Jak stworzyłem własną legendę

Obudziłem się na pustyni. Nie byłem pewny czy w ogóle żyje. Co się stało? Pulsujące skronie nie pozwalały mi na szybkie myślenie. Wokół nic, tylko piasek. Musiałem leżeć nieprzytomny dość długą chwilę, ponieważ już teraz chciało mi się niemiłosiernie pić. Pieprzony piasek, miałem go chyba wszędzie. Wspomnienia ostatnich spędzonych chwil w domu wywołały u mnie, odruch wymiotny i mokre oczy, otarłem jedną, jedyną łzę i ruszyłem przed siebie. Musiałem coś zrobić, musiałem ich znaleźć i się zemścić. Musiałem. Nie wiem kiedy to się zaczęło, ale musiała minąć przynajmniej doba.

Wróciłem troszkę później niż zwykle do domu, gdyż mama, kazała mi kupić parę drobiazgów po drodze. Mój wyostrzony wzrok od razu przykuł minivan Misztrzyni. Co ona tutaj robiła? Coś się stało rodzicom? Czy chciała coś zrobić rodzicom? Tyle pytań, tyle możliwych sytuacji. Analizowałem jak zawsze, szybko, tego mnie uczono. Półtora roku temu, moje życie przeszło drastyczną przemianę.
Skradałem się po cichu w jej domu. Myślałem, że jest opuszczony. To był zakład. Miałem wejść, rozejrzeć się i coś zabrać, żeby był dowód, iż tam byłem. Nagle poczułem silny zacisk dłoni na ręku. Ktoś wykręcił mi ją, popychając mnie plecami do ściany. W tym samym momencie, gdy ten ktoś puścił moje ramię, poczułem jak coś "przykuwa" mnie do ściany. Trzy ostre przedmioty, prawdopodobnie noże, przebiły moje ubrania i wbiły się z drewnianą ściankę, do której byłem przyparty. Brak możliwości jakiegokolwiek ruchu nie był moim największym problemem. Myślałem, że jest ich kilku. Nawet nie usłyszałem kiedy odchodzi, choć nawet będąwszy w bezruchu, pode mną podłoga skrzypiała, ona zrobiła to bezszelestnie. Niemiłosiernie drażniące oczy światło. Byłem przerażony. Wtedy ją zobaczyłem. Była niższą ode mnie, szczupłą brunetką o ciemnych błękitnych oczach. Na oko, miała 25 lat. Poruszała się z wielką gracją i płynnością. Każdy jej ruch jakby przechodził w kolejny, jak gdyby to była jedna długa czynność. Dopiero po chwili poczułem, że te ruchy, które tak podziwiałem, to uderzenia. Była niższa i wyglądała na słabą, lecz jej ciosy były tak precyzyjne i wyuczone, że zabrakło mi tchu.
  -      Usłyszałabym cię spiąc w domu obok - wyszeptała mi do ucha, kiedy już przestała, głosem tak słodkim, że od nadmiaru cukru aż mnie zemdliło.
Próbowałem złapać odrobinę powietrza i uspokoić oddech. Było mi tak wstyd, a jednocześnie byłem nią nieziemsko podekscytowany. Potem usłyszałem tylko:
  -      Myślę, że hmm... nadajesz się. Nie szukaj mnie tu, to ja cię znajdę.  
A potem nic. Pustka. Rodzice powiedzieli, że znaleźli mnie na ulicy, troszkę poturbowanego. Ja mało co z tego pamiętałem, porządnie mnie wtedy zbałamuciła. Miałem wymówkę. Powiedziałem, że zacząłem chodzić na jakieś sztuki walki i po pierwszym treningu byłem tak zmęczony, że zemdlałem. Uwierzyli. Potem moja sylwetka zaczęła się poprawiać, a ja znikałem często z domu, więc moi rodzice nigdy nic nie mówili. Raz tylko, że te treningi są zbyt brutalne. Wróciłem wtedy ze złamaną ręką. Mistrzyni się wówczas ostro zdenerwowała. Powiedziałem im, że się przewróciłem. Nigdy nic nie wiedzieli o tym co robię, a teraz wóz mojej nauczycielki stał przed domem. Coś na pewno było nie tak. Delikatnie wszedłem do domu, zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę salonu. Stałem chwilę w progu jak wryty. One siedziały i sobie rozmawiały, pijąc kawę. Jak gdyby nigdy nic. Bardzo ciekawie. I tak pewnie moja mentorka jak zwykle nic mi nie powie. Pytanie brzmi: ile wie moja mama? Choć obie odwrócone do mnie bokiem i zajęte rozmową, to mama pierwsza mnie spostrzegła, mistrzyni nawet nie mrugnęła, od początku wiedziała, że tu jestem. To za to ją uwielbiałem. W każdej chwili była nieprzewidywalna i zawsze wszystko szło po jej myśli. Mama rzuciła się w moją stronę i zabrała ode mnie zakupy, mówiąc:
  -      Przywitaj się ładnie, to jest Magda.
Naprawdę zabrakło mi słów. "To jest Magda." Rozmawiała o niej, jakby były dobrymi przyjaciółkami czy coś. Nic z tego nie rozumiałem. Po chwili, wprowadzając mnie w totalne osłupienie, mama dodała tajemniczo:
  -      Ale wy się już chyba znacie...
I, wyrwawszy [jeju, czy to dobra forma?] mi zakupy pobiegła do kuchni. Niewiele myśląc, pobiegłem do mistrzyni i przywitałem skinieniem głowy.
  -      Wyjdź, nie widzisz, że jestem zajęta?  
Każdy, dosłownie każdy by myślał, że żartuje. Miała taki delikatny i słodki głosik, lecz gdy patrzyło się jej w oczy, to aż przechodziły ciarki. Gdyby mogła strzelała by z nich błyskawicami. Przekaz był prosty. Od razu ruszyłem w stronę swojego pokoju. Nic wielkiego, zwykłe 4x4. Niczym nie wyróżniający się pokoik. Może trochę tym całym syfem. Na podłodze było wszystko, czyste ubrania z brudnymi, puste butelki po browarach, książki do szkoły, stare kartkówki, dosłownie wszystko. Podszedłem do łóżka i wyciągnęłam spod niego ciężką, metalową skrzynię, otwieraną na kod. Już po chwili była otwarta. To w niej trzymałem cały potrzebny mi sprzęt. Kilka długich noży, kilka krótszych, trochę więcej jeszcze krótszych noży do rzucania, składany łuk refleksyjny, do kompletu kołczany ze starannie posegregowanymi strzałami, jedne zamiast grotu miały małe pojemniki z substancjami, które po uderzeniu wybuchały, inne były zatrute, oznaczone kolorami których musiałem się nauczyć by wiedzieć, jaka trucizna powoduje jaki efekt, jeszcze kilka najróżniejszych strzał, aż po te najzwyklejsze. W sumie to rzadko używaliśmy strzał, Magda mawiała, iż zostawiają za dużo śladów. Poza tym, linki do duszenia, ciężkie ogłuszacze, kilka strojów na różne pogody i jeden uniwersalny. Odłożyłem noże, które zazwyczaj przy sobie noszę, złapałem pierwsze lepsze dresy i koszulkę z ziemi, przebrałem się i poszedłem do garażu. W garażu miałem stworzoną własnoręcznie mini siłownie. Jak zwykle siedział tam tata. Od kilku tygodni próbował przywrócić do życia swój motocykl z czasów studenckich, nic nie było w stanie pomóc mu, zrozumieć, że to niemożliwe. Położyłem się wygodnie na ławeczkę i złapałem za sztangę. Jasny holender [przepraszam, nie znam łagodnych przekleństw], nie wziąłem nic do picia. Nie miałem daleko, gdyż wodę w butelkach trzymaliśmy akurat w garażu. Przechodząc obok ojca, zagadnąłem:
  -      I jak? Coś z tego będzie?  
Tata wyrwany jak ze snu, otrząsnął się, wytarł ręce w szmatkę, wstał z kucek i powiedział:
