Inwazja zombie cz. 7- Koniec rozdziału

Są tu wszystkie części, ale poprawione błędy z poprzednich części, trochę je pozmieniałem (nieznacznie) i dodałem kilka wersów na końcu.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy rano wstałem nie zjadłem śniadania, gdyż spóźniłbym się do pracy.
-Dopiero urlop i już się spóźnić? Kurde -pomyślałem.
Szybko wsiadłem do samochodu i pędziłem do pracy, została mi godzina, jechałem ponad 120 km/h. Włączyłem sobie radio i słyszałem, że w Portugalii coś się dzieje, nie wiedziałem dokładnie co, ponieważ włączyłem radio w połowie reportażu z resztą nie interesowało mnie to wtedy jakoś szczególnie.
-Kurwa, mam jeszcze dziesięć minut i 20 km, te korki mnie dobijają-mówiłem do siebie.
Gdy skończyłem swoją zmianę jak co środę robiłem większe zakupy, ale w czwartek miałem mieć wyprawiane 35'ąte urodziny i co za tym idzie imprezę, więc zrobiłem zakupy za ponad 250 złotych.
W domu sprawdziłem, czy wszystko kupiłem.
-Mleko mam, cukier, mąka, ciasto jest, kiełbasa, chleb i wódka jest, chyba wszystko mam-myślałem sobie. Byliśmy prostymi ludźmi ze wsi, więc impreza była po staropolsku.
Gdy sprawdzałem dalej czy wszystko mam ktoś zapukał do drzwi. Podszedłem i otworzyłem drzwi, a przed sobą widzę dobrego kolegę ze starej pracy.
-O kogo moje oczy widzą, ile to się nie widzieliśmy? 2 lata?-Zapytałem retorycznie i dokończyłem-Wchodź do środka, zapraszam.
-Dzięki, akurat wracałem od rodziców, mieszkają 300 km stąd, a do domu mam jeszcze 100, więc pomyślałem, że wpadnę zobaczyć co u ciebie.-Mówił w drodze do salonu.
-Co chcesz kawę, herbatę, a może piwko? Jedziesz z kimś czy sam?- zapytałem.
-Sam- odpowiedział
-Mam bezalkoholowe
-To możemy się napić piwka- odrzekł. Gdy dałem mu piwo i usiadłem zapytał się mnie
-Słyszałeś co się działo w Portugalii? Teraz jeszcze w Niemczech, Francji i Hiszpanii.
-W sumie to nie, nie wiem co się dzieje.
-Ludzie się nawzajem zjadają żywcem, umierają i wstają do życia, rządy upadają, ja się przygotowałem mam broń, naboje i apteczkę oraz zapasy. Czuję, że już niedługo zawita to do nas, wiem brzmi to, jak jakiś film o zombie, ale tak to wygląda_właśnie, jak w tych filmach, radzę ci zrobić to samo- Spojżałem mu w oczy i później pogadaliśmy jak to było za starych dobrych czasów. Przesiedział u mnie prawie godzinę, po czym porzegnaliśmy się wsiadł do samochodu i odjechał. Przez następną godzinę myślałem nad tym, co powiedział mi kolega. Sprawdziłem swój arsenał i zapasy. Każdego lipca robiłem zapasy na zimę, była połowa września więc miałem już wszystko w piwnicy ułożone na półkach. Spojrzałem do mojej szafki z bronią. Byłem kiedyś myśliwym, ale przez pomyłkę odstrzeliłem złego byka i się wypisałem z koła. Jako myśliwy miałem pozwolenie na broń. W moim mini arsenale znajdował się Sztucer, Blaser i policyjny p99. W sumie miałem amunicji po 10 sztuk do 2 pierwszych broni, a do trzeciej tylko pełny magazynek o pojemności 15 naboi.
Po sprawdzeniu broni i zapasów położyłem się spać i zasnąłem.
Rano obudziłem się wcześniej niż poprzedniego poranka; spokojnie ubrałem się, zjadłem, i przy kawie włączyłem poranne wiadomości.
-Czyżby miał rację ?- pomyślałem zaniepokojony oglądając.
