Kilka dni naszego życia cz.4

Dzień wcześniej – środa  

Nicole i Agatha siedziały w kafejce. Okazało się, że mają mnóstwo wspólnego. Czas płynął w niesamowitej atmosferze, ale Nic cały czas męczyły wyrzuty sumienia. Zostawiła przyjaciółki, ale co więcej...skłamała. Skłamała o rzekomym telefonie od mamy. Nigdzie nie musiała jechać. To ją męczyło, mimo że każda sekunda z Agathą była niesamowita. Mało osób wiedziało jaka naprawdę jest Nicole. Pozornie pewna siebie i zawsze uśmiechnięta, tak naprawdę była wrażliwa i bała się świata. Bała się, że ktoś zauważy, że jest inna...W momencie kiedy Dolly opowiadała swoją przygodę, Nicole wystraszyła się, że to co mówi jej przyjaciółka jest prawdą. Stchórzyła i wiedziała, że to złe. Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że to co mówiła Dol było prawdą. Wypierała tą myśl.  

- Siedzimy tu sobie, ja ciągle mówię, a ty siedzisz i widzę, że coś jest nie tak, mimo że dopiero cię poznałam. - zauważyła Agatha.
- Jest ok. Wszystko gra..po prostu za dużo nad czymś rozmyślam.
- Chłopak ? - zapytała zaciekawiona.
- Nieee...ja nie...mam chłopaka. Nigdy nie miałam. - powiedziała zawstydzona Nic.
- Ja też nie...ale chyba nie to cię smuci. Więc... powiesz co ? - drążyła temat Agath tonem jakby chciała rozweselić dopiero poznaną znajomą.  
- Zjebałam. Zachowałam się jak tchórz. - cicho odpowiedziała.  
- Tchórzostwo nie zawsze jest złe. Czasem to środek do przetrwania.  
- A kiedy zostawiasz przyjaciółki, gdy cię potrzebują, bo się boisz ? - zapytała lekko podirytowana Nicole.  
- Nie wiem co się stało, ale z pewnością da się to odkręcić. Czemu tam nie wrócisz ? - zawstydziła się Agath.
- Teraz ? Siedzę z tobą...i chcę tu siedzieć...z tobą. - powiedziała cicho Nic.  
- Ja też. Niesamowicie się cieszę, że wpadłaś mi prawie pod koła. - zaśmiała się.  

Jej śmiech...jakie to było przyjemne dla słuchu Nicole. Nigdy nie słyszała śmiechu, którego słuchanie sprawiałoby jej taką przyjemność.  

- Widziałam gitarę i kurtkę z logo 'Dżemu', uwielbiam ich. Grasz ? - zmieniła temat Nic.

Dżem to ulubiony rockowy zespół Nicole. Gdy była mała tata puszczał jej ich piosenki. To wtedy pokochała taką muzykę. Czasem tęskni za tymi czasami...dzieciństwem. Wtedy wszystko było proste i nie zastanawiała się kim jest. Nie bała się kochać.  

- Właściwie to dopiero zaczynam. Właśnie wracałam z próby...A Dżem to też mój ulubiony zespół. Słucham ich piosenek od dzieciaka. - odpowiedziała Agatha, której gusta muzyczne Nicole zaimponowały. - A Ty grasz na czymś ?  
- Na perkusji...i też pykam na gitarze. - odpowiedziała Nic.  
- Nicole Grape to chyba początek prawdziwej, pięknej przyjaźni. - Agath uśmiechęła się i wzięła łyka kawy.  

Spędziły razem całe popołudnie. Nicole całkiem już zapomniała o tym co mówiła Dolly i o swoim kłamstwie. W głowie miała tylko Agathę. Bała się tego, ale nie wypierała z głowy.  

Gdy Nicole kładła się spać, ja leżałem w łóżku i myślałem o tym co stało się w lesie. Wróciłem do domu oczywiście autobusem, ponieważ miałem jeszcze alkohol we krwi. Po Kelly i Dominique przyjechał Pan Grades – tata Kells. Thomas został w szpitalu z Adamem. Rozeszliśmy się gdy przyjechali rodzice Adama.  
Caroline i Aaron poszli do całodobowej restauracji. Car chciała, żebym poszedł z nimi, ale byłem zmęczony i nie w humorze, zważając na okoliczności.

