UWAGA! WULGARYZMY. Starszy facet z dużo młodszą kobietą, czyli alternatywna wersja zdarzeń po ósmym odcinku sezonu IV "Gry o Tron". Miejsce akcji: Orle Gniazdo/Eyrie. Czas akcji: Ciąg dalszy po 8 odcinku 4 sezonu serialu Gry o Tron.
(Tekst zawarty w cudzysłowiu to zazwyczaj myśli Sansy Stark.)
PS. Akurat w pierwszym rozdziale erotyki w zasadzie brak, ale to ulegnie zmianie.
*** CZĘŚĆ I
Sansa nie śmiała otworzyć oczu. Jeszcze nie. Bała się że jeśli to zrobi, koszmar znów powróci. Wciąż miała w głowie ten obrazek...Rechoczący książę Joffrey, o ustach grubych jak nadęta, obślizgła ropucha trzymał w jednej ręce trupią czaszkę. Wydał z siebie dziki wrzask i rzucił nią o posadzkę.
- Używam jej jako kuli do kręgli, fajnie co nie?
"Kręgle. Dobre sobie."
Były to głowa jej ojca, brata i matki. Młody Lew rozbijał je właśnie po całej Sali tronowej, a z ust kapała mu piana. Rżał przy tym niczym jakiś obłąkaniec. Widać było jak wielką satysfakcję sprawia mu te okrucieństwo.
- Sansiaczku, choć pogramy w twoją ulubioną gierkę. Ty przecież tak to kochasz.
Wtedy jej własna, dotąd trupia czaszka, oblekła się w ciało, skórę i resztę kości, a ona stanęła przed nim jak żywa.
- Ooo, tu się schowałaś, tępa dziwko! Myślisz że jesteś taka sprytna?! Że cię nie przejrzałem? Już ja cię nauczę dobrych manier!
Uderzał Sansę w twarz, raz, drugi, trzeci, tak bez końca.
- Zdawało ci się że wystarczy rozłożyć przede mną nogi bym stał się twoim wyśnionym księciem z bajki?! Ahahaha, moja matka miała rację że w całych Siedmiu Królestwach nie ma większej dewotki nad Starkównę. Takiej idiotki jak Ty nigdy przedtem nie spotkała... A ja nie poznałem nędzniejszej cipy. Nawet owłosione karczmarki z Volantis, paskudy do potęgi co śmierdzą rybą między nogami - pachną tam ładniej od ciebie, ty żmijo.
Dziewczyna słysząc to, zamachnęła się i z całej siły uderzyła go przez łeb, aż zadzwoniło.
- A to wredna suka - mruknął Joff, pufając z ust bańkami mydlanymi podejrzanych rozmiarów...
- Na pal! - darł się -...Bul bul bul...- Wbijcie na pal tę wilczą głupią pizdę!!! Rozkazuję wam ja, wasz Pan i Władca, SŁYSZYCIE??
Twarz chłopaka zniekształciła się okropnie. Rozciągnęła wzdłuż i wszerz, nie można było już jej rozpoznać. Gdy na powrót uformowała się w konkretny kształt, na miejscu małego króla znalazła się jego pani matka. Długie, puszyste loki Cersei owinęły się wokół szyi biedaczki niczym macki wielkiej ośmiornicy.
- Czemu nie uśmiechniesz się szerzej, Gołąbeczko?? Ludzie patrzą. Rób dobrą minę do złej gry, czy to aż takie trudne? Czy za wiele od ciebie wymagam? Masz w dupsku kij czy co? Czyżbyś nie potrafiła nawet tak prostej rzeczy? Typowe dla Starków, cholerna banda nieudaczników, wszystko psujecie.
Kobieta wbiła paznokcie w dłonie Sansy, aż ta zawyła.
- Pięknie śpiewasz, zwłaszcza gdy ktoś zadaje ci ból. Będę musiała bić cię częściej, to ci dobrze zrobi.
Cersei zaśmiała się ochryple, wirując dookoła swej ofiary w upiornym tańcu.
