Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 3

Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 3W tym samym czasie:
-O kuźwa! On się podnosi! O nie! Zginiemy! Już po nas! – Wrzasnęli Mark, Breyk i Chris.
-O nie! Po moim trupie! – Powiedziała protestująco Nia, zabierając katanę właścicielowi i ciskając nią w powietrze. Ostrze świsnęło w powietrzu, zatoczyło kilka kół, a następnie upadło na ziemię, gdzieś z dala od miejsca w którym przebywali Nia i reszta.
-A niech Cię! Ty suko! Co żeś ty narobiła! Mój cenny miecz! Mój cenny Ripper! Teraz się doigrałaś!
-Ripper? – Zdziwił się Mark.  
-To nazwa miecza, głupku! Ale głupia ta nazwa! Rozpruwacz! Hahah! – Jęknął Breyk poprawiając zsuwające się okulary. – Panienko! Umówmy się na randkę!  
-Chyba w twoich snach! – Odpowiedziała zdenerwowana Nia kopiąc Breyka. – A poza tym, NIE CZAS NA TO!
-No, OCZYWIŚCIE że się z Tobą nie umówi, Breyk! Ona się umówi ze mną, prawda, ~kochanie~? – Dopowiedział szyderczo Mark.
-OCZYWIŚCIE ŻE NIE! WYPIERDZIELAĆ, OBAJ! – Wrzasnęła Nia wykopując "dresiarza” w "przestworza”.
-Łał, Nia, wykopałaś go na odległość prawie 10 metrów! – Wykrzyknęła Roza, rozsypując konfetti wokół Nii, jednocześnie trzymając tabliczkę z napisem "10 METRÓW! NEW RECORD!”.
-Bardzo ładnie poleciał w górę! – Powiedział Breyk wpatrując się w dym który pozostał, po uderzeniu Marka w ziemię.
-Nie ciesz się zbytnio, mogłeś to być ty! No nie wiem czy będzie w stanie siedzieć przez dłuższy czas… Ale miał dupę spuchniętą. Nawet stąd to widać! – Dopowiada Chris.
-DŁUGO JESZCZE ZAMIERZACIE MNIE IGNOROWAĆ?! – Krzyknął czerwony na twarzy wojownik.
-Hehehe! Jego twarz wygląda jak dupa Marka! Hehehe! – Wybuchnął śmiechem "okularnik”.
-No, to prawda! Ahahah! Cały czerwony! Jak piwonia! – Dopowiedział Chris.
-A gówno prawda! Jak dupa Marka! Pff! Ignorant z ciebie!
-Ignorant?! A z ciebie zboczeniec! Ero Sennin z Naruto!  
-CO?! Nie jestem stary! Ale młode laski… to się zgadza… Ale wypraszam sobie takie nazwy!
-No więc "Zboczuch” może być? – Zapytała obojętnie Roza.
-O! I to jest poprawna nazwa! – Przytaknął Breyk.
-Ała! Moja dupa! I jak ja teraz będę siedzieć?! – Jęknął Mark trzymający się za swoją spuchniętą pupę.
-AAA! JUŻ MOŻE ŁAZIĆ?! Niemożliwe! – Zdziwili się Breyk, Nia, Chris i Roza.
-Zamknijcie już te swoje głupie gęby na kłódkę!!! Wiejemy!
-C-Czekaj! Niyuś! – Krzyknęła Roza przygotowując się do biegu.
Pochwyciła mocniej podkolanówki, naciągając je do granic wytrzymałości. Następnie, zdjęła z głowy biały kapelusz i dzięki kolorowej sznurówce od buta, wyjętej z bezdennej kieszeni plecaka, przywiązała go do talii. Różowo – niebieski, ozdobny parasol, ozdobiony od góry do dołu, aż po sam uchwyt, kolorowymi łańcuchami, kwiatami oraz słodyczami, wcześniej trzymany lekko w jasno -czerwonych dłoniach właścicielki, teraz został przyklejony taśmą klejącą do jej ramienia. Gdy jasnoskóra szesnastolatka przygotowała się do biegu – Co trwało mniej niż minutę – Z wypchanego plecaka wyciągnęła równie "tłusty”, mocno związany, kolorowy woreczek. Pobiegła za Nią, rzucając za siebie zawiniątko, z którego wysypał się różowy proszek. Natychmiast, dzięki wietrze – Który aktualnie, nie był taki porywczy jak zwykle – Uniósł się w powietrzu, tworząc gęstą, lekką chmurę pyłu. Korzystając z okazji, iż droga za nimi nie była już prawie widoczna, a samuraj wciąż męczył się związany grubym, mocnym sznurem, Siedemnasto – i Szesnastolatka, oraz reszta wbiegli w ciemny, ciasny zaułek. Przed nimi, umieszczona była podniszczona – lecz wciąż solidna siatka, zakończona metalowym, cienkim prętem, przed którą porozrzucane były śmietniki, oraz śmieci które jakimś sposobem, nie