Torri - dziecko z gwiazd ROZDZIAŁ 3

Rozdział III  
Dirtsa  


SPADŁ ŚNIEG, CO BYŁO OZNAKĄ NADCHODZĄCEGO OCIEPLENIA. Wkrótce nadeszła wiosna i śniegi stopniały. Przez całą zimę Olvier uczył chłopców jak włądać bronią, rzucać toporem, strzelać z łuku, nie zapominając o walce wręcz. Poddawał ich próbie wytrzymałości, każąc ich maszerować godzinami prze śniegi, a także ich odporność - musieli bez ubrania wskakiwać do lodowatego morza i zanurzać się aż po szyję. Sprawdzał ich odwagę, powierzając każdemu samotną misję, ich jedność, zmuszając ich do walki – dwóch przeciwko dwóm, przy czym pięści każdej z walczących par musiały być związane. Rozwijał ich siłę, każąc im rąbać drewno do palenisk dla całego klanu. Uczył obchodzić się z końmi, łagodnie i pewnie. Tłumaczył im, że wiking nigdy nie unika walki i powinien honorowo umrzeć z mieczem w ręku, żeby móc powiększyć armię Odyna w oczekiwaniu na Rägnarok, ostatnią wojnę, jaką wypowiedzą bogowie tytanom. W tym czasie dziewczynki również uczyły się swoich ról: musiały umieć szyć ubrania, lepić z gliny miski i talerze, karmić kozy, świnie i konie, ćwiartować i przygotowywać mięso zwierzyny upolowanej przez mężczyzn, prowadzić dom, dbając o to, żeby niczego w nim nie zabrakło. A kiedy wkrótce zaczną się połowy, dziewczynki będą musiały także suszyć ryby.          

Torri skupiał się na ćwiczeniach, poświęcając im całą swoją energię. Rzucanie toporem, strzelanie z łuku, rąbanie drewna i walenie pięściami w szczęki swoich towarzyszy pozwalało mu wyładować gniew palący go od śmierci Yvir. Od miesiąca wciąż miał zaciśnięte zęby. Jego czarne oczy, tak niespotykane u wikingów, błyszczały jak rozżarzone węgle. Herald nie protestował, kiedy jego syn położył na swoim legowisku wilczą skórę należącą do Yvir. Nie próbował przełamywać muru milczenia, którym dziecko odgrodziło się od wszystkich. Jednak w nocy, kiedy sen wreszcie wygładzał rysy Torriego, Herald kucał obo niego i przyglądał się dziecku, które ofiarowali mu bogowie. Któregoś razu wyciągnął nawet rękę i położył ją na ciemnych włosach chłopca, szepcząc:                      

- rozumiem co porusza twoje serce, synu Aegira. Twój gniew jest teraz dobrodziejstwem, pozwala ci zebrać siły, ale mam nadzieję, że któregoś dnia zstąpi go mądrość i poczucie sprawiedliwości.                      
Podczas ćwiczeń Torri i Bjoürn wielokrotnie stawali naprzeciw siebie i ścierali w walce. I za każdym razem to syn Dangalfa Szalonego lądował na ziemi pokonany. Olivier musiał wiele razy powstrzymywać Torriego, żeby nie zrobił miazgi z twarzy przeciwnika. Chłopiec był za to nawet surowo karany. Za pierwszym razem nie dostał kolacji i zabroniono mu udziłau w wieczornym zgromadzeniu. Za drugim razem przez wszystkie ćwiczenia kazano mu nieść na plecach worek wypełniony kamieniami. Za trzecim – kazano mu spędzić całą noc na zimnym dworze, na łasce dzikich zwierząt i baśniowych istot. Torri znosił wszystkie kary bez mrugnięcia okiem i nie próbując się usprawiedliwiać.              
Nienawiść Bjoürna Dangalfsona do towarzysza, którego nazywał bękartem, dodatkowo podsycały kary, które wymierzał mu ojciec, gdy dowiadywał się, że jego syn znowu został pokonany przez Torriego.                    