  -      Nie mam bladego pojęcia... takich części już nie produkują, musiałbym popytać tu i tam, o to, i owo..
Jak zwykle totalnie nie wiedziałem o co mu chodzi, no cóż..
  -      A mama dalej rozmawia z tą nową koleżanką?
A więc miał świadomość, że tu jest. Cały czas, czułem się jakby każdy wiedział więcej ode mnie. Mogłem mieć tylko nadzieję, że wszystko mi w końcu wyjaśnią.
  -     Tak. Rozmawiają w salonie. Wyprosiły mnie, więc przyszedłem poćwiczyć.
Złapałem butelkę i wróciłem na ławeczkę. Już po chwili tata rzucił wszystko i poszedł do domu. Złapałem za sztangę i oddałem się kojącemu bólowi mięśni.  
Chwilę później usłyszałem trzask. Pewnie coś spadło, pomyślałem. Tuż po tym odgłos wybijanej szyby. Coś było nie tak. Zerwałem się jak poparzony i nasłuchiwałem. Męskie krzyki i podniesiony głos mojej nauczycielki. Magda nigdy nie podnosiła głosu. Teraz już byłem pewny, że coś jest nie tak. Sekundę później skradałem się w stronę salonu. Większość mebli była przewrócona, nieliczne stały, lecz w kawałkach. Nie miałem czasu na myślenie. Rodzice siedzieli na ziemi otoczeni kilkorgiem typowych "karków". Dwóch z nich trzymało za ręce, moją mentorkę, która już całkiem spokojna wpatrywała się w dryblasów. Jedno skinienie głową. Powaliłem stojącego najbliżej mnie niespodziewanego gościa. W tym samym momencie, Magda wywinęła salto w tył, kopiąc, jednego z niemiłych panów w twarz. Jednocześnie wykręciła ręce, dwóm trzymającym ją facetom. Nie byłem pewny, ale chyba, usłyszałem chrupnięcie łamanej kości. Zbiry zajęci moją mentorką zdali sobie sprawę z mojej obecności, dopiero gdy, dwa nieprzytomne ciała za nimi gruchnęły o ziemię. Zaskoczenie na ich twarzach szybko zmieniło się w czystą wściekłość. W tej chwili zdałem sobie sprawę, że moją jedyną bronią są ręce, a mistrzyni zajęta, więc jestem zdany tylko na siebie. Zostało ich siedmiu. Trzech rzuciło się w stronę bezbronnej, jak im się zdawało kobiety. Reszta ruszyła w moją stronę. Zlekceważyli moją mentorkę. Pokręciłem głową i zacmokałem z dezaprobatą. Subtelnie ich to zdezorientowało. To była moja szansa. Nie spodziewali się tak szybkiej reakcji z mojej strony. Pierwszy cios, precyzyjnie wycelowany w twarz. Błysk po lewej stronie. I nadchodzący cios z prawej. Nie zdążę, pomyślałem. Rzuciłem się w prawo, próbując powalić przeciwnika swoim ciężarem. Miałem rację. Ciepła krew zaczęła spływać po moim lewym ramieniu. Obrót, kucnięcie, szybkie uderzenie w brzuch, jeszcze szybsze podcięcie, odgłos upadającego noża, a następnie ciała. Ten, którego odepchnąłem własnym ciałem, właśnie otrząsnął się i biegł w moją stronę. Był nieuważny. Unik i mocny cios w skroń. W tym samym momencie poczułem uderzenie w plecy. Popełniłem ten sam błąd co moi przeciwnicy. Zlekceważyłem wroga. Nie zauważyłem, że któryś z trzymających się jeszcze na nogach dryblasów złapał, leżącą na ziemi, nogę od krzesła i to właśnie nią mnie okładał. Ból był coraz mniej odczuwalny. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem był krzyczący coś głośno ojciec, rozszerzona ze zdumienia buzia Magdy i przeraźliwy krzyk. Po chwili zrozumiałem, że to odgłosy agonii moich rodziców.