Restauracja była niedaleko szpitala. Właściwie nie wiem dlaczego nazywają to restauracją. To mała speluna, gdzie można posiedzieć, zagrać w bilard i wypić piwo, a nie dobrze zjeść. Usiedli przy barze.
- Powinniśmy byli powiedzieć policji prawdę. - Caro zaczęła rozmowę.  
- Widziałaś co było na ręce Dominique ? Dobrze zrobiliśmy.  
- Myślisz...myślisz, że on się wybudzi ? - zapytała Caroline ze łzami w oczach oczekując tylko pozytywnej odpowiedzi.
- Na pewno...słuchaj...musimy porozmawiać o tym co się stało na polanie.  

Caroline zbladła.  

- Przez to wszystko nawet zapomniałam...Aaron... tak musiało być. Nie było innego wyjścia. Prawda? - powiedziała prawie płacząco. - Nie chcę już dzisiaj drążyć tego tematu. Za dużo tego jak na jeden dzień.  
- Chcę mieć tylko pewność, że nic nikomu nie powiesz. Nikt nie może się dowiedzieć. To by mnie zrujnowało. Zjebało mi całe życie. - powiedział Ron tonem prawie proszącym.  

Caroline złapała Aarona za rękę i spojrzała mu w oczy.  

- Nikt się nie dowie. Przysięgam. - uśmiechnęła się i pocałowała Aarona w policzek. - Idę...siostra po mnie przyjechała. Śpij dobrze Ron.  

Wstała, wzięła beżowy sweter z krzesła i wyszła z miną jakiej nigdy nie miała. Jej twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji gdy tylko odwróciła się do Aarona plecami.  

- Caroline...-zatrzymał ją jeszcze. - Dziękuję...i pamiętaj, że zrobiłem to dla ciebie. - powiedział, ale w taki sposób, że serce Car zaczęło szybciej bić.  

-Wiem. - odpowiedziała po czym podeszła do Aarona i pocałowała go w usta.  

To był długi pocałunek. Otworzyli oczy w tym samym momencie, patrząc w nie sobie głęboko, po czym Caro odwróciła się i wyszła.  

Kiedy Nicole rozkoszowała się jeszcze kawą w towarzystwie Agathy, Dolly zaczęła odzyskiwać przytomność w samochodzie.  

- Nareszcie się ocknęłaś kurna. Wiesz jak się bałyśmy ? - zapytała Kath siedząca za kierownicą.
- Włożyłyśmy cię do samochodu zamiast odnieść do domu, żeby uniknąć pytań twojej mamy. - dodała Marthin.
- Zemdlałam ? - zapytała Dolly. - Zemdlałam. O Boże...pamiętam czemu. - Dol znowu zaczęła panikować.  
- Nie świruj Dolly, bo się przez ciebie sama bardziej boję. Ty się sama nakręcasz... - Marthin zaczęło denerwować zachowanie przyjaciółki.  
- Gdzie jedziemy ? - Dolls zmieniła temat. - To nie droga do domu Marthin.  
- Myślisz, że tam pojedziemy po tym liściku ? Oni mogą się czaić teraz wszędzie. Nie zaprowadzimy ich prosto do domu Marth. - Katherine odpowiedziała jakby z pretensjami. - Jedziemy do domu nad jeziorem rodziców Normana. Tam prześpimy noc. - dodała.  

Dolly nie odpowiedziała. Spojrzała w okno rozmyślając co by było gdyby wtedy ciekawość nie doprowadziła jej do tamtego miejsca w lesie.

-Boję się...co jeśli nas złapią ? Nie tak chciałam umrzeć. - Dolly powiedziała cicho.
- Nikt nie umrze. Musimy dowiedzieć się kim są ci ludzie. Gdyby chcieli nas skrzywdzić, już by to zrobili. - Katherine odpowiedziała drżącym głosem próbując zachować zdrowy rozsądek.