Herald przeprowadził rozmowę z Olivierem. Nauczyciel powiedział, że syn wodza posiada ogromne zdolności, które potwierdzają świetne wyniki czy to w strzelaniu z łuku, czy to w rzucaniu toporem, czy we władaniu mieczem.                

- w dodatku Torri został obdarzony niezwykłą wytrzymałością i uporem. Nigdy się nie skarży i słucha bez gadania.Herald powinien był czuć ulgę i dumę, słysząc te słowa. Jeszcze niedawno niepokoił się o swojego syna marzyciela, który był zbyt delikatny i zbyt wrażliwy. Jednak w jego sercu gościł niepokój. Prawdziwy wiking...      
mam nadzieję, że będę żyć bardzo długo, myślał. Wystarczająco długo, żeby odkryć tajemnicę tego dziecka i pojąć, jaki los przeznaczyli dla niego bogowie, którzy mi go ofiarowali.                              

Herald nie bez powodu nosił przydomek Roztropny. Wiedział z doświadczenia, że bogowie są okrutni i nic nie sprawia im większej przyjemności, niż dla zabawy kpić sobie z ludzi. Torri piekł podpłomyki owsiane dla ojca i dla siebie. Większość obowiązków domowych należących do Yvir spadła teraz na niego. Rozdmuchał żar rzucający czerwonawy blask i dołożył kilka gałązek. Płomienie lizały kociołek, a Torri za pomocą długiej drewnianej łyżki mieszał potrawę, żeby nie przywarła do dna. Na początku boleśnie brakowało mu matki. Wciąż zapominał, że jej już nie ma, i pędził do chaty, żeby opowiedzieć Yvir, iż właśnie widział wróble, które zjednoczyły się przeciwko wielkiemu krukowi, albo przynosił jej kamyk znaleziony w śniegu, który według niego miał kształt ludzkiej twarzy. Ale kiedy wchodził do chaty, wszystko przypominało mu z taką intensywnością, że na nowo ogarniał go smutek, który wkrótce zaczął się przemieniać w palący gniew.                  
Z czasem jednak Torri zaczął się przyzwyczajać. Ale nie na tyle, żeby uwolnić się od gniewu. Był wściekły na wszystkich, a zwłaszcza na Bjoürna, oczywiście dlatego, że tak długo musiał znosić jego zaczepki. Teraz Torri nie czekał już, aż Bjoürn nastąpi mu na palceczy popchnie go w chwili, gdy będzie się przygotowywał do strzału z łuku czy rzutu toporem. Teraz to on atakował. I co dziwne, zwycięstwa nie przynosiły mu ukojenia – w każdym razie nigdy na dłużej niż parę chwil.    
Zapach spalenizny podrażnił nozdrza chłopaka. Nachylił się nad kociołkiem. Pogrążony w myślach zapomniał o mieszaniu.                    
- można powiedzieć, że przyszłam w ostatniej chwili!- odezwał się miły głos.      
Torri podniósł wzrok. Szczupła postać Dirtsy pojawiła się w obramowaniu drzwi. Ostanie promienie zachodzącego słońca złociły rude warkocze dziewczynki. W półcieniu na jej twarzy wyróżniały się jedynie błyszczące oczy i łagodny uśmiech. Torri zanurzył nos w kociołku i stara się mieszać potrawę tak, żeby nie podrapać zbytnio dna. Dirtsa weszła i położył na dużym drewnianym stole zawiniątko.                

- moja mama przysyła wam dwa bochenki chleba i kawałek słoniny.          
Torri wzruszył ramionami.                      

- podziękuj jej – rzucił przez zaciśnięte zęby.                
- radzę ci zdjąć kociołek z ognia! Twoja potrawa będzie zupełnie niejadalna!      
- Yvir była wspaniałą kucharką – odezwała się Dirtsa – moja mama wciąż mi to powtarza.  
– Dirtsa patrzyła na Torriego śmiało, unosząc brwi, mimo że on rzucił jej ponure spojrzenie. – i zdaje się, że nikt nie naprawiał sieci lepiej niż ona. – dodała. – a jej wędzone ryby można było przechowywać dłużej niż ryby wędzone przez innych.            

