Pasierbica, czyli nic nie jest takie, jakie się wydaje (część 3)

Pasierbica, czyli nic nie jest takie, jakie się wydaje (część 3)***

CZĘŚĆ 3/6

*

     A co w tym wszystkim robił sam Tadeusz? To, że pewnego dnia, gdy już obroniłam tytuł (szumnie zwany naukowym, choć nauczył mnie tylko, że nauka definitywnie nie popłaca) i złapałam regularną pracę, a Jagoda powoli przygotowywała się do rozpoczęcia kolejnego etapu edukacji, poprosił mnie o rozmowę. Bardzo poważną, jak sam stwierdził. Spodziewałam się, że poruszy temat mojego urągającego zasadom gościnności i dobrego wychowania pobytu w nie swoim mieszkaniu, z którego uparcie ciągle korzystałam, lecz nic takiego nie nastąpiło.
     W zamian spokojnie i metodycznie, w towarzystwie herbaty, domowego ciasta i równie swojskiej nalewki na zszargane nerwy, opowiedział mi właściwie całe swoje życie. Wyjaśnił powody ślubu, a potem rozwodu z żoną. Opisał jakże barwnie narodziny i wychowanie córki, która, choć nie chciał otwarcie się do tego przyznać, naprawdę mocno dawała mu w kość. Długo tłumaczył, kim ja sama byłam dla niego, kiedy ledwo co wystawałam ponad dywan oraz w tym momencie, gdy siedzieliśmy przy jednym stole. Co czuł do mnie wtedy i co czuje teraz. Jak traktował mnie kiedyś i jak chciałby traktować w przyszłości. A wszystko w towarzystwie nieustannie wpatrującej we mnie ogromnymi, piwnymi oczami Jagody.
     Aż na koniec zapytał, czy miałabym coś przeciwko, gdyby… Nie, nie oświadczył mi się, bez przesady! Zaproponował wyjście na randkę. Niezgrabnie, nieśmiało, co raz gubiąc wątek w bezładnej plątaninie własnej mowy, jakby kolejne marne próby ukrycia lęku jedynie potęgowały jego stres. Ewidentnie nie tylko obawiał się mojej reakcji, lecz wręcz panicznie się jej bał.

     Ale i ja sama nie byłam lepsza. Nie żebym od razu uciekła gdzie pieprz rośnie, albo co gorsza rzuciła się z pięściami na autora tejże niespodziewanej propozycji, niemniej powiedzieć, że byłam w szoku, to jakby nic nie powiedzieć. Nie w tym rzecz, że Tadeusz był starszy ode mnie o dobre piętnaście wiosen. Wręcz przeciwnie! Dobiegając wówczas do czterdziestki, wyglądał młodziej, niż niejeden trzydziestolatek i – choć próbowałam w ten sposób nie myśleć – był najzwyczajniej w  świecie cholernie seksowny. Odnosił się do mnie z szacunkiem, grzecznością i jakby nieco staromodną ogładą, których nigdy nie odnalazłam, pomimo chwilami wyjątkowo dogłębnych poszukiwań, u rówieśników. Był dla mnie aż za dobry, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jakie wywijałam numery.
     A przyznam wszem wobec, że miałam swoje za uszami. Wracałam z suto zakrapianych imprez o niegodnych kobiecej czci porach, wyżywałam się na nim – i niestety także na Jagodzie – za moje wcale nierzadkie miłosne zawody, problemy na uczelni i niepowodzenia w pracy, do tego odreagowywałam wyjątkowo ciężko przebiegający zespół napięcia… lub cokolwiek innego, włącznie z niekorzystnym układem planet. Długo by wymieniać.
     Jednak nawet wówczas Tadeusz stanowił istną oazę spokoju i dobroci. Nigdy też nie posunął się do żadnych dwuznacznych ani tym bardziej świntuszących propozycji, o nie! Choć przyznam, że zdarzało mi się zauważać jego wzrok, błądzący niewystarczająco dyskretnie po obszarach mego ciała, na których niekoniecznie życzyłabym sobie go poczuć. Lecz mimo tych incydentalnych, wstydliwych najwyraźniej dla nas obojga spojrzeń, do głowy by mi nie przyszło, że mógłby myśleć o mnie nie tylko jako o sporo młodszej znajomej, córce przyjaciela ani dziewczynie z sąsiedztwa, pomagającej jego dziecku – i jemu samemu zresztą też – w trudnych chwilach. Tylko o pełnokrwistej, emanującej czysto seksualną atrakcyjnością, w pełni dorosłej kobiecie, w perspektywie być może nowej żonie dla siebie i matce dla swej dorastającej już wtedy córki. Tym bardziej ja, chociaż zdawałam sobie sprawę, że takiego kandydata zdecydowana większość kobiet przyjęłaby z otwartymi nie tylko ramionami, nijak nie wyobrażałam sobie Tadeusza w roli…

