Sansa Stark, zwana inaczej Ptaszyną; uczy się latać...i dowiaduje się, że łzy nie są jedyną bronią kobiety. Bo najlepszą ma między nogami...
CZĘŚĆ IV
Sansa wyjrzała przez okno, przez które zaglądały; równie ciekawskie jak ona, słoneczne promyki. Zaczynało świtać. I było jakoś tak...Po prostu pięknie.
Obejrzała się za siebie.
Harry wciąż jeszcze pogrążony był w głębokim śnie.
"Mój Harold Niedźwiadek..."- powiedziała do siebie samej, tonem w którym słyszalna była nutka czułości.
Powietrze byli cudownie rześkie i pobudzało ją do życia. Nie widzieć czemu, było jej wyjątkowo wesoło na duchu. Wydawało się, że po dawnych lękach Sansy nie został nawet ślad.
"Jakbym narodziła się na nowo. Czy tak czują się mistyczne stwory, o których słyszała od Starej Niani, wtedy gdy Winterfall stało jeszcze silnymi murami?
Feniksy. Płonące żywym ogniem ptaki które potrafią odrodzić się z popiołów. Podobno do dziś kilka sztuk żyje za Wolnym Morzem, w dalekich krainach gdzie trawy żywią się wszelkim życiem...A może to tylko bajania znudzonej staruszki?"
Po cichutku próbowała zamknąć okiennice. Niestety, wyglądało na to że jedna z nich złośliwie się zaklinowała; i dziewczyna za nic nie mogła sobie z nią dać rady. Mocowała się dobrą chwilę, w końcu dała za wygraną.
"Niech służka się męczy, mnie już palce bolą. Nie mogę pozwolić by krwawiły; Harry mógłby się obrzydzić..." - wyobraziła sobie, jak chłopak krzywiłby się na podobny widok.
Nie omieszkała sama otrząsnąć się z uczuciem wstrętu.
Spojrzała w dół, na dziedziniec. Nie spodziewała się że kogoś - kogokolwiek! - tam ujrzy. Jednak nieznajoma postać z zasłoniętą do połowy twarzą zbliżała się właśnie na koniu o sierści czarnej jak noc...
"Któż to może być o tej porze? Ciut za wcześnie na zwykłe wizyty…"
Tknęło ją nieprzyjemne uczucie. Starając się nie robić hałasu; wymknęła się z komnaty na paluszkach.
"Byleby nie zbudzić męża."
Przemknęła korytarzem i zeszła po schodach. O mało co zdradziłaby się, że śledzi rannego gościa, lecz w ostatniej chwili cofnęła głowę. Zdążyła jednak zobaczyć twarz przybysza.
Była to młoda kobieta. I właśnie pukała do drzwi lorda Balisha.
Sansa usłyszała jak wpuścił ją i po cichutku zamknął drzwi.
Zagotowało się w niej.
"Co to za jedna, ta przybłęda?"
Strasznie korciło ją by podejść do drzwi i się przekonać…Biła się z myślami.
"Co robić, co robić…
Może to tylko zwykła informatorka, jeden że szpiegów Littlefingera?"
Miał ich przecie mnóstwo.
"Na szpiega to mi ta panna zdaje się zbyt urodziwa...Nie, nie wytrzymam z ciekawości. Muszę to sprawdzić!"
Z zapałem przekonywała sama siebie. Wreszcie odważyła się...Mały krok za kroczkiem i już stała przy rzeczonych drzwiach. Schyliła się, by zajrzeć przez dziurkę od klucza.
"Nie, to nie może być prawda! Chyba mam jakieś zwidy."
Nieznajoma, klęcząc na kolanach, była zajęta majstrowaniem przy pasku lorda Baelisha.
"A to kawał sukinsyna, dziwkę sobie sprowadził! Po moim trupie…"
Mruknęła Sansa, napierając całym ciałem na drewno. Wpadła do środka z impetem, omal nie przewracając się w progu.
- Co ty wyrabiasz najlepszego?
- Nic specjalnego. Ja tylko korzystam z usług tej pani. Jeśli mógłbym cię prosić...żebyś nie przeszkadzała kochanie; i na moment opuściła tę komnatę...
- Nie, nie mógłbyś. Niedoczekanie twoje.
- Może się mylę, Kwiatuszku...ale czyżbyś była zazdrosna?
- Ha! Ja zazdrosna? O ciebie? Pff.
- Jak widzisz, jestem w potrzebie. Od dwóch tygodni nie pozwalasz mi się dotknąć. Zaczynam wariować.
"Czyli nawet nie stara się ukrywać niczego przed tą wywłoką." - pomyślała.
"Musi jej bezgranicznie ufać".
- Dziwisz się? Nie chcę tak perfidnie zdradzać Harrego. To niewłaściwe. Zresztą sam zbiłeś mnie tylko za to; że nie chciałam z nim spać...A ja szybko się uczę.
- No, no...pomyślałby kto że jeszcze trochę, a nauczysz się latać, Ptaszyno.
Na jego twarzy pojawił się zwyczajny uśmiech, mogący znaczyć absolutnie wszystko.