-Witamy wszystkich i prosimy o niewychodzenie z domów, zamknięcie się i nikogo niewpuszczanie. Niedługo podamy więcej informacji, policja i wojsko robią wszystko, co mogą-Leciał ten komunikat cały czas na wszystkich kanałach telewizji i w radiu.
Zaniepokojony zadzwoniłem do kolegi, który wczoraj u mnie był.
-Skąd wiedziałeś? Co mam robić? Żyjesz?-Pytałem zaniepokojony.
-Właśnie miałem do ciebie dzwonić, nie wychodź z domu, ja rodziny już nie mam, rodzice już nie żyją, ale ty... Zadzwoń do swojej rodziny, jak chcesz mogę u ciebie za 3 godziny być, wezmę zapasy i broń...- wytłumaczył roztrzęsiony
-Spoko fajnie przyjeżdżaj, razem damy radę, a czuję, że nie prędko się zmieni sytuacja
-Tylko pamiętaj, żeby nie wych...-I w tym momencie nas rozłączyło.
Zaraz próbowałem zadzwonić do rodziny, ale... nie chciało łączyć, łączność padła, jeszcze jest prąd to już coś.
-O kurde ktoś puka do drzwi... -Podchodzę patrzę w judasza, a tu stoi znajoma twarz. Przecież to Ksawery. Ksawery to mój brat mieszka 20 kilosów ode mnie. Skąd się tu wziął ? Nie myśląc zbyt długo wpuściłem go do siebie do domu. Był cały we krwi, a w ręce trzymał nóż, który upuścił od razu po wejściu do przedpokoju, a zaraz potem zemdlał. Od razu wziąłem go do salonu i położyłem na kocu. Powierzchownie sprawdziłem jego ciało, nie miał żadnych ran po ugryzieniu. Tylko jedną jakby ranę ciętą. Opatrzyłem go i obtarłem z krwi, od której miał brudną twarz, ręce i ubrania. Usiadłem spokojnie za nim w ręku trzymając naładowany pistolet P99, liczyłem się z najgorszym, chociaż tego nie chciałem, ale możliwe, że może jednak coś przegapiłem i się zmieni. Po godzinie siedzenia i czekania na to aż się obudzi przypomniałem sobie o tym, że kiedyś interesowałem się survivalem i mam gdzieś schowany wyposażony plecak BoB i maczetę. Od razu wziąłem się za szukanie. Gdy znalazłem i wróciłem do salonu, upuściłem torbę, przetarłem oczy ze zdziwienia
-Gdzie on się podział ?- Pomyślałem i krzyknąłem- Ksawer jesteś !?- I cisza więc krzyknąłem jeszcze raz, po czym odpowiedział
-Jestem! W jakimś pokoju... już idę!
-Co tam robiłeś- zapytałem zdziwiony, gdy zszedł
-Szukałem cię....
-Nie ważne, skąd się tu wziąłeś i czemu byłeś cały od krwi?- Spojrzałem mu w oczy z pytającym wyrazem twarzy.
-Wsiadłem do auta i jechałem do ciebie, ale w połowie drogi ktoś mi wyskoczył pod maskę i znalazłem się 'na drzewie'...-Wysłuchałem zdziwiony i powiedziałem
-Dobrze, że nic ci nie jest. Jak dzwoniłeś do kogoś?
-Tak, ale rodzice nie odbierają- Oznajmił mi brat i zapytał-Jak tam u ciebie sytuacja wygląda?
-Słabo, chociaż nie najgorzej; mam mały arsenał, ale słabo z amunicją, mam zapasy, ale słabo z ich przenoszeniem, mam agregat prądotwórczy, który w sumie nie hałasuje i baterie słoneczne, ale słabo z paliwem zaledwie 10 litrów i pełen bak w samochodzie.-I zacząłem wymieniać, gdy w drzwi zaczęło coś walić. Wyglądało to jakby z jakiegoś taniego horroru, ale to była prawda. Za pół godziny powinien być Kuba, który był u mnie zaledwie wczoraj.
-Za chwile będzie tu mój kolega wtedy ustalimy w trzech co robić dalej.- I zapadła cisza... Po 10 minutach znowu usłyszałem walenie, chociaż bardziej jakby pukanie poza tym słyszałem głosy... To on, już przyszedł !
