Nieznajomy, przystanek, deszcz

Przystanek autobusowy wygląda, jak jedna, wielka szklana pułapka, gablota, na której pojedyncze osoby mogą zaprezentować swoje największe zalety dla potencjalnego kupca.  
Stoję tu, wystawiona na próbę, na bystre spojrzenia przechodzących ludzi.
Obok mnie, mężczyzna o kruczych włosach, ze skrzyżowanymi rękami na piersiach wyczekuje na zbawienny transport. Ma gęstą, bujną brodę.  
Jest dokładnie czwarta po południu.  
Mam jeszcze czas, więc odpalam papierosa.  
Nieznajomy zerka na mnie, potem wyciąga grubą książkę z wielkim złotym napisem:
"Kat też może mieć serce" na czarnej okładce.  
Może i śmieję się w duchu, może mnie to bawi, może jego wygląd przypomina w mniejszym, bądź w większym stopniu postać opisywaną w najgorszych horrorach, ale teraz?  
To tylko zwykły, młody facet, nawet całkiem przystojny, czekający na autobus, który nadal nie przyjeżdża.  
Napis na jego książce nie robi na mnie wrażenia.  
Rzucam niedopałek na chodnik i depczę go butem.  
Chwilę później do moich uszu dolatuje smutna, cicha melodia, która dochodzi z wnętrza kieszeni w spodniach nieznajomego.  
Jeden klik i telefon znajduje się przy uchu.      
-Jasne, za godzinę będę - ma chrypę, jakby rzadko się odzywał i całkiem zapomniał, jak brzmi jego głos. - Zwłoki przeniesiemy do ogródka i tam je zakopiemy. Na strychu powinna być solidna łopata, więcej nie potrzebujemy - dodaje, nie zmieniając tonu.  
Sztywnieję. Serce zaczyna przyspieszać swój rytm a na horyzoncie wciąż pustka.  
Kolejne klik, rozłącza się.  
Telefon ląduje w kieszeni, a książka znów w dłoniach.  
Czuję na sobie jego uporczywe spojrzenie. Zaczynam się pocić, choć zaczyna padać deszcz.  
-Cholernie zimno, prawda? - tym razem mówi głośniej.  
Nie wiem o czym mówi. Po moim ciele przebiegają fale gorąca, jedna po drugiej.  
To oczywiste, że zwraca się do mnie. Na moje nieszczęście nikogo innego nie ma w pobliżu.  
-Trochę - udaje, że informacje, które przed chwilą doleciały do moich uszu wcale nie są niepokojące, ale mój głos i tak drży.
-Nie wziąłem ze sobą parasolki - nie zwraca uwagi na moją coraz bledszą twarz. Rozmawia o pogodzie, jakby to był obecnie najbardziej interesujący i najważniejszy temat.  
Pogawędka obojga nieznajomych, na przystanku autobusowym w totalnie kapryśną pogodę.  
Na Boga! Ten cholerny dziwoląg i świr kilka minut temu opowiadał komuś przez telefon o łopacie i o zwłokach!  
A teraz?
Teraz najważniejsza jest parasolka, bo deszcz będzie chciał zmoczyć jego piegowatą twarz, gęste, czarne włosy i tę jego cholerną brodę, ale później wcale nie będą przeszkadzać mu brunatne wzorki na chudych rękach!
-Wierzysz w teorię, że ludzie składają się z dobra i zła? - tym razem odwraca się całkowicie w moją stronę. Kątem oka i tak zauważam szeroki, biały uśmiech czający się na mnie, jak pułapka na jego ustach.  
I tak wiem, że jest za późno.
Na dobre w nią wpadłam.
Ba, wkopałam się!
Niewidzialną łopatą schowaną na jego strychu, w mojej chorej głowie.  
Czy to cholerny quiz na przystanku autobusowym, a za rogiem czai się ukryta kamera?
A jak odpowiem źle, to odetnie mi rękę, głowę, nogę?
Dobra, jedyne wyjście to okazać spokój i wyrozumiałość.
Przestań się bać.  
-Jak dla mnie, to tylko indywidualna decyzja człowieka, po której stronie chce stać, jaki kierunek obierze i czy będzie chciał pracować nad sobą przez całe swoje życie - odpowiadam, niby trochę pewniejszym głosem, ale czuję, że strach przenosi się na nogi, które drżą, jak osika.  
Na jego twarzy dostrzegam skupienie, mruży oczy.  
-Czyli kat też może mieć serce? - nagła zmiana nastawienia i jego dość głośny śmiech wybija mnie z rytmu, który i tak już na starcie zgubiłam i coraz bardziej plączą się moje nogi.  
Potrzebuję chwili.
Czemu do cholery autobus właśnie w tym momencie wystawia mnie do wiatru?
Nie chcę już grać w tym pół horrorze, pół kabarecie.  
