Nie ma białych ludzi cz.2

- Twój sen uświadomił mi coś.. – zaczął Nataniel żywiąc sporą nadzieję, że argumenty których użyje wpłyną na decyzję jego przyjaciółki.

-        Sen.. mianowicie co? – Nadia wyglądała na nieco zaskoczoną.

-        Gdy zgłaszałaś policji działania kliniki wymieniałaś niejednokrotnie nazwisko Zemskiego. Śledztwo prowadzi jeden z mundurowych, którzy Cię przyjmowali. Sprawa jest tym bardziej niebezpieczna, że gdy odkryją tożsamość kolejnej ofiary mogą, w razie komplikacji, ją z Tobą powiązać. W takim przypadku wydaje się rozsądniejsze żebyś nie brała aktywnego udziału w kolejnej akcji a tym razem zotawiła całą mokrą robotę mnie – wyjaśnił zwięźle młody mężczyzna.

-        Chyba zapominasz o umowie – rzuciła gniewnie Nadia, ani myśląc wycofywać się w cień podczas przyszłej akcji.

-        Pozwoliłam byś ze mną działał pod warunkiem, że OSOBIŚCIE dopilnuję by każdy członek personelu i zarządu podziemia poniósł karę. W tej kwestii nie ufam nikomu poza sobą, nawet tobie Natanielu.. a może zwłaszcza..

-        Czy warto wracać do moich powiazań.. przecież jestem tutaj a nie na Majorce jak zapewne Kacper.. kiedy w końcu uwierzysz, że nasze dążenia są takie same?

-        Pomagałeś w schwytaniu mnie..

-        Nie miałem wyjścia.. poza tym nie zapominaj, że później pomogłem Ci zbiec..

Kobieta zbyła tę ripotę milczeniem. Nataniel prawidłowo wyczytał w tej ciszy brak chęci do dalszej dyskusji. Młody mężczyzna usiadł zamyślony na dmuchanym materacu, który przy tej czynności wydał z siebie niezbyt przyjemny dźwięk. Z dnia na dzień stawał się coraz większym kłębkiem nerwów ponieważ podskórnie wyczuwał, że podczas kolejnej akcji coś pójdzie nie tak jak zaplanowali, jednak z całych sił starał się odgonić to przeczucie, co skutkowało krótkotrwałą wygraną. Po dłuższej chwili znów dał się usłyszeć głos Nadii.

-        Zastanawiasz się czasem dlaczego się nie boją? Co sprawia, że tak łatwo stają się ofiarami?

-        Może przeznaczenie jest po naszej stronie.. – odpowiedział od niechcenia Nataniel.

-        Przeznaczenie.. czy warto naiwnie w nie wierzyć..? Przecież nie są odcięci od mediów.. kolejny trup to ich kompan z kliniki.. więc dlaczego nie uciekają, nie bronią, nie wynajmują goryli..? – Kobieta nie dawała za wygraną, naprawdę ją to trapiło, z każdą zbrodnią coraz bardziej.

-         Sądzenie, że z poczucia winy, byłoby co najmniej niedorzeczne.. ciężko to wytłumaczyć. – mruknął mężczyzna.

-        Jakby nie mieli instynktu samozachowawczego.. – ciągnęła Szumska, zamyślona nie patrząc już nawet na twarz swojego przyjaciela.

*

Porucznik Arnold Szreder postanowił wziąć wolny dzień w pracy.. sprawa zabójstw lekarzy nadal nie ruszyła się z miejsca, więc nikt nie robił mu problemów z urlopem na żądanie. Po ponad roku błądzenia we mgle, mało który policjant wierzył w pozytywne zakończenie śledztwa. W ostatnim czasie porucznik, trochę wbrew sobie, znacznie częściej uciekał myślami w kierunku pójścia na emeryturę. Starszy mężczyzna traktował obecny stan rzeczy jako osobistą porażkę, a nawet dowód na zawodowe wypalenie się.   Nie miał nic konkretnego, nawet same ofiary zdawały się z niego szydzić jawnie lekceważąc zagrożenie, wchodząc jedna po drugiej “pod nóż” seryjnemu mordercy.      Arnold nie lubił się spieszyć ani czuć na sobie jarzma zbliżającego się terminu lub katastrofy. Nigdy nie budziło ono w nim zdrowej adrenaliny a jedynie stres i roztrzepanie. Stąd porucznik zawalczył o chwilę wolnego, odpoczynku, pozbierania myśli z dala od zgiełku na komisariacie. Zastanawiał się nawet nad wyłączeniem komórki, ale zwierzchnicy z pewnością by mu tego nie wybaczyli, więc szybko porzucił taki zamiar. Ręce mu drżały, więc niwelując ryzyko zacięcia wybrał się do fryzjera by się ogolić, jak za dawnych czasów, brzytwą. Porucznik nie ufał nowoczesnym maszynkom, zwłaszcza tym elektrycznym, wychodził z przekonania, że czasy solidnych sprzętów minęły wraz z nataniem ery “jednorazówek” produkowanych z myślą wyłącznie o zyskach z powtórnych zakupów wszelkich produktów lub ich naprawy. Gdy Arnold przekroczył próg bramy budynku, w którym mieszkał, uderzyło go wręcz duszne gorąco, był bardzo upalny dzień, słońce zdawało się wypalić wszystkie żyjące istoty o czym świadczyła putka na podwórku, porucznik uśmiechnął się z ulgą na myśl o klimatyzacji w swoim samochodzie i ruszył rzwawo w jego kierunku.