     Chłopaka? W jego wieku brzmiało to raczej dziwnie. Partnera? Już lepiej. Kochanka? Bądźmy szczerzy: byłam młodą dziewczyną ze wszystkim tego zadami, waletami i konsekwencjami, a i Tadeusz nie znalazł przecież córki w kapuście, więc do łóżka poszlibyśmy raczej prędzej, niż później. Męża? Nie chciałam o tym nawet myśleć, lecz przecież nie mogłam wykluczyć i takiego biegu wydarzeń.
     Pytanie, czy w ogóle byłam gotowa na tak daleko idące deklaracje? Zarówno w tej konkretnej chwili, jak i w jakiejkolwiek przyszłej? Co z moimi marzeniami, które – patrząc z perspektywy czasu – nie były może zbyt oryginalne i sprowadzały się do konia na białym rycerzu, wypchanego po brzegi konta i innych podobnie naiwnych pierdół, lecz w żadnym razie nie przewidywały stałego związku ze sporo starszym, dzieciatym mężczyzną? W jaki sposób na całą sytuację zareagowałaby moja rodzina, znająca przecież Tadeusza od lat? I gdzie pomiędzy nami znalazłaby się…
     A właśnie, co z Jagodą?

*

     – Przestań! Nic już nie mów! – odparowałam bez namysłu, wciąż nie do końca pojmując, co usłyszałam.
     – Ale to prawda! Pamiętasz dzień oświadczyn? Bo ja aż za dobrze! – Przetarła oczy nadgarstkiem. – Jeden z najwspanialszych, ale i najsmutniejszych w całym moim życiu.
     – Nie rozumiem… – Zatkało mnie. Przecież pamiętałam ją taką radosną, wręcz promieniującą szczęściem, gdy tymczasem właśnie oświadczała mi, że…
     …a skoro już o oświadczaniu mowa, to wspomniana randka z Tadeuszem okazała się zaskakująco udana. Umówiliśmy się więc na drugą i kolejną, aż w końcu stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej odstawiać teatrzyku pozorów i zaproponowałam zamianę kawiarni na doskonale znane nam obojgu mieszkanie, gdzie odwiedziliśmy już nie tylko salon czy kuchnię, ale także i sypialnię. Nie powiem, by pierwsze nasze próby erotyczne były lekkie, łatwe czy nawet specjalnie przyjemne, lecz z czasem okazało się, że dogadujemy się w łóżku zaskakująco dobrze. W efekcie powoli, acz nieubłaganie, doszliśmy wspólnie do jedynego sensownego wniosku, podkreślonego oprawionym w złoto brylancikiem – może niezbyt okazałym, ale zawsze! – na palcu serdecznym, na który spojrzałam, przywołując jakże miłe wspomnienia.  
     Po czym przeniosłam wzrok z powrotem na Jagodę.