Droga była dość długa. Dom nad jeziorem rodziców chłopaka Kath znajduje się na północ za miastem. Nikt tam nigdy nie zaglądał oprócz niego i Katherine. Nie jest duży, ale przytulny. Jezioro nad którym się znajduje otoczone jest lasami iglastymi. Według Katherine to najbardziej magiczne miejsce jakie w życiu widziała. To tam przeżyła pierwszy pocałunek ze swoim chłopakiem Normanem.  
To było w wakacje na pomoście. Norman zorganizował kolacje przy świecach o zachodzie słońca, ale zamiast wykwintnego jedzenia, na talerzach były hamburgery z McDonald's. To tym zdobył jej serce. Nie tylko romantyzmem, ale humorem i szczerością. Tym jak wyrażał siebie i jak podchodził do świata. To ją urzekło i urzeka cały czas.
Kath skontaktowała się z nim i zapytała czy mogą się tam zatrzymać na noc. On nigdy nie potrafiłby jej odmówić.  

Gdy w końcu zajechały na miejsce zauważyły samochód Normana. Drzwi do domku były otwarte, ale w środku nikogo nie było. Kath zadzwoniła do niego, ale nikt nie odbierał.  

- Co jeśli już tu byli ? Może zabrali Normana...- zaczęła panikować Dolly.  
- I niby jak się tu dostali szybciej niż my ? Przecież przyjazd tutaj to była spontaniczna decyzja. Na pewno wyszedł się przejść, żeby za nami nie czekać bez sensu... - Marthin znowu uspokoiła przyjaciółkę.  

W tym momencie do Kath z prywatnego numeru przyszedł SMS... - '' Jak to jest być tylko pocieszeniem ? Może powinnam wrócić i powiedzieć co się stało ?''  
Katherine była przerażona. Usunęła szybko wiadomość. Nie mogła powiedzieć dziewczynom...

Osłupiała powtarzała sobie w myślach-  

- Jej nie ma. Jej już nie ma...- z oczami wpatrzonymi w jakiś ślepy punkt przed siebie.  
W tym momencie do domku wszedł Norman.  

- Heeej. Jesteście wreszcie. - powiedział uśmiechnięty, niczego nieświadomy.  
- Norman...myślałam, że coś ci się stało...martwiłam się. - Kath z ulgą podeszła do chłopaka i wtuliła się w niego.  
- Dlaczego miałoby się coś stać ? Poszedłem się przejść. Jest piękna pogoda.  
- Dzwoniłam do ciebie...czemu nie odbierałeś ? - zapytała Kath, wiedząc że nie ma on swojego telefonu. Chciała wiedzieć gdzie jest.
- O rany...musiałem zostawić na pomoście. Zaraz wrócę...pójdę po niego – zorientował się Nor.
- Nieee...ja pójdę. Ty zrób dziewczynom herbatę. - K szybko powstrzymała chłopaka.  
- Ok skarbie. Kocham Cię. - powiedział i pocałował ją w czoło.  
- Ja ciebie też...-odpowiedziała myśląc tylko o SMS-ie.

Katherine idąc na pomost bała się, ale wiedziała, że to musi być ona. To ona musi to sprawdzić. Gdy doszła do pomostu weszła na niego bez zawahania. Pogoda była cudowna. Nie było wiatru, niebo było zachmurzone, więc słońce nie raziło w oczy, a temperatura dość wysoka. Jezioro wydawało przyjemny szum, a z lasu dochodziły śpiewy ptaków.  
Telefon Normana leżał na końcu pomostu, na samym jego brzegu. Katherine szła po niego nieco już niepewnie.  

- Veronica...? Veronica...nie ma cię tu. - powiedziała na głos Kath, ale nie wiedziała czemu.  

Nachyliła się po telefon. Kącikiem oka zauważyła ruch w wodzie. Nagle z wody wyłoniła się odcięta ręka. Kath zbladła, złapała za telefon i z krzykiem uciekła do domku.  

- Co się stało ?! - zapytał Norman gdy jego dziewczyna wpadła do domku zamykając drzwi.  

Była przerażona. To co widziała...ta bransoletka na tej ręce. Jak to możliwe...?

- To oni ? - zapytała Dolly, która jeszcze nie doszła do siebie po ostatniej utracie przytomności.  
- Kat powiedz coś ! - spanikowanym tonem powiedziała w końcu Marthin.  
- Ręka. W jeziorze..pływa odcięta ręka. - wyrzuciła z siebie w końcu.  