- Pojmuję. Ale skoro odmawiasz mi siebie, nie widzę powodu dla którego miałbym się wstrzymywać. Jakby to ująć...Najwyraźniej na nowo rozbudziłaś mój apetyt na kobiety.
- A chwaliłeś się, że latami potrafisz trzymać się na wodzy.
- Tak, ale to było zanim zjawiłaś się ty. Więc jest to też twoja wina.
- Coś ty powiedział?!
Skinął w stronę nieznajomej.
- Dlatego kazałem sprowadzić jedną z moich burdelowych dziewcząt, by ulżyła mi...ustami. Jeśli wierzyć opiniom klientów, nasza niexastąpiona Miranda czyni cuda...wargami.
Sansa widziała jak go to bawi. Prychnęła z pogardą.
- Robisz to specjalnie, mnie na złość.
- Skąd ten pomysł? Moja panno, wyobraź sobie że świat nie kręci się wokół twojej pupy.
- Po pierwsze, nie jestem już panną. Postarałeś się o to osobiście. Po drugie, w kwestii mojej...jak się wyraziłeś; pupy...Mgliście przypominam sobie; że jeszcze kilkanaście dni temu twierdziłeś coś całkiem przeciwnego.
Nie zważając na nią, Littlefinger obcesowo zwrócił się wprost do pokornie leżącej u jego stóp kurwy.
- Nie przeszkadzaj sobie, moja droga, tylko rób swoje. Chyba nie muszę ci tłumaczyć takich podstaw...jak trzebaby niektórym. - tu puścił oczko do oniemiałej Sansy.
Teraz ogarnęła ją już prawdziwa wściekłość.
- Ty naprawdę jesteś obłąkany, przysięgam na wszystko co święte.
Lord Baelish sprawiał wrażenie jakby kompletnie nie zwracał na Starkównę uwagi. Ponownie zwrócił się do obcej:
- W miarę możliwości postaraj się nie używać zębów zbyt często...bardzo cię proszę. Bywam ostatnio jakiś przewrażliwiony.
Starkówna zacisnęła usta w linijkę; i zastukała obcasami o posadzkę.
- Do cholery, ona jest RUDA.
Littlefinger uśmiechnął się złośliwie.
- Doprawdy? Ach tak, rzeczywiście. Nie zauważyłem.
- I w moim wieku.
- Starsza o półtora roku.
- Bardzo do mnie podobna!
- Czysty przypadek.
- Łżesz!
- Wiesz że zaczynasz wpadać w ton Lysy? Też była niezłą histeryczką.
Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami.
- Nie zwalaj na mnie winy za to; że jesteś umysłowo chory, ty popieprzony draniu! Tak mnie irytujesz że normalnie...- poczuła na policzkach piekące, słone krople.
Dziewczę zwane Mirandą zaczęło zmysłowym ruchem dłoni rozpinać rozporek lorda Baelisha; jednocześnie ostro wpychając mu język do ust i gryząc.
Widząc to Sansa podbiegła do niej, odwróciła ku sobie; wreszcie chwyciła za twarz i wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Nie waż się go dotykać! Wynoś się zdziro, albo cię stąd za kudły wywlekę! I żebym cię tu więcej nie widziała, bo inaczej wydrapię ci te wysmarowane węglem oczy.
Przy tych słowach złapała dziewkę za włosy i szarpnęła z całej siły.
- Ja nie żartuję.
Ruda bez większych emocji spojrzała na LFa, który wzruszając ramionami wskazał jej drzwi.
- Trudno się mówi...Słyszałaś co twoja i moja pani powiedziała. A ja nie mogę się jej sprzeciwiać. Może innym razem...Teraz wyjdź.
Pogroził jej palcem.
- Ale nie oddalaj się. Mogę cię jeszcze potrzebować.
- Ona ma stąd zniknąć!
- I tak się stanie Kwiatuszku, niech jej osoba cię nie trapi. Ona jest nikim.
Kiedy ta cicho jak cień zniknęła za drzwiami, zwrócił się do Sansy.
- Niezłe przedstawienie, aż prawie ci uwierzyłem...
- Przecież ja wcale nie kłamałam.
Wymownie spojrzała w dół, wydymając usta.
- Naprawdę chcę ci to zrobić.
- Co takiego? Przecież nawet nie wiesz o czym mówisz, moja słodka Gołąbeczko.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Bogowie, zaczynam cię nie poznawać. Z kim ja rozmawiam?
Ściszył głos, zapinając pasek.
- Dziecinko, nikt cię nie ostrzegał; że niemądre jest w ten sposób kpić z faceta? Niektórzy stają się wtedy strasznie nieprzyjemni...zapamiętaj na przyszłość.
Mrugnął niespokojnie.
- Na twoje szczęście, nie jestem taki jak inni. Potrafię doskonale panować nad sobą i nie zaliczam się do brutali. Dlatego nie zgwałcę cię tu i teraz. Miłego dnia, Kwiatuszku.
- Kiedy mówiłam prawdę. Oczywiście, brak mi doświadczenia w tej...kwestii. Ale nie zapału.
Poza tym nikt nie zna się na wszystkim tak od razu.