-Siema, wchodź-Powiedziałem i dokończyłem pokazując ręką- To jest mój brat Ksawery, a to mój kolega Kuba.- Przywitali się z sobą, po czym nastała chwila ciszy. Skrępowany niezręczną sytuacją postanowiłem coś powiedzieć.
-yyy... o mam pomysł może w telewizji coś jest!-Ale skreślając moje założenia Kuba powiedział
-Nie ma prądu... Może masz radio na baterie?-Zapytał pełny nadziei.
-No tak! Że też na to nie wpadłem- Odpowiedziałem zadowolony. Znalazłem radio i położyłem na stolik, a my siedliśmy wokoło niego. Włączyłem je, po czym usłyszałem następujący komunikat
-Witam wszystkich, jeśli mnie słyszycie musicie wiedzieć, iż rząd pracuje nad rozwiązaniem kryzysu... Witam wszystkich, jeśli mnie słyszycie musicie wiedzieć, iż rząd pracuje...-I znowu komunikat leciał ten sam... Musieliśmy obgadać sytuacje i wyjść w końcu z domu Kuba mówił, że widział dużo rabunków na domy. Mam szczęście, że mieszkam w małej miejscowości mającej zaledwie 100 mieszkańców.
Jest godzina 22;
-Słuchajcie chłopaki, idziemy spać, jutro obgadamy co i jak dalej.- Powiedziałem. Wszyscy zgodni poszliśmy spać.
Około 1 w nocy obudziły mnie jakieś wrzaski i grzebanie przy drzwiach.
-Ej, chłopaki wstawajcie. Ktoś grzebie przy drzwiach.-Oznajmiłem zaniepokojony. Kuba od razu wziął swój zmodyfikowany karabinek MP5 o mocy 40J i 2 pełne magazynki. Musiał kupić ją na czarno, ponieważ broń można posiadać tylko do 17J bez zezwolenia, a do 18 na dowód. Ksawery bez broni więc dałem mu mój Blaser, a ja wziąłem P99. Podchodzimy do drzwi, które ledwo się trzymały. Raptem bum i wyważyli drzwi, jak można było się domyślić byli to włamywacze.
-Spierdalać stąd ! Już, to mój dom- Krzyczałem schowany za ścianą.
-Dajcie nam swoje zapasy i znikamy!-Odpowiedział wysoki, szczupły blondyn z pistoletem.
-Nic nie oddamy, mamy dobre uzbrojenie, nie radzę wam...-Krzyknąłem zdenerwowany. Wysunąłem się ledwo i zobaczyłem, że do mnie mierzy z broni. Odruchowo się schowałem, po czym usłyszałem strzał.
-Kurwa! Strzelają! -Krzyknąłem jakby nie wiedzieli i oddałem 3 strzały.- Tylko uważajcie i nie marnujcie amunicji-Dokończyłem. Oddałem kolejny strzał i trafiłem jednego z nich w ramię.
-Auuuu, dostałem-Krzyknął, Ksawery trafił następnego, ale prosto w głowę i powiedział
-Trafiłem jednego-Krzyknąłem
-Ja też- Oznajmił nam Ksawery. Dostało co najmniej dwóch z nich. Od razu usłyszałem
-O kurde zombie !- Krzyknął ktoś od nich
-Nie strzelajcie- Powiedziałem do Ksawerego i Kuby. Wyszliśmy na podwórze i zobaczyliśmy 6 dziwaków (zombie). Moi kompani wybiegli z nożami, a ja z maczetą.
Rozwaliliśmy ich szybko, ale byliśmy zmęczeni.
-Wchodźcie do nas szybko za nim ktoś przyjdzie!- Krzyknąłem. Bez słów wszedł ranny, za którym poszła reszta, a Kuba zaprowadził ich do salonu. Zaraz po wejściu zacząłem na nich krzyczeć
-Co Wy kurwa wyrabiacie? Mogliśmy Was rozstrzelać jak kaczki w wodzie ! Pojebało Was? Mówiliśmy, żebyście sobie poszli. Kurwa. Tyle amunicji w pizdu poszło.
-Seweryn-Powiedział Kuba- Nie drzyj mordy. Później się tym zajmiemy, powiedz lepiej co mamy robić teraz.
