Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 6

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 6Weronika Malfoy - córka Lucjusza i Narcyzy, bliźniacza siostra Dracona, wydaje się być śmierciożerczynią, która ma na celu wyrządzenie jak największej krzywdy ludziom. Prawda jest jednak inna. Jest tylko jeden człowiek, przed którym panna Malfoy potrafi otworzyć się całkowicie. Jest nim Severus Snape. Obydwoje są szpiegami, ich poglądy na wiele tematów są podobne. Pragną wolności.

6. "Na ewentualne bóle"  

W ciągu kolejnych trzech dni pobytu w kwaterach Severusa Snape'a, Weronika czuła się bardzo słabo. Praktycznie całe dnie leżała w łóżku i spała, jedynie Snape co jakiś czas przerywał jej sen podając Eliksir Serca Winorośli. Czwartego dnia było już o wiele lepiej, chociaż i tak nie można było nazwać ją w pełni sprawną.  
- Boli cię coś? Masz jakieś słabości? - zapytał Snape, gdy we wtorek, czyli czwartego dnia, podał jej eliksir. Ton głosu miał taki, jakby w ogóle go to nie obchodziło, jednak -Weronika sama dla własnego dobrego samopoczucia udawała, że tego nie zauważa.
- Czasem lekki ból głowy, chociaż i tak jest już dobrze – odparła wstając z łóżka.
Na początku trudno było jej się utrzymać na nogach więc usiadła z powrotem na łóżku i chwilę poczekała. Druga próba była już udana. W sumie trudno jej się dziwić, nie każdy po trzech dniach nieustannego leżenia utrzymuje bezbłędną sprawność.  
- Mogę iść się wykąpać, prawda? - zapytała podchodząc do komody i wyjmując z niej świeże ubrania.
Nie odpowiedział lecz wyszedł z pokoju i trzasnął za sobą drzwiami. Stała chwilę, wpatrując się w drzwi, po czym zacisnęła mocno usta, zamknęła oczy i postanowiła się opanować. Przeszła do łazienki, zrzuciła z siebie piżamę, szlafrok i bieliznę, po czym odkręciła wodę. W tym czasie spojrzała w lustro, przyozdobione wokół mosiężną ramką. Nie wyglądała najlepiej i zdawała sobie z tego sprawę. Gdy znalazła się już w wannie z gorącą wodą, poczuła, że dawno zwykła kąpiel nie dawała jej tyle rozkoszy.  

