Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 1

Destruction of breeds, seria 1, rozdział 1, część 1PIERWSZE STARCIE! SAMURAJ VS DUMNA NIA:

Podczas któregoś już z kolei, wrześniowego, dość ciepłego poranka, z domu wyłożonego brązową cegłą, na podwórze wyszła młoda dziewczyna. Miała włosy koloru złotego, sięgające do piersi, oraz wystające z nich dwa kosmyki po obu stronach twarzy, opadające swobodnie i sięgające do pasa. Włosy jak zawsze, po lewej stronie, tuż przy czole, spięte były srebrną spinką. Aktualnie, dziewczyna ubrana była w strój sportowy – Czarne, z bardzo miękkiego materiału spodnie, z szaro – różowymi znaczkami. Bluzka na ramiączka, sięgająca do brzucha, również była z tego samego materiału. Do tego jej stopy okryte były szarymi adidasami. Cały strój mimo iż był dość prosty, pięknie podkreślał kształty Nii – Dość duże biodra i piersi. Jej twarz nie miała jakiegoś konkretnego wyrazu twarzy, jednak mimo wszystko, było wyraźnie widać, że nad czymś się zastanawia.
Nia była nieco zdezorientowana i niespokojna, jak i również trochę zmęczona. Przez całą noc, myślała a śnie, który nawiedził ją wczoraj wieczorem. Myśl, czym był i czy miał jakieś ukryte znaczenie, nie dawała jej spokoju. I jeszcze to dziwne wrażenie, że wydarzenie, które z taką intensywnością działo się w jej głowie, miało kiedyś miejsce. Nigdy wcześniej jej sny nie przebiegały tak wyraźnie, i nie miały w sobie tylu ukrytych znaków i symboli. Była niemal pewna, że ten sen, ma jakieś ukryte znaczenie… jakieś ważne znaczenie. Myśli te, przerwał głośny stukot czyichś butów o podłoże. Była to Rozanne, która biegła do siostry tak szybko, jakby się paliło. Wyglądała na nieco młodszą od Nii. Między innymi, świadczyło o tym to, że jej kształty nie były jeszcze tak bardzo kobiece. Piętnastolatka widocznie nie przejmowała się modą, ponieważ jej strój był dosyć zabawny. Miała na sobie pomarańczowe spodenki, ubrudzone we wszystkich miejscach atramentem koloru niebieskiego. Na pupie nadrukowana była buźka wyglądając mniej-więcej tak; XD. Również, miała na sobie zieloną bluzkę,    z nadrukowanymi *koto – ziemniakami*, oraz różowym napisem; "I LOVE MY BODY”. Miała jeszcze brązowe szelki na których umocowane były różnego rodzaju batony, oraz inne łakocie. Cały strój wyglądałby dość dobrze, gdyby nie dobrane do tego niebieskie podkolanówki w czerwone serca, oraz czarno – białe gumowce. Na plecach nosiła kolorowy plecak, a w dłoniach trzymała ozdobny parasol. Jedynie czerwone włosy były pięknie ułożone – grzywka otaczała twarz, a po prawej stronie głowy ładnie upięte, trzy długie do pasa kitki. Rozanne była przerażona, ale również podekscytowana, jakie działania podejmie jej starsza siostra, gdy dowie się o wszystkim, co ma do powiedzenia. Nia była nieco zaskoczona zachowaniem dziewczyny.
-Roza? Co się dzieje? – Zapytała, lekko zaniepokojona swoimi przypuszczeniami.
-Echhh… Echhh… Chwilę… Daj mi chwilę… Samuraje, oni… Znowu są w mieście… Znowu to zrobili! – Odpowiedziała przerażona Rozanne.
-Co?! – Rzuciła przez ramię Nia.
