Tego wieczora odbywał się koncert mojej ulubionej orkiestry – natury. Hipnotycznie wsłuchiwałem się w dźwięk spadających kropel deszczu, które, wydaje się, chaotycznie i całkowicie losowo uderzają w blaszany parapet małego zajazdu przy ulicy Kopernika w Warszawie.
Jednak, gdy rozgonisz myśli i wsłuchasz się głęboko w muzykę przyrody, dostrzeżesz, że nawet zwykły deszcz ma swoją harmonię, a spadające krople uderzają w blachę, jakby czytały z nut. Jakby odczytywały wszystkie ruchy swojego niewidzialnego dyrygenta. Gdy trwa koncert, czas wydaje się zwalniać, a chwilami wręcz się zatrzymywać. Krople, pod wpływem podmuchu wiatru, rozbryzgiwały się również na szybie okna, w której, mimo słabego żółtego światła, mogłem dostrzec swoje odbicie. Jakby dawały mi znać, że zakłócam ich koncert, a ja chciałem po prostu posłuchać. Może to odbicie odzwierciedlało moje prawdziwe „ja”, moją duszę? Może dlatego nie chciały dla mnie dalej grać? Zobaczyły i stwierdziły, że nie jestem godzien słuchać ich melodii?
Deszcz powoli ustaje, w uszach pozostaje tylko dźwięk jazzowej muzyki wraz z głosami rozmawiających półszeptem gości.
Wnętrze restauracji „Spichlerz Smaków” zostało zaprojektowane i wykonane w stylu industrialnym. Ściany oraz bar to surowa, czerwona cegła. Podłoga i blaty stołów wykonane są z drewna dębowego. Podłoga matowa, stoły lakierowane, błyszczące. Nieziemski klimat tego miejsca to zdecydowanie gra ciepłego światła. Reflektory punktowo padają na surową cegłę, a przy stolikach znajdziemy małe lampki oraz zapalone świeczki.
Wybrałem stolik w samym rogu. Z dala od drzwi wejściowych, aby wchodzące osoby nam nie przeszkadzały, oraz z dala od baru, by tego samego nie czyniła obsługa wynosząca dania.
Dzięki temu mój gość mógł czuć się swobodnie, jakbyśmy byli zamknięci w naszej intymnej bańce. Niby blisko innych, ale z poczuciem odizolowania od reszty. Dlatego ten stolik jest tak wyjątkowy. Wspomniana gra świateł pełniła jeszcze jedną, dla mnie ważną rolę. Gdy panuje półmrok, a głównym źródłem światła jest lampka oraz świeczki na naszym stole, tworzy się potrzeba bliskości pomiędzy dwojgiem osób. Aby spojrzeć partnerowi w oczy i dostrzec ich kolor oraz głębię, musisz się zbliżyć. Bliskość jest również instynktowna, ponieważ chcesz uciec z mroku i trzymać się jak najbliżej światła. Tak działa nasza natura. Można to zaobserwować u pozostałych gości. Praktycznie każdy siedzi jak najbliżej stołu, z pochyloną sylwetką w kierunku drugiej osoby i kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy. To sprawia, że mówiący jest bardziej szczery i otwarty, a słuchacz bardziej uważny i ufny. Takie miejsce ma jednak dwie strony medalu. Jeśli jesteś słabym kłamcą, druga osoba łatwo to wyczuje. Jeśli natomiast jesteś szczery lub jesteś dobrym kłamcą, z pewnością docenisz wyjątkowość tego miejsca.
Lokal był pełen ludzi, jak każdego wieczora po godzinie osiemnastej. Dwie młode kelnerki powoli nie nadążały z przyjmowaniem zamówień i wydawaniem posiłków. W pewnym momencie młodszej, drobnej kelnerce niefortunnie wyśliznęła się z rąk filiżanka, która rozbiła się o dębowy parkiet. Kawa w niej miała trafić do gościa siedzącego przy sąsiednim stoliku. Blondwłosa dziewczyna nerwowymi ruchami zaczęła zbierać potłuczoną porcelanę na talerzyk. Po sekundzie, może dwóch, przyłączyłem się do podnoszenia białych resztek filiżanki.
Zrobiłem to, ponieważ sytuacja tego wymagała, ale również poczułem się współwinny temu zdarzeniu. Zanim porcelanowa filiżanka straciła równowagę, zauważyłem, jak młoda kelnerka rzuca spojrzenie prosto w moje oczy. Jakby zrobiła to odruchowo. Patrzyła pod nogi, jednak wzrok uciekł na mnie. Trwało to może ćwierć sekundy. Gdy oczy powędrowały ponownie na podłogę, było już za późno.
