Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 2

Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 2-HAHAHA! No dobra dzieciarnio! Złapać go i ubezwłasnowolnić! W nagrodę będziecie mogły dostać po pięciu dolcach! – Wykrzyknął Mark z pośród tłumu dzieciaków.
-HURAAAAAAA! Ej, ty! Samuraju! Stójże prosto! – Krzyknął jeden z dzieciaków, kopiąc jednocześnie samuraja w plecy.
Pozostałe dzieci gryzły samuraja po rękach i nogach, krzyczały do ucha, kopały, odwiązywały zbroję… Następnie, podekscytowany Mark wskoczył na dwa razy większe plecy od jego własnych, i zrzucił hełm wojownika.
-EJ! ZŁAŹ ŻE MNIE! –Krzyknął zdenerwowany mężczyzna miotając się na wszystkie strony.
-Wow, tatku… Nie sądziłam, że mogą cię pokonać byle bachory…– Powiedziała kpiąco córka samuraja.
-Zamknij się! Może i jesteś moją córką, ale nigdy więcej się tak do mnie nie odzywaj! – Czerwony ze złości wojownik, wyrwał rękę z tłumu „dzieciarni”, a następnie, w mgnieniu oka uderzył dziewczynę w twarz.
Villa pod wpływem uderzenia, upadła na ziemię, uderzając twarzą o podłoże. Następnie, jak gdyby nigdy nic, wstała wycierając jednocześnie krew z pod nosa.  
-A to gnój! – Krzyknęli oburzeni bohaterowie.
-Ej, ty, gnojku! Złaź ze mnie! – Wrzasnął rozwścieczony samuraj.
-Hej ty, panie ciężkozbrojna piechota! Pana włoski wymagają kuracji odmładzającej. – Poinformował Mark.
-Hę, że co?!
-Nom! One są bardzo zniszczone i zaniedbane. Tyle rozdwojonych końcówek, no mówię Ci! MASAKRA! A poza tym wszystkie są połamane, przetłuszczone… Oj, mówię Ci, powinieneś zapisać się do fryzjera! – Skomentował chłopak.
-Serio? Są aż tak zniszczone? Powinienem pójść? Tak myślisz? – Zapytał zaskoczony wojownik przyglądając się końcówką kilku pasm włosów.
-No tak, oczywiście! A  wiesz Ty co? Znam takiego fryzjera, co by Ci podciął te końcówki. A, i najlepiej byłoby, gdybyś zmienił fryzurę, ściął włosy trochę i przefarbował. Robią się szarawe, co wygląda bardzo niekorzystnie w twoim wieku. – Zachęcił Mark.
-Naprawdę? Ale, czekaj… W MOIM WIEKU?! A CO TO NIBY MIAŁO ZNACZYĆ?! – Zapytał początkowo zainteresowany, ale teraz wzburzony mężczyzna.
-Ech! Ale ja wcale nie mówię, że jest pan jakiś stary czy coś. Po prostu podziwiam pana, że jest już pan taki dorosły i dojrzały! No to co, chcesz tego fryzjera?
-No okej. Jesteś spoko młody. Więc, gdzie mam się zapisać? – Zapytał z ekscytacją właściciel zdobionej katany.
-Najlepiej, jeśli pójdziesz do mojej znajomej. Z chęcią Ci pomoże odratować włosy od zagłady. Zna się na tym! Powie Ci również, jak się obchodzić z włosami, jakich odżywek i szamponów używać. Osobiście, mi poleciła firmę „Garnier” którą należy kupować w „Rossmanie”. – Mówi wciąż zachęcającym tonem Mark, wśród krzyków dzieciaków.
-Ale żal… - Powiedzieli, obserwując całe zdarzenie Breyk, Nia, Chris oraz Roza, widocznie zniesmaczeni tą sytuacją.
-Cóż on wyczynia? – Zapytał się Chris.
