Wieczność cz. 2

Witam, witam! Dawno mnie tu nie było, ale mam dla was kolejną część nowego opowiadania:)) Zapraszam do czytania.

***
  Minęły już dwa tygodnie od mojego przyjazdu do Akademii. Czuję, że to miejsce do, którego właśnie pasuję. Tylu nowych przyjaciół. Zostało już tylko 5 dni do moich urodzin. Nikomu nawet nie powiedziałam kiedy je mam. Czy to dziwne? Może i trochę tak, ale no trudno. Przynajmniej dziadek o tym wie.
  Już 7:00, pora wstawać. Dziś pierwsza lekcja to wf, a więc będę miała dobry humor. Powoli wygramoliłam się spod kołdry i powędrowałam w stronę łazienki. Kiedy byłam już ubrana i czysta ruszyłam z powrotem do pokoju, w którym spały moje współlokatorki, jednak coś mnie po chwili zatrzymało. Głowa zaczęła mnie boleć niebywale. Jakby ktoś wwiercał mi się w czaszkę. Zaczęły mnie przechodzić dreszcze, a świat przed moimi oczami zaczął wirować. Potem upadłam.
  Obudziłam się w jasnym pokoju. Kilka kroków ode mnie leżało biurko, a przy nim na fotelu siedziała starsza pani pisząca jakieś dokumenty.
-Jak się tu znalazłam? Co się stało? - Usiadłam powoli i powiedziałam to ospale.
-Zemdlałaś słonko. - Starsza pani odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło.
-Kim pani jest? - Spytałam dociekliwie.
-Jestem lekarzem - Zaśmiała się lekko.
-Ohh, no tak. Głupie pytanie. - Uśmiechnęłam się. - Czy mogłabym wrócić do pokoju?
-Tak, tylko dopiero po tym jak cię zbadam. - Podeszła do mnie. - Teraz wstań, tylko ostrożnie.
  Wstałam powoli, a ona wzięła to takie narzędzie do słuchania bicia serca i nasłuchiwała. Po chwili robienia wielu innych badań stwierdziła, że kompletnie nie wie dlaczego zemdlałam. Nawet wypytywała mnie o to co jadłam, jak spałam, ale po chwili nie wiadomo dlaczego spytała o inną rzecz.
-Kiedy się urodziłaś skarbie?
-Dziewiątego listopada proszę pani. - Zdziwiłam się tym pytaniem. - Dlaczego pani pyta?
-Hmmm.. to intrygujące. Niesamowite! Jak na nazwisko ma twój dziadek? - Lekarka była bardzo podekscytowana.
-Viviano. Dlaczego pani mnie o to pyta?? - Byłam trochę zdenerwowana.
-Mój boże! - Po wypowiedzeniu tych słów lekarka wybiegła z gabinetu niewiadomo gdzie, a ja stałam nieruchomo nie wiedząc co się dzieje.
  Po pięciu minutach wyszłam z gabinetu i poszłam ku wyjściu. Byłam trochę przestraszona i zestresowana. Wyjęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na nią. Było po 18:00! Jakim cudem?! Teraz to już byłam przerażona. Nie mogłam pozbierać myśli. Wszystko bylo takie dziwne. Najpierw to zemdlenie, a potem lekarka wariatka. Brnęłam cały czas przez myśli i na kogoś wpadłam. Od razu się ocknęłam.
-Cholera! Przepraszam cię.. jestem trochę rozkojarzona. - Zakłopotana szybko wstałam i znowu ruszyłam w stronę pensjonatu.
-Hej! Zaczekaj! - Chłopak podbiegł szybko do mnie. To był on. Dorian. Ten chłopak, na którego wpadłam pierwszego dnia szkoły.
-Na prawdę nie mogę teraz rozmawiać. Muszę chwilę pomyśleć.
-Wszystko w porządku? - Dorian widocznie się zmartwił.
-Ta lekarka to jakaś wariatka! Zaczęla mnie wypytywać o datę urodzenia, nazwisko mojego dziadka, a potem wybiegła z gabinetu jak poparzona. - Spojrzałam się na niego oczekując, że może on coś wie.
-A jaka jest twoja data urodzenia?  
-Dziewiąty listopada. Co jest z tą datą nie tak? - Zdziwiłam się znowu, że ktoś o to pyta.
-A nazwisko dziadka?
-No Viviano. Co jest z tym nie tak do cholery? - Wkurzyłam się.
-Nie jest z tym nic nie tak. To po prostu jest.. nie wiem jak ci to wytłumaczyć.. spotkajmy się jutro o 15:00 w lesie. - Teraz to mi normalnie szczena opadła. Zamarłam.
-Że co proszę? Czyli ty coś wiesz, czego nie wiem ja?
-Dokładnie. - Chłopak ruszył do swojego pensjonatu, a ja do swojego myśląc o dzisiejszych zdarzeniach.
  Oczywiście kiedy weszłam do pokoju po dniu nieobecności dziewczyny musiały mnie cisnąć pytaniami o wszystko, a ja powiedziałam, że zemdlałam. Nie chciałam im mówić o wszystkim. Czułam, że nie powinny o tym wiedzieć. Kiedy ubrałam się już w piżamę i leżałam na łóżku obmyślałam wszystko. Później zasnęłam w niespokojny sen.