Torri przyglądał się dziewczynce. Jakim prawem mówi o Yvir? Czego tu właściwie szuka? Od pogrzebu nikt nie wymawiał imienia żony Heralda przy Torrim. Chłopiec miał ochotę rzucić się na Dirtsę i siłą zmusić ją do milczenia, ale coś go powstrzymywało. Może ironiczny blask w jej oczach? A może biel jej cery? Czy też może to sprawiły te miedziane włosy albo zaróżowiałe policzki?                      

- Dirtsa skrzyżowała ramiona na piersi, nie przestając przyglądać się Torriemu. W chwili kiedy chłopiec otworzył usta, chcąc prosić ją, żeby sobie poszła, oświadczyła bez mrugnięcia okiem:                          
- dawniej bardziej cię lubiłam. – Torri chciał coś powiedzieć, jednak nie zdążył, bo Dirtsa ciągnęła: - uważałam, że Bjoürn jest głupi, a jego towarzysze nie są wiele więcej warci niż on. Myślałam, że jesteś inny. Nie musiałeś wciąż udowadniać, że jesteś najsilniejszy i najmądrzejszy. W dodatku byłeś zabawny i wymyślałeś piękne opowieści. Sądziłam, że zostaniesz skaldem. Bardzo chciałabym wyjść za mąż za skalda. Opowiadałby co wieczór nowe historie. A teraz myślę, że jesteś jeszcze głupszy niż Bjoürn i jego towarzysze!      

Torri otwierał i zamykał usta, zupełnie jak łosoś złowiony w sieci.          
Dirtsa, z rękoma na biodrach i z wysuniętym podbródkiem, mówiła gniewnym głosem:                             - myślisz, że tylko ty masz prawo opłakiwać Yvir? Myślisz, że tylko ty cierpisz?! Myślisz, że masz przez to więcej praw ?! zupełnie przestałeś mi się podobać!          

Mówiąc to, Dirtsa odwróciła się na pięcie i wielkimi krokami ruszyła do drzwi. Przekroczyła próg, nie odwracając się, i zniknęła z pola widzenia Torriego. Chatę wypełnił smród spalenizny. Torri chciał pędzić za przyjaciółką i prosić ją, żeby została, zapewnić ją, że będzie jej opowiadał ciekawe historie. Ale nie zrobił tego.          
Zdjął kociołek z ognia.                        
Tego wieczoru Herald z Torrim jedli przypalone placki owsiane, a także chleb i słoninę.

meggies

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1562 słów i 8879 znaków, zaktualizowała 3 sty 2016.

1 komentarz

 
  • Kuri

    Dobry rozdział, ale znów krótki ;P (na to będę narzekał zawsze xD) I nie wiem jak Ty to robisz, ale jakoś dziwnie wklejasz tekst, że tak się "rozchodzi"... Przyjemniej dla oka wyglądałoby to, gdybyś to zedytowała ;)

    3 sty 2016

  • meggies

    @Kuri  nie wiem dlaczego  ucieka kiedy go tu wklejam a przed opubliwoaniem wszystko okej XD WIĘC TROCHĘ POZMIENIAM I MOŻE BĘDZIE LEPIEJ xd

    3 sty 2016

  • Kuri

    @meggies Sory, że czepiam się takich szczegółów, ale przykładam dużą wagę do estetyki tekstu, takie pedantyczne podejście do tego mam ;P

    3 sty 2016

  • meggies

    @Kuri nic się nie stało działam nad tym aby było normalnie, to dobrze pedeantyku XD bez obrazy

    3 sty 2016

  • Kuri

    @meggies Nie wiem, co drugi człowiek musiałby mi zrobić, żebym się na niego obraził ;p

    3 sty 2016