Przesunęła językiem po ustach, dostrzegając głód w jego lodowatym wzroku.
- Nie kuś mnie.
- Ojej, przecież chciałbyś...
- Masz absolutną rację. A teraz już dosyć. Muszę przygotować się na wizytę Lordów z Doliny. Dobrze wiesz, że lord Royce nigdy nie darzył mnie sympatią. Muszę pomyśleć, jak go udobruchać.
- Założę się że łatwiej będzie ci się po tym myślało...
- Naprawdę miło z twojej strony, ale nie mam czasu na pogaduszki od serca, Sanso.
Złapał ją za ramiona i lekko popchnął w stronę drzwi.
- A teraz idź się położyć, jest jeszcze wcześnie.
Roześmiała się w głos i odwróciła na pięcie.
- Och, nie nudź tyle...Lepiej sprawdzę jak się miewa twój ptaszek. Na milę idzie się domyśleć że jest.... spięty.
Roześmiała się raz jeszcze.
- Jak by go nazywał Ogar? Fi..fi.ut?
Starała się jak mogła, by to pytanie zabrzmiało jak najniewinniej...
Petyr Baelish potarł czoło.
- Bogowie...byłbym oburzony twoim słownictwem i insynuacjami...to znaczy, gdybym się inaczej nazywał. A teraz raz raz, wracamy grzecznie do łóżeczka jak każda porządna ZAMĘŻNA panienka.
Usłyszawszy to Sansa upadła prędko na kolana, szybkim ruchem ponownie rozpinając mu pasek i wydobyła jego męskość że spodni.
- Straciłaś rozum.
- Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam, mój panie.
- Powinienem się bać? Nie wmówisz mi, że znasz się na tym.
- Zdam się na instynkt. Zresztą sam twierdziłeś że szybko się uczę.
- Niekoniecznie o takie zdolności mi chodziło.
- Królowa Cersei by się z tobą nie zgodziła.
- Ta suka już długo nią nie będzie...
- Co nie znaczy że jej rady nie bywają przydatne.
To mówiąc, otoczyła dłonią sterczący narząd.
- Jesteś pewna?
- Uhm.
- Lepiej żeby nie.
- Bądź już cicho, teraz ja tu rządzę.
I zdecydowanie objęła ustami jego penisa.
- O kurwaa..
Chyba do końca nie wierzył, że ona naprawdę to zrobi.
A Sansie spodobało się to uczucie władzy, jakie miała nad nim w tej chwili.
"Zabawne, choć jestem na dole, tak naprawdę wreszcie stałam się w tej grze górą."
Wiedziała o tym.
Ścisnęła wargi mocniej i eksperymentalnie polizała go językiem. Powtarzała te czynność powoli, nie śpiesząc się.
- Sansa...Ja pierdole, kurwaa...
Udając irytację przerwała na moment, by go zbesztać.
- Och, Petyrze, więcej godności. Nieładnie tak mówić do damy. Przez twoje przekleństwa nie umiem się skupić na tym co robię, a jestem w tym nowa. Nie przeszkadzaj, bo ci go jeszcze odgryzę. I tragedia gotowa.
Oświadczyła z bardzo poważna miną; i znów włożyła go sobie do ust. Zaczęła ssać go powolnymi ruchami, ruszając głową w przód i w tył. Starała się postępować dokładnie według instrukcji Shae, pewnej zawodowej kurwy z Volantis; która przez pewien czas pracowała jako jej służka. Shae uwielbiała opowiadać o tajnikach swojego zawodu, choć wtedy Sansa wcale nie miała ochoty tego słychać.
Niestety Shae to dość specyficzna osóbka, która wcale a wcale nie przyjmowała się takimi drobiazgami. Nawet jeśli słuchacz zasłaniał uszy, niezrażona ciągnęła dalej swoje wywody:
" - A więc robisz to tak...obejmujesz kutasa ręką, potem robisz ruchy w górę i w dół ręką...niech trochę stwardnieje. Potem bierzesz go do ust...to całkiem proste, gdy już nabierze się wprawy."
"Nigdy nie wiesz, kiedy jakaś nauka może ci się w życiu przydać." - pomyślała Sansa z uśmiechem.
Przypomniała też sobie, jak Shae ostrzegała ją przed lordem Baelishem, a sama zapewniała o swej dozgonnej miłości do Sansy.
- "Moja pani, wiedz że dla ciebie zrobiłabym wszystko. Zabiję za ciebie, jeśli będzie trzeba!"
Wiele miesięcy później Sansa dowiedziała się, że Shae nie tylko była sekretną kurwą jej męża Tyriona, ale też zeznawała przeciwko niej, oskarżając Sansę o zamordowanie króla Joffreya...
"Wyszedł z niej kawał podstępnej suki...Jakże dziwne są nasze losy, jak nagle wszystko zmienia się w zupełnie nieoczekiwany sposób...I pomyśleć że ufałam tej zdradzieckiej krowie." - pomyślała niemal rozbawiona, nie przerywając tego czym była zajęta.
- Tak dobrze?
- Do..dobrzeee, ty moja słodka, mała czarownicooo...