***
  Obudziłam się tuż nad ranem kiedy miałam jakiś koszmar. Usłyszałam krzyk. Od razu się zerwałam i usłyszałam też jak coś opada. Jane i Mary siedziały przytulone w kącie, a ja nie wiedziałam co się stało. Spojrzałam na podłogę, a na niej wszędzie były porozwalane jakieś rzeczy.
-Czy.. czy.. czy ja to zrobiłam? - Spytałam z lekkim przerażeniem.
-Tak. -Odpowiedziała Jane.
-Kim ty jesteś? Albo raczej czym? - Po chwili milczenia odezwała się Mary.
-Że co? Jak ja to zrobiłam? Lunatykowałam? - Spytałam.
-Nie Ana. Nie lunatykowałaś. Ty lewitowałaś, a z tobą te wszystkie rzeczy. Jak ty to w ogóle zrobiłaś? - Jane spojrzała się na mnie z niedowierzaniem.
-Jak to lewitowałam? Wy coś brałyście? Przecież to niemożliwe. - Zaśmiałam się.
-Powinnyśmy spytać cię o to samo. - Odpowiedziała Mary.
-Niech to szlag! Wy nie żartujecie. Jak to w ogóle możliwe? - Złapałam się za głowę.
-Skąd my to mamy wiedzieć - Powiedziały to równocześnie, a potem wstały i podeszły w moją stronę.
-Czy ja wam coś zrobiłam? - Przestraszyłam się. Poczułam do siebie odrazę.
-Chyba nie, ale kiedy spróbowałam cię obudzić jak krzyczałaś przez sen to poczułam jakbym umierała. Nie jestem w stanie tego pojąć. Nie mogłam oddychać i poczułam jak było mi bardzo zimno. - Spojrzała na mnie Jane.
-Muszę porozmawiać dzisiaj z Dorianem. Nie ma innej opcji. - Zaczęlam się ubierać, a potem wybiegłam z pensjonatu i pobiegłam w stronę pensjonatu dla chłopców.  
  W jednym z okien zauważylam Doriana. On także zauważył mnie. Chyba wiedział o co mi chodzi, bo po chwili zszedł na dół i poszedł w moją stronę. Ja ruszylam w stronę lasu, a on szedł za mną. W końcu się zatrzymałam. Nie odwracałam się do niego, ale on przemówił.
-Zapewne dzisiaj w nocy lewitowałaś nieprawdaż? A cały pokój latał. - Powiedział to takim pewnym tonem.
-Skąd to wiesz? Dlaczego to się przytrafia mnie? Omal nie zabiłam przyjaciółki. - Odwrócilam się w jego stronę, a łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.
-Urodzilaś się tego samego dnia co ja i kilku innych uczni z tej szkoły.
-Wielu ludzi rodzi się tego samego dnia co my. - Nie rozumiałam go.
-Poczekaj chwilę. Masz rację, wielu rodzi się wtedy co my, ale nie jest z tej samej rodziny co my. Pochodzimy z różnych rodów. W każdym z nich rodzi się jedno dziecko, które w wieku 17 lat staje przed sądem i wybiera białą, lub czarną magię. Kilka dni przed urodzinami moc daje po sobie bardzo duży znak. Niektórzy urzywali jej wcześniej jak, na przykład ja. Za to ty dowiedziałaś się o tym dzisiaj. - Patrzylam na niego z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co powiedzieć. - Nie musisz nic mówić. Po prostu patrz. - Po chwili z nieba zaczęły spadać płatki róż. Krwisto czerwone płatki zaczęły być takie piękne. Nie wiedziałam jak to jest możliwe, ale cieszylam się tą chwilą. Oglądałam co się dzieje jakbym pierwszy raz spojrzała na świat. To było niesamowite.

  Podobało się? Jesli tak to proszę o komentarze i łapki w górę:))

emilciax

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1373 słów i 7335 znaków.

Dodaj komentarz