-Opatrzcie rannego-Rozkazałem, po czym nastąpiła cisza. Po chwili ktoś znowu wszedł do domu.
-Ej ty-Pokazałem palcem na jednego z napastników-Jak masz na imię ?
-Karol jestem-Odpowiedział.
-Chodź, pomożesz zastawić drzwi, bo żeście je rozwalili.-Powiedziałem spokojnym głosem.
-Idę już, idę.-Odpowiedział Karol. Szybko wykończyłem dziwaka walą mu z noża prosto w głowę i zadałem następujące pytanie
-Czym zastawimy te drzwi?
-Jak masz jakąś ciężką szafę to można przesunąć.
-Mam, chodź. Taka powinna wystarczyć na razie...-Powiedziałem w czasie przesuwania szafki pytałem
-Czemu nas zaatakowaliście ? Nie mogliście iść jak wam radziliśmy?
-Chcieliśmy, ale rządzi, rządził typ, którego zabiliście.
-Powiedzmy, że ci wierzę-Burknąłem pod nosem i poszliśmy do salonu, do reszty, ale tam pseudo niespodzianka, jednego z nich nie było a drugi stał za Jakubem, któremu przyłożył pistolet do głowy. Po czym odruchowo zrobiłem to samo z Karolem.
-Co wy kurwa robicie?-Pytałem rozstrzęsiony i wkurzony, jak byk którego się ujeżdża.
-Nie ufamy wam, zabijecie nas jak jego.-Powiedział jeden z nich schowany za ścianą.
-Teraz zginiecie na pewno, jeśli nie odłożycie broni- Oznajmiłem starając się zachować nerwy na wodzy.
-Jesteś pewny? Wie...-Chciał powiedzieć napastnik zakładnikiem, kiedy wtrącił się trzeci z nich, czyli Karol
-Spokój! Adam i Szymon-Tak mieli na imię dwaj jego kompani.-Odłóżcie broń, oni są w porządku, przecież nas uratowali!-Starał się załagodzić sytuację, niczym negocjator w napadzie na bank, w którym są zakładnicy.
-Posłuchajcie go lepiej-Powiedział ich zakładnik, na co docisnął mu lufę do głowy i powiedział
-Cicho siedź, jeśli chcesz pożyć jeszcze chwilę
-Słuchaj, zostaw go i chodźmy stąd-Dodał mój zakładnik. Po czym Szymon, który był schowany na piętrze oddał strzał w moim kierunku trafiając Karola w nogę. Na to szybko się schowałem i oddałem celny strzał prosto w głowę Adama niczym snajper strzelający z 100 m do nieruszającego się celu.
-O kurwa- Krzyknął Kuba i od razu schował się za ścianą.
-Musimy tego na górze ściągnąć.-Krzyknąłem do partnera, po czym oddałem dwa strzały. Zaniepokojony spojrzałem w magazynek i ujrzałem cztery naboje.
-Mamy przejebane-Rzekłem po cichu sam do siebie. Oddałem kolejny strzał, po czym Jakub poczołgał się po pistolet napastnika. Po pięciu sekundach, które trwały jak 5 minut postanowiłem wychylić głowę za ścianę, ale od razu padł strzał, który przeleciał obok głowy. Następnie zdziwiony usłyszałem jakby piłka od a raczej 10 piłek spadało po schodach.
-Seweryn, szybko! - Zawołał mnie kompan. Moim oczom początkowo ukazał się widok próbującego podnieść się napastnika i Kubą celującemu mu w głowę, a na schodach zakrwawionego Ksawerego.
-Co ci się stało?- Zapytałem się Ksawerego zaniepokojony.
-Ten cwel go pobił- Odpowiedział Jakub za Ksawra. Krew płynęła mu z nosa, warg i był cały posiniaczony. Na co w upływie nerwów podszedłem i zacząłem bić po twarzy naszego "więźnia".
-To za Ksawra- Krzyknąłem dając mu dwa proste ciosy prosto w nos
-To za włamanie- Powiedziałem, zadając kolejny cios
-I za zmarnowaną amunicję- Oznajmiłem Szymona waląc mu pięknego sierpa prosto w lewy policzek
-Masz za Kar... Kurde Karol!-Wkurzony rzekłem odchodząc od niego na dobre 3 metry, po czym wruciłem zadałem kolejny cios mówiąc
-To za Karola- Cios w napływie adrenaliny był tak silny, że stracił przytomność.
