Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 5

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 5Weronika Malfoy - córka Lucjusza i Narcyzy, bliźniacza siostra Dracona, wydaje się być śmierciożerczynią, która ma na celu wyrządzenie jak największej krzywdy ludziom. Prawda jest jednak inna. Jest tylko jeden człowiek, przed którym panna Malfoy potrafi otworzyć się całkowicie. Jest nim Severus Snape. Obydwoje są szpiegami, ich poglądy na wiele tematów są podobne. Pragną wolności.

5. "W kwaterach"  

Weronika była w lekkim szoku. Nie mogła uwierzyć, że Bellatriks tak po prostu zabiła tego starszego pana! Gdyby to zdarzenie miało miejsce kilka miesięcy temu, pewnie teraz nawet by się tym nie przejęła, jednak ostatnimi czasy coś się zmieniło. Można było powiedzieć, że to ona się zmieniła.  
Próbowała wmieszać się w tłum, tak jak radził jej Snape. Znajdowała się więc na końcu gromady śmierciożerców, ku której mknęły zaklęcia. Śmierciożercy świetnie sobie radzili i starali się rzucać zaklęcia na przeciwników dwa razy szybciej, niż oni sami. Na szczęście dziewczyna stojąc na tyłach nie była tak bardzo zagrożona, gdyż śmierciożercy stojący przed nią, osłaniali ją swoimi ciałami.  
Odwróciła głowę w stronę centrum wioski, by się nieco rozejrzeć. Obraz, który miała teraz przed sobą, przerażał ją: matki przytulały swoje zapłakane dzieci, które nie miały pojęcia o co chodzi, zresztą tak samo, jak wszyscy pozostali. Część osób barykadowała drzwi. Oczywiście i tak nie powstrzyma to śmierciożerców, ani żadnych innych czarodziejów. Wśród mieszkańców wioski byli i tacy, którzy teraz z niej uciekali. Kilka osób wspięło się na drzewa. Teraz jej wzrok powędrował ku starszemu panu, który leżał nieruchomo na trawie. Wokół niego zgromadziło się kilka osób. Jedną z tych osób była chyba jego żona, gdyż klęczała nad jego ciałem i przez łzy krzyczała, jak bardzo go kocha i żałuje wszystkich kłótni.  
Gdy Weronika już miała w planach uronić łzy, gdy poczuła, jak coś ściska ją w gardle, nagle przeniknął ją olbrzymi ból i jakaś tajemnicza siła zwaliła ją z nóg sprawiając, że dziewczyna straciła przytomność.  
Snape właśnie miał spojrzeć na pannę Malfoy, czy z nią aby wszystko w porządku, lecz w tym momencie zniknęła mu z pola widzenia.  
Gdy otworzyła oczy nie miała pojęcia, co się właściwie stało. Teraz, było jej ciepło, miękko i wygodnie. Podparła się na łokciach i nieprzytomnie rozejrzała. Leżała na dużym łóżku, pod złotożółtą kołdrą. Ściany, które otaczały pomieszczenie, w którym się teraz znajdowała, pomalowane były na pomarańczowo. Naprzeciw łóżka wisiały obrazy przedstawiające naturę, a pod nimi stała drewniana komoda. Po lewej natomiast stronie, stał fotel, a obok niego znajdowało się okno. Po szybie spływały ciężkie krople deszczu, a na ciemnym niebie za oknem co chwila pojawiała się z hukiem błyskawica, która była równie ciekawa jak ta, na czole Harry'ego Pottera. Po lewej stronie były drzwi, które nagle się otworzyły. A stanął w nich nie kto inny, jak Severus Snape.  
- O nie, tylko nie pan – jęknęła. Sama nie wiedziała, dlaczego te słowa wydobyły się z jej ust. Pomyślała, że ważne było to, iż po wczorajszej kłótni wciąż jej nie przeprosił. A najzabawniejszy w tym wszystkim był fakt, iż prawdopodobnie leżała teraz w łóżku znajdującym się w jego kwaterach. Lepiej być nie mogło.