- Wierz mi, nie zasługujesz na nic lepszego. Ciesz się że nie zrobiłam sobie naszyjnika z twojego języka. I tak jest całkiem bezużyteczny.
Po chwili twarz kobiety zaczęło rozpadać się na kawałki, drobina po drobinie. Policzki, nos i usta zionęły teraz pustką, aż zniknęły zupełnie, nie pozostawiając śladu.
Gdzieś z oddali, jakby z innego świata rozległ się rozpaczliwy pisk Damy, ukochanego wilkora Sansy. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie ręce. - NIEEEE!
Zrobiła tak naprawdę i wreszcie otworzyła oczy. Ale nie ujrzała już więcej Damy, wstrętnej gęby byłego blond narzeczonego ani tym bardziej jego podłej mamuśki. Zamiast nich pyszniła się przed nią jakże niewinna biel sufitu. Krótko po nieszczęśliwej śmierci Lysy Arryn, Littlefinger przemalował wnętrze całego Orlego Gniazda na biało, wmawiając małemu Robinowi że to był jego pomysł. Sansie wyznał że tamte mury go przygnębiały. Za bardzo przypominały mu zbrodnię, której się dopuścił w jej obronie.
- A poza tym rzygam już tymi zbutwiałymi kolorami. Od maleńkości muszę je oglądać, dosłownie mam ochotę zwrócić tę pyszną pieczeń z makreli na ich widok. Tchnijmy w te spleśniałe miejsce nowe życie...
Zamrugała. To wcale nie Damę słyszała, ale coś...jakby...dźwięk tarcia metal o metal. Ubrała się prędko, nawet nie czekając na pomoc służki. "Czyżby Robin zaczął ćwiczenia tak wcześnie z rana?" Parsknęła cicho. "Niemożliwe, ten leń śmierdzący nigdy nie zwleka ciałka z łoża przed południem..."
Dotarła już niemal do zakrętu.
Może lepiej nie ujawniać swej obecności tak od razu. - pomyślała.
Wyjrzała ostrożnie za róg. Jej oczy szeroko otwarły się ze zdumienia. Na oszklonym, tylnym dziedzińcu krzyżowało ze sobą miecze zaledwie dwójka ludzi, jednak sprawiali wrażenie jakby było ich znacznie więcej. Sansa nie znała się na sztuce walki. Nic a nic. Szczerze nigdy ją to specjalnie nie interesowało. Jednak swego czasu, nawet ona, chcąc nie chcąc była zmuszona podziwiać rycerskie potyczki, na przykład treningi swoich braci lub turnieje organizowane niegdyś przez króla Roberta. I nawet ona, totalna ignorantka, potrafiła odróżnić kto umie posługiwać się mieczem, a kto nie.
Tych dwóch z pewnością umiało.
Zwinniejszej, zgrabniejszej i szybszej wymiany ciosów, kombinacji cięć i uników nie zaobserwowała nawet u uznawanego za wybitnego w tej dziedzinie Robba. Ba, wśród znawców tematu, uznawany za jeszcze znamienitszego szermierza Jon nie mógłby się równać z tymi tutaj. Takie przynajmniej odniosła wrażenie kiedy z uwagą śledziła ten...
"Jak to się fachowo nazywało? A, tak. Wodny taniec."
Pierwszego mężczyznę poznała od razu, choć wyglądał dzisiaj zupełnie inaczej. Bez grubego, burego płaszcza w odcieniu zgniłej zieleni, długiego niemal aż do kostek, przestał wtapiać się w tło, jak to miał w zwyczaju. Mimo chłodu poranka miał na sobie jedynie zwykłą białą koszulę z płótna oraz jasnobrązowe spodnie, na wzór takich jakie nosili najemnicy z Wolnych Miast. Z rozwichrzonymi włosami, w rozchełstanej koszuli i o dziwo! bez nieodłącznych wąsów, prezentował się o jakieś 10 lat młodziej. Jakimś cudem wydał jej się podejrzanie przystojny, co nigdy wcześniej nie przyszłoby jej do głowy. Zauważyła też iż srebrnego Przedrzeźniacza zawiesił sobie na szyi na łańcuszku.