– Bardzo pana przepraszam – oznajmiła z poczuciem winy.
Zanim z moich ust wypłynęły słowa, wtrącił się właściciel rozlanej kawy.
– To mnie powinna pani przeprosić! – oznajmił pretensjonalnie.
Facet z postury wydawał się niemiły – szeroki w barach, z widoczną nadwagą, o czym świadczyły obtłuszczone policzki, szyja oraz talia. Jego ruchy i wyraz twarzy od razu zdradzały, że nie należy do grona sympatycznych osób.
– Ja bardz…
– Proszę wybaczyć tej pięknej, młodej pani – wtrąciłem, zanim skończyła mówić. – To był wypadek – dokończyłem, odkładając resztki kawałków porcelany na talerzyk trzymany drżącą ręką blondwłosej.
– Teraz muszę znowu czekać na kawę. Niezdara – oświadczył grubymi wargami gość.
– Rozumiem pana rozgoryczenie, ale proszę potraktować ten incydent pozytywnie. Jest pan w miłym i sympatycznym miejscu. Siedzi pan wygodnie przy stoliku, towarzyszy nam świetna muzyka i przemiła obsługa. Los dał panu cieszyć się tą chwilą dłużej. Tak wypiłby pan kawę w pośpiechu i wyszedł, nie czując nawet jej smaku. Z gorącym sercem zachęcam – niech pan usiądzie, spokojnie poczeka na drugą kawę, która z pewnością będzie pyszna. I proszę się nią delektować. Do tego polecam zamówić pyszne ciasto migdałowe.
– Hah – parsknął śmiechem, a ton głosu z buraczanego zmienił się na rozbawiony.
– Może ma pan rację. Zabiegany dzień – oznajmił i usiadł z powrotem przy stoliku.
– Nic tak nie relaksuje jak dobra kawa – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Dziękuję panu bardzo – odrzekła drobna kelnerka, obracając twarz w moją stronę. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Tym razem na dłużej niż ćwierć sekundy. Była niska i aby jej źrenice dostrzegły moje, musiała unieść głowę. Na jej twarzy pojawił się bardzo delikatny uśmiech. Usta miała blade, zapewne chwilę temu posmarowane błyszczykiem. Niebieskie oczy wydawały się mocniej błyszczeć, jakby prawie się zaszkliły. Dostrzegłem kosmyk włosów na jej prawym policzku, który niefortunnie wymknął się z reszty starannie spiętej fryzury. Przysłaniał delikatnie jej oko, ale ona tego nie zauważyła. Czas jakby ponownie się zatrzymał. Dziewczyna wydawała się zapomnieć o sytuacji sprzed chwili.
– Nie ma za co – oznajmiłem. – Bardzo przepraszam, ale… włosy… – urwałem zdanie i lekko zakłopotany ułożyłem kosmyk włosów na swoje miejsce, odsłaniając niebieskie oko. Palce delikatnie musnęły jej policzek, a ona poczuła ciepło mojej skóry. Ciepło, które towarzyszyło jej przez resztę wieczora. Zakłopotana odsunęła twarz w drugą stronę.
– Jeszcze raz dziękuję. Muszę wracać do obowiązków – oznajmiła zmieszanym głosem.
Od tego momentu, za każdym razem, gdy wchodziła na salę, na mój widok pojawiał się na jej twarzy subtelny uśmiech. Tym razem jej spojrzenie było bardziej przemyślane, aby ponownie nie narobić zamieszania. Policzki, mimo bladej cery i makijażu, zarumieniły się, jakby mój dotyk nadał im naturalnych rumieńców.
Zegarek na moim przedramieniu wskazywał za pięć siódmą. Za szybami drzwi wypatrywałem sylwetkę mojego gościa, na którego czekałem. Cienie przechodniów mijających knajpę nie przypominały konturów sylwetki Magdy.
Magdę poznaję od niedawna, zaledwie od tygodnia. Jest cenioną projektantką wnętrz, najlepszą w Warszawie, i od tygodnia jestem jej klientem. Zaprosiłem ją na „służbową” kolację, podczas której mieliśmy omówić projekt mieszkania, którego niedawno stałem się właścicielem. Nie jest to nasze pierwsze spotkanie w tego typu miejscu. Miałem już okazję zjeść z nią i jej współpracownikami obiad, jednak dzisiejszego wieczora mieliśmy być tylko we dwoje.
