Udręka świata narzuconego - cz 5

Myśli przebiegały przez jego głowę w zastraszającym tempie. Poświęcenie, cena którą bezsprzecznie trzeba zapłacić będąc zmuszonym do wyborów na które nikt nie jest gotowy. Cały czas mówił sobie, że wszystko co robi robi dla siebie, że poświęcenie swojej wygody na rzecz innego człowieka jest tym co nawet nie warte jest ułamka jego uwagi. Jednak kiedy już miał przystać na plan ojca, zgodzić się na zrobienie kozła ofiarnego z Radariela i skupić się na negocjowaniu odpowiedniej przyszłości dla siebie, jego usta wbrew jego woli wypowiedziały jedyne słowo, którego się nie spodziewał.
- Nie.  
- Słucham? Chyba się przesłyszałem - Domrad spojrzał na syna marszcząc brwi.
- Nie. - powtórzył Sagromor sam do końca nie wierząc w jakim kierunku zaczyna podążać ta rozmowa - nie zrobisz kozła ofiarnego z człowieka, który zrobił to co ty już dawno powinieneś - z każdym słowem odzyskiwał kontrolę nad własnym umysłem, wyprosotwany patrzył ojcu prosto w oczy, skoro nawet na chwilę nie wierzył w jego teatrzyk nie było sensu udawać dalej.
- Nic nie wiesz gówniarzu, zrobiłem to co było najrozsądniejsze w danym momencie, a ty nie będziesz mnie pouczał. To co mówiłem to była informacja, a nie pytanie - Domrad wyraźnie nie spodziewał się oporu ze strony syna co do rozwiązania obecnej sytuacji. Sagromor po chwili przypomniał sobie, że to na czym zaciska dłoń to kielich z winem, który chwilę wcześniej wcisnął mu ojciec. Spojrzał na zawartość, szybkim ruchem podniósł go do ust i wlał zawartość do gardła. Stał już wyprostowany, a przytępiony wyraz twarzy zniknął bezpowrotnie. Przez jakiś czas przyglądali się sobie w milczeniu, jakby każdy chciał odgadnąć myśli przeciwnika. W końcu pierwszy raz stanęli do tak otwartego konfliktu, którego skutki mogą odczuwać nawet do końca życia.  
- Nie jestem pewien czy to, że zaczynam bronić Radariela wynika z tego, że chcę mu pomóc czy jednak, że nie chcę robić niczego co jest po twojej myśli - Sagromor przerwał w końcu oplatającą ich ciszę. - pamiętaj zanim będziesz chciał mnie usadzić na miejscu już raz mnie nie doceniłeś, a obiecuję Ci jeśli coś mu się stanie odbije to się to bardziej na tobie niż na mnie.  
- Twoja pewność jest zadziwiająca, zawsze mogę wydać was obu i skończyć z twoim nieposłuszeństwem, zresztą skoro masz w planie robić wszystko żeby się na mnie odegrać to może to jest jedyne słuszne rozwiązanie - słysząc to w odpowiedzi na twarz Sagromora wpełznął drwiący uśmiech, który tak często gościł na jego ustach, stało się tak dlatego, że dotarło do niego, że ta potyczka jest już wygrana, a widząc jego minę Domrad wiedział, że przegrał zanim na dobre zaczęła się rozgrywka. - wiesz już co chcę powiedzieć prawda? - milczenie ojca było dla niego wystarczającą odpowiedzią - nigdy nie używaj gróźb, których nie jesteś w stanie spełnić, być może gdybym uwierzył, że jesteś w stanie mnie wydać, ta rozmowa zaczęła by biec w całkiem innym kierunku, a tak mam pewność że nie poświęcisz jedynego dziedzica, tak samo jak nie pozwolisz, żeby ktoś z twojego rodu w jakikolwiek sposób okrył się hańbą, a zrobisz to nie szczędząc środków na ukrycie wszystkiego co się wydarzyło.  
     
     Domrad siedział w swoim gabinecie wpatrując się w blat biurka nie do końca wiedząc co się właściwie wydarzyło, jak ten gówniarz mógł go pokonać i to w taki prosty sposób. Równocześnie widział, że nie jest w stanie poświęcić jedynego syna, więzy krwi za dużo dla niego znaczyły. Będzie musiał znaleźć inny sposób na utemperowanie syna, bo nie może pozwolić mu na taką bezczelność, ale teraz musi się zająć wyprostowaniem sytuacji z Boleborem, czas na walkę z Sagromorem przyjdzie później. Po tych rozmyślaniach wstał i wyszedł z domu wiedział, że czeka go kilka kosztownych rozmów.  

     Sagromor leżał na łóżku z przymkniętymi oczami dotykając kciukiem opuszków palców, a jego myśli krążyły wokół  ulubionego noża, który teraz nabrał dla niego jeszcze większego znaczenia. Po wszystkim musiał go schować, nie tylko dlatego żeby nie rozpoznali w nim jego własności, ale żeby mógł go odzyskać i jeszcze raz zacisnąć palce na jego rękojeści. Niestety wiedział, że w najbliższym czasie nie będzie mógł się nawet zbliżyć do miejsca zbrodni, żeby go odnaleźć. Wzbudzało to w nim z każdą chwilą coraz większą frustrację, nie to co stanie się z nim i Radarielem i co wymyśli ojciec, żeby oczyścić ich ze wszystkich podejrzeń, ale to że nie mógł sięgnąć po swoją własność. Zamknął całkiem oczy i zaczął sobie przypominać miejsce gdzie go ukrył, jak wspinał się chwilę po zabójstwie na pobliski dąb i ukrył broń w jego koronie. Wiedział, że nie będą go szukać, a nawet jeśli to skończą na pobieżnym rozejrzeniu się w okolicy, nikt nie będzie się trudził sprawdzaniem drzew. Zaczął sobie wyobrażać moment jak jeszcze raz wspina się na drzewo i sięga po nóż, nieustannie przeskakując kciukiem od jednego palca do drugiego. Widział jak bierze go w dłoń i zaciska na nim palce, jak spogląda na ostrze z uśmiechem i radością. W tym samym momencie poczuł coś w dłoni. Szybko otworzył oczy rozglądając się po pokoju, ale nikogo w nim nie zobaczył, za to to na czym zaciskał palce to był jego nóż, z resztkami zakrzepłej krwi której nie zdążył dokładnie wytrzeć. Wstrząsnął głową mając wrażenie, że zasnął podczas rozmyślań i to wszystko to tylko jego wyobraźnia. Jednak kiedy palcem lewej ręki przejechał po ostrzu poczuł pieczenie i zobaczył krew. Nie do końca wierząc w to co widzi wstał z łóżka cały czas trzymając nóż, który zmaterializował się w jego dłoni.

xptoja

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1092 słów i 5901 znaków.

Dodaj komentarz