"Hoho, jakie zmiany. Ciekawe z czego wynikają.. To pewnie efekt ulgi że już nie musi spać z ciocią Lysą." Co jak co, ale ta kobieta była obleśna nie tylko z charakteru.
Littlefinger zaprzestał walki gdy tylko ją zobaczył, kątem oka. - Moja pani, czy coś się stało?
Na jej widok zatrzymał się tak nagle jakby nic więcej go nie obchodziło. Nawet nie uchylił się przed ciosem. Na własne szczęście, jego kompan posiadał wręcz nadludzki refleks. Dlatego końcówka miecza zdążyła zaledwie drasnąć lorda Baelisha w kąciku oka. Trysnęły ze trzy krople krwi, lecz tylko tyle wystarczyło by Sansa krzyknęła i podbiegła do niego, wyraźnie przestraszona.
- Petyrze, nic ci nie jest?! - Och, to tylko kropelka krwi...ale wylałbym jej znacznie więcej, gdybym wiedział że tak się przejmiesz i dzięki temu zaczniesz w końcu mówić mi po imieniu, Słodziutka.
Zrobiło się jej głupio i o zgrozo! chyba się zaczerwieniła.
"Co on ze mną robi?"
Zawstydziła się swojej reakcji.
Już już odwróciła się do niego plecami, gotowa uciec stamtąd jak najszybciej, gdy spojrzała na jego przeciwnika.
"Niespodzianka."
- Syrio Forel?! To naprawdę ty? Mówili że nie żyjesz. - Dlatego ja nigdy nie daję wiary ludzkim słowom, panienko. Są warte mniej więcej tyle co bród spod moich trzewików. A może i mniej.
Skłonił się nisko, a kiedy podniósł się ponownie, na Sansę Stark spoglądały już inne oczy, inna twarz. Littlefinger pstryknął palcami: - Zniknij, przyjacielu. Tamten zrobił to natychmiast. Rozpłynął się w powietrzu, tak po prostu.
- Czary? Jesteś też czarownikiem? - Nie rozśmieszaj mnie, kochanie, to zaledwie niewinne kuglarskie sztuczki. O wiele ważniejsze jest to, iż Ludzie Bez Twarzy śmierć mają za nic...albo wręcz przeciwnie, za najlepszą kochankę.
Jeśli nawet zmęczył się pojedynkiem, wcale nie było tego po nim widać.
Ten dziwny człowiek zaskakuje mnie coraz bardziej. A ja myślałam że jedyną bronią Littlefingera jest gęsie pióro i intrygi za które inni płacą najwyższą cenę.
Na głos zadała jednak pytanie zupełnie innej materii. - Gdzie twoje wąsy? Czemu je zgoliłeś? Bez nich wyglądasz tak...dziwnie.
Nie mogła uwierzyć że ta osobista uwaga opuściła jej umysł i wydostała się na zewnątrz, dopóki nie usłyszała jej tak wyraźnie we własnych uszach.
"Ależ ze mnie skończona idiotka. Po co ja.."
Ku jej zaskoczeniu Baelish jedynie uśmiechnął się z przekąsem: - Fatalnie. Chciałem wyglądać trochę młodziej. Widocznie takiemu staremu zgredowi jak ja już nic nie pomoże.
Zaśmiał się z własnych słów. - A gdzie nauczyłeś się tak walczyć? To do ciebie niepodobne. Moja siostra kochała walki na miecze. Gdyby tu była, na pewno zapragnęłaby wyzwać cię na pojedynek. - Taak? Może ta mała bestyjka spuściłaby mi łomot, tak jak przed laty zrobił wasz kochany wujaszek Brandon? Piękny był z niego paniczyk, do tego wprost wyborny szermierz.
- Do dziś noszę po nim bliznę na pamiątkę. Ja sam byłem wtedy lekkomyślnym gówniarzem. Zamarzyła mi się ręka twojej matki Catelyn i rzuciłem wyzwanie jej narzeczonemu. Poszedłem na żywioł, bez przygotowania. Po prostu nie mogłem znieść myśli że kobietę którą kochałem bardziej od siebie samego...że dostanie ją jakiś wygalantowany fircyk. Wszyscy myśleli że zwariowałem. Może to była prawda.
