Udręka świata narzuconego - cz 4

Sagromor stał i spokojnie oddychał, czuł się tak, jakby mógł osiągnąć wszystko. Zamknął oczy wciągnął w płuca chłodne powietrze, chłonął zapach lasu, a z jego dłoni kapała krew...

  Za placami usłyszał trzask łamiących się gałęzi oraz wrzaski zbliżających się wieśniaków, klęknął więc przy skrępowanym ciele Bolebora, którego martwe oczy spoglądały przed siebie, zastygłe w przerażeniu. Sagromor po raz ostatni uśmiechnął się pod nosem i rozpoczął swój pokaz, klęcząc zaczął bujać się na kolanach, obejmując swoje ramiona, uparcie wpatrywał się w punkt przed sobą, starając się wyglądać na otępiałego, na takiego jakim powinien być, przez natłok tragicznych wydarzeń, które przyszło mu oglądać. Nie do końca pojmował, swoje położenie, nie potrafił w pełni wyjaśnić sobie, dlaczego to robi, dlaczego zamiast uciekać, wymyślił tą całą farsę, miał świadomość, że robi to dla Radariela, który był skrajnie przerażony i nie do końca był w stanie pojąć co zrobił, po tym wszystkim nie chciał go zostawiać, chyba nim trochę zapełnił pustkę po siostrze, no i jednak nie wycofał się, wiedział, że to jest inny rodzaj odwagi, zabić, kiedy nie ma się na to ochoty, zabić nie mając ku temu powodów, nie będąc...
   W tym momencie poczuł, jak ktoś szarpie go za ramię i wykrzykuje jego imię, on jednak nie reagował, chcąc utrzymać, swój stan jak najdłużej. Jakiś mężczyzna, stanął przed nim i dalej wykrzykując jego imię, potrząsał jego ramionami, słyszał dokładnie wszystkie rozmowy, krzyki niedowierzania, nie słyszał tylko głosu przyjaciela.  

- Bogdasz, zostaw go, myślisz, że jak ty byś zobaczył, coś takiego, to był był rozmowny? Widziałeś drugiego chłopaka

- Taaaa, bydzie szczęście, jak się kery zebierze do kupy, ten to jeszcze, bogaty, ojciec pomoże, ale Radariel - Sagromor słyszał, jak ten człowiek, krążąc w okół niego wysnuwa swoje wnioski, z trudem powstrzymał uśmiech, wiedząc, że przynajmniej do tej pory wszystko, idzie zgodnie z planem - toż to gnojek bez przyszłości, jak zara nie bedzie przydatny, to go stary zaciuka

- A może to oni - usłyszał, nowy głos - wiecie, siostra Sagromora, pod Bolebora koniem legła, mścić się może chciał - wiedział, że zna ten głos, ale nie mógł, sobie przypomnieć, do kogo należy  

- Lasota, nie chrzań, toż to gówniarze takie, masz ty oczy, widzisz jak on wygląda? I co mam uwierzyć, że go tu zaciągnęli, powiązali i utłukli, jak świniaka? Ten bogaty by rączki...

                                     ***
  W tym momencie Sagromorowi, stanął przed oczami obraz, jak próbuje ogłuszyć Bolebora. Jak ten łapie się za głowe i zaczyna szarżować w jego stronę. Szarpanina, Radariel, wszystko zamazane, uderzenie, zamęt.  
  
   Kolejny obraz, Bolebor związany, rozmowa, wszystko staje się klarowne, tylko początek się rozmył. Sagromor pamięta dokładnie, wszystkie wypowiedziane zdania, to czego się dowiedzieli. Nie mógł zrozumieć, jak bardzo ludzie, są przywiązani do życia, ile są w stanie oddać, nawet jeśli nie należy to do nich. Głos “ Bierzcie wszystko, chcecie którąś córkę? Oddam, oddam nawet kilka, użyte? Mniej użyte, dużo ich” Rozpacz, przerażenie, błagalny ton. Pamięta to niedowierzanie, gniew przyjaciela, kopiącego, skrępowanego starca. Nienawiść, tyle nienawiści, ale tylko przez chwilę, rozpacz z każdej strony rozpacz, tylko on tego nie czuł. “Z ojcem porozmawiam, przecież już mu zapłaciłem za stratę, przecież już dostał, ty mały, tobie nic, ale teraz wszystko, powiedz tylko co” Pamięta jak powiedział, że jedyną zapłatą, będzie jego życie i że nic, go nie powstrzyma, przed odebraniem jej. Moment, kiedy widział, jak z każdą kroplą krwi, z tego wieprza wypływa życie, wpływał na niego kojąco, tylko tak szybko to wszystko minęło, tak szybko, musiał opracować, plan, tak szybko musi klęczeć i wyglądać, jak wioskowy głupek, zamiast napawać się swoim dziełem. Plecy Radariela, to jak staje, co chwilę wymiotując, to jak...  