Norman kazał zostać dziewczynom w domku, żeby sam mógł iść i sprawdzić czy to prawda, ale nie posłuchały go. Poszli więc całą czwórką.  

- Nic nie widzę. - powiedziała Dolly jakby z ulgą gdy dotarli na pomost.  
- Tu była. Wyłoniła się z wody. Przysięgam. - przekonywała Kath.  
- Może to gałąź ? Pewnie ci się przewidziało skarbie. - Nor uspokajał swoją ukochaną.  
- Myślisz, że pomyliłabym gałąź z ręką ? - zapytała Kath widocznie zdenerwowana. Odwróciła się i wróciła do domku.
-Ja nie...- Norman nie dokończył.  

Do końca dnia każdy spędził czas robiąc swoje. Dolly i Marthin odrabiały lekcje. Chciały porozmawiać z Katherine, ale ta nie miała ochoty. Norman naprawiał coś w piwnicy, a Kath siedziała w oknie i oglądała jezioro. W jej głowie krążyło milion myśli. SMS, ręka i ta bransoletka, ludzie z lasu z opowieści Dolly, kartka na szybie...czuła się zdezorientowana. W końcu położyła się do łóżka, gdy już wszyscy spali.  

- Nawet nie waż mi się przyśnić szmato. - pomyślała K. po czym zgasiła światło i zasnęła.  

Dziś – Czwartek

Był wczesny ranek. Marthina Bariott czekała na Camille i Coleen – swoje przyjaciółki.  

Camille Bordey to najwyższa dziewczyna w naszej klasie. Długie ciemne włosy, wielkie oczy za okularami i nienaganna sylwetka – tak właśnie wygląda. Camille sprawia wrażenie zamkniętej w sobie, ale wcale taka nie jest. Zabawna i uśmiechnięta, mimo że nie zawsze ma do tego powody jest w stanie poświęcić się w pełni przyjaciołom kiedy jej potrzebują. Camille nie lubi mówić o sobie, a zwłaszcza o tym co dzieje się u niej w domu. Jej rodzice walczą ze sobą od bardzo długiego czasu. Tata pije i nie interesuje się córką, a mama związała się z facetem, którego Cami nienawidzi. Ponadto C. jest zakochana do szaleństwa w chłopaku, w którym nie powinna była się zakochać. To jednak opowieść na inny rozdział.  

Coleen Shane, druga przyjaciółka Marthiny to ''ciężka'' z charakteru dziewczyna o długich blond włosach i ogromnym uśmiechu. Col jest w szczęśliwym związku na odległość z niejakim Raphaelem, którego nigdy jednak nie spotkałem. Chociaż prawie zawsze ma znakomity humor to ukrywa w sobie więcej niż komukolwiek mogłoby się zdawać.  

Ujrzałem Mimi – bo tak mówię do Marthiny – obok przystanku. Domyśliłem się, że czeka na dziewczyny.  

- Hej piękna. - przywitałem się, ale nie zatrzymywałem. Nie chciałem opowiadać jej co się stało poprzedniego dnia. Miałem pomysł jak uciec od poczucia winy.  
- Heeej. - odpowiedziała, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej.

Po chwili zjawiły się Camille i Coleen. Przywitały się i razem wyruszyły do szkoły.  

- O co chodzi z tym masowym samobójstwem ? Wszędzie ciągle o tym gadali. Wiadomo już coś czemu to zrobili ? - zapytała Camille.
- O Jezu zabili się i tyle. Może nie chcieli już żyć. - Coleen jak zwykle powiedziała pół żartem pół serio.
- Ja nic nie wiem, ale zapewne niedługo się dowiemy. - Marthina powiedziała lekko lekceważąco.  

Gdy zaszły do szkoły było już po dzwonku. W klasie nie było sześciu osób. Wszystkich moich towarzyszy z zeszłej nocy. Tom siedział w szpitalu u Adama. Od Aarona i Car nie miałem żadnej wiadomości. Od kilku dni nie było też Sandry Bewelis, innej koleżanki z naszej klasy. Często ''łapała'' jakieś wirusówki. Żartowaliśmy, że może wyjechała do Niemiec, które tak bardzo kocha.

