Udręka świata narzuconego - cz. 3

Radariel opróżnił pozostałość bukłaka, ale po tym co przed chwilą usłyszał delikatny szum w głowie zniknął bezpowrotnie. Czuł ucisk w żołądku i mdłości, był skrajnie przerażony tym co mieli dzisiaj zrobić, a wiedział, że przyjaciel nie rzuca słów na wiatr. Był na siebie wściekły, mógł nie mówić mu tych rzeczy, przecież znał go na tyle, żeby wiedzieć jak łatwo do sprowokować, jak szybko przechodzi on od słów do czynów. Nie wiedział tylko co zrobią po wszystkim, przecież ktoś się dowie, każdy kto na niego spojrzy będzie wiedział, że brał w tym udział. Stał tak jeszcze chwilę, po czym zrobił kilka głębokich wdechów i na trzęsących się nogach, ruszył w kierunku domu Bolebora na spotkanie ze swoim przeznaczeniem.

                 ***

   W przeciwieństwie do Radariela, Sagromor odczuwał dziką radość na myśl o tym co się miało za chwilę wydarzyć. Wiedział, że pomimo tego co próbował przed sobą ukryć, tęsknił za siostrą, ona rozumiała go w sposób, którego nikt inny nie był w stanie pojąć. W domu nigdy nie rozmawiali o tym wypadku, a matka przelała na niego całą miłość i troskę, co go nieustannie drażniło. A ojciec, no właśnie ojciec zachowywał się jakby nic się nie stało, a on wiedział, że powodowała to jego jakaś wrodzona niechęć do córki. Zawsze chciał mieć synów, tylko synów, córka była dla niego większym kosztem niż zyskiem. Zaczął to zauważać dopiero, kiedy był starszy, wcześniej nie zauważał nic niepokojącego w zachowaniu ojca. Jednak z czasem zaczął inaczej postrzegać, jego stosunek do żony i to jak odnosił się do Tomiry. Żywił do niego jakąś niechęć, taką której nie był się w stanie pozbyć, której ludzie nie są w stanie zrozumieć, przecież powinien być wdzięczny za wszystko co dostał. Całe życie miał wrażenie, że wszystko jest mu narzucone, a on miał zamiar pokonać ten schemat.
    