W tym czasie Naczelny Postrach Hogwartu siedział w swoim salonie, w jednym z foteli i trzymał w ręku książkę, lecz od ponad pięciu minut od znalezienia się w tym fotelu, jeszcze nie zdołał jej otworzyć. Zamiast tego, jego oczy przyklejone były w przeciwległą ścianę. Gdyby ktoś obcy go teraz zobaczył, mógłby z całą pewnością stwierdzić, że jest to bardzo realistyczny posąg.  
Myśli Mistrza Eliksirów błądziły. Wciąż nie wiedział, jak ma zachowywać się w stosunku do swojej uczennicy, która właśnie bierze kąpiel w jego wannie. Sam nie rozumiał siebie. W niektórych momentach zachowywał się, jakby nie miał jej za złe tego, że ciągle go okłamywała. Z drugiej jednak strony zachowywał się w stosunku do niej tak, jakby była jego największym na świecie wrogiem. I zawsze gdy nasuwała mu się ta myśl, starał tłumaczyć sobie, że okłamywała go z własnej woli, a nie z racji tego, iż nie miała innego wyjścia. Czasem ją rozumiał, a czasem sądził, że jest mu kompletnie obca. Często miewał wrażenie, że ona jako jedna z kilku, potrafiłaby z nim normalnie i poważnie porozmawiać, ale w następnym momencie jego myśli zsuwały się na zupełnie inny tor. Czuł obawę, że być może nie jest ona godna zaufania, że jest taką świetną aktorką, jakim on sam jest aktorem.  
Gdy siedział tak i rozmyślał nad sensem swojego zachowania w stosunku do tej dziewczyny, usłyszał kroki i odruchowo spojrzał na schody. Schodziła właśnie z nich ślizgonka, o której przed chwilą bardzo intensywnie myślał.  
- Wie pan, że ma pan wyjątkową zdolność wprowadzania człowieka w prawdziwą frustrację?
- Tak mniemam... – odpowiedział po dłuższym czasie.  
Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Miała na sobie biały, puchowy szlafrok, który szczelnie okrywał całe jej ciało. Włosy splotła w luźnego warkocza, a kilka kosmyków opadało na jej ramiona. Wyglądała tak niewinnie i spokojnie, że gdy przypominał sobie, iż tak naprawdę jest ona śmierciożerczynią i to w dodatku piekielnie „złą”, sam nie wiedział czy przypadkiem nie przecenia swoich możliwości szpiegowskich. Bo gdyby porównać ją stojącą tutaj, przed nim, a tą, będącą u boku Lorda Voldemorta, można by było nie poznać, że jest to tak naprawdę ta sama osoba – panna Malfoy.  
- Mógłby pan przestać się obrażać? - zapytała, lecz gdy nie doczekała się odpowiedzi, usiadła w fotelu naprzeciw niego. - Mogłabym porozmawiać z dyrektorem?
Spojrzał na nią znacząco i zmrużył oczy.  
- Sądzę, że dyrektor wkrótce sam się tu zjawi. Wspominał mi cztery dni temu, że gdy tylko minie trochę czasu, gdy będziesz czuła się już lepiej, przybędzie tu by zamienić z tobą kilka słów.
- To dobrze, nikt o mnie nie pytał? - zapytała dziewczyna zaciskając nerwowo wargi.  
Zastanowił się chwilę.
- Draco, panna Parkinson... - w tym momencie przerwał, po czym kontynuował. - Harry Potter...  
- W porządku.  
Zdziwił się. Pomyślał, że Weronika powinna zdziwić się, czemuż to słynny pan Potter o nią pytał. Dlaczego przyjęła to bez zastanowienia? Czyżby... była z nim w jakiejś bliżej relacji? Och, Snape, nie powinno cię to obchodzić, z kim w relacji jest Weronika. A tym bardziej, że być może JEST W RELACJI Z CHŁOPAKIEM, KTÓREGO NIENAWIDZĘ, myślał.  
Odwróciła głowę i odetchnęła. Tym razem to ona patrzyła w ścianę, a on intensywnie ją obserwował. Wkrótce poczuła na sobie jego spojrzenia. Było dla niej dosyć niekomfortowo, więc chciała w jakiś sposób przerwać narastające napięcie, wywołane przez ciszę.  
- Czy moi rodzice wiedzą, co ze mną? Czy jak będzie spotkanie śmierciożerców za niedługo, podczas gdy będę czuła się źle, zmuszona będę pójść?
- Czemu zadajesz po dwa pytania naraz? - zapytał marszcząc brwi. - Więc z tego co wiem, twoja matka chciała za wszelką cenę cię odwiedzić, lecz jak mniemam, prędzej nauczyciele pozwoliliby wtargnąć dementorom do zamku, niż ją tutaj wpuścić.  
- Ona przecież nie jest śmierciożerczynią. A ja jestem. I uczę się w tym zamku, a większość nauczycieli wie.
- Oni wszyscy wiedzą, tak. Ale jesteś szpiegiem. I to ja ciebie pilnuję, więc mają pewność, że naprawdę szpiegujesz.  
- Pan mnie pilnuje? Ostatnimi czasy albo mnie pan zbywa, albo jest pan wredny.