Stało się tak, jak przewidziała złotowłosa siedemnastolatka. Obie natychmiast zerwały się do biegu i udały w kierunku wskazanym przez Rozę.
W tym samym czasie, w pobliżu stacji, do której właśnie biegły dziewczyny, znów działo się to, co dwa dni temu. Pociąg zdążył już zagwizdać, tym samym, zmniejszyć widoczność ciemnymi kłębami dymu, w dość dużym stopniu. Pewien obszar wypełnił zapach spalonego węgla. Za szarymi chmurami ulatniającego się dymu, wyłoniła się sylwetka potężnego mężczyzny, ubranego w zbroję. Targał różnego rodzaju potężne bronie, które spoczywając na jego plecach, ocierały się o siebie, wydając ostrzegawcze dźwięki. Po jego stronach, w odstępach, w odległości prawie czterech metrów, stał tłum mieszkańców miasta. Szeptali między sobą objęci grozą;
-To już chyba czwarty raz. – Powiedział jeden mężczyzna, na widok zakrwawionej kobiety, schwytanej i torturowanej przez wojownika.  
A stało się tak tylko dlatego, że dowiedziano się, jakoby wdowa była magiem – Którzy byli bardzo znienawidzeni w świecie zwanym "Prawdziwą Ziemią”.
Uzbrojony samuraj posyłając pełne nienawiści spojrzenie, "rzucił dziewczyną”, która następnie spadła prosto, na zniszczony budynek naprzeciw stacji.  
-Jeśli tak dalej pójdzie, nasze miasto popadnie w ruinę. – Odpowiedziała  
z przejęciem jakaś kobieta. – Niedługo, kolejne budynki zostaną zniszczone przez samurajów.
-Town Villa długo tak nie wytrzyma. Niedługo zniszczą całe miasto. Czy ktoś byłby w stanie ich powstrzymać…? – Mówił jeden z mieszkańców, wpatrując się w zniszczone przedmieścia.
-Hej, wy! O czym tak z przejęciem rozmawiacie?! Jestem przecież waszym ~bohaterem~! Macie mnie czcić! – Przerwał rozmowy tłumu rozwścieczony wojownik. – Oddawać pokłony! No dalej! Padać na kolana! Kłaść się na ziemię, na moją cześć! Ej, ty! – Zwrócił się do młodego chłopaka w czarnym garniturze.
-T-Tak? – Zapytał przerażony kelner jednej z restauracji.
-Jestem ~bohaterem~, no nie?! – Zapytał pewny siebie mężczyzna w zbroi.
-T-Tak, niewątpliwe! – Odpowiedział chłopak.
-Więc, dlaczego nie oddajecie mi ~większego~ szacunku?! – Ryknął zdenerwowany wojownik.
-S-Słucham? W-Większego? – Wyjęknął przepełniony trwogą, wysoki mężczyzna. – A-Ale, co mamy zrobić?
Samuraj spodziewał się natychmiastowego zrozumienia, dlatego to pytanie, rozwścieczyło go jeszcze bardziej, więc w mgnieniu oka, złapał pracownika pięciogwiazdkowej restauracji za szyję, i wyrzucił wysoko w powietrze niczym piłkę. Czarnowłosy mężczyzna wyrzucony w niebo, przypominał teraz tylko czarną kropkę, która przez grawitacje, zamieniła się w małego człowieczka. Po chwili, zmienił się ponownie w kelnera i uderzył, jak nieudana rakieta w ziemię. Nikt nie miał już wątpliwości, że nie da się już uratować dwudziestosiedmioletniego chłopaka – Już nie żył. Samuraj podszedł teraz do innej osoby – Była to młoda dziewczyna, w weku około 16 – 18 lat ubrana w czerwoną, przykrótką spódnicę, oraz czarną koszulę bez rękawów. Z lekką ulgą złapał prawie białowłosą dziewczynę za nadgarstek, a następnie pociągnął za sobą. Dziewczyna poszła za zabójcą magów, wpatrując się w jeden z zakrwawionych sztyletów. Na jej twarzy dało się wyczytać zainteresowanie, podniecenie. Patrzyła  