-Nie wiem… Skąd ja niby mam to wiedzieć?! – Odpowiedział Breyk.
-Jesteście bliźniakami! Chyba powinieneś wiedzieć. – Dopowiedział Chris.
-Może po prostu próbuje Ci zaimponować, Niyuś… No popatrz tylko jak się na Ciebie patrzy co chwilę. – Mówi czerwono włosa dziewczyna.
-Pff… No tak, na pewno… Mhm. – Reaguje lekceważąco starsza siostra.
-Ale to pewnie prawda…  Zawsze miał słabość do pięknych dziewczyn. Tak samo z resztą jak i ja! – Mówi zachwycony Breyk przymilając się do Nii.
-Wynocha! Jesteś za blisko! – Krzyczy zdenerwowana dziewczyna odpychając dłonią twarz Breyka.
-Oczywiście, jest to najtańszy i najlepszy gabinet „fryzjerowski” w mieście, jeżeli nie w świecie! Acha, i tylko pamiętaj. Jeśli zdecydujesz się, aby odwiedzić „saloneł”, to pamiętaj, musisz przyjść tam w zwykłych ciuchach. Bez zbroi, koka i broni. Bo jeśli nie, to będą wiedzieli, że zarabiasz niezłą kasę, więc pociągnął od ciebie więcej forsy! Wtedy musisz im oddać tyle forsy, że aż głowa boli! Wieśniacy, bezdomni zawsze mają upust o nawet 50%! Musisz się przebierać za bezdomnego! Nie ma bata! – Ciągnie Breyk.
-Naprawdę?! Chyba będę musiał się tam przejść!
-Ale, koniecznie musisz tam pójść i bez gadania! Nie ma się nad czym zastanawiać! Ej! Roza, tak się nazywasz, no nie? Weźmiesz go „opidolisz” na łyso, no nie?  
-Okej, spoko. – Odpowiada Rozanne żując gumę do żucia.
-No, to teraz musimy obgadać sprawę kosztów. Oczywiście, musisz mi dać kasę i łapówkę, za fatygę i pośrednictwo. No i jeszcze muszę zanieść kasę dla fryzjerki. No, więc… heheh… Ile mi za to dasz? 100 dolców? 1000 dolców? Więcej? – Zapytał podstępnie Breyk.
-No, tak jasne, masz 10 dolarów.
-Ej! Co tak ma-… Znaczy, dzięki, to „kupa” kasy jest, „kupa”, normalnie wielka, śmierdząca „kupa”. Hehe! – Śmieje się ironicznie Breyk, wyciągając kolejno dolary z wypchanej nimi kieszeni samuraja.
-Hej! Ty! Dresiarzu! Pamiętaj! Masz mi oddać 79,9% kasy! – Docina czerwono włosa.
-Hę?! A niby za co?!
-Za to, że to ja wykonam całą robotę! – Odpowiada Roza. – Chociaż, chyba się pomyliłam co to kwoty!
-No jasne! BARDZO się pomyliłaś co do kwoty! Jest za DUŻA!
-Zamknij się, pijawko! Nigdy nie mów, że się pomyliłam! Ja się nie mylę!
-Ale… właśnie sama się przyznałaś! – Dopowiedział Mark wciąż wykradając coraz większe sumy pieniędzy.
-Cicho, cicho… nie wcale. Zdaje Ci się! – Odpowiedziała czerwona ze wstydu Roza.
-Cholera! Nie mam gdzie umieścić resztę kasy! O! Mam pomysł!  
-Oddaj mi! Oddaj mi! – Krzyknęła Rozanne. – Fuj! Ty *niewychowany* pijawko! Będziesz musiał wymienić na inne! Nie przyjmę takich!
-Popierdzieliło go?! A poza tym, właśnie popełniłaś błąd w wymowie, Roza… – Wtrącili Chris, Nia i Breyk.
-Hej, ty! Idioto! Gdzie żeś ty to włożył?! – Wrzasnął Breyk?! – Jeszcze przy damach!
-MÓWIŁAM, NIE KLEJ SIĘ! – Krzyknęła zirytowana Nia, ponownie odpychając Breyka, ale tym razem – Stopą.
