Piątek to chyba mój ulubiony dzień tygodnia. Po pięciu dniach intensywnej (powiedzmy) pracy nadchodzi czas na odpoczynek, a w moim przypadku czas na randkę numer jeden. Chociaż powinienem napisać numer jeden "b”. Dlaczego "b”? Jak co dzień rano jadąc autobusem linii 190 do redakcji, moje myśli były daleko, tym razem wyobrażałem sobie różne scenariusze idealnej randki. Jak powinna się potoczyć, ale dotarło do mnie, że lepiej nie planować, a zdać się na spontaniczność, tak będzie lepiej.
Z tego nierealnego świata wyrwał mnie tajemniczy blondyn, który dosiadł się do mnie, pomimo że autobus był praktycznie pusty. Dziwne, biorąc pod uwagę godziny poranne… Mam na myśli pusty autobus oczywiście. A żeby było mało, usiadł bardzo blisko, ocierając się swoim udem o moje. Udałem, że nie zauważyłem i poprawiłem słuchawki, z których płynęła moja ulubiona muzyka. Zaczepił mnie i coś mówił, ale nie jestem pewny co, ponieważ miałem wspomniane słuchawki. Szybko je zdjąłem, a nieznajomy przedstawił się, ukazując w urzekającym uśmiechu idealnie równe i białe zęby, a jego fiołkowe oczy, obdarzyły mnie głębokim spojrzeniem. Gdyby nie to, że siedziałem, stwierdziłbym zapewne, że mam nogi z waty. Nieznajomy, a może już nie nieznajomy, miał na imię Krzysiek. Chociaż sam przedstawił się bardziej oficjalnie... "Krzysztof jestem”. I w tym momencie jak to zazwyczaj u mnie bywa, zapomniałem języka w gębie. Cholerny kretynie, pomyślałem, skup się i powiedz coś! Niestety na nic moje starania. Ani "me” ani "be” ani… Stało się! Jestem bardziej beznadziejny, niż dotychczas sądziłem. Mój nowy kolega, przejął inicjatywę, widząc moje "zasznurowane” usta albo trafniej oceniajając blokadę szarych komórek. Zamieniliśmy kilka zdań, mam tu na myśli ON mówił, a ja przytakiwałem. Zniechęcił się. Wcale mnie to nie dziwi, wysiadł z autobusu jak oparzony. Trudno. Szansa numer jeden "a” przepadła – pomyślałem.
Naprawdę nie rozumiem, jestem wygadany, usta mi się nie zamykają i zawsze mam coś do powiedzenia, niekiedy osoby z mojego otoczenia uważają to za wielką wadę. A jak przychodzi do randek… Jakich randek? Spotkania fajnego faceta i krótkiej wymiany zdań, odejmuje mi mowę i zachowuję się jak niedorozwinięty umysłowo. Może się nie nadaję do tego? Może jestem z góry skazany na samotność, życie w pojedynkę, na bycie singlem do końca życia? Nie, nie, nie! Mowy nie ma!
W pracy, jak to w pracy dużo do zrobienia nie było, w końcu jest piątek. Korzystając z okazji, "wykorzystałem” służbowy komputer do prywatnych zachcianek. Popularny portal randkowy, charakteryzujący się pomarańczowym kolorem, profil już mam, teraz czas na "przekopanie” zawartości strony. Na początku postanowiłem skorzystać z metody, którą gram w totolotka, "chybił trafił”, entliczek, pentliczek, bęc! Zdjęcie – jest. Opis – jest. Nie jestem ograniczony, zacząłem od tego drugiego.
"Młody, podobno przystojny chłopak, pozna kumpla, przyjaciela, chłopaka. Jestem otwarty na każdą znajomość. Nie interesują mnie spotkania na seks. Oczekuję czegoś więcej. Jeśli jesteś normalnym chłopakiem, a nie przegiętą ciotką z masą koleżanek i koleżaneczek, napisz”.
No dobra, opis do wytrzymania, czas na "podobno przystojnego” zdjęcia. I tutaj o mało nie spadłem z obrotowego krzesła. Moim oczom ukazał się Krzysiek! Czy to jakiś znak? Nie sądzę. Raczej głupi zbieg okoliczności. Czas na dalsze poszukiwania, przeglądając kolejne strony z coraz mniejszym zapałem i zainteresowaniem, usłyszałem dźwięk nadejścia nowej wiadomości. Kliknąłem…
"Sorry, że tak wypadłem z autobusu. Może spotkamy się wieczorem? Krzysztof”.
Kurdę. Takiego obrotu sytuacji nie przewidziałem, ale postanowiłem się z nim spotkać. Jesteśmy umówieni o dwudziestej drugiej w centrum. Martwi mnie, że nie mogę się pozbyć jednego wrednego uczucia. Jest to pewnego rodzaju dysonans poznawczy. Wiem, jak wygląda, jak się zachowuje, ale przeglądając jego wszystkie zdjęcia, odniosłem wrażenie, że to ON jest taką przegiętą ciotką, a jak sam napisał, takich nie szuka. A zdjęcia z dziewczynami z podpisem "najlepsze psiapsiółeczki na świecie” za cholerę mi nie pasuje. Nie zgadza mi się wygląd i zachowanie, a dodając do tego moje pokrętne myślenie, składa się w całość. Jak zawsze szukam problemu tam, gdzie go nie ma.
Nie zastanawiając się więcej, żeby nie wyjść na psychicznie niezrównoważonego, zamierzam się szykować na randkę. Randkę jeden "a” i "b”, żeby tylko z tego nie wyszło "c”.
Mam nadzieję, że mój wrodzony pech i wyłączanie zdolności konwersacji tym razem się nie pojawią. Chociaż jeśli ktoś ma pecha, to mu cegła spadnie na głowę w drewnianym kościele i nie ma na to najmniejszego wpływu. Prawda? I nie, nie mam nic do instytucji Kościoła… Tak myślę.
Ten wieczór będzie udany! Musi być.
1 komentarz
Klasyk
Czy będzie z mojej strony homofobią, zwrócenie uwagi, że to nie jest felieton ?