Teraz szedłem po jakiejś pustyni ubrany w przewiewny strój, podobny do tych które stosujemy w Zakonie, lecz przystosowany do tego klimatu. Sprawdziłem ukrytą kieszeń w kołnierzu na karku, wewnętrzną na lewej ręce. Do pasa, przypięty długi miecz i dwa krótkie. W innych miejsach wyczuwałem resztę typowego dla nas ekwipunku. Byłem wyposażony jak mała armia. Dziwne, pomyślałem. Ktoś mnie uratował, następnie zostawił w środku pustyni w pełnym uzbrojeniu. Mógł chociaż podarować butelkę wody. Całe to żelastwo sporo ważyło. Nie wiedziałem już czy chce mi pomóc, czy pogorszyć sprawę. Wiedziałem natomiast, że czekając, nie przeżyje, dlatego też powoli, lecz równomiernie poruszałem się na północ. Choć ze zmęczenia prawie nie mogłem myśleć to wciąż zastanawiałem się gdzie jestem. I co z Magdą, dlaczego była wtedy u nas w domu? Kim byli tamci faceci? Czy to ona mnie wywiozła na pustynię? Czyżby to był jakiś kolejny test? Nic nie wiedziałem, pytań coraz więcej, głód i pragnienie już nieznośnie dawały się we znaki. Chciałem tylko przeżyć. Słońce powoli zniżało się ku linii widnokręgu. Już za wczasu zacząłem zbierać napotkane suche krzaczki, których po prawdzie ilości były zupełnie znikome. Wystarczy na mały ogień, pomyślałem. Robiło się coraz chłodniej. Piekielnie parzyły mnie stopy, ale rozumowałem, iż kiedy usiądę, będzie jeszcze gorzej. Parłem dalej naprzód. Organizm mówił: wystarczy. Nadszedł zmierzch. Miałem świadomość tego, że ogień będzie widoczny z wielu kilometrów, ale to mogła być moja szansa. Piasek zrobił się cudownie chłodny, wiedziałem, że to tylko przejściowe, gdyż zaraz zrobi się okropnie zimno. Zbytnio się ociągałem, o tej porze dzikie zwierzęta wychodzą ze swoich nor na łowy. Chwila zabawy z patykami i już za moment mały płomyczek lizał suche gałęzie. Przypilnowałem by ognisko się dobrze rozpaliło, podłożyłem ostatnie patyki i postanowiłem się zdrzemnąć. Odwinąłem pas, odpiełem miecze od pasa i wyciągnąłem z pochew, zrobiłem z nich prymitywną wersję poduszki. Lepsze to niż piasek w uszach. Zwinąłem się w pozycji embrionalnej z krótszym mieczem w ręku i czekałem na upragniony sen. Powoli robiło się zimno, lecz zmęczenie wygrywało. Coś było nie tak, otępiałe zmysły podpowiadały, że ten trzask dochodził z ogniska. Nie wiedziałem wówczas, że ktoś okryty ciemnością wpatruje się we mnie z uwagą. Umysł nie pozwalał myśleć i analizować. Sekundę później przytulił mnie Morfeusz.

Oceniajcie, krzyczcie za błędy i dziękuję za czytanie wypocin, gdyby były pytania o przyszłe części to z góry mówię, iż będą na pewno, lecz w terminie bliżej nieokreślonym.

KenBezBarbie

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 2392 słów i 12939 znaków.

2 komentarze

 
  • DarkPrincess

    super trochę pokęconeale świetne czekam na następne częsci i zapraszam do mnie :)

    8 maj 2016

  • Jatakatam

    Nie wiem czemu ale podoba mi sie to jest pomieszane i wgl ale czyta sie zajebiscie

    25 kwi 2016