Magda to kobieta sukcesu. Wydaje się pewna siebie, wręcz apodyktyczna. Lubi rządzić i kierować ludźmi, a przy tym jest bardzo profesjonalna. Chce być podziwiana i szanowana. Tyle udało mi się ustalić podczas naszej dotychczasowej znajomości. Biorąc pod uwagę te cechy, z pewnością pojawi się kilka minut przed ustaloną godziną spotkania. Na co dzień ubiera się bardzo formalnie – zazwyczaj koszula i spodnie w kant, do tego buty na obcasie. Kolory jej ubrań również odzwierciedlają charakter: granat, czerń, a nawet czerwień.
Zanim dostrzegłem ją przed drzwiami lokalu, zdążyłem już zapomnieć o incydencie z blondwłosą kelnerką. To nie nią byłem dzisiaj zainteresowany, choć miło, że udało mi się poprawić jej humor. Dzisiaj całą uwagę poświęciłem Magdzie.
W końcu jest. Zanim złapała za mosiężną klamkę drzwi restauracji „Spichlerz Smaków”, spojrzałem szybko na zegarek. Za dwie siódma. Miałem rację.
Światło przy wejściu było zdecydowanie mocniejsze niż to w głębi lokalu, doskonale oświetlało nieziemską sylwetkę Magdy, ukazując jej wdzięki. Jest wysoką i bardzo szczupłą kobietą. Mimo wzrostu wydaje się drobna i delikatna. Dzisiaj jednak, zamiast „służbowych” spodni i koszuli, założyła czarną, filigranową sukienkę do samych kostek, a dopełnieniem były czarne szpilki. Magda dostrzegła stolik, przy którym siedziałem, i zaraz po odwieszeniu żakietu oraz odłożeniu dużego, czarnego parasola na przeznaczone do tego miejsce, ruszyła w moim kierunku. Zbliżając się pewnym krokiem, podążała w stronę naszego stolika. Bok czarnej sukni, dzięki głębokiemu wycięciu, które kończyło się przy talii, sprawiał, że każdy kolejny krok Magdy odsłaniał jej długą, lekko kościstą nogę. Niebawem jej krokom towarzyszył półmrok, aż w końcu dotarła do stolika.
Teraz, z bliska, mogłem dostrzec jej twarz i wyraziste kości policzkowe. Czarna suknia świetnie współgrała z mocnym makijażem, czerwonymi ustami i czarnymi włosami sięgającymi poza ramiona.
– Dobry wieczór, panie Adamie – przywitała się radośnie, jednocześnie wyciągając rękę w moim kierunku.
– Dobry wieczór, pani Magdo! Czy jednak nie przeszliśmy jakiś czas temu na „ty”? – odpowiedziałem, udając zaskoczenie.
– Faktycznie, przepraszam. Masz rację – przyznała.
Szarmanckim gestem odsunąłem jej krzesło i pomogłem usiąść.
– Mam ze sobą wstępne projekty, o które prosiłeś. Wiem, że temat jest bardzo pilny, więc prosiłabym o w miarę szybką decyzję.
– Spokojnie, temat jest pilny dla mnie, nie dla ciebie – odpowiedziałem, powstrzymując jej rękę przed wyciągnięciem dokumentów z teczki. – Dzisiaj cieszmy się wieczorem.
– Czyli ściągnąłeś mnie tutaj, żeby po prostu zjeść ze mną kolację? – zapytała z rozbawieniem.
– No… tak. Taki był mój cel. Przyznaję się bez bicia.
– Czyli randka?
– Nie, kolacja – zaprzeczyłem.
– Kolacja we dwoje to nie randka? – spytała zdziwiona.
– Kolacja to kolacja. Chociaż może okazać się randką – to zależy od uczestniczących w niej osób.
Jeszcze bardziej rozbawiona zadała kolejne pytanie:
– Nie mogłeś mnie tak po prostu zaprosić na kolację bez pretekstu?
– A zgodziłabyś się?
– Nie!
– No właśnie, a oto jesteśmy. Tak zapewne spędziłabyś ten czas w domu nad papierami, a w ten sposób jesteś tutaj, jest przyjemnie, a przy okazji omówimy projekt.
Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy o mało ciekawych sprawach: trochę o pracy, trochę o jej fantazjach kulinarnych, trochę o problemach z urzędnikami wstrzymującymi ważny projekt powstającego muzeum. Ja opowiedziałem nieco o swoim zajęciu. Było miło i klimatycznie. W międzyczasie blondwłosa kelnerka podała nam polędwiczki wołowe wraz z dobrym, czerwonym winem. Wpatrywałem się w kasztanowe oczy Magdy, przenosząc wzrok na dłoń, w której obracała kieliszek. To dało mi do zrozumienia, że moja „intymna bańka” działa. Magda poczuła się bardziej rozluźniona, mniej formalna, a chwilami nawet jakby o tym zapominała. Po chwili jednak zmieniała ton, korygując swoje zachowanie. Było wręcz czarująco. Zresztą, zakładając sukienkę zamiast formalnego stroju, sama dała sobie sygnał, że ten wieczór nie musi być taki, jak założyła.
Powoli dopijaliśmy ostatni kieliszek wina. Jej przychodziło to łatwiej niż mnie. Nie przepadam za alkoholem w żadnej postaci. Wręcz go nie cierpię. Nie lubię otępiać umysłu. Muszę być w pełni świadomy i skoncentrowany. Dlatego nie korzystam z używek wpływających na mój umysł. Swego czasu pracowałem w sklepie całodobowym, gdzie produktem pierwszej potrzeby zazwyczaj była setka wódki. Cóż za ironia. Stare czasy, nigdy nie wrócą. Dziś jestem w zupełnie innym miejscu, inną osobą.
Wieczór stawał się powoli późnym wieczorem. Tłum w lokalu zdecydowanie się przerzedził. Zostało tylko kilka par, a w międzyczasie przyszły jeszcze dwie. Spokojnie czekałem na kelnerkę, która będzie przechodzić obok naszego stolika, aby poprosić o rachunek. Nigdy nie wzywam obsługi gestem ręki – uważam to za mało eleganckie. Rachunek wręczyła mi tym razem czarnowłosa pani. Jej sympatycznej koleżanki o niebieskich oczach już nie dostrzegłem na sali.
– Moja taksówka powinna zaraz tu być – oznajmiła Magda.
Wiosenny, majowy wieczór stał się po chwilowej ulewie bardzo ciepły i spokojny. Dzięki temu mogłem wyjść z inicjatywą.
– Może zrobimy sobie mały spacer po ulicach Warszawy? Przestało padać i jest cicho. Obiecuję, że trafisz do domu cała i zdrowa. Nie jestem seryjnym mordercą!
– Jesteś bardzo miły, jednak mam jeszcze trochę pracy.
– Jest prawie dziewiąta! – oznajmiam, stukając w szkło zegarka.
– No dobrze, dzisiaj mogę trochę odpuścić. Chodźmy!
– Myślę, że to bardzo mądra decyzja. Ruszajmy – odparłem, podając jej zgiętą rękę, w którą ona delikatnie wsunęła swoją dłoń.
Tak, powolnym krokiem, przemierzaliśmy ulice Ordynacką i Warecką, kontynuując rozmowę na różne tematy.
– W tym budynku mieściło się kiedyś moje pierwsze biuro! – wskazała palcem zniszczony betonowy budynek. W oknach biura nie paliły się już światła. – Wygląda na pusty, ciekawe, czy ktoś tam jeszcze działa.
– Raczej nie. Wynieśliśmy się stamtąd ze względu na pleśń.
– Rozumiem.
Zbliżaliśmy się nieuchronnie do miejsca docelowego, czyli mieszkania Magdy przy ulicy Złotej.
Szliśmy wolno. Obserwowałem zamoknięte ulice i budynki. Mimo wyczuwalnego smogu, łapałem głębsze wdechy wiosennego powietrza. Obserwowałem również Magdę i jej ciemne, błyszczące włosy odbijające światła latarni, falujące lekko przy każdym jej kroku. Z pewnością czuła mój wzrok na swoim ciele, który nie przeszywał jej na wylot, lecz otaczał i podziwiał.
Krople deszczu ponownie rozpoczęły swój koncert. Im bardziej zbliżaliśmy się do celu, tym gęściej padało, aż w końcu deszcz zmienił się w ulewę. Pogoda dzisiaj naprawdę mi sprzyjała. Magda rozłożyła parasol i oboje, można rzec wtuleni, przyspieszyliśmy kroku.