- Nikt nigdy mi tego nie opowiadał...
- Wiedziałem że nie mam z nim szans, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Wolałem umrzeć niż żyć ze świadomością że ma ją ktoś inny. A nie ja. Naprawdę chciałem umrzeć z miłości. Wszystko dla niej. Wiem, to takie...żałosne. Dzisiaj sam się z tego śmieję. Kiedy Brandon ze mną skończył, krwawiłem jak dzika świnia. Czułem się jak zużyta szmata. Tak bardzo pragnąłem tam umrzeć, bo nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Ale twoja matka nie pozwoliła mnie zabić. Nie pozwoliła.
Zaczerpnął tchu, jakby ciężko było mu o tym mówić, nawet po tylu latach.
- Okazałem się taki słaby...Taki żaden. Takie małe nic. Patrzyli na mnie z pogardą. Mały Petyr, syn jakiegoś tam nic nieznaczącego lorda ze skrawkiem ziemi, zakochał się w kim? Jednej z najlepszych partii w Siedmiu Królestwach. Catelyn Stark to prawdziwa perła, a on chciał ją skraść? Śmieszne. "Za wysokie progi na twoje nogi, Paluszku!". Tak mówili. Za moimi plecami albo prosto w twarz.
Gdyby tylko wiedzieli. Ciekawe czy ktoś z tych którzy się z niego śmiali jeszcze żyje? Podejrzewam że pozbył się ich wszystkich.
- I widzisz, to twojemu wujkowi zawdzięczam chęć samodoskonalenia. Postanowiłem w sekrecie uczyć się szermierki od najlepszych mistrzów z krainy z której pochodzę. Braavos. Zwane Sercem Miecza. Żeby już nikt nigdy nie upokorzył mnie w walce. Oczywiście, skrzętnie ukrywam tę moją umiejętność. Jak większość z tych, które posiadam.
- Nie wątpię.
"Chyba czas na finał."
- A mogę wiedzieć jaka twoja umiejętność zmusi mnie do poślubienia wbrew mojej woli Harry'ego Dziedzica? Czemu każesz mi to zrobić? Nie sprzedawaj mnie jak pierwszą lepszą klacz na targu!
- Uspokój się, proszę.
Petyr przewrócił oczyma. Nigdy jeszcze nie widziała u niego takiej miny. Zawsze nosił na twarzy maskę pokerzysty. Nieprzeniknioną, niezdolną do odczytania. Widzieć go beztroskim było czymś tak niezwykłym jak na przykład księżyc upaprany w fiolecie. To był jak zwykle, tylko blef. - Za kogo mnie bierzesz? Sądziłaś że oddałbym cię w ręce kolejnego idioty-sadysty pokroju Joffreya? Kochanie, Harry jest naprawdę dobrym i ślicznym chłopaczkiem, idealnym dla takiej słodkiej istoty jak ty. Ma nienaganne maniery i przede wszystkim szacunek dla dam. On cię nie skrzywdzi, nie podniesie na ciebie ręki jak tamten. A nawet jeśli, zrobi to tylko jeden raz. Na więcej mu nie pozwolę.
- Po prostu go zabijesz?
Zmrużył powieki.
"No tak, po co głupio pytam o rzeczy oczywiste."
Ten niepozorny mężczyzna usuwał ze swej drogi niewygodne osoby tak jak usuwa się dokuczliwy kamyk z buta.
Nieważne czyś zwykły kmiotek czy wielki lord. Jeśli chcesz, możesz sobie nawet być Królem. Padniesz jak mucha jeśli oko LFa zatrzyma się na tobie zbyt długo...
Sansa zastanawiała się czy z nią postąpi tak samo gdy tylko przestanie być mu potrzebna. Podstępny chochlik w jej mózgu podszepnął jej złośliwie:
"Ślepa jesteś, dziewuszko? Przecież on już to z tobą robi."