- Jeśli chodzi o twoje drugie pytanie – ciągnął, ignorując jej słowa – sądzę, że Czarny Pan posiada wiedzę na temat tego, co ci się przytrafiło. Gdybyś się nie zjawiła, chyba by ci odpuścił... Ale póki co nie jest w najbliższym czasie przewidziane żadne zebranie, więc raczej będziesz już w pełni dysponowana, gdy jakieś się odbędzie.  
- No tak, w takim razie żałuję, że ktoś nie rzucił na mnie jakiegoś mocniejszego zaklęcia.
- Gdyby ktoś rzucił na ciebie jakieś mocniejsze zaklęcie, idiotko, w tym momencie mogłabyś gryźć ziemię obok Diggory'ego, a nie wylegiwać się w mojej wannie.
Przewróciła oczami, po czym wstała i wspięła się po schodach. Obserwował ją póki nie zniknęła przekraczając ostatni stopień. Od razu stracił resztki dobrego humoru, jeśli w ogóle można było przypuścić, że go miał. Wstał z fotela i pocieszył się myślą, że za kilka minut zaczyna się jego patrol na parterze. Miał dziś wielką ochotę poodejmować punkty.  
Gdy znalazł się już we wspomnianym wcześniej miejscu, odetchnął głęboko i zaczął przechadzkę wzdłuż korytarzy. Nie minęło nawet pół godziny, gdy gryfoni stracili dwadzieścia punktów, puchoni piętnaście, a krukoni dziesięć. Ślizgonom jak zwykle się upiekło, lecz to żadna nowość.  
- Cholera – mruknął pod nosem gdy poczuł lekkie pieczenie w granicach Mrocznego Znaku. Podwinął rękaw szaty i spostrzegł, jak tatuaż zaczyna pulsować. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że właśnie Voldemort go wzywa.
Pognał więc do Dumbledore'a i zawiadomił go, że ma już plany na dzisiejszy wieczór. Zanim jednak opuścił mury zamku pobiegł do lochów sprawdzić, czy z Weroniką wszystko w porządku i czy ona również została wezwana.
- Co jest? - zapytała dziewczyna podnosząc się z fotela, gdy Snape wtargnął do salonu.
- Znak... Zostałaś... Wezwana...? - zapytał dysząc ciężko. Jak widać nie byłby dobrym zawodnikiem w biegach na olimpiadzie.  
- Nie, a pan? - zapytała dziewczyna a oczy gwałtownie jej się powiększyły.  
- Wrócę – powiedział na pożegnanie po czym wybiegł, zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą.  
Nie wiedziała co ma zrobić. Spojrzała na zegar, który wskazywał godzinę dziewiętnastą. Nie potrafiła iść teraz do łóżka i zasnąć. Nie teraz, gdy odbywało się spotkanie. Stała się bardzo niespokojna. Podeszła do ściany, wzdłuż której stały regały z książkami. Zaczęła je przeglądać. W końcu nie każdy ma okazję zostać sam w domu Mistrza Eliksirów, Naczelnego Postrachu Hogwartu, szpiega-śmierciożercy – Severusa Snape'a.  
Tytuły książek były najróżniejsze. Wskazującym palcem jeździła po grzbietach książek. Większość była wyraźnie zakurzona. Nigdy w życiu nie sądziła, że istnieje tak wiele rodzajów magii, jakie były opisane w książkach. Gdy doszła już do końca regału, uniosła brwi i zaśmiała się cicho, gdy odczytała tytuły książek wciśniętych między dwoma potężnymi tomami.  
- „Magiczne sposoby na erekcje” - odczytała nieśmiało. - Nie spodziewałabym się. „Jak wzbudzić pożądanie u płci przeciwnej?”, „Regularna przyjemność poprawia jakość magii”, „Magia może być przyjemna”.
Podwinęła rękawy od sweterka, który miała teraz na sobie. Przykucnęła by zobaczyć, jakie książki profesor trzyma w dolnych regałach. Po tym, co przed chwilą odczytała, nic by ją nie zdziwiło. Gdy tak przeglądała tytuły kolejnych książek poczuła, jak dziki rumieniec wkrada się na jej policzki. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nagle poczuła, jak bardzo jest głodna. Poza śniadaniem, nie miała dzisiaj nic w ustach. Tak właśnie opiekuje się nią profesor Snape, gratulacje.  
Rozejrzała się niepewnie i sama nie wiedziała, co zrobić. Po pewnym czasie nasunęła się jej pewna myśl.  
- Zgredku? - powiedziała głośno, pstrykając palcami.
Skrzat po chwili pojawił się, mierząc dziewczynę mało przyjaznym spojrzeniem. W sumie nie była tym zdziwiona, ponieważ dobrze wiedziała, jak ten oto skrzat taktowany był w jej rodzinie. Ale nie miała teraz ochoty na przepraszanie go, czy umilanie mu życia.
- Przynieś mi kilka smażonych ziemniaków i kawałek kurczaka, proszę. Ach, i sok dyniowy, jakbyś mógł.
Kulturalność dziewczyny chyba wpłynęła na niego pozytywnie, ponieważ uśmiechnął się lekko, pokiwał głową i zniknął.  