     – A co tu rozumieć? – kontynuowała, nie dając mi czasu na rozwinięcie myśli. – Co ty myślisz, że ojciec… Tadeusz ze mną o tobie nie rozmawiał? Wiele razy pytał, jaka jesteś, w jaki sposób się do mnie odnosisz, czy wspominasz o nim w rozmowach ze mną, jak się ogólnie u nas czujesz i tak dalej. A ja o wszystkim mówiłam mu całkowicie szczerze! Poza tym jednym, bo czułam do ciebie coś, czego nie powinnam. Przepraszam, ale… – Spuściła ponownie nie tylko piękne, przepełnione głębokim żalem oczy, lecz i głos o kilka tonów – ja się w pewnej chwili w tobie zakochałam.
     – Świetnie, że dopiero teraz się o tym dowiaduję! – parsknęłam z wyraźną pretensją, mimo że wcale tego nie chciałam. – Po latach milczenia i udawania, że wszystko było w jak najnormalniejszym porządku! W momencie, w którym jeszcze nawet nie ochłonęłam po tym, jak się do mnie dobierałaś!
     – Ja się nie dobierałam! – Wzburzona odbiła piłeczkę.
     – Nie? Naprawdę? Taki chuj jak wieloryba ogon! Wybacz, ale dosiadłaś mnie jak jakaś… – Tym razem wolałam nie kończyć, za to rzuciłam złośliwie: – Mam założyć, że gdybyś wczoraj wróciła chociaż trochę mniej pijana, nadal żyłabym w słodkiej nieświadomości? No, zajebiście!
     – Misia, gdybyś tylko wiedziała, ile razy chciałam ci powiedzieć! Ale nie mogłam! Zrozum, te wszystkie emocje, moje uczucie, moja… miłość do ciebie…
     – Jagoda! – Przerwałam jej ponownie. – Wybacz, ale co ty możesz wiedzieć o miłości?
     – Wszystko mogę! – zadeklarowała nagle bardzo pewnie, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Więcej, niż ci się wydaje! Niż wam wszystkim się zawsze wydawało! Nigdy nie czułam niczego podobnego do żadnego kolegi z klasy… ani żadnej koleżanki… – dodała półgłosem. – Myślałam o tobie nie jak o towarzyszce zabaw, przyjaciółce i kimś, dzięki komu mój ojciec wreszcie zaczął ponownie cieszyć się życiem, tylko o – znowu przerwała – obiekcie pożądania. Pragnęłam cię. Pragnę nadal! Zdaję sobie sprawę, że to jest chore, ale… podniecasz mnie, rozumiesz?!
     – Nie chcę tego słuchać! – zaprzeczyłam gwałtownie.
     – A co mnie to obchodzi? To prawda! Ja cię pożądam! Pragnę! Mam na ciebie ochotę… tak fizycznie! Nie kiwaj głową, w końcu lepiej wiem! – Wybuchła emocjami, gestykulując teatralnie. – Jestem, kurwa, zakochana w drugiej, kurwa, żonie mojego ojca, która mało, kurwa, brakło, a byłaby matką mojej przyrodniej siostry i…

     Niczym w jakimś wyjątkowo dennie zagranym paradokumencie, przysłoniła ręką usta, ale było już za późno. Zaczynałam się autentycznie bać, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa i jaki jeszcze – dosłownie – trup wypadnie z szafy. Z wrażenia i ja musiałam przysiąść, walcząc z nagłą suchością opanowującą gardło oraz wilgocią zbierającą się w kącikach oczu.
     – Wiedziałaś! – ledwo wychrypiałam.
     – Tak. Przepraszam. Wiedziałam, że staraliście się o dziecko. I że poroniłaś. Wybacz mi, Misiu… – Głos Jagody stał się nagle przejmująco smutny i tak cichy, że ledwo ją słyszałam. – Do dzisiaj jest mi wstyd, że udawałam przed wszystkimi, nawet przed ojcem, że było inaczej. Ale postaw się proszę, w mojej sytuacji! W dniu, w którym on poprosił cię o rękę, zrozumiałam, że mogąc zyskać nową mamę… najwspanialszą, jaką tylko sobie wyobrażałam… stracę dziewczynę. Kobietę. Nawet nie wiedziałam, jak cię nazwać. Nadal nie wiem – westchnęła, pozornie obojętnie wzruszając ramionami.
     – Tym bardziej nie jestem w stanie pojąć, dlaczego nic mi wtedy nie powiedziałaś! – Dyskretnie przetarłam oczy nadgarstkiem.
     – A co by to zmieniło?
     – Jak to co? Przecież jak inaczej mogłyby wyglądać nasze… stosunki, gdybym wiedziała, że czujesz do mnie nie tylko przywiązanie! Czy nawet miłość, ale nie taką rodzinną, matczyną czy siostrzaną, tylko…