                                     ****

   Nagle potknął się i to wyrwało go z jego rozmyślań “szlag!” zganił się w myślach, jak mógł nie zauważyć, że go gdzieś prowadzą, jak mógł, tak bardzo odpłynąć myślami. Z jednej strony, udało mu się wykonać plan lepiej, niż się spodziewał, ale z drugiej obawiał się, że wyraz twarzy, mógł mieć za bardzo rozmarzony. Nawet nie zauważył, jak dotarli do drzwi, jego domu, jak wprowadzają go, jak po krótce, ktoś przedstawia sytuację, jego ojcu, a jego matka, już była na nim uwieszona, biadoląc w niebogłosy. Więc stał i patrzył w jeden punkt, wiedział, że ojcu powiedzieli, że jak zacznie mówić, ma wyjaśnić wszystko co wie. Ojciec odciągnął, jego matkę i szarpnięciem zaciągnął go do swojego gabinetu. Pchnął syna na środek pokoju, sam usiadł, za biurkiem i podparł głowę na dłoniach:  

- I co mi powiesz, synu kochany? - odpowiedziała mu cisza, Sagromor nie chciał wychodzić ze swojej roli - przestań się wydurniać i mów, nie mamy przecież całego dnia, albo mamy, tylko kiedy ci się to znudzi? Mów - słowa dalej nie przynosiły porządanego efektu - wieśniaków możesz oszukać, ale naprawdę myślisz, że uwierzę, że dostałeś załamania, bo widziałeś zwłoki człowieka, odpowiedzialnego, za śmierć twojej siostry ? Mam nadzieję, że wyżej oceniasz, moją inteligencję, tak jak ja robię to z twoją - obydwoje siedzieli w milczeniu, Domrad na nowo jednak, podjął próbę zmotywowania syna do mówienia - Sagromor, przestań się wydurniać, a zresztą może nawet lepiej, będzie ci łatwiej mnie wysłuchać - mówiąc to wstał i z szafki wyciągnął dwa kielichy, karafkę i nalał do pełna wina, a jeden z kielichów wcisnął w dłoń syna, który mimowolnie, zacisnął na nim palce - muszę przyznać, że cię nie doceniłem, myślałem, że jesteś tylko wyszczekanym gówniarzem, którego trzeba utemperować, a tutaj taka niespodzianka, nie był to pierwszy błąd jaki popełniłem - szybko opróżnił swój kielich - córka nie miała wartości, jako córka, ale jednak, była to krew z krwi, poza tym, tutaj nie jestem za bardzo znany, nie chciałem się ujawniać i to był mój błąd, pozwoliłem im na zbyt wiele.... Ale teraz, Radariel będzie świetnym kozłem, on będzie winny, a Ty, zostaniesz bohaterem, za odpowiednie pieniądze, każdy może nim być. Masz predyspozycje, żeby być lepszym nawet ode mnie, a ja jeszcze nie wiem czy się z tego cieszyć, czy się tego obawiać. Najważniejsze teraz to zrzucić winę, na tego twojego chłopczyka, przecież wiem, że jesteś zdolny do poświęceń.  


   Sagromor chciał się kontrolować, chciał wiedzieć, jak wygląda jego zdolność do poświęceń więc poświęcił.. .

xptoja

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1221 słów i 6877 znaków, zaktualizowała 20 lut 2016.

1 komentarz

 
  • Kuri

    Ok, przeczytane :) Kolejna dobra część, ale doczepię się do jednej rzeczy, mianowicie... chyba pisałaś to, jak byłaś niewyspana xD Takie trochę nieskładnie napisane

    21 lut 2016

  • xptoja

    @Kuri to akurat wybitnie opornie mi szło, jak się nie poprawi przy kolejnej części trzeba będzie kończyć, bo jeszcze będzie wstyd wrzucać. Ale cieszę się, że się podobało, mimo nieskĺadności ; )

    21 lut 2016