*

Nadia leżała na niewielkim dywaniku, takim co to od pierwszego spojrzenia kojarzy się z IKEĄ, wpatrując się w sufit. Obok kobiety stał napoczęty kieliszek półsłodkiego, czerwonego wina. Szumska rzadko wychodziła z bazy. Ograniczała kontakt ze światem zewnętrznym do koniecznego minimum, tak by nawet sąsiedzi nie mogli jej rozpoznać. Nataniela nie było w mieszkaniu, wyszedł zrobić drobne zakupy. Oboje z Nadią nie jedli wiele, nie pozwalał im na to nieustający ścisk w żołądku, obiecywali sobie że nadrobią zaległości gdy czas zemsty dobiegnie końca. Żartowali, że wyjdą wtedy na miasto do jednej z najlepszych restauracji i zamówią pół listy posiłków, wprawiając tym kelnera w osłupienie, będą jeść i cieszyć się tą najnormalniejszą w świecie czynnością jak najlepszą rzeczą o jakiej mogli tylko zamarzyć. Tymczasem Nadia w samotności snuła wszelkie możliwe scenariusze swojego życia, które nadejdzie gdy ten koszmar dobiegnie wreszcie końca. Zupełnie odmiennego życia z nową tożsamością. Pozostały jedynie trzy tygodnie do najważniejszej misji. Do czasu aż wyda ostatnie tchnienie człowiek, najbardziej obciążony winą za koszmar, w którym była zmuszona brać udział. Człowiek, który na oczach dziesięciolatki pozbawił życia jedyną bliską jej osobę, by na jego podopiecznej wykonywać medyczne i psychiczne eksperymenty. – To nie mogło skończyć się dobrze, prawda Rudolfie.. czas byś zebrał co zasiałeś – powiedziała młoda kobieta w pustą przestrzeń z miną wyrażającą najwyższy stopień determinacji.

*

Porucznik był wyraźnie zadowolony z usługi fryzjerskiej, która objęła przystrzyżenie jego przysiwiałych lecz gęstych włosów oraz zgolenia zarostu porządną brzytwą starej daty. Szedł właśnie ulicą Długą kiedy poczuł w kieszeni wibracje telefonu. Dzwonił porucznik Miński, dla Szredera mogło to oznaczać dwie rzeczy, albo znaleźli jakiś ślad w związku ze śledztwem dotyczącym lekarzy, co graniczyło z cudem, albo przyjaciel martwił się o niego, co było bardziej prawdopodobne.

Arnold wcisnął zielony przycisk komórki, odezwał się żywy głos starszego mężczyzny.

- Arnold, pamiętasz tą Nadię Szumską od nieistniejącej kliniki?

Porucznik nie do końca łapał o jaką osobę chodzi

– Szumską..? a możesz coś bliżej..

-          dziewczynę, która około dwa lata temu zgłaszała działania kliniki podziemia, o nazwie “skorpion” nie.. poczekaj.. “Kobra”!

-          to ta laska co narobiła szumu zbiegając z komisariatu.. – Szreder starał się przypomnieć szczegóły tamtego zdarzenia, w którym przecież brał aktywny udział.

-          Tak ta.. tak sobie myślę.. możliwe, że to zły trop.. ale może warto sprawdzić. Szumska wymieniła wtedy nazwisko Rudolf Zemski.. tak się składa, że on też robił specjalizację w genetyce populacyjnej.. może wysłalibyśmy do niego dwóch mundurowych na obserwację?