-Karol nic ci nie jest? Jak noga?- Zapytałem. Nie dając dojść mu do słowa powiedziałem
-Czekaj zaraz cię opatrzymy.
-Dzięki, ale nie chciałem tego, nie wińcie mnie za to, co zrobili oni...- Tłumaczył przestraszony.
-Spokojnie, nie winimy cię za nic.- Uspokajałem
-Co zrobimy z nim?- Zapytał mnie Kuba
-Nie wiem, puścimy go wolno-Mówiłem po cichu
-Jak to wolno?! Nie widzisz co zrobił Ksaweremu? Pojebało Cię?!- Krzyczał zdenerwowany.
-Nie drzyj się na mnie, okej ?- Powiedziałem donośnym tonem. I dokończyłem
-Rób co chcesz, możesz go zabić, ale ty go będziesz mieć na sumieniu- Po tym zapadła cisza, żeby nikt nie siedział bezczynnie rozkazałem Jakubowi
-Opatrz młodego- Bo tak był nazywany Ksawery przed tym całym syfem. Nic nie mówiąc wziął się do roboty.
-Co teraz zrobicie ?- Zapytał nieśmiało
-Mamy zamiar wyjechać. Chcesz się zabrać z nami?- Pytałem się spokojnie i uprzejmie jakby nic się nie stało.
-Nie wiem, chętnie bym się zabrał, bo sam nie przeżyje, ale czy macie miejsce?- Mamy jeszcze 2 wolne miejsca- Odpowiedziałem kończąc bandażowanie jego nogi.
-To jak? kiedy jedziemy?- Zapytał młody
-Myślałem, żeby dziś się przygotować, a jutro spakować i wyjechać-Odparłem
-Spoko, a gdzie jedziemy?- Zapytał ponownie
-Gdzieś gdzie jest bezpiecznie- Zapadła po raz kolejny cisza przez dłuższą chwilę.
-To młody zaczekaj tu z kolegą- Powiedział kolega, dając mu pistolet do ręki-, a my idziemy spakować rzeczy.
-Dobry pomysł- Odrzekłem. Poszliśmy do piwnicy z dużą torbą piłkarską i spakowaliśmy moje zapasy na zimę i oczywiście gorzałę.
-Dobra, to wszystko?- Zapytał
-tak- Wyszliśmy z pełną torbą zapasów.- Spokojnie mam jeszcze u góry to, co miało być na imprę.-Powiedziałem, uśmiechając się. Spakowaliśmy się do końca i poszliśmy spać.
Rano, gdy chcieliśmy spakować torby, przybłąkało się 3 dziwaków, których szybko rozwaliliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy. Minęliśmy kilku ludzi i dziwaków, ludzie rabowali domy i sklepy. My mieliśmy zapasy na co najmniej trzy miesiące dla jednej osoby teraz jak było nas czterech, jak coś znajdziemy to wystarczy może na miesiąc. . Przy odrobinie szczęścia.
-Zatrzymaj się- powiedział Kuba- Patrz na nią potrzebuje pomocy- mowa tu o kobiecie średniego wzrostu, miała około 175 cm wysokości, która próbowała walczyć z 6 zombiakami. Szybko się zatrzymaliśmy i wyskoczyliśmy na pomoc kobiecie niczym rycerze w srebrnej zbroi. Karol odsunął kobietę o blond włosach mówiąc
-chowaj się, chodź ze mną, oni się tym zajmą.
-Kim ty jesteś?- pytała stojąc dwa metry od dziwaków.
-Chcesz żyć to chodź - powiedział nerwowy wbijając nóż w głowę zombie. W tym samym czasie my próbowaliśmy ich zabić. Było ich więcej niż nas, mając przewagę liczebną miały sporo łatwiej. Jako pierwszy zaatakowałem wbijając maczetę w głowę dziwaka
-Kurwa, maczeta umknęła! -Krzyknąłem wystraszony, szarpałem ją wystraszony. Gdy udało się ją wyciągnąć krew lała się jak woda z kranu. Gdy udało mi się ją wyciągnąć Ksawery krzyknął
-Pomocy! Nie dam rady sam! - był otoczony przez 3 zombiaków.