Jęknął z wyraźnej rozkoszy.
Zaczęła czuć się pewniej i dlatego ssała też śmielej.
"To wcale nie ma takiego złego smaku...Shae jak zwykle grubo przesadzała w swych opowiastkach...właściwie Petyr smakował lekko miętą.
Nie zdziwiło to jej specjalnie, gdyż zauważyła że żuje miętę na potęgę.
Nałogowiec.
Czy w żyłach też płynie mu mięta?"
Zastanawiała się, przestając się pilnować.
Delikatnie go ugryzła.
- Auu, ostrożnie z tymi perłowymi ząbkami, Ptaszyno. Królewskiej Przystani wystarczy jeden Varys.
Nie chce robić za drugiego.
Uśmiechnął się sam do siebie na jego wspomnienie.
Varys. Littlefinger pamiętał jego przerażoną minę, jakby to było wczoraj. Wtedy gdy rzucił mu swoją gadkę o chaosie i drabinie. Nigdy nie widział eunucha tak przerażonego.
Varys, ten który nie bał się nierozwagi Roberta, podstępów Cersei czy szaleństwa Joffreya. Stał tam, spocony, ze strachu przed nim. Bezcenny widok...Jakby dopiero wtedy ujrzał kogo naprawdę ma przed sobą. Jakby dopiero wtenczas, pierwszy raz, naprawdę go zobaczył.
Może tak było w istocie. - pomyślał z satysfakcją.
- Jeszcze tylko jedno liźnięcie języka, Słodziutka...
- Co??
Niespodziewanie odsunął jej głowę i wyszedł z niej.
- Miranda!
Kobieta musiała czekać tuż za drzwiami, gdyż natychmiast znalazła się wewnątrz izby.
- Dokończ za panią.
Miranda posłusznie natychmiast uklękła przed nim i wzięła się do pracy. Już po chwili LF zaczął cicho pojękiwać:
- Ochhhh, jesteś cudowna Mirando, naprawdę znasz się na tej robocie. Będę musiał dać ci podwyżkę. Zasłużyłaś.
Sansa początkowo wcale nie patrzyła na tę scenkę. Odwróciła twarz w bok z obrażoną minką. Po chwili jednak podeszła bliżej, stanęła tuż za plecami kurwy i złapała ją za włosy, szarpiąc do góry.
Zaatakowana syknęła wściekłe.
- Mówiłam ci, tania suko, że masz się stąd wynosić! Czy słuch ci szwankuje?! A może sama nie umiesz dojść do drzwi i mam ci pomóc?
Wtedy Baelish znajdujący się już prawie na finiszu, złapał Sansę za twarz i unieruchomił w swych dłoniach.
- Zostaw ją, Ptaszyno.
Zbliżył usta do jej warg. - Już prawie...- szepnął.
Po chwili oderwał się od niej, by sekundę później dojść w ustach Mirandy.
- Wspaniałe się sprawiłaś moją droga. - pogłaskał ją po głowie z czułością. - Dziękuję ci, możesz odejść. Zapłacę w terminie, bez obaw.
Po jej odejściu Sansa wściekła doskoczyła do niego, kiedy doprowadzał się do porządku.
- Czemu nie pozwoliłeś mi dokończyć?!
- Zostawmy to. Było minęło. Teraz pozwolisz że ja się tobą zajmę.
W międzyczasie nalał jej wina i podał, samemu pociągając spory łyk z małego pucharka.
- Dornijskie, pyszne winko. Spróbuj, proszę.
- Czy mi się zdaje, czy ty pijesz coraz więcej? Może z mojego powodu?
- Wydaje ci się.
Odstawił oba pucharki.
- A teraz, moja śliczna...Czy nie zechciałabyś może zażyć kąpieli?
Zamrugała. Zbił ją z tropu, ale z jakiegoś powodu nie ośmieliła się mu odmówić.
- Teraz, w tej chwili?
- Założę się, że o niczym innym nie marzysz. To cię odświeży.
Nie czekając na jej odpowiedź klasnął w dłonie. Wtedy drzwi komnaty otworzyły się, a dwóch rosłych młodzieńców wniosło do środka wielką balię. Woda musiała być gorąca, bo wciąż mocno z niej parowało.
Zwykła balia, ta w której Sansa zażywała codziennej kąpieli; była znacznie mniejsza. Ta zaś miała naprawdę duży rozmiar. Sansa pomyślała że z łatwością mogła by się tu utopić... Natychmiast zrobiła jej się gęsia skórka. Nie uszło to uwadze lorda Baelisha.
- Zimno ci Ptaszyno? To nic, zaraz się rozgrzejesz. Rozbierz się.
Widząc jej spanikowane spojrzenie, przemówił łagodniej.
- Jeśli stanowi to dla Ciebie jakiś problem, z chęcią ci pomogę.
Błękitny płomień z kominka rozświetlił jego twarz.
Ta propozycja, rzecz jasna, wcale jej nie uspokoiła.
- Ależ nie trzeba, poradzę sobie.