Zauważyłem, jak z naprzeciwka nadjeżdża czarne BMW X5. Pędziło zdecydowanie zbyt szybko, a światła samochodu skierowane były prosto na nas. Po chwili wjechał z impetem w ogromną kałużę, która rozciągała się na kilkumetrowy pas drogi. Instynktownie chwyciłem Magdę za ramiona i delikatnym szarpnięciem obróciłem ją o 180 stopni. Ogromna fala wody wzbudzona kołami samochodu trafiła prosto na mnie. Zrobiłem z siebie żywą tarczę, osłaniając tym samym Magdę. Byłem cały przemoczony, ale Magda – poza ubłoconymi szpilkami – pozostała sucha.
Ta wybuchła śmiechem. Rozbawiłem ją do tego stopnia, że przestała zwracać uwagę na coraz mocniejszy deszcz, jednocześnie machając parasolem.
– Co za poje… – urwałem. Nic w tym zabawnego. Jestem przemoczony.
– Uratowałeś mnie – powiedziała rozbawiona.
– To było instynktowne. Nie mogłem pozwolić, aby tak piękna suknia została zniszczona.
– Suknia? Myślałam, że chciałeś mnie uratować, a ty o sukni…
– Od wody z kałuży jeszcze nikt nie umarł, jak widać – oznajmiłem, jednocześnie wskazując rękami na moje przemoczone ubranie.
Nie wiem, czy te kilka kieliszków wina wprawiło Magdę w tak dobry nastrój, czy może moje towarzystwo tak na nią działało.
Kiedyś pewna kobieta, z którą się spotykałem, powiedziała mi, że mam w sobie coś wyjątkowego. „Coś, co sprawia, że czuję się przy tobie sobą. Coś, co sprawia, że wszelkie maski znikają”. Może to samo dzieje się teraz z Magdą. Może i ona zdjęła swoją maskę. A może po prostu nie zauważyła, że jej maska spadła.
Każdy z nas ma takie maski. Zakładamy je, gdy wychodzimy do pracy, na spotkanie ze znajomymi czy do cioci na urodziny. Zdejmujemy je, gdy jesteśmy sami, gdy nikt nie ocenia. Niektórzy mają maski zupełnie niepasujące do ich twarzy – są ciężkie, powodują dyskomfort i utrudniają oddychanie. Tacy ludzie nie mogą się doczekać, by je zdjąć. Inni mają maski tak idealnie spasowane, że trudno odróżnić je od prawdziwej twarzy.
W końcu dotarliśmy do celu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami budynku. Magda wprawnym ruchem wbiła PIN, a drzwi się otworzyły.
– Jesteśmy na miejscu! – potwierdziłem. – Jednak skorzystam z taksówki – dodałem, chwytając telefon w kieszeni.
– Pada, masz kompletnie mokre buty. W tej sytuacji może jednak wejdziesz do środka? Przeschniesz i może przestanie padać.
– Jesteś bardzo miła i w obecnej sytuacji chyba muszę skorzystać z zaproszenia.
Po chwili przeszliśmy przez hol. Miły ochroniarz otworzył nam drzwi, a my ruszyliśmy windą na dziewiąte piętro. W trakcie krótkiej podróży spoglądaliśmy na siebie. Po chwili zerknąłem w lustro windy. Moje czarne, średniej długości włosy przez deszcz zaczęły sterczeć we wszystkie strony. Przeczesałem je ręką, starając się je ułożyć. Zauważyłem, że biała koszulka pod skórzaną, rozsuniętą kurtką również jest przemoczona. Dostrzegłem, jak Magda posyła dyskretne spojrzenie w moje odbicie lustrzane. W końcu lata chodzenia na siłownię zostawiły rezultaty. Biała koszulka pod wpływem wody mocno przylgnęła do mojego ciała, odsłaniając kontury sylwetki: wyrzeźbione mięśnie brzucha, rozbudowaną klatkę piersiową wraz ze stwardniałymi od zimna sutkami.
Na wygląd zewnętrzny nie mogłem narzekać. Od ponad ośmiu lat regularnie ćwiczę, prowadzę zdrowy tryb życia, odżywiam się dobrze i dbam o siebie. Chodzę nawet na zabiegi kosmetyczne, aby opóźnić efekty starzenia. Dobrze czuję się w swoim ciele. W końcu długo na to pracowałem. Poza ciężką pracą natura obdarzyła mnie predyspozycjami, które sprawiają, że naturalnie przyciągam kobiety, nie tylko wyglądem, ale i aurą.
