Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Niebo nie jest limitem (cz 2)

Witam ponownie! To druga część opowiadania o dziwnym świecie do którego przeniosło naszych dwóch bohaterów.  


Po kilku minutach dziwny latający stwór odleciał.
Michał powiedział, że lepiej na razie nie wychodzić na zewnątrz i sprawdzić, czy ktoś jest w innych mieszkaniach.
Po około 30 minutach pukania we wszystkie drzwi w bloku nikt nie otworzył ani nawet się nie odezwał, byliśmy zdani na siebie.
Wróciliśmy do naszego mieszkania na najwyższym 4 piętrze budynku, aby coś zjeść i przemyśleć sytuacje, w jakiej się znaleźliśmy.
Najpierw wyciągnęliśmy całą żywność, jaką mieliśmy w domu.
Rzeczy z krótkim terminem zepsucia się zjedliśmy najpierw a podczas posiłku, ustaliliśmy, że jeśli mamy ponownie wyjść na zewnątrz to dla bezpieczeństwa tylko razem i z jakąś bronią.
Po jedzeniu zaczęliśmy szukać czegoś, co na te broń mogłoby się nadawać.
Iż i tak nie mieliśmy prądu, urwałem metalową rurę od stojącej w naszym pokoju lampy a brat, zabrał ze sobą dwa ostre noże z kuchni.
Mimo że te bronie nie nadawały się na latającego potwora, ponieważ były blisko dystansowe to i tak były lepsze niż nic.
Zanim jednak wyruszyliśmy zbadać okolice za budynkiem, sprawdziliśmy, które drzwi mieszkalne są otwarte, a następnie z kilku z nich przenieśliśmy jedzenie i picie w jedno miejsce do naszej kuchni.
Wychodząc, zebraliśmy ze sobą butelkę wody, bo kto wie, czy się nie przyda.
Stanęliśmy przed budynkiem, było spokojnie, lecz robiło się zimno.
W obawie przed stworem z wcześniej pośpieszyliśmy za budynek.
Znaleźliśmy tam dziurę wyglądającą jakby, prowadziła do podziemi.
Nagle ponownie usłyszeliśmy pisk, lecz tym razem potwór zdążył do nas polecieć.
Ledwo uciekliśmy do tej jaskini a ja w ostatniej chwili, zostałem zadrapany w nogę ostrym pazurem pterodaktyla jak go, nazwaliśmy.
Polałem ranę wodą, a następnie z kawałka bluzki zrobiłem bandaż.
Chwile odpoczęliśmy i bez większego wyboru ruszyliśmy w głąb jaskini.
Musieliśmy uważnie stąpać po lądzie, gdyż mogła się zapaść w każdej chwili a my byśmy spadli w nicość skoro to latająca wyspa.
Na ścianach znajdowały się dziwne rysunki, jak gdyby narysowane przez jaskiniowców.
Był na nich chyba pokazany człowiek oraz potwory, ta opowieść obrazkowa, której do końca nie zrozumieliśmy, doprowadziła nas do wielkiego rysunku wyglądającego jak eksplodująca ziemia a pod nim napisy, w którego języku nie rozumieliśmy.
Wpatrywałem się w ten rysunek, zastanawiając się jak to, mogłoby się stać skoro cały czas, byliśmy w pokoju, na spokojnie usłyszeliśmyby taki wybuch i raczej byśmy tego nie przeżyli.
Michał poświęcił latarką w telefonie na dalszą część jaskini.
Im głębiej schodziliśmy tym więcej dróg, mieliśmy do wyboru oraz było coraz zimnej.
Kiedy stanęliśmy nad wyborem, w którą stronę iść usłyszeliśmy warczenie z prawej części jaskini.
Lekko zerknęliśmy do przejścia, w którym stał kolejny stwór, ten wyglądał jak gigantyczny wilk, lecz bez oczu.
Coś zjadał, wyglądało jakby to, był martwy przedstawiciel tego samego gatunku.
Prawdopodobnie ten mutant kierował się węchem i słuchem więc po cichu się, wycofaliśmy.
Po kilku minutach udało nam się wrócić do rysunków, które pokierowały nas do wyjścia.
Fioletowy kolor znikną z nieba, zostały tylko gwiazdy odbijające swój blask od skalnej ziemi.
W lekkim pośpiechu, lecz po cichu wróciliśmy do mieszkania.


Jeśli macie jakieś porady lub pomysły co mógłbym dodać do następnej części wysyłam was do sekcji komentarzy.
Dzięki za wszystkie opinie!

Dodaj komentarz