Wbrew zapewnieniu, pozbywanie się kolejnych warstw odzienia nie szło jej najlepiej. Pod jego czujnym okiem zdradzieckie palce drżały z nerwów.
"Bogowie, czemu zawsze się przy nim tak denerwuję? To nienormalne. Już powinnam być przyzwyczajona, że on się na mnie tak gapi."
W końcu stanęła przed nim zupełnie naga. No, może nie zupełnie, gdyż poczuła się w obowiązku zakryć jedną ręką obie piersi, a drugą trójkąt między nogami.
Uśmiechnął się.
- Zbyteczny gest, moja droga. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to wszystko co właśnie niewinnie zakrywasz tymi ślicznymi rączkami, miałem już przyjemność podziwiać. Ale...skoro wolisz się po dziewczęcemu krygować... To też ma swój niezaprzeczalny urok.
Przyjrzał się jej dokładnie i westchnął.
- Istotnie, jesteś przepięknym dziełem bogów.
Czysta doskonałość, prawdziwy klejnot Północy.
Puścił do niej oko.
- A teraz wskakuj do wody.
Niezwłocznie to uczyniła. Gdy zanurzyła się w pachnącej, ciepłej wodzie, aż po samiuśką szyję ogarnęło ją bardzo przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Złudne, jak się wkrótce okazało.
Z błogiego stanu wyrwał ją władczy głos.
- Połóż swe zgrabne rączki na krawędzi balii, Kwiatuszku. I zrób to natychmiast.
Posłuchała bez namysłu.
"Powoli zaczynam się przyzwyczajać że mną kieruje. Tak jakbym potrzebowała tej całej chorej kontroli. Jakbym przestała należeć do samej siebie. Wziął w posiadanie nie tylko moje ciało, ale i umysł.
To wszystko posunęło się stanowczo za daleko..."
- Pochyl się lekko do przodu...o tak, cudownie.
Czuła że opuszkami palców dotknął skóry jej nagich, zachęcających pośladków. Domyśliła się, że LF po prostu lubi napawać się ich wyczuwalną gładkością.
- Nawet najlepszej jakości jedwab nie może równać się z tym...
Zagryzła wargi, kiedy znienacka klepnął ją po pupie. Chciała skarcić go spojrzeniem, lecz jej na to nie pozwolił.
- Nie odwracaj się i nie patrz na mnie, dopóki ci na to nie pozwolę...
Zawiązał jej z tyłu głowy wąski pasek aksamitu, który kazał jej przedtem wziąć do ust.
- To po to żeby nie było cię słychać, gdy będziesz krzyczała, Ptaszyno.
Pocałował ją w ucho, a potem poczuła jego dłoń na kręgosłupie.
- Czy ta nowa służka którą Ci podarowałem w Dzień Imienia...dobrze się sprawuje? Jesteś z niej...- to mówiąc ścisnął jej pośladek, a ona westchnęła - ...zadowolona, Sanso?
- Ta-ak, jestem, mój panie.
- Czy jej dotyk sprawia że po całym ciele przechodzą cię dreszcze?
Nie była pewna, jaka odpowiedź według niego będzie tą prawidłową... Zawahała się.
- Nie mogę na nią narzekać.
- Cóż. Mimo to, dzisiaj to ja cię wykapie. Osobiście nasmaruje cię wonnymi olejkami… Co ty na to? Masz coś przeciwko temu?
Zadrżała.
- Absolutnie nie...mój panie.
- Pewność z jaką mi odpowiadasz, niezmiernie mnie raduje, kochanie.
Usłyszała jego cichy śmiech.
Nie wiedziała, czy śmieje się z niej czy sam do siebie.
- A teraz, jak już zapewne się domyślasz, postaraj się zrobić co w twojej mocy, aby się rozluźnić...
Obróciła się i zobaczyła jak LF wylewa coś na dłonie.
- Miałaś się nie odwracać. Zrobisz tak jeszcze raz, a wiesz co cię czeka.
Przypomniała sobie klapsy i wzdrygnęła się.
- Wybacz, lordzie...Co to jest?
- Zwykły olejek. No, może nie taki zwykły, bo cytrynowy. Twój ulubiony. Teraz pozwól że cię nim nasmaruję, Słodziutka.
Poczuła nacisk dłoni na obu pośladkach.
- Są takie jędrne...Niczym dwie soczyste Brzoskwinki.
Zachciało jej się śmiać.
- Te owocowe porównanie to miał być komplement? Bo jeśli tak, to wyjątkowo słab...
Nie rozwinęła tej myśli, gdyż jego język właśnie wślizgnął się pomiędzy jej półkule. Przerwał tylko po to by zaczerpnąć powietrza; i wymamrotać:
- Bogowie...chyba nigdy mi się to nie znudzi...smakowanie Ciebie...jesteś taka pyszna.
To powinno być zakazane.
- Przecież jest.
Zrobiło jej się bardzo gorąco, gdy jego kciuk zaczął zataczać kółka wokół jej nabrzmiałej łechtaczki. Nie minęło kilka chwil, a poczuła wilgoć w miejscu gdzie ją dotykał. Wilgoć, która teraz obficie spływała jej po udach.