-Trzymaj się już lecę — Odpowiedział Kuba znajdujący się pięć do sześciu kroków przed nim. Ja wykończyłem kolejnego dziwaka ciosem z maczety w skroń i zmęczony pobiegłem na pomoc. Gdy zabiliśmy ostatniego spojrzałem na nich z Pytaniem
-Coś wam te puste łby zrobiły?
-Nic, raczej nie, ale po ilości krwi nie jestem pewny czy to moja, czy ich. - Powiedział roztrzęsiony Ksawer co dało do zrozumienia, że się wystraszył z resztą jak my wszyscy. Podszedłem do białego Jeepa i zapytałem
-Coś ci się stało?
-Nie, nic mi nie jest, ale gdyby nie wy...- Odpowiedziała piękna kobieta
-Seweryn jestem-Przedstawiłem się, całując ją w dłoń.
-A to Ksawery, Kuba i Karol - Przedstawiłem swoją grupę pokazując na każdego po kolei.
-A ja jestem Kasia- Przedstawiła się. I dokończyła- Dziękuję za pomoc
-Nie ma za co dziękować zwyczajny odruch, ale gdyby nie koledzy to nie zauważyłbym cie-Powiedziałem troszkę zawstydzony
-Jest za co, równie dobrze mogliście mnie zostawić. - Kłóciła się wdzięczna kobieta.
- Mamy wolne miejsce, chcesz się zabrać z nami?- Zapytałem w imieniu grupy-Nie chcę się Narzucać- odpowiedziała niepewna kobieta.
-Widzieliśmy jak sobie radzisz. Może jednak? - Zapytałem, dając jej do zrozumienia, iż inaczej zginie.
- W sumie masz rację, chętnie się zabiorę, dzięki za propozycję.- Wtedy kontynuowaliśmy dialog z tyłu usłyszałem zombi, odwróciłem się i upadłem pod wpływem skoku na mnie dziwaka.
Byłem bezbronny jak dziecko i zaskoczony niczym złodziej, gdy policja wpada mu do domu, opadłem z sił po walce, nie dałbym rady dłużej trzymać głowę dziwaka nad swoją, ale gdy miałem już się poddać ktoś, kto stał obok mnie zabił go.
-Dzięki bracie - Podziękowałem pełen wdzięczności za uratowanie życia. I po wejściu do samochodu zapytałem
-Czym się zajmowałaś za nim to się zaczęło?
-Pracowałam jako tłumacz.
-Ciekawa praca...
-ta- Odpowiedziała uśmiechając się. Przejechaliśmy około 100 km, po czym zmęczony chciałem zmienić się za kierownicą, a tu "niespodzianka” Zobaczyłem 2 sztuki broni, a obok jeden trup. Był świeży, na oko leżał nie dłużej jak jeden dzień. Znalazłem przy nim Karabinek MP5, 3 pełne magazynki i maczetę. Ubrany był w strój moro. Prócz broni leżała tam apteczka osobista jednostek wojskowych i 2 sztuki polowych racji żywnościowych. Zdziwiony, że tak to leży zawołałem resztę grupy słowami
-Eej ludzie, chodźcie tu zobaczyć!
-Co się stało?- zapytał Ksawery
-Czy w widzicie to, co ja?
-O kurna, ma tę samą broń, a amunicja jest?- Zapytał Kuba
-Ma, aż 3 pełne magazynki. Sprawdź ile jest jeszcze w środku-Rozkazałem
-Pół magazynku- Powiedział zadowolony.
-Ale nie dziwi Was, że on tu tak leży? Ktoś, kto go zabił raczej wziąłby rzeczy- Próbowałem wytłumaczyć zdziwiony
-Patrz na rękę został ugryziony-Powiedział Karol
-Przeszukajmy go dokładniej może będzie coś jeszcze-Powiedziałem i wzięliśmy się do roboty. W trakcie przeszukania Kasia rzekła
-Zaraz przecież został ugryziony...- I w tym momencie złapał mnie za rękę, budząc się jako dziwak.