- Tak się składa, że ja – warknął siadając na fotelu, który stał obok okna. - O co chcesz zapytać?  
Lecz dziewczyna całkowicie go zignorowała. Zamiast tego odkryła się i postanowiła nie komentować tego, że ma na sobie piżamę. W ogóle nie pamiętała, co się wcześniej wydarzyło. Ale nic dobrego nie świadczyło o tym, że znajdowała się teraz u Snape'a, w łóżku, w samej piżamie. Usiadła na brzegu łóżka i próbowała wstać, gdy nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zamiast powstać na równe nogi, upadła na zimną posadzkę. Usłyszała przy tym cichy pomruk Mistrza Eliksirów. Nie miała pojęcia, co się z nią stało. Nie miała siły, by stanąć na własnych nogach! Poczuła się bardzo słabo, gdy tak leżała na podłodze. Zapragnęła znów znaleźć się na tym miękkim łóżku, lecz Snape nie dawał po sobie poznać, że chciałby jej pomóc.  
- Przepraszam – powiedziała głośno. - Bardzo przyjemnie jest leżeć przed panem na podłodze, jednakże dzisiaj nie mam na to ochoty. Wszystko mnie boli, jest mi niedobrze i nie mam ochoty na żadne kłótnie, więc niech mnie pan podniesie, to po pierwsze. A po drugie to niech mi pan wyjaśni, gdzie ja jestem i co tu robię. Nie pamiętam nic...  
- Może coś jeszcze do tego? - zapytał wstając z fotela i podchodząc do niej.  
- Na razie umieszczenie mnie na łóżku i przekazanie tych podstawowych informacji powinno wystarczyć.  
Mistrz Eliksirów westchnął ciężko, stojąc nad nią. Zmarszczyła brwi, gdyż poczuła się bardzo dziwnie. Merlinie, ile można go prosić, by łaskawie oferował pomoc? Lecz po chwili zlitował się nad nieszczęsną ślizgonką i usadził ją z powrotem na łóżku. Po tym małym wysiłku wrócił na swój fotel.  
- Więc może zacznę od tego, że jesteś w moich kwaterach, w pokoju gościnnym. Nikt poza tobą nie spał w tym łóżku, więc gdy coś zostanie poplamione będę wiedział, gdzie cię szukać.
- Spokojnie, nie zamierzam zostać tu ani chwili dłużej – prychnęła.  
- A właśnie, że zamierzasz – odparł a ona uniosła drwiąco kąciki ust. - Sam nie mam ochoty cię niańczyć, ale przez najbliższe kilka dni, jestem do tego zmuszony. Jednak dziwi mnie fakt, że nic nie pamiętasz. Może przydałoby się porządne walnięcie w łeb? Zazwyczaj po takim zdarzeniu wszystkie rzeczy wracają do pamięci.
- Podziękuję.  
- Podziękujesz to ty dopiero za kilka dni, gdy będziesz mogła opuścić moje mieszkanie. Tak czy inaczej... Wczoraj śmierciożercy mieli atak na mugolską wioskę, a ty jesteś śmierciożerczynią, więc...
- Pamiętam, że nią jestem! - zawołała wskazując na lewe przedramię. - Nie musi mi pan o tym przypominać! Poza tym atakiem, wszystko inne pamiętam.  
- Dziwne... - Snape chwilę się zastanowił. - Podczas tego ataku zostałaś ugodzona zaklęciem niszczącym wnętrzności. Chwilę po tym śmierciożercy zaczęli przegrywać i deportować się z wioski. Wtedy ja również się deportowałem, zabierając cię ze sobą. Byłaś nieprzytomna. Gdy byliśmy już w lochach, podałem ci odpowiednie eliksiry i twoje narządy wróciły mniej więcej do normy. O tym wszystkim, rzecz jasna, poinformowałem Dumbledore'a. Znał on już to zaklęcie. Powiedział, że przez kilka najbliższych dni będziesz zbyt słaba i nie możesz zostawać sama. No i rozkazał, bym przyjął cię przez te kilka dni do siebie. No i tak to wygląda.  