  Wszedł do domu w którym akurat nikogo nie było, rozpoczął przygotowania, do torby przerzuconej przez ramię wrzucił swój ulubiony nóż oraz jeszcze jeden dla przyjaciela. Był pewien, że ten nie pomyśli o niczym, nawet się zastanawiał czy się nie wycofa, chociaż intuicja podpowiadała mu, że to się raczej nie zdarzy. Rozejrzał się po pokoju i zaczął do innej torby pakować to, co wydawało mu się niezbędne do wyjazdu, tą rzucił w kąt pokoju. Wiedział, że po wszystkim będzie chciał wyjechać, nie miał już ochoty na pozostanie w jednym miejscu. Nie był tylko pewien, czy zrobi to od razu, czy poczeka, chcąc zobaczyć, efekty jego zemsty. Wolał być jednak przygotowany na każdą ewentualność, wychodząc z pokoju zerknął jeszcze raz do torby, upewniając się, że wszystko wziął ze sobą i wyszedł z domu, niestety na zewnątrz wpadł na swojego ojca.  
- O synu, dobrze, że cię widzę! - krzyknął na jego widok - chodź do domu, musimy porozmawiać.
-Czego znowu chcesz? Nie mam ani czasu ani ochoty przebywać z tobą dłużej niż to konieczne, spieszę się - Sagromor spojrzał na niego, swoimi czarnymi oczami, z których z łatwością można było odczytać, niechęć do człowieka, który właśnie stał przed nim.
- Nie tym tonem gówniarzu, właź do środka, bo wyobraź sobie, że też moim planem na dzisiaj, też nie jest użeranie się z tobą - odparował mu i gestem wskazał na drzwi. Chłopak nie chcąc, żeby ten za nim poszedł oraz wiedząc, że opór spowoduje tylko, przeciągającą wszystko kłótnie, wrócił do domu, mrucząc pod nosem przekleństwa.  
- Więc jak już wiesz, jesteś można powiedzieć dorosłym człowiekiem, także - zaczął Domrad
- Wiesz co, daruj sobie tą patetyczność i przejdź od razu do sedna, możemy przestać udawać jak bardzo się kochamy, a ty możesz mi powiedzieć, o wspaniały ojcze, gdzie to wyślesz swoją inwestycję, żeby zaczęła przynosić dochody - chłopak, obrzucił go niechętnym spojrzeniem, podszedł do stołu, zgarnął kawałek ciasta, przewiesił torbę na krześle i ciężko na nie opadł - konkrety tatusiu, gdzie jadę, albo gdzie będę pracował, kto będzie miał na mnie oko i tak dalej, a szczegóły o tym ile zajęło ci czasu przygotowanie tego i jak dużo środków musiałeś na to poświęcić, możesz zachować dla siebie - kontynuował skubiąc od czasu do czasu chwycony jabłecznik - a i oczywiście pomińmy część o tym jak to nie wypada mi się przyjaźnić z synem wieśniaka, no raz raz
- Wiesz co? Zastanawiałem się dlaczego taki jesteś i nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć, ale przynajmniej nie jesteś głupi - mówiąc do Domrad, spacerował po całej izbie, skubiąc skórki przy paznokciach - ale dobrze, już się chyba przyzwyczaiłem do formy w jakiej przeprowadzamy rozmowy. Matka już wie, w najbliższym czasie jedziesz do miasta, do mojego przyjaciela, odetnę cię od tego plebsu czy tego chcesz czy nie. On nauczy cię, jak prowadzić interesy i jakoś utemperuje, a kiedy to już nastąpi wrócisz, a ja wprowadzę cię w tajniki tego, czym się zajmuję, byś z czasem mógł to kontynuować. Mam wrażenie, że miałeś zbyt łatwo, po śmierci twojej siostry, matka za bardzo ci pobłażała, a ja byłem pewny, że to tylko twoje młodzieńcze wybryki, ale ty dalej w to brniesz, a powoli nadchodzi czas, żebyś wydoroślał, żebyś zasłużył na miano mojego syna i kontynuował rodzinną tradycję. Do tego przyda się twarda ręka i brak tych luksusów, które teraz masz, skończą się panienki i popijawy, czas wolny się kończy, więc wykorzystaj te resztki, które jeszcze ci zostały. Byłem podobny w twoim wieku i podobnie nauczono mnie pokory, a kiedy już zrozumiesz to co ja, znowu będziesz mógł sam kierować swoim życiem. To tyle, mam nadzieję że się rozumiemy, na dniach zostaniesz poinformowany o dalszych szczegółach - Sagromor spojrzał na niego z idiotycznym uśmiechem na twarzy, wstał przerzucając torbę na ramię i kłaniając się, zaczął wycofywać ku wyjściu - Jak sobie jaśnie pan życzy! Jestem pewien, że moja nieokiełznana natura, zaprzęgnięta w kierat, będzie satysfakcjonująca po powrocie - stojąc już w drzwiach, spojrzał już wyprostowany i patrząc ojcu w oczy, powiedział - jesteś dzisiaj drugą osobą, która sugeruje mi, mniej lub bardziej celowo, co mam robić, więc stosując się do twojej rady, idę wykorzystać ostatnie podrygi wolności, na szczęście dzisiejszy wieczór mam już zaplanowany - po tych słowach, obrócił się na pięcie i wyszedł z domu, kierując swoje kroki do domu Bolebora, gdzie miał nadzieję zobaczyć swojego przyjaciela i rozpocząć to co miał zaplanowane. Myślał też o tym, jak to będzie, kiedy już się wyprowadzi, bo wiedział, że to nastąpi, tylko niekoniecznie w sposób jaki wymyślił, jego ojciec. A tamten stał na środku izby i zastanawiał się, co dziwnego jest w tym chłopaku i czy będzie go tak łatwo przygotować, w końcu jak jego ojciec zrobił to samo, podziałało. Pamiętał tylko, że na początku nie chciał mu tego wybaczyć, ale to przejdzie z czasem, musi. I tak rozmyślając wyszedł, na spotkanie, ze swoim kolegą po fachu, z którym był umówiony.