Winda się zatrzymała, a my podeszliśmy do drzwi mieszkania. Magda wyjęła kartę z kopertówki i otworzyła drzwi.
– Witam w moich skromnych progach.
Wnętrze było elegancko i schludnie urządzone w nowoczesnym stylu. Dominowały stonowane kolory: biel i beż, z wyrazistymi turkusowymi akcentami. Głównym źródłem światła były ogromne, przeszklone okna, przez które można podziwiać ulice Warszawy. Duża kuchnia pełna białych mebli. Z kuchni przechodziło się do części gościnnej i wypoczynkowej. Na środku stał duży narożnik w kształcie litery U, tapicerowany jasnobeżową, buklową tkaniną.
Magda zdjęła czarne szpilki i odstawiła je w przedpokoju. Od tej pory mogłem podziwiać jej delikatne stopy, które mimo resztek błota z gracją stąpały po drewnianej podłodze.
– Ściągaj buty i dawaj. Wrzucę je do łazienki. Jest ciepło, więc powinny trochę wyschnąć.
Posłuchałem.
– O jejku, spodnie też masz przemoczone – zauważyła. Na jasnoniebieskich dżinsach nie dało się tego nie dostrzec.
Zrobiłem kwaśną minę, przyznając jej rację.
– Dobra, wejdź do łazienki i ściągaj spodnie. Wrzucę je do suszarki. Koszulkę też zdejmij – dodała.
Drzwi do łazienki pozostawiłem uchylone. W odbiciu lustra nad umywalką mogłem zaobserwować, jak się rozbieram. Zauważyłem, jak Magda raz, może dwa, zerknęła w lustro. Po chwili usłyszałem delikatne kroki zbliżające się do mnie. Nagle zza drzwi ukazała się jej drobna dłoń z różowym szlafrokiem.
– Trzymaj. Załóż to. Tymczasowo, zanim wyschną ubrania.
– Damski szlafrok?
– Wybacz, nie mam męskiego.
– Cóż, dziękuję.
Szlafrok był na mnie za mały, ale elastyczny. Wyglądałem śmiesznie, jednak nie miałem wyboru.
– Jak wyglądam?
– Jak księżniczka! Tylko trochę owłosiona – oznajmiła z przekąsem.
Dalszą część wieczoru spędziliśmy na beżowym narożniku. Magda wyciągnęła z szafki otwartą butelkę wina i wypiliśmy jeszcze kilka lampek. Ja siedziałem w różowym szlafroku, a ona w swojej nieco już pogniecionej sukience. Klimat dopełniał elektryczny kominek, symulujący palący się ogień. Rozmowa przyjemnie się kleiła, a cisza, gdy się pojawiała, nie była niezręczna. Przez cały czas skupiałem wzrok na jej kasztanowych oczach, w których odbijało się światło kominka. Oczy błyszczały i były wpatrzone we mnie. Momentami wzrok przerzucałem na usta, które mówiły przez zdecydowaną większość tego wieczora.
Powoli zacząłem odczuwać skutki czerwonego wina: zmniejszoną koncentrację, rozluźnienie i lekkie otumanienie. Do tego mniejsza kontrola nad gestami. Fakt, że piję rzadko, zapewne spotęgował ten efekt.
W trakcie naszej rozmowy, mój wzrok powoli uciekał ku jej ramionom, coraz częściej kierował się na delikatnie odsłonięte piersi. Były niewielkie, ale bardzo zmysłowo krągłe. Przy delikatnym świetle jeszcze bardziej pociągające. Czarne włosy bezwładnie rozścielały się po jej kościstych barkach. Rozmowa toczyła się płynnie i spontanicznie, momentami Magda zapominała o kontroli. Rozluźniła się, przestała trzymać nogę za nogą, rozciągnęła się na narożniku. Suknia podwinęła się do góry, odsłaniając obie nogi powyżej połowy uda. Były piękne, delikatne i idealnie symetryczne.
– Muszę wyjść do toalety – oznajmiłem. Wino jest moczopędne.
W łazience na grzejniku wisiały moje spodnie i koszulka. Zerknąłem na telefon, który wyjąłem z kieszeni. Cztery nieodebrane połączenia od Roberta i dwie wiadomości: „Mamy problem, bądź za 15 minut tam, gdzie zawsze” oraz „Gdzie jesteś?”. Wcześniej, zanim schowałem telefon, odczytałem jeszcze jakieś stare wiadomości. Gdy spotykam się z kimś, poświęcam mu całą swoją uwagę, zapominam o telefonie i innych rozpraszaczach. Chcę, by osoba, z którą przebywam, wiedziała, że jestem skupiony tylko na niej.