*
Dwaj młodzi funkcjonariusze odczuwali coraz większą frustrację z powodu przydzielonego im zadania. Od ponad tygodnia obserwowali staruszka prowadzącego najnormalniejsze życie emeryta. Pomijając fakt, że był to bardzo majętny emeryt, o czym świadczyła posiadłość Zemskich, przypominająca mini willę ze sporej rozpiętości ogrodem, który bardziej przywodził na myśl sad owocowy.  Rudolf przeważnie spędzał czas w ogrodzie na hamaku zatopiony w lekturze dość opasłego tomu, jednak z odległości w jakiej znajdowali się funkcjonariusze trudno było dostrzec jego tytuł. Policjanci w cywilu nie zauważyli dotychczas nic podejrzanego w otoczeniu obserwowanego, co bezpośrednio zagrażało by jego życiu lub zdrowiu. Poza zbyt tłustymi przekąskami, którymi starszy mężczyzna raczył się podczas częstych grili na terenie swojej posesji. Zemski często wychodził na mini golfa, jeździł do kina czy teatru.. a niebawem miał iść, co wynikało z internetowej rejestracji i zakupu biletu, na koncert Marka Knopflera do Krakowskiej Areny.

*

Nadia siedziała pochylona nad komputerem, dopracowywując szegóły planu napaści na szefa podziemnej kliniki, kiedy poczuła w kieszeni spodni wibracje telefonu. Gdy odebrała po drugiej stronie odezwał się rzeczowy głos jej przyjaciela.

-          Zemski ma obstawę, dwóch gliniarzy w cywilu, bordowy Polonez Caro.

-          Niezły rzęch. – Skwitowała Nadia.

-          Nie bądź zbyt wymagająca to przecież polska policja – Zażartował Nataniel.

-          Więc doktorek nie jest aż tak nieustraszony.. – Rzuciła sarkastycznie kobieta, równocześnie zastanawiając się jak obejść zgłoszony jej problem.

-          Musimy ich znudzić – Niemal wykrzyczała po dłuższej chwili milczenia, co spowodowało, że Nataniel aż podskoczył na niewielkiej, przydrożnej, osiedlowej ławce.

- Przeczekamy ich, nie zaatakujemy po koncercie Knopflera. – wyjaśniła Nadia i wcisnęła czerwony guzik. Młoda kobieta spojrzała na ekran komputera i zaklnęła siarczyście, w odpowiedzi na nowiny, które sprawiły, że cały ich miterny plan właśnie okazał się zupełnie bezużyteczny.

Jednak wiedziała jak ważna jest ostrożność, nie mogli działać pochopnie, tylko idealna precyzja była w stanie ochronić ją i Nataniela przed prawnymi konsekwencjami ich potępowania.

-          Cholerne gliny broniące zwyrodnialców! – Wrzasnęła uderzając pięściami w dębowe biurko.

*

- Nadal nie zidentyfikowaliśmy obecnego miejsca zamieszkania Szumskiej.. – odezwał się zmęczony głos Mińskiego, porucznik przekraczał właśnie próg biura porucznika Szredera.

- w czasie gdy zgłaszała te brednie o “Kobrze”, wynajmowała kawalerkę na osiedlu Tysiąclecia. Dzwoniłem do właścicielki, wymeldowała się niecałe dwa miesiące po zajściu. Nie używa kart płatniczych.. słuch po niej zaginął.

- Myślisz, że nie powinniśmy jej wtedy puszczać? – zapytał, wyrwany z zamyślenia Arnold.

- Nie wiemy na ile jest zamieszana w tę sprawę, może wcale.. ale jeśli..mogliśmy to, cholera, zdusić w zarodku. – Dodał starszy mężczyzna zaciskając pięści.

- Nie czas na poczucie winy, poruczniku, to jeden trop z wielu.. a nawet jeśli słuszny, kto mógł wtedy przypuszczać.. masz się za cholernego jasnowidza? Ja nie. – Miński próbował rozładować atmosferę

- Racja.. nikt zdrowy na umyśle nie jest w stanie przewidzieć działania szaleńca. – Szreder wyglądał na przekonanego. Po czym dodał:

- A co z pacjentami, jakieś skargi?

- Nic konkretnego, wychodzi na to, że nasze ofiary były cholernie dobrymi i szanowanymi specjalistami.. co tylko bardziej zaciemnia nasz obraz w oczach opini publicznej.. – wymamrotał zrezygnowany Adrian Miński.