               ****
     
   Nogi same go niosły, szedł uśmiechnięty, jakby czekała go najlepsza przygoda w życiu. Z daleka zauważył, jak Radariel stoi uczepiony drzewa, na szczęście w takim miejscu, że nikt przypadkowy, nie mógł go zauważyć.  
- Witaj skarbie! Piękny dzień, żeby się zabawić! Widzę, że skutecznie ukrywasz tą radość, no przestań - szturchnął go ramieniem - będziesz zadowolony, zobaczysz.
- Jasne, jasne - odparł trzęsącym się głosem - po prostu, nie chcę przyćmiewać twojego entuzjazmu - szepnął siląc się na dowcip - tylko wiesz, jestem z tobą, ale nie wiem jak chcesz to zrobić, przecież nie możemy tam wejść i tak po prostu co? Jak ktoś tam wejdzie, to co? Teraz jest sam w domu, ale ile to może trwać, poza tym na litość boską, jak... Może to przerwiemy? - zasugerował na koniec, wiedząc, że nie ma na co liczyć
- Radariel, spokojnie, dobrze, że tutaj tyle stoisz, przynajmniej, wiem, że powinno być łatwiej niż ci się wydaje, spójrz, jego dom jest na uboczu w końcu potrzebuje miejsca, żeby wypasać swoje kobyły. Wywabisz go z domu, pobiegniecie w las, tam go ogłuszę a później będzie już z górki - poklepał go po ramieniu i kontynuował - widzisz, nawet jesteś tak roztrzęsiony, że z łatwością ci uwierzy w to co chcesz mu przekazać - wskazał ręką las ciągnący się za plecami - kierujcie się tam, będę czekał, aż dotrzecie, powiedz mu, że znaleźliśmy jedną z jego córek, pobitą i prawdopodobnie zgwałconą w środku lasu, ty po niego przybiegłeś, a ja czekam aż się ocknie i pilnuje by te potwory, które jej to zrobiły nie wróciły. Zabawimy się, już to czuję - złapał Radariela za ramiona i spojrzał mu w oczy - będziesz mógł wyładować się za wszystko, liczę na ciebie, a teraz biegnij - pchnął go w kierunku domu Bolebora, a sam zaczął biec w las, po drodze rozglądając się za czymś, czym będzie mógł ogłuszyć, swoją pierwszą ofiarę. Szybko znalazł odpowiedni kij i stwierdzając, że jest w dobrym miejscu stanął i podparty czekał, aż przybiegną.  

                ***

   A Radariel biegł, nie wiedział co go do tego zmusza i czemu to robi, ale biegł, tylko krzyczeć zaczął dopiero, jak zbliżył się do drzwi, był rozstrzęsiony i przerażony, dokładnie tak jakby właśnie zobaczył coś strasznego. Pchnął drzwi i krzyczał - Boleborze!!! - ten wyszedł z drugiego pokoju i spojrzał na rozhisteryzowanego chłopaka
- Czego się drzesz? Pali się czy ki czort?
- Oni! Ona... Chodź nie ma czasu - i nie spoglądając za siebie wybiegł i zaczął podążać, tam gdzie miał na nich czekać Saromor.

======
Na dzisiaj tyle, mam nadzieję, że jest to względnie ogarnięta część i całość komuś przypadła do gustu, żeby wykaraskać kolejne części z poczekalni. Oczywiście niczym przeciętny jutuber zachęcający do subskrybcji, zachęcam do komentarzy nie tylko tych pochlebnych
; )  
Ahoj!

xptoja

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1831 słów i 10185 znaków, zaktualizowała 26 sty 2016.

1 komentarz

 
  • Kuri

    W końcu dłuższa część! :D Akcja się rozkręca, genialny plus za to, że protagonista okazuje się małym antagonistą. Czekam na kolejne części!

    27 sty 2016