Wróciłem na narożnik, na którym siedziała Magda. Podczas mojej nieobecności zmieniła pozycję na siedzącą i poprawiła dół sukienki, zakrywając nogi.
– Może skoro już tutaj jesteśmy, zerkniesz na projekty, które przygotowałam? – zapytała.
– Jestem ci bardzo wdzięczny, ale chciałbym zrobić to na spokojnie. Może prześlesz mi je mailem? – zaproponowałem.
– Jasne – odrzekła.
Po chwili wstałem i stanąłem przed dużym oknem, spoglądając na ciągle ruchliwą ulicę.
– Chyba już pora na mnie.
W głowie miałem ciągle nieodebrane połączenia i SMS-y od Roberta. Musiałem się ulotnić i dowiedzieć, co poszło nie tak.
– Rozumiem, jasne, sprawdź, czy ciuchy już wyschły.
Wróciłem do łazienki i w pośpiechu ubrałem nieco wilgotne ubranie.
– To co, słyszymy się jutro? Dam znać odnośnie projektów. Obiecuję, że sprawdzę je z samego rana.
– Jasne, super – odparła i odprowadziła mnie do drzwi.
Złapałem za klamkę i je otworzyłem.
– Nie chcę, żebyś wyszedł – oznajmiła pewnym głosem.
– Słucham?
I było już za późno.
Złapała mnie za rękę i wciągnęła do mieszkania. Objęła moją szyję obiema rękoma i zanim się zorientowałem, poczułem jej miękkie, soczyste usta na swoich. Całowała mnie namiętnie i energicznie. Przez chwilę moje ciało się wzbraniało, ale po chwili dałem się ponieść emocjom.
Jedną ręką zatrzasnąłem drzwi i nim się spostrzegłem, znów wylądowaliśmy na narożniku. Wskoczyła na mnie, a jej usta znowu powędrowały do moich. Chwyciła moje ramiona i wsunęła ręce pod rękawy, docierając do barków i łopatek. Ja jedną ręką pieściłem jej włosy, drugą wsunąłem pod wycięcie sukienki.
Czułem, jak bardzo jest rozpalona, jak bardzo pragnęła tej chwili. Uświadomiłem sobie, że od początku chciała, by wieczór tak się skończył. Od momentu, gdy zgodziła się na kolację i ubrała czarną sukienkę zamiast spodni w kant. Nawet tak ułożona i porządna kobieta potrzebuje czasem uwolnić emocje.
Magda złapała mnie za rękę, a ja poddałem się i poszedłem za nią do sypialni, w której jeszcze nie byłem.
Pomieszczenie było małe i skromne. Tapicerowane welurem beżowe łóżko, dwie nocne szafeczki i mała komoda. Podłoga i ściany w jasnych barwach.
Znów mnie pchnęła, tym razem na łóżko, aż zaskrzypiało. Gdy wskoczyła na mnie, coś pękło. Złapała za czarny pasek moich spodni i zaczęła go niezdarnie odpinać. Pomogłem jej. Wygląda na to, że znowu muszę się rozebrać.
Szybkim ruchem zdjąłem białą koszulkę i rzuciłem ją na podłogę. Po chwili poczułem, jak jej dłonie energicznie wędrują po mojej klatce, brzuchu i pośladkach.
Moje usta powędrowały z jej ust na szyję, która była jeszcze bardziej gorąca. Odchyliła głowę do tyłu. Poczułem delikatny zapach, jakby pomarańczy i goździków. Aromat perfum zmieszał się z potem i moim zapachem. Sukienki nie musiałem z niej ściągać, sama ją zrzuciła. Żółte światło latarni ulicznej wpadało przez małe okno sypialni, oświetlając naszą dwójkę.
Mogłem teraz w pełni podziwiać piękno jej ciała. Śliczne, krągłe piersi zakrywał jeszcze czarny, koronkowy stanik. Szybkim ruchem ręki rozpiąłem go, a on spadł na podłogę. Podniosłem się nieco, a ona wtuliła się we mnie. Na mojej klatce piersiowej poczułem jej twarde sutki, stwardniałe od zimna napływającego z lekko uchylonego okna. Po chwili znów rzuciła mną na łóżko i zerwała z siebie czarne, koronkowe majtki, które wraz ze stanikiem stanowiły komplet.