-Co jest kurwaa!?- Krzyczałem pod wpływem impulsu. Szarpaliśmy się nawzajem ja do siebie, a on do siebie. Próbowałem wstać, żeby było mi łatwiej wydostać się z ucisku. Po chwili w końcu mi się udało. I krzyknąłem do grupy
-Pomóżcie mi no, co stoicie?- Nie reagując stali jak skamieniali, wzrokiem wbitym, jakby nie wiedzieli co się dzieje _............_ Szarpnąłem mocniej za jego rękę, która oderwała się w łokciu od reszty ciała. Upadłem, niefortunnie uderzając głową w duży kamień. Straciłem przytomność _............._ Ocknęli się, gdy zombie chciał na mnie skoczyć, kobieta strzeliła mu w głowę. Dziwak upadł na mnie, więc miałem całą twarz we krwi.
-Dziwaki !!!- Krzyczał Karol. Było ich koło 20. Więc wystraszeni wzięli noże i rozwalali ich.
-Nie damy rady, jest ich za dużo- Powiedział głośno Kuba
-Rozwalimy ich, damy radę, mówię wam- Rzekł do nich Ksawery. Kasia z rozsądkiem powiedziała
-Nie! Idziemy stąd- W tym samym czasie wbiła nóż w głowę dziwaka. Ksawery w odpowiedzi odrzekł
-Dobra niech będzie, ale weźcie Seweryna, bo zaraz się na niego się rzucą- Kuba złapał mnie i odsunął około 10m. W tym momencie ktoś przejeżdżał samochód, było w nim 7 osób. Gdy wysiedli Kasia wyszła przed Ksawerego i Jakuba i powiedziała
-Nie chcemy problemów bierzemy kolegę i jedziemy.
-został ugryziony? - Zapytał się kierowca
-Już idziemy- Odpowiedziała wystraszona
-Pytam się, został ugryziony? Odpowiadać szybciej, bo zaraz tu będą zombiaki- Pośpieszał zdenerwowany.
-Nie, nie został- Powiedział Kuba
-Daleko nie uciekniecie bez samochody, pomożemy Wam się tam dostać, bierzcie noże i chodźcie.-Odpowiedział, kierowca ubrany w czarną skórę i niebieskie dżinsy.
-Kasia zostań i pilnuj Seweryna, może jakiś się na niego rzucić.- Powiedział Kuba, Kasia nie odpowiadając została i wyjęła nóż. Kuba i inni rozwalali dziwaków, a Kasia klepała mnie potwarzy i mówiła
-Seweryn, Seweryn, żyjesz?- Jej długie blond włosy padały mi na twarz. Powoli odzyskiwałem przytomność
-Co? Co się stało?- Pytałem zamroczony
-Nie śpij, tylko wstawaj- Powiedziała pół żartem, pół serio
-Już, już, ale co się stało ?
-Jak to, co musisz pomóc, bo zaraz nasi padną.
-Co?- Obróciłem się za siebie i ujrzałem naszą grupę i kilka nieznajomych osób.
Wstałem wziąłem nóż i pobiegłem na pomoc. Strzeliłem w jednego, a kierowca powiedział


-Nie strzelaj żółtodziobie bierz nóż i pomóż- Nie zastanawiając się zbyt długo wykonałem polecenie, spojżałem pod nogi i ujżałem dużo dziwaków, prawie o jednego z nich się wywróciłem.
-Ten jest mój- ktoś powiedział i nieznajomy go zabił ciosem w skroń.
-Dzięki za pomoc- Podziękowałem grzecznie i dopytałem
-Czemu nam pomogliście?
-Każde życie jest cenne, mamy nadzieje, że jak ktoś będzie w potrzebie zrobicie to samo...
-Mnie już uratowali- Powiedziała Kasia, przerywając tą pogawętkę zapytałem
-Zgaduję, że tego za darmo nie zrobiliście, prawda?
-Jedzenie nam się kończy, ale jeśli nie macie to nie będziemy nalegać...
-Zaraz zobaczę co mamy...

ZzZ

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 4230 słów i 23395 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik X

    SpojRZałem..

    22 kwi 2016

  • Użytkownik ZzZ

    @X Nie jestem pewny jak to mam rozumieć...

    23 kwi 2016