Druga dłoń otoczyła jej pierś, a usta znaczyły drogę po jej karku.
Chciwie zakręciła biodrami, jednocześnie kładąc jedną swoją dłoń na tej która pieściła ją między nogami, a drugą na tej która gładziła jej pierś.
- Mocniej...mój lordzie.
- Nie tak prędko, maleńka - rzekł i odsunął się całkiem od jej intymnych miejsc, po czym ochlapał je wodą.
- Skończyłem. - stwierdził z miną małego chłopca, który skradł drugiemu ulubioną zabawkę.
Na jej twarzy odmalował się trudny do opisania zawód.
- Jak to?
- A tak to. Ubieraj się, moja panno.
- Nie!
- Nie? - uniósł brew.
- Chcę czegoś więcej.
Diabelski uśmieszek.
- Jeśli tak, musisz o to poprosić.
Krew odpłynęła jej z twarzy; uderzając do głowy, gdy zebrawszy się na odwagę, szeptem przemówiła.
- Mój panie, musisz mnie jeszcze...wylizać.
Znów usta były szybsze niż myśl. Zatkała usta ręką, mając cichą nadzieję że tego nie usłyszał.
- Słucham?
Zaczerwieniła się od stóp do głów.
- Pragnę poczuć...
- Co?
Zakryła twarz rękoma. Po chwili jednak złapał ją za ręce i odsłonił twarz.
- Co chcesz poczuć?
- Twój...twój...język.
Był nieubłagany.
- Gdzie?
Pochylił się, by mogła powiedzieć mu to do wprost ucha.
- Emmm....
Czuła się potwornie gdy zdradzieckie, własne usta wyszeptały słabo niepasujące do niej, wulgarne:
- Na mojej cipce.
Zaśmiał się lekko.
- Mój bezwstydny, kochany Kwiatuszku. Skoro tak ładnie prosisz...Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Wyciągnął ją z wody i posadził na krawędzi.
- Teraz mocno się trzymaj... - szepnął, upadając na kolana i rozkładając jej nogi. Poczuła jak ustami dotyka ją w najczulszym, upragnionym miejscu.
- O taaak...właśnie tammm. Dokładnie tam powinieneś być ty i twój podstępny języczek...mmm...
- Co jest z tą dzisiejszą młodzieżą? Doprawdy zero szacunku dla starszych.
Przedrzeźniała go.
- Fałszywy Języczek...
- Chyba się zapominasz, moja panno. Czyżbym niechcący rozbudził twą zuchwałość? Wiesz czym to grozi, prawda? Kara musi być.
Zaczął ją lizać niemal brutalnie, doprowadzając Sansę do krzyku.
Z każdym liźnięciem języka czuła jak zanika żal w jej sercu, a budzi się coś nowego. Jakaś niepojęta dzikość.
"Jestem wilczycą i mam do niej prawo."
- Ahhhhh...rób mi tak..jeszcze..
"Nie mam już nic, tylko to. I tak jest dobrze."
Złapał ją za pośladki, by nie upadła do tyłu; na długo przedtem nim zaczęła konwulsyjnie podrzucać biodrami.
- Ubezpieczasz mnie?
- Zawsze.
Objęła go nogami, a on wtulił twarz w jej wciąż spragnione czułości łono.
- Jeszcze...więcej...nie waż mi się przerywać...
- Ani myślę, jeszcze nie spiłem z ciebie całej słodyczy...
Wbił paznokcie w jej pośladki, a ona syknęła.
"Czekaj, już ja ci się ładnie odwdzięczę!"
I wczepiła mu się jedną ręką we włosy, drugą niepewnie trzymając się drewnianej krawędzi.
Pojękiwała z obezwładniającej rozkoszy, a on nie przestawał jej tam pieścić. Odchyliła głowę do tyłu, zatapiając się w ekstazie.
- To ci się właśnie należy, Sanso...niekończąca się niewola przyjemności. Za długo musiałaś znosić wyłącznie cierpienie.
W pewnym momencie przerwał i podniósł się trochę.
- Jesteś tam taka wilgotna....- szepnął jej do ucha, jakby to był grzech.
Nie pozostała mu dłużna, mierząc go oskarżycielskim wzrokiem.
- Wszystko przez ciebie...
Gdy to usłyszał, bez ceregieli złapał ją w pół i położył na podłodze, ponownie rozkładając jej nogi.
- Za te słowa należy ci się nagroda, Ptaszyno.
I opuścił się w dół. Krzyknęła, gdy zaczął ssać jej łechtaczkę.
- Bogowie!
Ogarnęły ją prawdziwe spazmy. Niezrażony tym LF nadal ssał ją ochoczo, a gdy myślała że nie zniesie już nic więcej, poczuła jak wsuwa w nią dwa palce.
- Aaaa...aaah..- przestała myśleć o czymkolwiek. Wciąż tylko jęczała, łkała i jęczała na przemian, niezdolna do żadnej innej czynności.
Nie wiedziała jak długo trwał jej orgazm. Pamiętała tylko że miała wrażenie, iż się nigdy nie skończy...
Lord Petyr leżał na niej, przytulony do jej piersi.