- A nie mogę „kurować się” w swoim domu? Moja mama zawsze jest, więc nie ma obaw...  
- Wyobraź sobie, że Dumbledore wykluczył tą opcję.  
- Naprawdę? - Weronika spojrzała na niego, jakby właśnie "popychali" ploty.  
- Stwierdził, iż inni mogą ci tylko zaszkodzić, nawet gdyby mieli dobre zamiary. Muszę podawać ci przez kilka dni pewien eliksir, który ma pomóc twoim narządom dojść do zupełnego zdrowia. Nie jesteś teraz zdolna do nauki, więc masz zajęcia odwołane. Na posiłki do Wielkiej Sali również nie będziesz chodzić. Skrzaty domowe bądź ja, będziemy dostarczać ci codziennie coś do zjedzenia.  
- A co za eliksir musi mi pan dostarczać co dzień?  
- Eliksir Serca Winorośli, niezwykle rzadki, jak samo zaklęcie niszczące narządy wewnętrzne.
- A co to za zaklęcie, i kogo sprawką jest to, że teraz tu leżę? - zapytała, jakby obwiniając Snape'a, że próbuje się nią zaopiekować.  
- Nie powiem ci, co to za zaklęcie. Sądzę, że w przyszłości będziesz miała jeszcze okazję je poznać, ale póki co nie jest to najlepszy czas. A zaklęciem ugodził cię ktoś z Zakonu, lecz nie jestem w stanie określić kto.  
- Myśli pan, że zrobił to specjalnie? - zapytała z nutką paniki w głosie.  
- Nie mam pojęcia. Zastanów się, czy masz tam jakichś wrogów. Jak mniemam, nie. Zresztą... nie oszukujmy się. Zakon był poważnie zagrożony przez śmierciożerców podczas tego ataku, więc kto by patrzał na to, czy przypadkiem nas gdzieś tam w tłumie nie ma, rzucając zaklęcie?  
Weronika lekko zaniepokoiła się. Chociaż najprawdopodobniejsze było to, co powiedział teraz Snape, ale i tak miała pewne obawy. Gdyby miała w Zakonie Feniksa jakieś wroga, który chciałby jej zaszkodzić, jej szpiegowanie nie miało by sensu. Bo po co pomagać komuś, kto pragnie jej nieszczęścia?  
Siedzieli w ciszy, którą przerwał wreszcie Snape. I nie przerwał ją w taki sposób, o jakim marzyła panna Malfoy.  
- Dlaczego mnie kłamałaś? Przychodziłaś do mnie z „problemami”, które wcale nie były prawdziwe. Przejrzałem cię. Na spotkaniach śmierciożerców jesteś taka twarda, więc nie wmawiaj mi, że wpadasz w panikę, gdy pokłócisz się z Draconem.  
- Proszę pana... To nie jest odpowiedni moment na rozmowę o tym...
- Ależ skąd! Ten moment jest jak najbardziej odpowiedni. Odpowiesz na moje pytanie?  
- Odpowiem! Otóż ja bardzo pana lubię, tak... I poza panem nie mam praktycznie żadnej osoby, do której mogę się zwrócić o pomoc... Bo pan od zawsze mi pomagał. Nawet od pierwszej klasy, gdy byłam w Hogwarcie nieco zagubiona. Potem pomógł mi pan pozbierać się po tym, jak zostałam śmierciożerczynią. Przed każdym spotkaniem dawał mi pan rady aż do czasu, gdy sama potrafiłam sobie poradzić z własnym lękiem. A potem już pan nic nie mówił. Brakowało mi tego... Czułam się taka odrzucona, samotna. Nie miałam do kogo się odezwać i nie byłam na tyle śmiała, by iść do pana, tak od siebie. Po tym tak jakoś zamknęłam się w sobie. A gdy czułam, że nie wytrzymam już dłużej, że gubię się we własnym nieszczęściu, że zagłębiam się w smutku... Postanowiłam