*

- Panowie wybaczą ale czy coś się stało? Widuje ten samochód w tym samym miejscu od ponad tygodnia, moja żona zaczyna się denerwować.. jeśli mógłbym w czymś pomóc.. – Starszy elegancki człowiek był wyraźnie zaniepokojny pochylając się do otwartego okna samochodu, w którym przebywało dwóch obcych mu mężczyzn.

- Proszę się nie martwić, jesteśmy z policji. Przeprowadzamy obserwację, jednak to nic co miałoby związek z panem lub jego bliskimi.. – Odrzekł rzeczowo młody, wychudzony chłopak z bliznami po trądziku na twarzy i przystrzyżonymi na jeża blond włosami.

- Nic co miało by z nami związek, tak? – odpowiedział podejrzliwie Zemski – To dlaczego panowie obserwują teren mojej posesji?.. Najbliższych sąsiadów mamy około trzydzieści pięć metrów stąd.

Bląd chudzielec wyglądał na zakłopotanego, milczał szukając w głowie słów, kóre mogłyby mu w takiej sytuacji przynieść pomoc, na szczęście odezwał się jego kolega po fachu.

- W tej okolicy doszło do przestępstwa, nie możemy zdradzać szczegółów.. toczy się śledztwo. -

Drugi z mundurowych wyglądał bardziej okazale, jakby w czasie wolnym nie rozstawał się z siłownią, był lekko opalony, ciemne włosy opadały mu na czoło. Jego głos brzmiał zdecydowanie a jednocześnie łagodnie, jakby przemawiał do dziecka.

-          Panowie, wiedziałbym gdyby coś się tutaj stało.. – Kontynuował Zemski.

-          Jak kolega wspomniał: nie możemy zdradzać szczegółów.. bylibyśmy wdzięczni gdyby zachował pan naszą rozmowę dla siebie. – Dodał byczek z grzywką chcąc jak najszybciej zakończyć tę jałową dyskusję i zgłosić centrali, że zostali rozpoznani przez obserwowany objekt.

-          Mogli by Panowie pokazać mi odznakę?.. Tak dla uspokojenia małżonki. – Zapytał Rudolf nieco pokorniejszym tonem, co spotkało się z pozytyną reakcją ze strony policjantów.

-          Oczywiście, proszę bardzo. – Powiedział chudzielec pokazując starszemu mężczyźnie swoją służbową legitymację.

Całą rozmowę Zemskiego z funkcjonariuszami podsłuchał Nataniel, który zakradł się dzień wcześniej do policyjnego Poloneza Caro i podłożył w nim podsłuch. To, czego się dowiedział wzbudziło w nim sporo większy niepokój niż ten, który trapił go do tej pory. Nie dość, że Zemski nie wiedział nic o obstawie policji, dodatkowo nie wyglądało na to iż obawia się wścibskości policji a na prawdę był zadziwiony obcymi ludźmi w pobliżu swojej posesji. Coś było nie tak. Jakby ten Zemski nie był Zemskim, którego Nataniel pamiętał z kliniki.. nawet jego głos brzmiał nieco inaczej. Młodemu mężczyźnie zrobiło się nagle gorąco, gdyż doszedł do wniosku że on i Nadia zostali wciągnięci w plan. Plan wroga, uważając go za własny. Czy to możliwe? – pytał sam siebie, nie mogąc pozbierać myśli.. jednak tylko takie wytłumaczenie przychodziło mu do głowy po złożeniu wszystkich zdarzeń – puzli w całość. Korzystając z dogodnej chwili, kiedy Nadii nie było w mieszkaniu, chwycił drżącymi dłońmi telefon i wystukał numer. – Halo, czy dodzwoniłem się na posterunek policji? – Zaczął, czując jak fala gorąca zalewa mu twarz, szyję, dekolt, jak ściska mu się żołądek, jednak wiedział że nie ma innego wyjścia, musi coś zrobić by ją chronić. – Wiem kto stoi za zabójstwami emerytowanych lekarzy.. – Kontynuował, lecz nim zdołał dokończyć ujrzał w progu pokoju zszokowaną Nadię z wycelowanym w niego rewolwerem.

-          Nadia nie rozumiesz, to dla Twojego dobra.. – Wybrzmiały ostatnie słowa młodego mężczyzny nim upadł bez życia na podłogę.

Ata

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i kryminalne, użyła 2509 słów i 14992 znaków.

Dodaj komentarz