     Za dużo tego było. O wiele za dużo. Nerwy, napięte niczym postronki, zaczynały mi puszczać z coraz głośniejszym trzaskiem. Musiałam jak najszybciej zakończyć dyskusję, zanim oszaleję i zacznę wyć, zwyzywam Jagodę od najgorszych albo wręcz odwrotnie: ignorując instynkt samozachowawczy, wszelkie konwenanse i jakąkolwiek przyzwoitość, rzucę się w jej ramiona. Lub, do czego żadną miara nie mogłam dopuścić, nie tylko tam.
     – Zdaję sobie sprawę, jakie to dla ciebie wszystko jest trudne – starałam się opanować nędznymi resztkami woli – ale pomyślałaś o mnie? Co przeżywam i jak się czuję? Kim w ogóle teraz jestem? Powiedz mi, proszę: jak się nazywa żona, której zmarł mąż? – zapytałam z naprawdę niepotrzebną bezczelnością.
     – Wiem przecież, że to…  
     Zamilkła i wbiła we mnie wzrok, nerwowo mrugając powiekami. Jakby wiedziała doskonale, jakiego wyrazu powinna użyć, lecz broniła się rękami i nogami przed wypowiedzeniem go na głos.
     – Sama widzisz! – Przerwałam bezproduktywną ciszę. – Jestem wdową. Wdową, Jagoda, a nie mam jeszcze nawet trzydziestu lat! Możesz to sobie w ogóle wyobrazić? A ty jesteś w wieku raczej mojej młodszej siostry niż pasierbicy! – Przeżułam z niesmakiem paskudne, jednak jakże konieczne w obecnej sytuacji słowo. – I co mam twoim zdaniem zrobić, kiedy  poznam kogoś, z kim chciałabym ułożyć sobie na nowo życie? Albo ty poznasz? Jakie będą nasze wzajemne relacje? Jak on… ona… No właśnie, mamy kolejny problem! – prychnęłam. – Już nawet pomijając więzy rodzinne łączące mnie i ciebie, to musisz wiedzieć, że ja nie jestem lesbijką. Znaczy, trochę jestem, ale… właściwie byłam… chciałam powiedzieć, że…
     – Co chciałaś? – Ożywiła się wyraźnie, co wcale nie nastroiło mnie pozytywnie.
     – Skoro już rozmawiamy naprawdę szczerze, to przyznam ci się: spałam z kobietami – powiedziałam to tak zaskakująco spokojnie, że nie zakończyłam wątku, choć pierwotnie chciałam. I powinnam. – Nie jedną i nie raz. Nawet przez dobrych kilka miesięcy żyłam w czymś, co mogłam nazwać regularnym związkiem.
     – Cooo?  
     Jagoda zrobiła się momentalnie aż purpurowa, czy raczej, co bardziej pasowałoby do kontekstu, jagodowa z gniewu. Czym prędzej musiałam więc że wyjątkowo źle się zrozumiałyśmy.
     – Nie oceniaj mnie pochopnie! Już od momentu, w którym Tadeusz zaproponował mi bliższe poznanie, byłam mu całkowicie wierna! Ale nawet teraz, kiedy jego już nie ma… – Głos zaczął mi się załamywać, ale na szczęście opanowałam się w porę. – Nie jestem w stanie odwzajemnić twojego uczucia, Jagoda. Nie mogłabym. Kocham cię, tylko nie tak, jakbyś tego chciała. I nigdy nie będę. Przepraszam.

*

     Wstałam z krzesła, które stało się nagle wyjątkowo niewygodne i milcząco podeszłam do okna. Otworzyłam skrzydła na oścież i odetchnęłam głęboko przyjemnie ciepłym, wysyconym aromatem przełomu wiosny i lata powietrzem, starając się choćby przez krótką chwilę ignorować wszelkie możliwe i niemożliwe problemy.
     Wiem, że na filmach takie sytuacje rozwiązują się zwykle inaczej. Łatwiej. Szybciej. Szczęśliwiej. Ale to nie był film. Tym bardziej nie pornograficzny, w którym ludzie ściągali – a im mniej powinni, tym zwykle chętniej to robili – majtki bez najmniejszego nawet pretekstu. To było moje własne, walące się w gruzy życie. Czy raczej żałosne resztki gruzów, które mi jeszcze z owego życia pozostały.

     Spojrzałam pełna rezygnacji na własne, zniekształcone odbicie w niedomytej szybie. Byłam w gruncie rzeczy niespecjalnie wykształconą, wcale nie superatrakcyjną i nie do końca – mimo usilnych, kurwa mać, starań – kulturalną, dobiegającą trzydziestki kobietą. Chodzącą do całkiem przeciętnej pod względem ambicji, poczucia spełnienia zawodowego, jak i zarobków pracy, która może pozwalała na opłacenie rachunków i zapełnienie lodówki czy szafy, ale niewiele ponadto. Ledwo mogłam przestać nazywać się dziewczyną, a już mój – może i absolutnie nieprzewidziany, lecz przecież ostatecznie pokochany całym sercem – mąż, z górą rok wcześniej legł złożony snem wiecznym. A jego córka, czyli moja pasierbica, zamiast choćby udawać miłe i grzeczne dziecko, wyrosła na kryptolesbijkę. Zakochaną w macosze. We mnie. No zajebiście, że ja pier…
     Już nawet wyzywać nie miałam ochoty.

***

Tekst (c) Agnessa Novvak oraz _MK_
Okładka (c) peopie_allem

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.09.2019, a w niniejszej, zremasterowanej wersji, 03.09.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobało Ci się opowiadanie? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz