Nie byle jaki dzień

Następnego dnia po sylwestrze obudził mnie telefon. Dzwonił mój kumpel, który nalegał żebym wpadł, bo sam nie poradzi sobie z tą całą wódą, która mu została. Zgodziłem się. Wstałem, spojrzałem na zegarek - szósta po południu - musiałem nieźle zabalować. Otworzyłem szafkę, w której przezornie schowałem sobie kac wodę. Wody nie było, była natomiast nowiutka, nie otwarta litrowa flaszka wódki, którą najwyraźniej musiałem rąbnąć z imprezy. Na jej widok momentalnie zebrało mi się na womity. Dramat. Poszedłem do kibla, odlałem się a następnie przyssałem do kranu. Z każdym kolejnym kacem woda z kranu smakowała coraz lepiej. Wróciłem do salonu, przebrałem się, wziąłem flaszkę z szafki i wyszedłem. Do jego mieszkania miałem jakieś 10 minut, wtedy jeszcze w miarę dobrze znosiłem kace, a przynajmniej na tyle żeby być w ogóle w stanie opuścić moją norę. Zszedłem po schodach i wyszedłem na powierzchnie. Dzień był przyjemny na tyle na ile przyjemny może być dzień na kacu. Minąłem sklep monopolowy - sklep, który otwarty był nawet pierwszego stycznia. Idę o zakład, że gdyby wybuchła wojna nuklearna, “Gucio” stał by otwarty, a koło niego stał by tuzin żuli popijających swoje śląskie i inne wymiociny, kosztujące mniej niż 2 złote. Po około 10 minutach byłem już na miejscu. Wszedłem do bloku, wlazłem do windy, wjechałem na 8 piętro, podszedłem do drzwi i zapukałem. Po kilkunastu sekundach drzwi otworzyły się i pojawił się w nich kumpel. Skacowany, śmierdzący i lekko już podpity kumpel. Przywitaliśmy się i wszedłem do mieszkania. Mieszkanie nie było duże, ale było na prawdę przytulne, no może pomijając sterty śmieci i pustych butelek po przeróżnym alkoholu piętrzących się do samego sufitu. Zdjąłem płaszcz i wszedłem do salonu. Usiadłem na fotelu, tak też zrobił mój kumpel wyjmując uprzednio z lodówki flaszkę i dwa kieliszki. Postawił kieliszki, walnął w spód butelki łokciem, odkręcił korek i nalał nam wódki. Pierwsza kolejka nie poszła mi zbyt dobrze, zakrztusiłem się sekundę po tym jak przełknąłem zawartość kieliszka.

- Jak tam Twój sylwester?

- Chujowo, musiałem się nawalić w przeciągu pierwszych 10 minut, okazało się, że dom, w którym odbywała się impreza był w stanie surowym, nie było nawet tynku. Ogrzewała nas jedna farelka, a kibel był nieczynny.

-Nie ciekawie, stary.

Ponownie odkręcił butelkę i nalał nam po kieliszku. Druga kolejka poszła o wiele lepiej.

-Najgorsze jest to, że za imprezę każdy płacił 60zł. 60 kurwa złotych, za dom bez ogrzewania, w którym połowa gości miała już wyrobioną kartotekę.

-Kiepsko, stary.

Polał trzeci, czwarty, piąty raz, aż w końcu osuszyliśmy całą butelkę. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że czas trochę przepłukać usta ze smaku wódki i otworzyliśmy szampana. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, kumpel poszedł otworzyć - okazało się, że przyszedł nasz wspólny znajomy bo nie miał nic innego do roboty. Dosiadł się do stolika, byliśmy zmuszeni otworzyć drugą flaszkę. Gość wypił trzy kolejki, pochwalił się zaliczoną laską i wyszedł. Znów zostaliśmy sami.

-Szkoda, że poszedł

-No

Skończyła się druga butelka. Kumpel poszedł po kolejną porcję alkoholu, ja w tym czasie włączyłem telewizor. Ustawiłem amerykański kanał, jedyny, na którym nikt nie mówił nic o sylwestrze. Siedzieliśmy tak kilka godzin oglądając przeważnie reklamy i pijąc wódkę. Zadzwonił telefon. Kumpel poszedł odebrać. Po dwóch minutach wrócił i powiedział, że będziemy mieli gości. Jakiś czas później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. W progu stały dwie dziewczyny, jedną znałem, druga była jej znajomą. Były już nieźle wcięte. Przyniosły ze sobą alkohol - międzynarodową przepustkę na darmowy nocleg w cudzym domu. Rozebrały się i weszły do salonu. Siedzieliśmy tak kilka godzin rozmawiając, pijąc i oglądając telewizję. Nagle odezwał się rzyg. Poszedłem do toalety, włożyłem sobie palce do gardła i wyrzuciłem z siebie zawartość żołądka. Podszedłem do umywalki żeby przepłukać usta i nagle usłyszałem krzyk. Po kilku sekundach zdałem sobie sprawę z tego, że to mój kumpel.

-KUBA! POMOCY!

Skończyłem płukanie ust, zakręciłem wodę i wyszedłem z łazienki. Poszedłem do pokoju, z którego dobiegało wołanie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem mojego kumpla leżącego na łóżku między dwoma półnagimi koleżankami. Dobierały się do niego niemiłosiernie, wsadzając mu ręce i języki gdzie tylko było to możliwe. Podszedłem do łóżka i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć zostałem do niego wciągnięty. Przez kilka minut leżeliśmy tam tak wszyscy, on z jedną znajomą ja z drugą - wszyscy na jednym łóżku i baraszkowaliśmy. Nagle ktoś wstał, podszedł do drzwi - pstryk - zgasło światło. Zrzuciłem jedną z koleżanek na podłogę i zaczęliśmy się całować. Wpychała mi cały język do gardła. Z góry było słychać delikatne pojękiwania. Oni na łóżko, my na podłodze. Zacząłem marzyć o odrobinie prywatności, ale jednocześnie było mi wszystko jedno - alkohol zrobił swoje. Poczułem rękę majstrującą przy moim pasku od spodni, następnie przy guziku i rozporku. Postanowiłem odpłacić się tym samym, wśliznąłem się ręką do jej majtek i zacząłem powoli masować okolice łechtaczki. Kilka sekund później jej głowa zaczęła schodzić coraz niżej aż w końcu doszła do celu. Jak boga kocham, takiego obciągania nie doświadczyłem ani wcześniej, ani później w calusieńkim moim życiu. Kiedy skończyła, poczułem, że teraz nadeszła moja kolej. Zjechałem w dół i ją wylizałem. Wyglądałem pewnie jak aligator, któremu znad wody wystają jedynie oczy. Wspomogłem mój język palcami. Jeden, potem dwa. A potem do tyłka. Odepchnęła moją głowę obiema rękami, wstała i szturchnęła mojego kumpla, którego jaja były właśnie obsługiwane.

-Daj mi gumki i klucz do pokoju

Sięgnął do półki za sobą, otworzył szufladę, dał jej dwie prezerwatywy.

-Klucz jest w drzwiach.

Nachyliła się nade mną i powiedziała

-Teraz idziemy do pokoju

Wstałem, włączyłem światło i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo napruty jestem. Z trudem powstrzymałem następnego pawia i ruszyłem za damą mych jąder. Wszedłem do pokoju, zgasiłem światło i zamknąłem za sobą drzwi. Rzuciła mnie na łóżko i znowu zaczęliśmy się całować. Czułem smak nie umytego kutasa, cipy i śliny jednocześnie, średnio mnie to interesowało, więc zdjąłem spodnie, wyjąłem swoje klejnoty, wsunąłem gumkę i włożyłem go do środka. Miałem z tym lekkie problemy, ale po kilku sekundach wszystko było tam gdzie być powinno. Pieprzyłem ją nieudolnie, ale jak na ten poziom alkoholu we krwi i doświadczenie zawarte jedynie z amatorskich filmów porno szło mi całkiem nieźle. Przewróciła się na brzuch i powiedziała, żebym pieprzył ją od tyłu. Tak też zrobiłem. Kilka minut i było już po wszystkim. Zszedłem jeszcze na dół, żeby wynagrodzić jej mój jednostronny orgazm i wylizałem jej cipę. W końcu doszła. Położyłem się obok niej, odwróciłem się dupą i poszedłem spać. Rano wstałem niemiłosiernie skacowany. Nie było jej. Jej koleżanki również. Wstałem, poszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki zimne piwo. Ambrozja. Poszedłem do salonu i zobaczyłem mojego kumpla palącego papierosa. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem - nie opowiedział bym mu nic innego niż to co on mógłby mi opowiedzieć. Spojrzałem na niego, on spojrzał na mnie - wybuchnęliśmy śmiechem. Syndrom opróżnionych jąder. Dopiłem piwo, zrobiłem omleta, zjadłem go, wziąłem prysznic, wysrałem się i wyszedłem. Dzień był przyjemny.
Na tyle na ile przyjemny może być dzień na kacu.

marknutt

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1485 słów i 8009 znaków.

3 komentarze

 
  • marknutt

    Cóż - erotyki w tym mało, ale nie mogłem znaleźć kateogrii "życie", więc lepsza ta niż inna. Życzę miłego czytania.  :ass:

    30 maj 2013

  • Mefisto

    Ahh... znam ten cudowny stan  :devil: Opowiadanie fajne

    30 maj 2013

  • Palmer

    He, he. Chlanie i ****e :danss:

    30 maj 2013