Po powrocie do domu i kolacji poszliśmy padnięci spać.
Następnego dnia lekko ulepszyłem swoją broń, przywiązując nóż do jednego z końca metalowej rury.
Wyszliśmy na zewnątrz, aby lepiej zbadać jaskinie, do plecaka spakowaliśmy trochę jedzenia i wody.
Niebo ponownie było pokryte pięknym fioletowym kolorem wyglądającym jak zorza polarna tylko z jednego koloru.
Pterodaktyl tym razem się nie zjawił a my bezpiecznie, dostaliśmy się do jaskini i dotarliśmy do miejsca, w którym ostatnio zakończyliśmy eksploatację.
Wybraliśmy prawą drogę te, w której ostatnio spotkaliśmy tego dziwnego wilka.
Tym razem i jego nie było a jedyne co, zostało to kilka kości i krew na ziemi po jego posiłku.
Uznałem, że jak się je wyostrzy to, mogą się nadać do obrony więc, spakowałem część z nich do plecaka.
Po przejściu kilka minut dalej zobaczyliśmy prawdziwą masakrę, wiele ciał tych zmutowanych wilków.
Wiele z nich miało powyrywane koniczyny, widoczne ślady ugryzień i ran od pazurów.
Wyglądało to tak jakby same się, powybijały i to dość niedawno w innym przypadku pozostałyby same kości.
Mimo okropnego smrodu, jaki unosił się w tym pomieszczeniu, udało się przejść pomiędzy gnijącymi ciałami i ruszyć dalej.
Tunel zaczynał się robić coraz węższy, ledwo się przez niego przecisnęliśmy, ale opłaciło się to.
Na końcu tej drogi znajdowały się metalowe drzwi z uszkodzonym zamkiem.
Wrzeliśmy do środka, wyglądało to jak jakieś laboratorium lub szpital, lecz dawno zapomniane, przez co nie było w zbyt dobrym stanie.
W tym pewnie kiedyś białym tunelu teraz bardziej szarym przez brud znajdowało się wiele drzwi a obok nich porozbijane okna.
Byliśmy przerażeni jak, zobaczyliśmy za jednym z nich trupa, a bardziej jego kości na fotelu.
Za kilkoma innymi oknami było to samo, kości na krześle, czasem podłodze, więc woleliśmy do nich nie wchodzić.
Sale same w sobie wyglądały jak pracownie jakichś naukowców.
Masa komputerów, papierów i książek, lecz w tak złym stanie, że z daleka nie dało się rozczytać, a gdybyśmy je podnieśli pewnie, rozpadłyby się na popiół.
Otworzyliśmy ostatnie drzwi, te były bez okna więc nie dało się stwierdzić co tam dokładnie, jest nie, spoglądając na to.
Na szczęście były otwarte więc wszedliśmy do środka.
Wyglądało jak główna sala głównie przez swoją wielkość, lecz w połowie znajdowało się urwisko, jeden z końców tej latającej wyspy.
Tym razem nie było żadnych trupów, dzięki czemu mogliśmy odpocząć i coś zjeść. Właściwie to niewiele znaleźliśmy w tym dziwnym miejscu głównie przez stan, w jakim się znajdowało.
Gdy zbadaliśmy co się dało postanowiliśmy wracać do domu a ^kolejnego dnia^ o ile można to tak nazwać, wrócić i tym razem pójść w lewą stronę tunelu.
Kilka sekund później do sali wszedł wielki wilk.
Próbowaliśmy go obejść, chodząc praktycznie bezszelestnie jednak Michał przypadkiem się o coś, potkną a wilk, rzucił się w jego stronę.
Podbiegłem szybko z włócznią i wykierowałem ją w stronę wilka, uderzając z całej siły.
Był wytrzymały jednak kiedy chciał skierować łapy w moją stronę, Michał ledwie strącił go w przepaść.
Nie była to długa walka, lecz rany były duże.
Powrót trwał przez to trochę dłużej, lecz udało nam się wyjść z jaskini.
Kierowaliśmy się prosto w stronę bloku, kiedy nagle zobaczyliśmy kogoś przed klatką.
Dzięki za przeczytanie! Polecam ocenić w komentarzach.
Dodaj komentarz