Przez cały ten czas to ona miała nade mną kontrolę. Jednak zrobiłem coś, czego się nie spodziewała. Złapałem ją za ramiona, tak jak wcześniej, gdy osłoniłem ją przed rozbryzgiwaną wodą. Pewnym ruchem obróciłem nasze ciała i tym razem to ja rzuciłem ją na materac. Chwyciłem za jej dwa przeguby i mocno ścisnąłem.
Zrzuciłem swoje bokserki i wszedłem w nią.
Magda jęknęła i znów wygięła głowę do tyłu. Poluzowałem uścisk na nadgarstkach i przeniosłem dłonie na jej szyję, mokrą od potu.
W pewnym momencie strąciła ręką białą, porcelanową figurkę ze stolika nocnego. Rozbiła się o drewnianą podłogę. Gdzieś z podłogi dobiegał dźwięk dzwoniącego telefonu. Jednak ani figurka, ani telefon nie miały teraz znaczenia.
Nasze ciała płonęły. Jej pot mieszał się z moim, tak bardzo pragnęliśmy siebie nawzajem. Myślałem tylko o jednym – o tym, by dać jej przyjemność. I tak się stało.
To nie był długi seks, ale bardzo intensywny.
Chociaż nie lubię określenia „seks”, bo to puste słowo, opisujące zwierzęce zachowania bazujące na pożądaniu i popędzie.
Pomiędzy mną a Magdą było jednak coś więcej. To nie jej ciało mnie najbardziej podniecało, lecz osobowość, charakter, jej gesty, uśmiech, sposób, w jaki na mnie patrzy. To sprawiało, że pragnąłem sprawić jej przyjemność.
Resztę nocy spędziłem u Magdy w łóżku. Rozmawialiśmy praktycznie do czwartej nad ranem. Opowiedziała mi o swoim życiu, o tym, jak bardzo skrzywdził ją ojciec, o tym, że opiekuje się mamą, która mieszka z młodszym bratem 50 kilometrów od Warszawy, w małej wsi. Zdradziła mi swoje sekrety, które nosiła w sercu.
Powoli zaczynało świtać. Zerknąłem na elektryczny zegarek na stoliku nocnym. Wskazywał 5:04. W głowie ciągle miałem dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie wiem, co się wydarzyło, ale to już nieistotne. Nie cofnę wydarzeń poprzedniego dnia. Spojrzałem w stronę Magdy, której ciało okrywała satynowa pościel. Spała słodko, a jej twarz wyglądała inaczej niż wczoraj – jakby należała do zupełnie innej osoby.
Leżałem obok niej, wpatrując się w sufit i rozmyślając o minionym wieczorze, wyciągając wnioski. Od początku znajomości czułem, że Magda nie jest prawdziwa, że jej zachowanie, styl bycia, mimika, nawet barwa głosu są sztuczne, wykreowane. Nikt z jej otoczenia tego nie widział. Ja tak. Zwrotnym momentem było nasze zbliżenie, które zaczęło się od pożądania. Na początku Magda mnie dominowała, pokazywała swoją siłę, władzę i chęć kontroli. Jednak gdy odwróciłem sytuację, mały trybik w jej głowie przeskoczył i rozsypał idealnie działający mechanizm. Od tego momentu zrozumiała, że potrzebuje, by ktoś się nią zaopiekował, że jestem jedyną osobą, której może zaufać, która zna jej pragnienia i sekrety, zanim jeszcze je wypowie. Wtedy wiedziałem, że jest tak naprawdę bezbronna, krucha, pełna emocji i wrażliwości. Skrzywdzona tak bardzo przez drugiego człowieka, chciała coś sobie udowodnić.
Zerknąłem na podłogę i zauważyłem potłuczoną porcelanową figurkę, a obok niej maskę wykonaną z ołowiu. Gdy Magda wstanie, a mnie już nie będzie, ponownie ją założy i wyjdzie do pracy.
1 komentarz
Feliks kolejarz
Ciekawa fabuła.. po prostu dobre opowiadanie !
Miła odmiana od tej potwornej grafomanii w większości 'tfurczości' na tym portalu.
Trochę narcyzmu i pretensjonalności u autora, ale bez przesady na szczęście.
Destiny
@Feliks kolejarz
Dziękuję bardzo za słowa uznania