z wytrzeszczonymi oczyma, na kapiącą na ziemię krew. Podziwiała kolor, konsystencje, wygląd oraz woń szkarłatnej cieczy. Dwie, całkowicie różne od siebie postacie, idąc w kierunku centrum miasta Town Villa, powoli znikały, za położoną nisko przy ziemi, wrześniową mgłą.
Parę chwil po odejściu dwóch, równie tajemniczych osób, przybiegły Nia oraz Roza.  
-A niech to! Spóźniłyśmy się! Już odeszli! – Syknęła wyraźnie zdenerwowana Nia.
-Niyuś, myślisz, że znowu kogoś zabili? – Zapytała obojętnie Roza wracając do poprzedniego zajęcia – Obgryzania czekoladowego lizaka. – H-Hej! Gdzie idziesz? Niyuś?
Starsza siostra kierowała się w stronę dużej dziury w ziemi, otoczoną zewsząd tłumem gapiów. Powoli podeszła do krateru. Rozanne potulnie podążyła za siedemnastolatką wciąż podgryzając swojego lizaka.
-Na szczęście tylko ~jedna~ ofiara. – Powiedziała Nia, wpatrując się w środek krateru, gdy skupiła się na rozmowie tłumu. – Cóż, jednak ~dwie~… – Dopowiedziała Nia.
-Na razie ~dwie~. – Dodała Roza zaskakująco spokojnym tonem. – To już ~dziesiąty~… Nie, ~jedenasty~ w tym miesiącu… Biedaczyna… Rozmazało go…
W tym samym momencie, wojownik odwrócił się w stronę stacji, usłyszawszy rozmowę bohaterek.
-Hej, hej, hej, hej! Dlaczego wy ~dziewczynki~, nie składacie mi należytego ~szacunku~?! – Zapytał się samuraj, przesyłając przy tym, pełne złości spojrzenie, na które Rozanne dostała dreszczy.
-Słucham? ~Szacunek~? Heh! Chyba sobie jaja w tym momencie ze mnie robisz! No błagam! ~Szacunek~?! Niby dla kogo?! – Odpowiedziała kpiąco Nia, na co wojownik poczerwieniał ze złości.
-Co do cho*ery właśnie powiedziałaś, suko?!
-H-Hej, Niyuś… Nie prowokuj go… Jeszcze się na nas rzuci… – Powiedziała panicznie czerwono-włosa dziewczyna, próbując powstrzymać siostrę.
-Cicho! Nie będę udawać milutkiej i grzeczniutkiej, przy kimś takim! – Odpowiedziała gwałtownie Nia, wyrywając dłoń z uścisku Rozy.
-Coś ty do ku*wy nędzy, powiedziała?! – Ryknął samuraj, tracąc zimną krew.
-Whoa! Ale niegrzeczny! Toż to niewychowany gówniarz! Mamusia go nie uczyła kulturki?! – Powiedziała kpiącym tonem Rozanne natychmiastowo zmieniając nastawienie.  
Zdenerwowany, potężny mężczyzna w kilka sekund, wyciągnął ostrą jak brzytwa katanę z bardzo długim ostrzem. Rękojeść miecza była zdobiona złotem, srebrem, kamieniami szlachetnymi, które pod wpływem słońca, mieniły się różnymi kolorami, odbijając przy tym swoje światło gdzie tylko popadnie. Ostrze natomiast, po wyciągnięciu ze zdobionej pochwy, rozbłysnął białym, jaskrawym światłem. Wydawało się, że ta katana, przez chwilę miała jakby własną ~świadomość~. Żądza mordu i krwi była naprawdę ogromna. Samuraj prawdopodobnie, dawno nie działał pod wpływem impulsu, ponieważ sposób, w jaki pochwycił miecz był bardzo niezdarny – Wręcz komiczny. Złapał rękojeść, jednakże, nie tak jak miewał w zwyczaju – Bardzo mocno, tylko tym razem jakby od niechcenia. Powód był prosty – Nie uważał dziewczyny za godne przeciwniczki. Czerwony jak piwonia mężczyzna, skierował naostrzoną stronę ostrza prosto