- Dobrze ci było, Słodziutka?
- Jeszcze pytasz? Nie słyszałeś moich jęków?
- Zawsze wolę się upewnić.
Otoczył wargami jej sutek, a zaraz potem Sansa poczuła jak liże ją tam językiem.
- Nie masz już dość?
- Ciebie? Nigdy.
Kiedy skończył pieszczoty, pomógł jej wstać.
- A teraz proszę, byś jeszcze raz zanurzyła się w wodzie.
- Po co? Przecież jestem już wystarczająco czysta.
- Otóż to.
Nie miała ochoty na kłótnie, więc zrobiła jak jej kazano.
Zaraz potem zaskoczona poczuła, że rozsmarowuje jej na pośladkach jakąś substancję.
I pomiędzy nimi.
- Znów olejek? - spytała, choć to coś wydało jej się czymś znacznie bardziej gęstym.
- Nie, moja droga. I nie kłopocz się nic nie mówiącymi nazwami. Najlepiej po prostu nie myśl za dużo...To pomaga.
Nie ustępowała.
- Co to takiego?
- Pewien specyfik. Pozwoli mi łatwiej się tam...wślizgnąć.
- Że co proszę??
- Postaram się, żeby było to dla ciebie jak najprzyjemniejsze doświadczenie.
Dotknął dłonią jej łechtaczki. Czuła jak ją tam delikatnie pieści, zataczając kółka. Zaraz potem nie tylko woda stała się gorąca..
Usłyszała szelest. LF też się rozbierał.
- Co robisz?
- Przecież nie będę zażywał kąpieli w ubraniu. To mija się z celem, nie sądzisz?
Domyśliła się że stoi za nią, kiedy poczuła że od tylu napiera na nią jego męskość. Spanikowała.
- Nie możesz!
- Spokojnie. Masz mnie za bezmyślnego głupka? Nie ruszę twego najcenniejszego skarbu.
To mówiąc dotknął ją tam, a Sansa westchnęła.
- Ale masz jeszcze inne...bardzo ciekawe miejsca. Nikt się nie spostrzeże, a zwłaszcza twój kochany Harold, że ktoś...skradł ci co nieco przed nim...
Odwrócił jej twarz, by ją pocałować.
- Nie mogę mieć cię jak bogowie przykazali…To Harry musi cię rozdziewiczyć.
Ale...mogę mieć cię od tylu. Jeśli nie masz nic przeciwko. A masz?
Zadrżała.
- Chyba nie.
- Chyba?
- Skąd mam wiedzieć, nigdy tego nie robiłam.
- Ma się rozumieć, kochanie..
Pogładził delikatnie skórę na jej karku i chuchnął.
- Zgódź się.
- Mówisz o...? Może lepiej nie...to takie niemoralne. Nie, nie odważę się na to.
- Odważysz się. Zobaczysz że nie pożałujesz...i w ten w ten sposób nadal pozostaniesz dziewicą, Kwiatuszku..
- Powinieneś był mnie uprzedzić.
- Ale powiedz po co, Słodziutka? Tylko byś mi się wystraszyła.
Przejechał palcem po jej ustach.
- Obejmij go wargami.
Tak zrobiła, po czym zaczęła ssać powolnymi ruchami. Zatraciła się w tym zupełnie, jakby to koiło jej duszę.
Było w tym też coś bezlitosnego; coś czego nie chciała nawet nazwać.
"Niektórych rzeczy lepiej jest nie nazywać po imieniu. Wtedy mniej bolą i o wiele łatwiej nam je znieść."
Pomyślała, jednocześnie czując jak wypełnia ją obca twardość. Powoli lecz nieubłaganie zanurzała się między jej pośladki. Kiedy wtargnął w nią zupełnie, intensywność tego nowego doznania poraziła ją.
"Nie mam dokąd uciec. Nigdy wcześniej nie czułam się taka...pełna."
Pozwoliła mu wypełnić ją całą, a on zasłonił jej usta by zdusić jej krzyk. Aksamit dawno już gdzieś się zawieruszył.
- Boli?
- Chyba tak...Trochę.
- Nie bój się, zaraz przestanie, obiecuję.
Drugą dłonią sięgnął ku jej wyczekującemu łonu i zaczął masować drobne wargi sromowe. Doznała wtedy niezwykłej ulgi.
- Tak lepiej, Kwiatuszku?
- O niebo lepiej.
Nie widziała tego, ale wiedziała że się uśmiecha.
- Czujesz mnie w sobie? Pozwolisz mi tam być?
- Jak długo zechcesz.
- Nieskończenie słodka..
Nie wiedząc jak i kiedy zaczęła odpowiadać na jego ruchy. Teraz poruszali się razem w zgodnym rytmie.
- Bierz mnie...mocniej!
Penetrował ją zachłannie, tak jak chciała. Wyczuwała jak pulsuje w jej wnętrzu.
"To takie dziwne.."
Z czułością dotknął jej warg.
- Nigdy nie zapominaj...on może cię mieć, ale tak naprawdę to wszystko..- dotknął jednej piersi, potem drugiej. - ...jest tylko i wyłącznie moje...- zjechał niżej w kierunku ud.