trafiły do kosza. Nie mając czasu na namysły, wskoczyli na wysokie ogrodzenie z wystającymi, ostrymi kawałkami drutów. Ostrożnie, ale jednocześnie w pośpiechu wspinały się po siatce, uważając jednocześnie, aby nie poranić się powyginanymi fragmentami metalu. Wspinały się jeszcze przez chwilę, aż w końcu udało im się dosięgnąć szczytu przeszkody. Nieco pokracznie "wlazły” na metalowy pręt. Stanęły na nim pewnym krokiem, podpierając się o ścianę. Jedynie Mark wisiał wciąż na siatce jęcząc próbował wspiąć się na górę. Zdenerwowany Breyk i Chris zeskoczyli z siatki, stanęli za plecami Marka i kopnęli go w dupę, tak, że przeleciał przez ogrodzenie na drugą stronę. Później ponownie wskoczyli na pręt, a następnie na drugą stronę. Roza zeskakując z przeszkody wraz z Nią, wyciągnęła ponownie woreczek z proszkiem, jednakże tym razem, dwa razy większym niż przedtem, więc efekt był również znacznie lepszy po uderzeniu z podłożem. Nia przyglądając się Rozanne poczerwieniała ze złości, gdy zdała sobie sprawę, że dziewczyna rzuciła woreczek w stronę w którą właśnie miały biec.
-R-Roza! Co ty kurde zrobiłaś?! – Syknęła zdenerwowana Nia.
-Oj! Przepraszam… To było tylko przypadkiem… - Odpowiedziała lekceważąco Rozanne.  
-Jak już uciekniemy, to Cię zabiję! Dobra tam! Biegnijmy dalej! Szybciej! – Krzyknęła ponaglając resztę, słysząc za sobą krzyki rozwścieczonego samuraja. A, ty?! Co się tak wleczesz?! Mark! Pośpiesz się!
-T-Tak! Zostałem skarcony przez Niyusię! Ja to mam szczęście! – Mówi podniecony, "lśniący” Mark.
Biegli razem przez ciasne przejście, ocierając ramionami o ściany. Gdy tylko spojrzeli w bok, przed oczyma ukazywała się czarna, ledwo widoczna pośród zasłony dymnej, kamienna ściana. Wreszcie wybiegli z uliczki – Przez dym przedostawały się promienie jasnego, słonecznego światła. Powoli zasłona zaczęła się rozrzedzać. Bohaterowie wreszcie widzieli więcej niż przedtem, jednakże, wciąż widoczność była bardzo ograniczona. Nagle, ni stąd ni z owąd, w Breyka i Chrisa wpadła jakaś dziewczyna. Również wyglądała na nastolatkę. Nie była ani wysoka, ani niska. Jej sylwetka była praktycznie identyczna do sylwetki Rozy. Miała dość nietypowy kolor włosów. Jej grzywka była koloru różowego, a reszta włosów – jasnobrązowy. Sięgały do ramion. Dziewczyna miała dosyć dziwnie wyglądające oczy – jej źrenice były różowo - czarne w kształcie serca, natomiast tęczówki były brązowo – szare. Na obu policzkach dziewczyny, widniały różowe serca. Ubrana była w jasną, beżową sukienkę sięgającą do kolan, ciemny, skórzany gorset, jasno – niebieską opaskę z kokardą, białe podkolanówki ozdobione beżowymi wstążkami i kwiatkami. Miała na sobie również ciemną, również skórzaną kurtkę, oraz brązowe botki na koturnie.  
-Ouh! Przepraszam was, chłopcy! Ale ze mnie niezdara! Znów na kogoś wpadłam. Nie zrobiłam wam krzywdy? Oh! Nia, Rózka! Co wy tutaj robicie? – Powiedziała dziewczyna.
-Cleo, a ty? Co tutaj robisz? My aktualnie się śpieszymy, więc nie bardzo mamy czas na wyjaśnienia. Uciekamy przed kimś! – Odpowiedziała Nia.
-Uciekacie przed samurajem? Nia… Znów go sprowokowałaś? – Powiedziała Cleo.
-C-Cicho!
-Okej, kumam. Trochę się zgubiłam po drodze. Szłam z Kennedy do sklepu. I niestety… nom… właściwie… to ona się zgubiła… Ja doszłam do sklepu, a potem poszłam jej poszukać. – Wytłumaczyła Cleo.
-Hejjjjjj! EJJJJJJJJJ! Cleo! Gdzieś ty teraz jesteś? No, ej! Nie możesz zostawiać mnie tutaj samej! Ktoś mi musi dźwigać zakupy. Sama nie dam rady! – Rozlega się czyjś głos.
-O wilku mowa… Idzie! Kennedy, masz iść cały czas! I chyba lepiej byłoby, gdybyśmy dodatkowo Ci kupiły okulary… - Zawołała Cleo.
Zza cienia wyłoniła się dziewczyna