Na długiej przerwie wyszedłem z Monique na papierosa. Ona nie paliła, dotrzymywała mi tylko towarzystwa.  

- Jak tam ? - zapytałem wiedząc, że coś jest nie tak.  

Wyglądała na smutną. To trwało już jakiś czas. Nie miałem odwagi wcześniej spytać, ale ostatecznie, po wszystkich wydarzeniach, stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia.  

- Mon czy Dareck cię bije ? - zapytałem tonem jakbym pytał o lekcje, czy wczorajszy obiad.  
- Skąd takie spostrzeżenia ?
- No przestań...siniaki na rękach i nogach, ciągłe upadki jak nie ze schodów to uderzenie o szafkę. Nie jestem głupi. - ciągnąłem pewnie temat.  
- Bijemy...- cicho powiedziała.
- Jak bijecie ? - zapytałem zaskoczony.
- No jak nie ja jego to on mnie. A siniaki to naprawdę nie wszystkie przez to. Nie bijemy się często...kochamy się, ale jesteśmy nerwowi. - tłumaczyła zdenerwowana, że śmiałem o to pytać.
- Mogę zapytać kto zaczyna częściej ?  
- Kłótnie on, bójki ja...nie chce o tym rozmawiać. - zakończyła temat, a mnie to chyba zadowoliło, bo nie wiedziałem nawet co mam odpowiedzieć.  

Po tym nie wróciłem na lekcje. Byłem umówiony z Kell i Dom obok klubu, w którym byliśmy dzień wcześniej. Gdy już tam dotarłem, czekały na mnie. Opowiedziałem im o dziurze, którą widziałem na polanie i o tym co chce zrobić.  

- To szaleństwo...po tym co tam się stało chcesz tam wrócić ? - Kelly patrzyła na mnie z wielkimi oczami nie dowierzając w to co planowałem.  
- Kelly...on ma rację. Wczoraj zachowałam się jak tchórz. Dałam się okaleczyć, a co więcej pozwoliłam na to co się stało Adamowi. W dzień na pewno nikt nas nie zaatakuje, a musimy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i co było w tej dziurze, którą widział Michael. - Dominique wzięła moją stronę.  
- Jeśli nie chcecie iść ze mną, pójdę sam. - postawiłem sprawę jasno.  
- To szaleństwo...ale jeśli idziecie...to idę z wami. - Kelly odpowiedziała bezradna.  

W tym samym czasie Aaron pojechał do Caroline. Podszedł do drzwi i zapukał. Po dłuższej chwili otworzyła je Caro, która widocznie dopiero niedawno wstała.  

- Co ty tutaj robisz ? - zapytała
- Pomyślałem, że tak jak ja nie poszłaś do szkoły więc... chciałem tylko powiedzieć, że to co wczoraj się stało...że to...że ja...- nie mógł z siebie wydusić słowa.  
- Musimy o tym koniecznie rozmawiać teraz ? - Car chciała uniknąć tej rozmowy. Nie wiedziała czy Ron mówi o tym co się stało na polanie czy o ich pocałunku.  
Zanim zdążyła jeszcze coś dodać, Aaron złapał ją i przyciągnął do siebie. Gdy się całowali świat wokół nagle zniknął. Nie było żadnego wczoraj ani jutro. Było tylko teraz. Tylko oni.  

- To co zrobiłem. To było dla Ciebie...kurwa wiesz, że ja nigdy bym nie...- Ron przerwał pocałunek mówiąc jej to cicho do ucha.
- Wiem...wiem. - przytuliła się do niego tak jak wtedy na polanie i czuła się bezpieczna.  

Kiedy Ron i Caro zdawali sobie coraz bardziej sprawę, że to co do siebie czują to coś więcej niż przyjaźń ja, Dom i Kells dojechaliśmy już do lasu i szukaliśmy polany. Jej znalezienie okazało się o wiele trudniejsze niż wtedy po alkoholu. Po prawie godzinie błąkania się po lesie znaleźliśmy ją. Wszystko wyglądało tak jakby nic się nie stało.  