-K-Kochammmm… - Dopowiedział upadając na ziemię, ciemnoskóry „okularnik”
-No co, a ty byś tak nie zrobił?! Zabrakło mi miejsca, więc improwizowałem! – Dodaje tłumacząc się Mark. – A wy, bachorzyska, macie po paru dolcach i wynocha!
-Jejjjjjjjjj! Teraz mamy forsę! Chodźmy do sklepu! – Krzyczą co poniektóre z dzieciaków, odchodząc w kierunku przemieści.
-Ale, musiałeś sobie wpychać je do GACI?! – Dopowiedział Chris.
-No, no… ale macie wychowanka… Jest bardzo kulturalny. I nie grzeszy rozumem… - Mówi szyderczo Villa.
-TO NIE JEST NASZ WYCHOWANEK!!! – Ryknęli oburzeni pytaniem okularnik, elegancik oraz mól książkowy.
-Ojej, coś nie tak? Więc, to wasz mądry kolega?
-Mądry? Na pewno byłoby znacznie lepiej, gdyby był mądry… – Odpowiada „zdołowana” grupka.
-No, więc, przepraszam, ale masz ze mnie zejść, bom muszę posiekać tamtą czwóreczkę! – Przeprasza niecierpliwiąc się samuraj.
-No, okej, okej! Zaraz, co?! – Dopytywał się Mark. –Nie, to nie będzie konieczne! Breyka możesz na pierwszy ogień, ale panienki zostaw.
Namawiając wojownika, jednocześnie złażąc z jego pleców, większa suma pieniędzy wypadła Markowi z kieszeni. Gdy samuraj wreszcie zrozumiał, że to były jego pieniądze, ponownie poczerwieniał ze złości posyłając spojrzenie pełne nienawiści. Mark pochwycił, i pochował pieniądze. Następnie szybko podbiegł do wycofujących się Breyka, Chrisa, Nii oraz Rozy.
-Chyba sobie jaja robisz?! To wszystko twoja wina! – Wrzasnęła Rozanne ciągnąc Marka za koszulę.
-Właśnie, ona ma racje! Trzeba było się wstrzymać z tymi pieniędzmi! – Dopowiedział Chris.
-Nie, nie, pieniądze mógł zabrać, ale oddać mi! – Zaprzeczyła Roza.
-Co?! TOBIE?! A niby na jakiej podstawie?! – Zapytali zdenerwowani Chris i Breyk.
-Ponieważ jestem śliczna! – Odpowiedziała spokojnie Roza, wokół której pojawiły się nagle świecące gwiazdki.
-Śliczna? Jesteś nie śliczna, a do tego, jesteś płaska deska! – Odpowiedzieli chłopcy. – Śliczna to jest ta obok!
-Teraz to się doigraliście… ~dzieciaczki~… Zdychajcie! – wojownik uniósł broń i skierował ją wprost na bohaterów. Biegł tak szybko, że nie dało się go zobaczyć gołym okiem.
-Szlak by to! Przestańcie się kłucić! Biegiem, biegiem, biegiem! – krzyknęła ostrzegająco Nia rzucając się do biegu, jednocześnie ciągnąc siostrę za rękę.
Wszyscy posłuchali jej poleceń. Zaczęli uciekać przed ~zabójcą~. Samuraj przemieszczał się bardzo szybko – słychać było, jak jego ciało przecina powietrze. W niecałe kilka sekund – tuż przed zadaniem ciosu – Jego ciało się ujawniło. Stał na wprost Rozanne, przygotowując się do ataku. W tym samym czasie podbiegł Chris, chwytając w dłonie kawałek jakiegoś bardzo twardego metalu. Przez pół sekundy było słychać „rozrywanie” powietrza, a następnie głośny dźwięk – dźwięk zetknięcia się ze sobą dwóch twardych metali za sprawą jakiejś ~ogromnej~ siły. Pod wpływem uderzenia, Chris cofnął