-C-Cicho! Nie potrzebuję okularów. – Mówi Kennedy. – O! Nia! I Rózka! Yo! Rozumiem, że pomożecie mi z zakupami, no nie? A kto to jest? Ładni są…  
-To długa historia! – Powiedziała Nia.
-EJJJJ! WRESZCIE WAS MAM! TERAZ MI NIE UCIEKNIECIE! BĘDZIE PO WAS! – Wrzasnął zdyszany wojownik biegnąc za grupką nastolatków.
-Nia… Znów go sprowokowałaś? – Zapytała znudzonym tonem Kennedy.
-N-Nieważne! Musimy usiekać! Nara! – Krzyknęła rzucając się do ucieczki Nia.
-Czekaj, czekaj! Niyuś, mam tutaj coś, co pomoże nam uciec! – Poinformowała czerwono-włosa.
-Serio? No, a co takiego? – Zapytała obojętnie siedemnastolatka.
-Patrzaj! – Rzuciła przez ramię podekscytowana Roza, wyciągając z plecaka jakieś metalowe i plastikowe części czegoś.
-Roza? Ale… Co to jest?! – Zapytały przerażone Cleo i Kennedy.
-No, nie martwcie się! Będzie okej! – Zapewniała Roza.
-Roza… Jesteś pewna, że to coś działa? Przecież to wygląda jak zabawka… I wygląda na złom… - Powiedziała zrezygnowana Nia.
-No jasne że działa! Wskakujcie!
-Em… hej, ty… Czy to w ogóle działa? – Zapytał obojętnie Breyk.
-Wy jeszcze tu jesteście? – Zapytała Nia.
-Em… To jak, działa czy nie? – Ponaglał pytanie Breyk.
-A kogo to obchodzi. Ja chcę się tym przejechać. – Powiedział znudzony Mark.
-Dobra, dobra. Uciszcie się już! Zobaczycie jak już odpali. – Uciszyła Rozanne. -Nia, usiądź na to razem z Kennedy i Cleo. Tam macie takie coś z takim czymś, i to się łapie, żeby nie spaść.
-Okej… Spore to jest… tylko… łudząco przypomina rakietę… No, ale okej… - Zwróciła uwagę Kennedy. – Mam nadzieję, że się nie ubrudzę… I zdążę na wyprzedaż… Kończy się o 20:30, a mam do obejścia 2 centra handlowe. Wyszły nowe kolekcje sławnych projektantów, takich jak Elizabeth Noirs, Dake Howkins… muszę je mieć!
-No tak, tak. Masz w ogóle kasę? – Pyta Nia.
-TERAZ BĘDZIE PO WAS! – Wrzasnął samuraj podbiegając do bohaterów. – Ale, zaraz… co ja miałem zrobić… czemu gonię grupkę dzieciaków? A nic. Olać to. A! Pamiętam tą mordę! Hej, to wy mnie wczoraj zmusiliście do biegania 100 kółek wokół miasta?! Zabiję was!
-C-Czekaj… co? Dobra, Roza! Nie dbam już o to czy to działa i jak działa, ale jak uda nam się tym zwiać, dostaniesz 100 dolców, pasi? – Powiedziała lamentując Kennedy i Cleo.
-Dobra, Roza pośpiesz się! – Ponagliła Nia.
-Okej! No to jedziemy! A raczej, lecimy! – Krzyknęła radośnie Roza, ciągnąc za jakąś wajchę wystającą z urządzenia.
-Ej! Nie zostawiajcie nas! – Wrzasnęli chłopcy chwytając się wystających fragmentów "rakiety”.
-AAAAAAAA! – Wrzasnęli bohaterowie po odpaleniu urządzenia.
Wszyscy lecieli dosyć szybko, więc postać samuraja szybko znikała, wraz z opadającą za nimi zasłoną Rozy. Niczego nie było widać, całe otoczenie było bardzo zamazane, poprzez szybkość z jaką poruszało się urządzenie. Po kilku sekundach przed oczyma ujawniła się ogromna budowla – Baza główna samurajów oraz egzekutorów – Zabójców innych ras z drugiej planety. Egzekutorzy oraz zabójcy magów przebywali w bazach, po odbyciu patroli w najbliższych okolicach i na stacji. Bohaterowie nie mogli już zatrzymać rozpędzonego urządzenia – które i tak zaczęło zwalniać. Wpadli na ścianę budynku – a raczej, wpadliby, gdyby w tym samym czasie ktoś wychodząc z bazy zapomniał zamknąć otwartych na oścież drzwi. Nia, Roza i reszta dostali się do środka na wciąż zwalniającej rakiecie, która po chwili całkowicie straciła dostępne paliwo a następnie zatrzymała się. W jednej chwili, w budynku włączył się bardzo głośny alarm z towarzyszącym mu czerwonym światłem. Nikt z "włamywaczy” nie był w stanie zareagować. – Pod rakietą rozsunęła się podłoga, odsłaniając ciemną dziurę. Już za późno – Spadli prosto w ~przepaść~.



