Blood Bowl: Sezon Pierwszy część 4

Blood Bowl: Sezon Pierwszy część 4Dalej nie dowierzając w to, co widzi postanowił się upewnić:  
- Dziadek? – Zapytał niepewnie.  
Osoba stojąca naprzeciwko poprawiła swoje włosy i podeszła bliżej Jeremiego. Uśmiechnęła się szeroko i uderzyła go z liścia w twarz:  
- Niby, kto inny? – Odpowiedział.  
- Ale przecież pochowaliśmy pana pięć lat temu! – Wykrzyczał Gilbert, który właśnie odzyskał przytomność.  
- No to, co? – Zaśmiał się głośno. – Przecież trzeba pomóc wnuczkowi w prowadzeniu drużyny. – Poprawił po raz kolejny swoje siwe włosy.  
Kiedy wszyscy zebrani zdążyli ochłonąć dziadek Jeremiego zaczął tłumaczyć swoje nagłe zniknięcie. Współpracownicy z przejęciem słuchali o tym jak Girdenwald sfingował swoją śmierć, aby gangsterzy, u których miał długi odpuścili jego rodzinie. Wyglądając za okno dziadek poprawił swój pas od spodni i odwrócił się do rozmówców:  
- No i wróciłbym jakieś dwa lata wcześniej. – Przełknął ślinę. – Ale przemiłe panie na wyspie sukubów nimfomanek skutecznie przedłużyły mój pobyt. – Kończąc zdanie zaśmiał się gromko.  
- Nie chciałem wiedzieć. – Powiedział Gilbert siedzący na biurku.  
- Ja chyba też nie. – Dodał zrezygnowany Jeremi.  
- Dobra koniec żartów. Jesteście gotowi? – Zapytał nakładając kask.  
- Na co niby? – Zaciekawił się Jeremi.  
- Zawodnicy już są gotowi! – Powiedział to ruszając do drzwi.  
- Co? Kiedy? – Przejął się Gilbert  
          
           Nie usłyszał odpowiedzi. Jedyne, co mogli zrobić to pójść za byłą gwiazdą i obserwować jak dalej potoczy się akcja. Chyży dziadek sprawiał problemy w dotrzymywaniu mu kroku. Kiedy już zdążyli wyjść na dwór, Gilbert i Jeremi byli nieźle zmęczeni. Dysząc ciężko przewrócili oczami, kiedy zauważyli, że dziadek jednego z nich skręcił za rezydencję na plac treningowy. Widok, który zauważyli był naprawdę zadziwiający. Dwunastka zawodników już stała na murawie i oczekiwała kolejnych poleceń. Ich stroje były jednolite a każdy z nich lśnił nowością. Mimo tego, że większa część kombinezonu była standardowa to różniły się między sobą, jeżeli chodzi o pełnione funkcje. Liniowi posiadali pióropusze na kasku a ich pancerze były lekkie. Pancerze rozgrywających były najgrubsze i gdzieniegdzie na tułowiu były dodatkowe metalowe płytki broniące przed obrażeniami. Ich naramienniki posiadały po trzy kolce ułożone obok siebie. Skórzane rękawice były wzmocnione płytkami przy kostkach. Dodatkowo w boju mogli polegać na przymocowanych do rękawicy kastetach. Łapacze mogli się pochwalić jedną rękawicą większą od drugiej. Ten specjalny element wyposażenia pozwalał dogodnie łapać piłkę niezależnie od jej prędkości lub dystansu. Zamiast metalowych płytek ich pancerz na korpusie składał się z podwójnie haftowanej skóry. Przeciwieństwem do łapaczy byli odrzucający. Ich rękawice były specjalnie pokryte przy palcach śliską cieczą, która pozwalała wyrzucać piłkę z niewiarygodną prędkością. Zebrani rozmawiali między sobą i już na swój sposób zawiązywali pierwsze więzi. Widząc tak przygotowanych zawodników Jeremi zwrócił się do swojego dziadka:  
- To twoja robota? – Obserwował ich wszystkich w zadumie.  
- Wiem, wiem – machnął ręką. – To ty jesteś trenerem, ale chociaż pozwól poprowadzić kilka zajęć. – Spochmurniał.  
- Dziękuję dziadku. – Wyciągnął rękę.  
- Naprawdę? – Zapytał.  
- Tak. – Odpowiedział najszczerszym uśmiechem, na jaki mógł sobie pozwolić.  
          