Zadrżała wiedząc gdzie dotknie ją za chwilę. - Tak. Twoja słodka cipka też należy do mnie...- Powiedział kładąc na niej dłoń. - Nigdy Ptaszyno o tym nie zapominaj...Bo się pogniewamy. A przecież tego nie chcesz, zgadza się?
Zajęczała z rokoszy.
Położyła swoją dłoń na jego. Wrażenie absolutnej jedności nie opuszczało jej nawet na moment.
- Weź mnie też od przodu...błagam.
Chciała się odwrócić, objąć go nogami i pozwolić by wtargnął w jej niemożliwie wilgotną pochwę; ale jej nie pozwolił.
- Nie mogę teraz, to zbyt ryzykowne. Moglibyśmy pobawić się w wylanie krwi króliczka na pościel w twoim małżeńskim łożu...Lecz ty przecież nie pozwolisz by niewinnemu stworzonku stała się krzywda, prawda?
- Nie jestem aż takim niewiniątkiem, jak ci się zdaje.
- Nie pozwolę żebyś miała wyrzuty sumienia do końca życia. Nie z powodu króliczka. Jeśli w ten sposób zdradziłabyś męża...Nie mogłabyś spojrzeć mu potem w oczy. On musi być pierwszy. Znam cię przecież, wiem że nigdy byś sobie tego nie wybaczyła.
- Zdziwiłbyś się.
- Nie oszukasz mnie...Zresztą musisz pamiętać o obowiązku wobec męża.
- Jesteś okrutny.
- Wystarczająco okrutny jest mój kutas w twojej pupie. Gdyby Harry się o tym dowiedział...O tym że pieprzę jego płochą Gołąbeczkę tuż pod jego nosem...Bez wahania zabiłby nas oboje. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
- Och...Zrobiłby to na pewno.
Zakręciła biodrami, doprowadzając go tym do ekstazy.
- Ahhhhh!
Wytrysnął w nią głęboko.
- Pierwszy raz zostawiam w tobie ślad...- szepnął, całując Sansę w policzek.
- Gorąco...podaj mi wody. Chce mi się pić.
Podał jej puchar
- Wino...nawet lepiej, muszę się upić!
I wychyliła zawartość duszkiem.
- Wystarczy, śpiesz się..Gołąbeczko. Wracaj do męża, który tam na Ciebie czeka.
Wyszła z balii, szybko nałożyła koszulę nocną i wybiegła stamtąd.
"Muszę wreszcie skończyć tę farsę."
Dopadła drzwi małżeńskiej sypialni. Usiadła okrakiem na wciąż śpiącym mężu.
"Nie ma miejsca na wstyd."
- Harry obudź się, kochany.. Proszę, nie każ mi czekać!
- Co, co się dzieje?
- Zróbmy to. Weź mnie.
I pocałowała go w usta, a potem rozepchnęła mu wargi językiem.
- Wejdź we mnie. Wypełnij mnie całą.
- Sanso, jesteś przekonana?
- Tak, jestem. Nie chcę czekać już dłużej.
- Oby to nie był tylko piękny sen, modlę się o to.
- Modlić będziesz się potem, Panie Pobożny.
Harry ze śmiechem przewrócił ją na plecy, obsypując pocałunkami.
Całował po całym ciele, bez przerwy.
- Jestem już gotowa. Ale martwię się o ciebie..
- O mnie się nie martw, ukochana. - szepnął Sansie do ucha. Dotknął jej piersi i otoczył sutek ustami. Ssał go dłuższą chwile łakomie, po czym zrobił ruch jakby chciał się obniżyć. Wstrzymała go.
- Co robisz?
- Pragnę cię tam całować.
- Nienienie, już jest mi dobrze, starczy już...Chodź tu.
"Za żadne skarby."
Przerosło ją to. Nie chciała czuć tam jego ust, bo jeszcze czuła na sobie tamte...Wydało jej się to czymś nadzwyczaj grzesznym.
Syknęła, gdy lekko rozsunął jej nogi kolanem, a potem jednym płynnym ruchem wszedł w nią. Objęła go nogami, chcąc przyjąć go głębiej w siebie.
- Ohhhh Pee..aarry..- zasłoniła usta dłonią przerażona, że usłyszał.
Na szczęście Dziedzic miał oczy zamknięte, a na jego wciąż chłopięcej twarzy malował się wyłącznie wyraz ekstatycznej przyjemności. Z ulgą przyjęła jego niespieszne pchnięcia, wyciszając się.
"Przy nim moje zmysły uspokajają się...przy tamtym...szaleją. Potrzebuję ich obu."
Na jej twarzy zakwitł samolubny uśmieszek.
"Teraz mam w sobie ich obu jednocześnie. Niesamowite uczucie. I będę mogła robić to z nim!"
W jednej strony czuła się brudna i grzeszna. Z drugiej, nieoczekiwanie czysta i spełniona. Nie wiedziała tylko które z tych uczuć za czyją sprawką.
"...Królowa Cersei miała rację. Najlepsza broń kobiety znajduje się między nogami..."
***
Dodaj komentarz