się o kilka kroków do tyłu, uginając kolana, kiedy miecz przeciął obcy surowiec i uderzył o chodnik. Widocznie Chris niezbyt dobrze zniósł te wszystkie dźwięki, które właśnie do niego dotarły. Wyrzucił z rąk żelazo, a następnie zakrył dłońmi uszy z których zaczęła sączyć się krew, zarówno jaki i z pod powiek. Był w stanie zobaczyć takie szybkie ruchy, a jego zmysł słuchu słyszał głośniejsze dźwięki, za co zapłatą były właśnie takie dolegliwości. Na szczęście, dzięki Rozie, która wyjęła z plecaka kolorowe draże, przez które agresor przewrócił się i upadł na ziemię. Przykleił się do niej, za sprawą klejącej gumy do żucia – należącej oczywiście do Rozanny. Następnie podbiegła Nia i wyciągając gruby sznur z plecaka siostry związała samuraja.
-No, to teraz wystarczy tylko związać tamtą dziewczynę… ale… gdzie ona się podziała? – Powiedział Breyk.
-Nie ma jej? A z resztą, kogo to obchodzi… - Dopowiedziała Nia. – Ej, a ty? Co z Tobą? Może byś chociaż odpowiedział?!
-Nic mi nie jest. – Odpowiedział Chris wycierając krew z policzków i szczęki. – Ale, dzięki za troskę.
-Troskę? Nie, nie, nie! To NIE była troska! Po prostu zrobiłam to co powinnam. I nie myśl sobie nie wiadomo co!
-Oj, tak, tak. Ja wiem! Martwiłaś się, ja to wiem! Ponieważ jestem taki śliczny, że wszystkie kobiety mi pozazdroszczą! – Odpowiada dumny Chris, wyciągając z kieszeni marynarki, czerwono – szkarłatną różę. Natychmiast, wokół niego pojawiły się świecące światełka.
-Fuj! Odejdź ode mnie! WON! – Krzyczy zdegustowana Nia, odpychając Chrisa od siebie. – Poza tym… PRZESTAŃ LŚNIĆ! WON! – Nie mogąc sobie poradzić z chłopakiem z całej siły uderzyła go w głowę, nabijając mu dość pokaźnych rozmiarów guza.
W tym samym czasie, obok miejsca całego zamieszania, schowana była w tłumie Villa. Podpierając się o kamienną, trochę zniszczoną ścianę, wyciągnęła z kieszeni koszuli, jakieś dziwne urządzenie. Wydobył się z niego wysoki, trochę straszny, męski głos:
-„Co z nimi? Chyba jaszcze żyją? Mam nadzieję, że ten kretyn ich nie zmasakrował!”
-Nie, mistrzu… Proszę się nie martwić… Ten kretyn został przez nich pokonany… - Odpowiedziała spokojnym tonem nastolatka.
-Zaiste kretyn… Przywlecz te jego tłustą dupę do bazy… Mam ze skur**elem do pogadania.
-Rozkaz… C-Co za kretyn! A niech go!
-Ej, Villa, co się dzieje? … Villa? Odpowiedz…
-Co za kretyn! Znów wstał! – Odpowiedziała dziewczyna.
-Co?! (Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła) A niech go! No nic. Śledź go. Wykończymy go później.
-Zrozumiałam… Mr. Merciful.
-Ej, tyle razy ci mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywała! Rozłączam się.

TaZjaponczala3

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2033 słów i 12062 znaków.

2 komentarze

 
  • Kociulka

    Ha ha Mr.Merciful  Zabawne!  :bravo:

    3 gru 2015

  • impossible

    Takie Natalkowe. Pieknie

    1 gru 2015