na Nię. Dziewczyna ani na chwilę, nie spuściła wzroku z miecza. Na ułamek sekundy – Przed zadaniem ciosu przez agresora, złotowłosa dziewczyna uśmiechnęła się w dość "jadowity” uśmieszek. W ostatniej chwili, uniosła nogę i skierowała stopę na płaz miecza. Katana w jednej chwili zadrżała, wydając specyficzny dźwięk. Naostrzona broń wytrącona  z pokaleczonych dłoni właściciela, wykonała kilka obrotów w powietrzu, a następnie, w większej części wbiła się mocno w ziemię. Samuraj ze zdziwienia cofnął się o kilka kroków do tyłu. Nia wciąż stała dumnie, utrzymując swój uśmiech, lecz tym razem, był on już całkiem "ludzki”. Rozanne z pod swojego kapelusza, ozdobionego kilkoma cukierkami, posłała mężczyźnie w zbroi oraz stojącej obok dziewczynie w dość skąpym ubraniu, puste, ale jednak przerażające spojrzenie zielonkawymi oczyma.
-Jejku, jejku… Tak to jest kiedy się ignoruje… Siłę Nii… Hihi… – Powiedziała trochę kpiąco Roza, wypuszczając powoli powietrze z ust.
-No to teraz naprawdę macie przesrane! – Powiedział przeciwnik znów przygotowując się do ataku.
Jednakże tym razem, wszystkie jego ruchy były w pełni zaplanowane. Żaden gest nie był wykonany pod wpływem impulsu. Jego spojrzenie wyglądało teraz całkiem inaczej – Czarne, iskrzące się oczy, przymrużone i zakryte pod bujnymi, ciemnymi brwiami, wydawały się niemal oczyma ~demona~. Pod wpływem szybkości z jaką poruszał się wojownik, oczy te wydawały się emanować czerwonym światłem, które z opóźnieniem podążały za źródłem. Umięśnione, ogromne ręce wojownika, ściskając rękojeść zdobioną drogimi materiałami, ponownie skierowały ostry miecz na siostry. Jednak teraz nie było tak "wolno” jak wcześniej – słychać było, jak ostrze przedziera się przez powietrze. Nia natychmiast pochwyciła stojącą obok Rozanne za rękę, i odskoczyła dość daleko ciągnąc za sobą zdezorientowaną siostrę.  
Po zetknięciu ostrza z podłożem, rozległo się głośne uderzenie. Siła ciosu skruszyła fragment chodnika, tworząc w nim średniej wielkości dziurę.
-N-Niyuś… C-Co robimy? – Zapytała panicznie Rozanne.
-Gotowa? – Siedemnastolatka, jakby nie słysząc siostry, odpowiedziała na jej pytanie – Pytaniem
-Zawsze! Ale na co? – Rozanne przytaknęła, pomimo iż nie rozumiała co starsza siostra ma na myśli.
-Biegiem! – Nia szybko rzuciła się do ucieczki.
-C-Czekaj! Niyuś! – Czerwono – włosa dziewczyna krzyknęła w kierunku siostry, wciąż nie orientując się w sytuacji.
Jednakże, Nia zatrzymała się, gdy usłyszała za sobą głos mężczyzny;
-Ej! Ty! Panie samurajku! Witamy pana!
Samuraj oraz reszta spojrzeli zaskoczeni w stronę źródła głosu. Stało tam trzech chłopaków w wieku podobnym do bohaterek – Od 15 – 18 lat.
-Ty napakowany, debilny bucu! Choć że! No dawaj, no dawaj stary! Nie wolno tak napastować pięknych dam! – Powiedział pewien chłopak, ubrany w wyprasowaną, białą koszulę, różową marynarkę, beżowe spodnie.
-Nie! Nie słuchaj go! Przyjdź do mnie! To ja jestem twoim przeciwnikiem! Zignoruj te cioty! Zmierz się ze mną! – Dopowiedział nieco ciemnoskóry chłopak, ubrany bardzo niechlujnie, w za duże, podarte spodnie, czarną koszulkę oraz pomarańczową kurtkę z ćwiekami, obrażając przy tym swoich braci.