z panem porozmawiać. Przez te kilka miesięcy, kiedy w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, czułam, że jest pan mi zupełnie obcy, że muszę to pana zaufanie zdobywać od nowa. Miałam takie przeczucie przez to szpiegowanie. Tam było tak, że jeden niewłaściwy ruch i inni mogą przestać mi ufać... Ja się tego zaczęłam trzymać, nawet poza zebraniami. No i bałam się tak od razu wyznać, że się obawiam już tego wszystkiego, co się dzieje wokół. Bałam się, że mnie pan wyśmieje, nie zrozumie. Pomyślałam, że zacznę okłamywać pana z tymi małymi problemami, by dawał mi pan rady, oddając mi swoje zaufanie. A potem naprawdę chciałam powiedzieć panu o tym, jak przerasta mnie to szpiegostwo, że potrzebuje pomocy, jak nienawidzę tych ludzi, którzy uczestniczą w zebraniach, że Dumbledore ostatnimi czasy wymaga ode mnie zbyt wiele, że coraz więcej ludzi zaczyna dostrzegać we mnie „tą złą”!  
- Próbowałaś zdobyć moje zaufanie kłamstwem? - zapytał patrząc w jej niebieskie oczy.  
Spuściła głowę. Na brodę Merlina, tylko on działał na nią tak, że nie mogła wytrzymać, by nie spuścić wzroku.  
- Ale ja naprawdę nie potrafiłam się odnaleźć...  
- Mogłaś przyjść do mnie od razu! Wiesz, że zawsze bym ci pomógł. Zawiodłaś się kiedyś na mnie? Dlaczego straciłaś do mnie zaufanie? Nigdy nie miałaś powodu, by to zrobić.    
Weronika nie czuła się teraz dobrze. Nie wiedziała, jak się zachować. On przyjął ją pod swój dach, co prawda nie samowolnie, ale jednak to zrobił! I powiedział jej teraz, że zawsze by jej pomógł. A ona go kłamała! Kłamała w żywe oczy osobę, która zawsze na niej polegała, która w przeszłości starała się jej pomóc i nawet teraz by to zrobiła.
- Chciałabym się wykąpać. Są tutaj jakieś moje rzeczy? - zapytała, zmieniając temat.
- Nie ma – odparł chłodno, podnosząc się z fotela i patrząc na nią.  
- To co teraz? Chciałabym się wykąpać, a nie mam nic na przebranie!
- Nie dramatyzuj! Są trzy rozwiązania dla tego problemu. Pierwsze jest takie, że poprosisz mnie, żebym ci te ubrania z dormitorium przyniósł. Jeśli chodzi o drugie rozwiązanie, to możesz po prostu zostać w tym, w czym jesteś teraz. A trzecia opcja to taka, że będziesz chodzić... naga.  
Weronika wytrzeszczyła na niego oczy.  
- Chyba pan żartuje! - krzyknęła, a on spojrzał na nią drwiącym wzrokiem, oczekując jej odpowiedzi.  
Na pewno nie zamierzała go prosić, więc w jej głowie zaświtał pewien plan. Złapała już za piżamę, by ją z siebie ściągnąć.  
- No cóż, jestem zmuszona wybrać trzecią opcję.
I gdy już miała odkryty brzuch, Snape zakrył gwałtowanie oczy, jak dziecko, które widzi w telewizji scenę dla dorosłych.  
- Dobrze, dobrze! Już idę po te ubrania, cholera jasna! - krzyknął wychodząc z pokoju.
Gdy opuścił pokój, odetchnęła z ulgą. Potrzebowała z nim tylko porozmawiać a on teraz pewnie będzie traktował ją, jakby chciała dopiero co popełnić samobójstwo. Nie lubiła, jak ktoś się nad nią litował. A jeśli Snape będzie to robił, to opuści jego kwatery szybciej, niż on sam się tego spodziewa.

Wero

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2476 słów i 13351 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik nyneeeamelia

    Ughh hahaha xD

    31 sie 2016