Minęła dwudziesta trzecia, a Weronika wciąż siedziała w jednym z foteli i czekała na Snape'a. Spotkania nigdy nie trwały tak długo, więc zaczęła się szczerze niepokoić.  
Gdy dochodziła godzina wpół do północy, drzwi mieszkania nagle otworzyły się i do salonu wpadł Snape. Zwykle używam określenia „wpadł”, gdy bardzo szybko znajduje się w pomieszczeniu, i jest to użyte w formie przenośni, lecz teraz to wyrażenie jest bardzo dosłowne, bowiem drzwi uchyliły się i wpadł Snape, staczając się na podłogę.  
- Merlinie, co się stało, profesorze?! - Weronika przykucnęła u jego boku i znalazła się w bardzo trudnej sytuacji: Snape krwawił. Jego zwykle nieskazitelnie czarna szata była teraz szkarłatna. Leżał na ziemi, dysząc ciężko.
- Odejdź – odpowiedział spokojnie po czym podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył w stronę fotela. Był tak słaby, że Weronika dziwiła się, jak w ogóle dostał się spod bramy do lochów.  
Gdy siedział na fotelu z zamkniętymi oczami, nieruchomo, dziewczyna przestraszyła się nie na żarty. W rogu pomieszczenia stała szafka, w której – z tego co zdążyła zauważyć – trzymał eliksiry. Zaczął oddychać wyjątkowo ciężko i kaszleć krwią. Nie miała wyboru, więc pobiegła do szafki i zaczęła przeszukiwać jej szuflady. W pewnym momencie znalazła fiolkę, na której widniał napis: „Na wyjątkowo ciężką sytuację po torturach”. Zawahała się, lecz po chwili już ją wlewała profesorowi do ust. Nie wiedziała, czy jest to wyjątkowo ciężka sytuacja, gdyż nigdy wcześniej nie widziała go w podobnym stanie i nie mogła stwierdzić. Była natomiast prawie pewna, że Snape jest właśnie po torturach. Wszystko na to wskazywało. Sama w swoim życiu widziała na własne oczy skutki tortur, ale Snape'a w takim stanie - nigdy.  
- Sam dam sobie radę – warknął, gdy dziewczyna odłożyła opróżnioną fiolkę.
- Cieszę się, a teraz niech się pan przymknie. Pomogę panu dostać się do łóżka.  
- No proszę, kobieta prowadzi mnie do łóżka, cóż za zaszczyt... panno Malfoy...
Nie miała teraz czasu by przywiązywać większą wagę do jego słów, gdyż miała pewien problem. Gdyby nie te schody, mogłaby spróbować wyczarować nosze i lewitować go do sypialni. Tymczasem mogła go wziąć tylko na plecy i przenieść, ale i to było wykluczone.  
Ku jej zdziwieniu Snape bez problemu wstał i poszedł w stronę schodów. Nogi mu się uginały, więc szybko znalazła się obok niego, i pozwoliła mu się o siebie oprzeć. Przełożył więc rękę przez jej plecy i lekko trzymał nie chcąc sprawić jej ciężaru.  
- Nie ma teraz czasu na szlachetności, więc niech się pan porządnie chwyci mnie i idziemy.
- Mam się ciebie chwycić i idziemy do łóżka, mam rozumieć? - zapytał unosząc kąciki ust.
- Mógłby pan przestać?  
Po dłuższym trudzie, Snape leżał już u siebie w łóżku i spał. Oczyściła jego szaty zaklęciem, a rany na twarzy przemyła. Gdy jej profesor był już w dopuszczającym stanie, zeszła na dół i z szafki wzięła eliksir na ewentualne bóle. Nie była ekspertem od eliksirów, ale szczerze obawiała się o stan swojego profesora. Postawiła więc eliksir na jego szafce nocnej, i z dużym bólem głowy położyła się na łóżku w pokoju gościnnym.  
Tej nocy prawie w ogóle nie spała. Zastanawiała się, dlaczego Czarny Pan był na tyle wściekły, że tak potraktował swojego najwierniejszego sługę. A może to po części z racji tego, że jej pomógł? Nie, to na pewno nie o to chodziło, w końcu Voldemort sam chciał, żeby odpowiednio się nią zająć. Z drugiej strony, z tego co wiedziała, ostatnimi czasy Severus... Chwila, jaki Severus? Profesor Snape, nie Severus, skarciła się w myślach. Więc ostatnimi czasy profesor Snape spisywał się całkiem nieźle. Nie miała więc pojęcia, co było powodem. Potem przypomniała sobie o słowach Snape'a dotyczące „prowadzenia go do łóżka”. Oczywiście dla niego było to bardzo dwuznaczne, ale jakoś nie bardzo ją to uszczęśliwiło, tym bardziej po tym, jakie książki odkryła w jego księgozbiorze. Mimo wszystko na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Nim zasnęła zrozumiała, że powodem złości Voldemorta było to, gdyż przewidział, że to przez Snape'a Zakon Feniksa dowiedział się o ataku...

Wero

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2776 słów i 15389 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Ktoś3466

    Będzie next?

    25 gru 2018

  • Użytkownik nyneeeamelia

    Koniec? :(

    31 sie 2016