-Hę?! Masz jaja! Co żeś ty powiedział?! Kto niby jest ciotą, ty parszywy wrzodzie na dupie zdrowego narodu?! – Odpowiedział równie wulgarnie, bliźniak ubrany w spodnie jeansowe, brązową bluzkę oraz czarny płaszcz sięgający do kolan, jednocześnie poprawiając zsuwające się z jego nosa okulary.
-Co powiedziałeś okularniku?!
-Powiedziałem, że z ciebie dupa!
-EJ! WY TAM! ZAMKNĄĆ SIĘ DZIEWCZYNKI! – Krzyknęła zirytowana Roza. – Po cholerę żeście tu przyleźli! POMÓŻCIE NAM!  
-Roza, nie wysilaj się… Lepiej będzie jeśli zwiejemy stąd w trymiga! Chodu! – Wykrzyknęła Nia.
-Oj, nie, nie, panienki! Zaczekajcie, młode panie! Mark i Breyk się tym zajmą! – Powiedział jasnoskóry osiemnastolatek.
-Ej! Chris! A ty co?! Pomóż nam! – Wykrzyknęli pozostali dwaj szesnostolatkowie.
-Nie, nie. Ja, jako osoba, która jest tak piękna oraz mądra za żadne skarby, nie mógłbym tego zrobić. Jeszcze się ubrudzę! – Odpowiedział Chris.
-Za chwilę to nie tylko się ubrudzisz, ale zaliczysz glebę! Chodźże, pomóż nam! To był też twój pomysł! – Odpowiedzieli oburzeni bracia.
-Eh… co to ma być za oklepane przedstawienie?! – Zapytała Nia nie oczekując odpowiedzi na zadane pytanie.
-Czy oni czasem nie przyszli by nam pomóc? - Zwróciła się do siostry zaskoczona Roza.
-Kto ich tam wie… Zostawmy ich, widocznie to idioci!
-Może i tak, ale i tak są śliczni. Mam nadzieję, że cię nie wkurzą. Nie chciałabym, aby ich cudna buźka została poharatana. Będą wyglądać, co najmniej, jakby przejechał ich walec albo co… – Powiedziała ironicznie Roza. – Ale… gdzie się podział tamten ciemnoskóry dresiarz?
-Hmm… No faktycznie… Przed sekundą jeszcze tu był. Mam nadzieję że niczego nie spierdzieli… Chociaż na takiego nie wygląda. – Powiedziała zrezygnowana Nia.
-Eh. Gdzie się podział ten pajac?! – Powiedział Chris.
-No on był… GDZIE TEN PAJAC?! EJ! WYŁAŹ, GDZIEKOLWIEK JESTEŚ! – Ryknął początkowo spokojny Breyk.
-Hhahah! – Nagle rozległ się głos śmiejących się dzieci.
-Eh… Właśnie usłyszałem odgłosy bawiącej się dzieciarni. – Powiedział Chris. – No tak, to z pewnością małe "larwiska".
-"Larwiska"? – Zapytał Breyk.


Koniec części pierwszej rozdziału pierwszego serii... wiecie jakiej...
""-Niektóre słowa zostały oznaczone cudzysłowem, dlatego, że są to potocznie, lub wcale nie używane słowa.
~~-Natomiast słowa oznaczone w ten sposób mają podkreślić słowo.
Oba oznaczenia zostały zinterpretowane prze ze mnie, dlatego, proszę nie mieć do mnie pretensji jeśli coś będzie źle w interpretacji.  
Chciałam również przeprosić, za używanie wulgaryzmów, jednakże, gdy z nich zrezygnowałam, cały tekst samuraja miałby zbyt "miękkie" znaczenie.
*Koto-ziemniak*-Jest to postać wymyślona przez moją przyjaciółkę, która uwielbia grube i tłuste koty. Jeśli zdąży na czas, w każdym rozdziale - Jako zakończenie, zostanie dodany w komentarzu link do komiksu z ziemniako-kotem.

TaZjaponczala3

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2726 słów i 16433 znaków, zaktualizowała 11 gru 2015.

1 komentarz

 
  • impossible

    Kocham!

    24 lis 2015