Tak jak obiecałam, komiks postaram się umieścić w komentarzu jak najszybciej.

TaZjaponczala3

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2020 słów i 11924 znaków, zaktualizowała 29 lis 2015.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Nieznana55

    Jesteś utalentowana kiedy następną część  :question:  :dancing:

    7 gru 2015

  • Użytkownik Kociulka

    Rządzisz! Tak jak Kotziemniak!  ;)

    3 gru 2015

  • Użytkownik TaZjaponczala3

    Moje komiksy(należy wpisać w wyszukiwarkę na stronie Deviatart)
    Strona 1: Kotoziemniak odc1 str1
    Strona 2: Kotoziemniak odc1 str.2

    2 gru 2015

  • Użytkownik ...

    a to nie powinno być czasem tak, że: seria 1, część 1 i dopiero rozdział?;p

    29 lis 2015

  • Użytkownik TaZjaponczala3

    @... Nie wiem czy dobrze zrozumiałam ale z tą częścią pierwszą/ trzecią itp. To chodziło mi o części od rozdziałów, ponieważ cały ten rozdział wyszedł mi za długi, więc podzieliłam go na 3 części(w wordzie wyszło ok. 18 stron.).
    U mnie to wygląda tak: przewiduje 3 lub 2 serie, później konkretne rozdziały i ewentualnie tomy, a potem części od rozdziałów.

    29 lis 2015

  • Użytkownik ...

    @TaZjaponczala3 aha,okok,pisz pisz, bo ciekawie się zaczyna

    29 lis 2015