedłem do obydwu i ściągnąłem im z głowy worki oraz odkleiłem taśmę z ich ust.
- Kim jesteś do cholery?! - krzyczał młody przestępca.
- Być może twoim jedynym ratunkiem kolego — odpowiedziałem mu zdecydowanym głosem.
Skierowałem wzrok na brata i podszedłem bliżej zadając po kolei pytania.
- Sypiasz z moją żoną?
- Oszalałeś, uwolnij mnie szybko, jakiś wariat zagroził mi śmiercią, a tobie na dochodzenie się zebrało.
- Czemu na tej kartce piszę że sypiasz z moją żoną?! - krzyknąłem i zerwałem kartkę z żyłki.
To był mój największy błąd. Usłyszałem tylko jakiś stukot i tykanie zegarka. Spanikowałem, zajrzałem szybko do kieszeni brata, to prawda. Sypia z moją żoną, wszystko jest na około dziesięciu może dwunastu zdjęciach jak się zabawiają pod moją nieobecność. Odwróciłem kartkę i zauważyłem mały druczek "P.S", a pisało w nim:
"Detektywie, twój brat sypia z twoją żoną łamiąc jedno z przykazań bożych. Młodziak naprzeciwko też zgrzeszył, lecz odpracował karę 5 lat więzienia. Kogo wybierasz? Czy każdy grzech zasługuję na odpokutowanie? Masz tylko 120 sekund na decyzję, wybierz rozsądnie."
Wiedziałem, że zdążyła minąć jakaś minuta, więc czasu miałem coraz mniej, ich krzesła były przyczepione do tego urządzenia, przez co nie mogłem ich wywrócić. Bijąc się z myślami, postanowiłem słuchając się rozumu.
- Wybacz bracie, to co mi zrobiłeś nie może zostać wybaczone. Tym bardziej, że muszę wybrać sprawiedliwie, przepraszam. Podszedłem na linie strzału w młodziaka i usłyszałem głos z głośnika- Trzy! Dwa! Jeden!
Mocnym kopniakiem wywróciłem tego dzieciaka razem z krzesłem, przyjmując strzał w bark. Po sekundzie padł drugi strzał, krzyk mojego brata umilkł. Trzymając się za ramię uwolniłem młodziaka, który od razu zaczął mi dziękować i wręcz rzucił mi się na szyje.
- Uciekaj jak najdalej i nie pokazuj mi się na oczy — krzyknąłem.
Dzieciak wybiegł i prawie wywrócił się na schodach. Ja spoglądając na brata zauważyłem na ścianie ogromny napis a obok niego coś bardziej przerażającego. Padłem na kolana i trzymając się za bark zacząłem płakać i rzucać się na podłodze jak małe dziecko, cokolwiek się stanie uratuję ją, a jego zabiję, sprawię mu ból tak wielki, jaki on sprawia mi.
Ona jest dla mnie całym światem...
Dodaj komentarz