          Kiedy uścisnęli sobie ręce podszedł pod nich Arwin. Podziękował im za sprzęt i zapewnił, że da z siebie wszystko. Podziękował też Jeremiemu, że wyciągnął go z dawnego życia i dlatego że daje mu szanse na lepsze życie. Tą chwilę wzniesienia przerwał Gilbert każąc zawodnikom ustawić się w szeregu. Ci posłusznie wykonali jego rozkaz. Przejmując na chwilę obowiązki dwójki jego pracodawców postanowił kontynuować:  
- Witam was wszystkich! Ja jestem Gilbert i jestem asystentem trenera! – Mówił głośno i wyraźnie, zawodnicy przywitali go oklaskami. – Oto wasz trener i wasz klucz do sukcesu Jeremwald De Breonde – Jeremi ukłonił się a oklaski nasiliły się. – Oraz kolejna ważna osoba! Była gwiazda ligi i doradca trenera Girdenwald... - Nie dokończył zanim burza oklasków i wiwatów wyciszyła skutecznie jego słowa.  
Dziadek Jeremiego uśmiechnął się do nich i pełen zadumy powiedział:  
- Wierzę w wasze umiejętności. Jednak wymagają one doszlifowania. Zanim dobrze się poznamy muszę wiedzieć, na czym stoimy. Jesteście gotowi?  
Dwanaście gardeł odpowiedziało mu twierdząco. Jeremi zaczął prowadzić rozgrzewkę. Nie było w niej nic nadzwyczajnego. Były to podstawowe ćwiczenia kondycyjne. Pierwsze musieli przebiec kilka kółek wokół boiska. Dopiero, kiedy zakończyli dystans zaczęły się ćwiczenia rozciągające. Gilbert cały czas coś notował a Jeremi czytał listę zawodników ucząc się jej na pamięć. Girdenwald rozglądając się do tyłu gwizdnął tylko do siebie. Widząc, że sytuacja jest poważna przerwał trening zawodników:  
- Panowie! – Krzyknął – Teraz zajmiemy się innym aspektem sportu. To będzie walka! – Wyjaśnił. – Ci panowie są nam skutecznie utrudnić trening, więc zajmiecie się nimi! – Wskazał palcem na zbliżającą się grupkę. – Jak skończycie to robimy przerwę i wracamy do treningu! – Dał ostatnie instrukcje.  

          Dziesiątka bandziorów jednego ze sponsorów, który najwidoczniej uznał się urażonym odrzuconej oferty postanowił przekonać ich innym sposobem. Gangsterzy ci byli wyposażeni w drewniane kije i niekiedy fragmenty potłuczonych butelek. Naprzeciwko nich zaczęła się zbliżać drużyna Royal Elite. To będzie ich pierwszy chrzest bojowy. Wiedząc, co się święci nie mogli pozwolić żeby ich pracodawcy, wobec których są zobowiązani zostali poturbowani. Przyjmując taktykę, o której przeczytali w broszurce dodawanej przez Girdenwalda do ich kontraktu postanowili ustawić się tak jak trzeba. Rozgrywający ustawili się już na przodzie nie mogąc się doczekać aż wypróbują swoje kastety. Wśród nich kroczył Armin rozgrzany ze złości. Tym razem pozwolił sobie żeby szał przejął kontrolę.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1054 słów i 6370 znaków.

Dodaj komentarz