- Czyli mnie też się pozbędziesz? Oddajesz mnie obcemu jakbym była zabawką. Ty się chyba zapominasz! Za kogo ty się w ogóle masz, za Boga?! Nie zrobisz mi tego... Zaczerpnęła powietrza. - Nie jestem śmieciem który możesz wyrzucić gdy przyjdzie ci na to ochota! Nie wolno ci. Nie jesteśmy w twoim burdelu a ja nie jestem żadną z twoich przeklętych kurew!!!
Chyba do niego dotarło. Wiedziała że nieco przesadziła ale było już za późno. Nie da się cofnąć tych słów. Źrenice Petyra Baelisha przeciął ciemny błysk. Wstrzymała oddech kiedy gwałtownie popchnął ją na ścianę, przytrzymując ją za nadgarstki. Jego dłonie zacisnęły się na nich mocno niczym żelazne kajdanki. Teraz poczuła strach, kropelka potu wystąpiła na czoło.
"Trzeba było siedzieć cicho."
Dziwnym zbiegiem okoliczności był jej równy wzrostem, chociaż zawsze myślała że jest od niej niższy...
"Aha, no tak. Założyłam dziś płaskie pantofelki."
Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko jej ust.
"Chyba nie zamierza mnie znów pocałować?"
Zły wydawał jej się fakt że nie była pewna czy chciałaby tego czy nie. Jeszcze gorzej że serce podpowiadało jej że chce.
"O starzy Bogowie...to takie głupiee. Jestem kretynką, czemu w ogóle o tym myślę? Przecież Littlefinger jest ode mnie o wiele starszy...Mógłby być moim ojcem. Przecież mi zawsze podobali się chłopcy w typie Lorasa. Albo tacy w moim wieku, jak Joffrey..."
Na to wspomnienie się wzdrygnęła.
"Przecież to bez sensu...a może to przez te oczy? Raz wydawały się zupełnie czarne, jak noc bez gwiazd. Kiedy indziej mieniły się błękitem, zupełnie jak jej własne. Magnetyczne, ale tylko wtedy gdy naprawdę się w nich zatopisz..."
Wcześniej nie zwracała uwagi. Nie chciała. Ale teraz, gdy był tak blisko...gdy patrzył na nią w taki tajemniczy sposób jakby ją całą przenikał. Te napięcie było wprost nie do wytrzymania.
"Jakby wiedział o mnie absolutnie wszystko. Nie. Nikt tego nie potrafi. Nikt."
Niezwykłe było to że gdy ona cały ten czas tkwiła zaklęta w swym kołowrotku myśli, on po prostu na nią patrzył. Nic więcej. Jak przez mgłę w końcu dotarł do niej jego cichy, aksamitny głos kiedy zaczął szeptać jej wprost do ucha.
- Nie, maleńka. Nie jesteś jedną z nich. Nigdy bym tak o tobie nie pomyślał i smuci mnie, że ty to zrobiłaś. Bo pochodzisz z zupełnie innego rodzaju kobiet. Masz w sobie światło i krew królów. Jesteś Panią Północy. A wkrótce...kimś znacznie więcej.
Nie pocałował jej, choć się tego spodziewała i była na to gotowa. Zamiast tego ujął jej twarz w obie dłonie i szeptał z przejęciem: - Posłuchaj mnie uważnie, słodka Ptaszyno... Obiecuję że dam ci cały świat. Rozumiesz? Cały świat będzie należał do ciebie i zrobisz z nim co zechcesz. Możesz go spalić jeśli taka będzie twoja wola. Nie dbam o to. Ja i tak w środku jestem już martwy. Brandon Stark może oszczędził moje ciało, ale serce zabił. Nie mam już nic i nikogo. Ale chcę, żeby tobie się udało. Dziewczynie która mogłaby być moją córką, gdyby...gdyby życie nie było takie podłe.
Zaschło jej w gardle od dźwięku tych słów.
- Ja nie miałem pozycji, którą posiadasz ty. Masz wielkie pole manewru. Jeśli zagramy dobrymi kartami, wszystko czego zapragniesz znajdzie się w zasięgu twoich rąk. Wystarczy po to sięgnąć.