-Kat nie musi być katem. To jego decyzja albo wyuczony schemat gapiów. Ludzie lubią analizować, przyklejać łatkę, ale często sami dajemy im do tego powód - mój natłok słów przygniata moje ciało.  
To naprawdę dziwoląg. Urwał się z innej planety albo po prostu szuka wolnego rozmówcy w tę jakże piękną pogodę.  
Tak, sama przykleiłam mu kartkę świra, ale kto o zdrowych zmysłach mówi o takich rzeczy na głos?
-Całkiem przyzwoita odpowiedź - uśmiecha się i kiwa głową.  
Świetnie!
Dziękuję, a teraz przestań mówić, przestań zwracać na mnie uwagę i czytaj dalej tę swoją ciekawą książkę ze złotym, życiowym napisem.
-A ty? Jesteś katem? - pytanie tak bezpośrednie i nie na miejscu, że sama zastanawiam się czy przypadkiem ktoś w trakcie mojego błogiego snu rozchylił moje usta i podał jakiś cholerny narkotyk.  
Kat? Jestem katem?  
Staram się nie wybuchnąć śmiechem, ale w jednej chwili dolatują do mnie dawne emocje, wspomnienia a wszystko to wyświetla się przed moimi oczami, jak na ekranie komputera.  
Mini seans.  
Ktoś wyciąga w moim kierunku dłoń. Znam tę dłoń. Kochałam jej właściciela.  
A potem znika, tak po prostu, w nagłą chwilę.  
Budzę się z dziwnego transu, spoglądając na wciąż uśmiechniętą twarz nieznajomego.  
Czeka na odpowiedź.  
-Nie jestem katem, nie lubię ranić ludzi - moje słowa rozbawiają go. Po prostu się śmieje, jakbym opowiedziała najśmieszniejszy żart, jaki dotąd udało mu się usłyszeć.  
-Ciężko będzie ci żyć, pewnie już jest ciężko. Przykro mi o tym mówić, ale muszę przyznać, że jesteś bardzo naiwna, ale za to bardzo ładna. A ładni ludzie z ładnymi sercami w większej mierze są nieszczęśliwi - urywa gardłowy śmiech, spoglądając na mnie poważnie. - Takim ludziom często ktoś ucina skrzydła, depcze wystawione na próbę serce, które jest gotowe wszystko przyjąć, bo myślą, że ktoś najbliższy ze względu na uczucia nie jest ich w stanie zranić. Nic mylnego, osoby najbliżej nas ranią częściej i mocniej. Wydaje się im, że mają do tego prawo, że takie jest życie - ostatnie słowa wywołują na jego twarzy nieopisany smutek, który przechodzi również na mnie.
Właściciel znanej dłoni wciąż dręczy mnie w myślach.  
-Teraz czekam na ten cholerny autobus, tak, jak czekałem na kogoś, kto kopnął mnie mocno w dupę. Efekt jest ten sam. Autobus nie przyjeżdża, tak samo, jak nie wróci moja miłość - ściska mocniej okładkę grubej książki. - Kat nie może mieć serca, bo nie byłby katem. Może jedynie wydawać mu się, że je ma. Z jednym miałaś rację, on sam za siebie decyduje, a nad sobą zawsze można popracować i zmienić swoje nastawienie. Kat to egoista, pamiętaj. On wcale nie martwi się tym, że cię zranił, że przez niego wielu osobom już nie zaufasz, że zostałaś pocięta na małe kawałki a te kawałki rozsypały się po całym świecie - zaciska zęby, a usta przypominają wąską kreskę. - Co mi z tego pozostało? Wrócę do domu, zakopię psa, który był mi wierny, jako jedyny w moim życiu przez dziesięć lat i położę się do łóżka w totalnej beznadziei - ucina, zdając sobie sprawę, że łzy zbliżają się wielkimi krokami.  
Pies.  
Boże, on wcale nie jest jakimś mordercą.  
Dolatują do mnie jego wszystkie emocje i wiem, że ma rację.
Będzie mi cholernie ciężko, bo kaci zadają największe obrażenia ładnym ludziom z ładnymi sercami.
A te serca potem biją z mniejszą częstotliwością, aż w końcu zatrzymują się, jak pociąg na stacji.
Moje jeszcze bije, ale dni są policzone.  
Właściciel znanej mi, męskiej ręki pojawia się znów przed moimi oczami.  
Jego obraz jest niewyraźny i rozmazany.  
Przeszłość, tak ma już teraz na imię.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1408 słów i 7799 znaków, zaktualizowała 3 cze 2017.

3 komentarze

 
  • Somebody

    Cudo  <3

    16 cze 2017

  • mariplosa

    Ile emocji w tak krótkim opowiadaniu...dajesz rade  :bravo:

    4 cze 2017

  • agnes1709

    No, nareszcie!:D:D:D:bravo:

    3 cze 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 :)

    3 cze 2017