Urwał na moment, jakby przytłoczony ogromem własnej wizji.
- Dlatego ładnie cię proszę, pozwól mi działać i rób co ci każę bez tego dziecinnego sprzeciwu. To nam obojgu tylko zaszkodzi, a w niczym nie pomoże. Uwierz mi. Jeśli mówię ci, że poślubisz Harry'ego Dziedzica to zrobisz to, ponieważ nie zmuszam cię do tego bo taki mam kaprys albo że mi tak pasuje...wręcz przeciwnie. Zresztą powinnaś już wiedzieć że niczego nie robię bez powodu, nawet jeśli sprawiam podobne wrażenie.
Wciąż miała w oczach iskierki płonącego strachu. Zależało mu by one znikły ale wygląda na to ze osiągał całkiem odwrotny efekt.
- Zrozum że bardzo, bardzo brzydzi i drażni mnie świadomość że ktoś inny będzie cię dotykał. I prawdę mówiąc z wielką chęcią obciąłbym temu ślicznemu paniątku wszystkie palce włącznie z kutasem, żeby mu to uniemożliwić. Niestety nie liczy się to czego chcę ja, a to co jest konieczne. Nigdy nie mogłem sobie pozwolić na luksus folgowania własnym zachciankom. Być może kiedyś...to się zmieni, moja piękna Gołąbeczko, a na razie...
Tu delikatnie przeciągnął palcem po jej szyi, aż do linii obojczyka. Nagle, jakby pod wpływem impulsu tą samą drogą podążyły jego usta. Czuć było że ogarnia go jakaś demoniczna zachłanność, swoiste opętanie. Sansa właśnie sobie pomyślała ku własnemu zdumieniu, że jej się to podoba, i chyba tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Nie przestawaj...
Zaczęło szumieć jej w głowie. Drugą ręką dotknął jej odsłoniętego uda po czym delikatnie przesunął ją wyżej. "Może ciut za wysoko."
- Żadna z dziewic które testowałem nie miała w tych miejscach tak rozkosznie miękkiej skóry, Kwiatuszku. Jesteś wyjątkowa, zupełnie jak twoja matka...
Poczuł jak próbuje go objąć. Zaskoczony, szybkim ruchem ją powstrzymał. - Wiesz jak jest, muszę sprawdzać towar. Nienawidzę chybionych inwestycji. Ponownie zaczął wodzić palcami po jej ciele i całować tam i ówdzie.
"Pieprzysz od rzeczy, ale nie przestawaj.."
Chochlik w jej mózgu zaczynał być uporczywy, więc kazała mu się zamknąć. "Ja tak nie mówię, zboczeńcu. Jestem damą!" Chochlik prychnął. "Phi. Akurat...Każda tak twierdzi."
A Littefinger w tym samym momencie położył dłoń na jej klatce piersiowej, jakby próbując ją od siebie odsunąć mimo stojącej za nią marmurowej ściany.
-...a na razie róbmy tylko to co dla Ciebie najlepsze, Słodziutka.
Cofnął się o kilka kroków. Sansa na chwilę przymknęła powieki, by przetworzyć wszystko co właśnie usłyszała. Kiedy je znów otworzyła, już go nie było.
3 komentarze
agnes1709
Ty pyskata bestyjo, uwielbiam to w Tobie
Princesska
@agnes1709
AnonimS
Łapka i Tak
Princesska
@AnonimS Dzięki
Somebody
Uwielbiam 'GOT' zarówno w wersji książkowej, jak i serialowej. Przyznam, że Sansę zwykle parowałam bardziej z Ogarem, ale taki układ też mi pasuje.
Princesska
@Somebody A wiesz że to bardzo tolerancyjne i wielka rzadkość, żeby SanSanka nie miała nic przeciwko parze Petyr&Sansa? Bardzo miło poznać.
Somebody
@Princesska Ja w ogóle jestem bardzo tolerancyjna Kłaniam się i polecam na przyszłość