- Dziura była na środku polany. - powiedziałem i pewny jej znalezienia wyruszyłem w tę stronę.  
- Tutaj nic nie ma. - powiedziała Kelly gdy byliśmy już w miejscu gdzie zeszłego dnia widziałem wgłębienie.  
- Przysięgam, że tutaj była. Ktoś musiał ją zakopać. - powiedziałem i zacząłem bezradny rozkopywać rękami ziemie.  
- Michael opanuj się, tu nic nie ma ! - zdenerowanym tonem powiedziała Kell, która widziała moją złość.  

Nagle podczas machania rękami poczułem coś. To była ręka. Dziewczyny ją ujrzały. Przerażone spojrzały na siebie. Delikatnie rozgrzebałem zimną ziemię. Na dłoniach miałem krew tego człowieka. Ukazała nam się reszta ciała martwego mężczyzny. Mężczyzny... z głową jelenia.

Gdy my dokonaliśmy strasznego odkrycia Kath, Dolly, Marthin i Nicole siedziały razem na holu w szkole czekając na ostatnią lekcje.  

- Wszystko dobrze Kath ? - zapytała Dolly.  
- Tak...przepraszam was za wczoraj. To wszystko mnie przytłoczyło, ale wiem co widziałam w tej wodzie.
- Wierzymy...teraz już we wszystko uwierze. - powiedziała Marthin.
- Nicole wszystko ok ? Zawiozłaś rodziców wczoraj ? - zapytała Kath.
- Taaak. Wszystko jest ok. To tylko ostre przeziębienie...- skłamała.  

Nicole nie pokazywała po sobie ekscytacji, którą czuła. Nie powiedziała przyjaciółkom o Agath. Była z nią umówiona po lekcjach co ogromnie ją cieszyło. Cały czas wymieniały się wiadomościami na temat tego gdzie pójdą i co będą robić przez resztę dnia. Kino ? A może spacer po parku ? Nicole chciała zostać z daleka od całej sytuacji, o której opowiadały dziewczyny. Wtedy podszedł do nich Camil.  

- Dolly, możesz na słówko ? - zwrócił się do Dolls, która akurat rozpakowywała śniadanie.  
- Pewnie. - odpowiedziała po czym usiedli na schodach.  
- Słuchaj, pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać...no wiesz porozmawiać o tym co się stało i spędzić ze sobą trochę czasu...- zaproponował Camil.  
- Dzisiaj wieczorem w galerii ? - od razu podłapała Doll.
- Pasuje. - uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy Camil.

Gdy wracała do dziewczyn odwijała w końcu kanapkę i zauważyła, że papier jest zabarwiony na czerwono. Powoli usunęła papier i podniosła chleb. '' Zamurowało ją''. Stała i nagle wokół świat zaczął się kręcić. Trzęsła się z przerażenia, co zauważyły dziewczyny, które od razu do niej podeszły.  

- Dolly, wszystko...- nie dokończyła Marthin, która zobaczyła...odcięty język w kanapce Doll.  
- Dolly, nie pokazuj nic po sobie, bo...- próbowała jeszcze ratować sytuację Kath, ale Dolly wybiegła ze szkoły wrzucając kanapkę do kosza.  
- Ja za nią pójdę, wy idźcie na lekcje... - powiedziała Katherine. -...i tak mam najwięcej nieobecności – dokończyła, gdy odwróciła się do dziewczyn plecami, wybiegając za Dolly.  

Zadzwonił dzwonek – kolejna lekcja - historia. Pani zdenerwowała się, ponieważ dziewczyny nie zostawiły żadnego zwolnienia. Po 20 minutach ktoś zapukał do drzwi. Do sali weszło trzech mężczyzn.

- Dzień dobry, Komenda Miejska Policji w Canonby.
- Dzień dobry...o co chodzi ? - zapytała nauczycielka.
- Mamy kilka pytań do was wszystkich w związku z zaginięciem waszej koleżanki Sandry Bewelis. - odpowiedział funkcjonariusz, osłupiając wszystkich w klasie.  

W szpitalu przy Adamie cały czas siedział Tom.

- Błagam stary...ocknij się. Musisz żyć... Przecież planowaliśmy razem przyszłość. Moja rodzina i twoja. Kumple na zawsze. Mieliśmy spędzać weekendy razem sprzeczając się, którego żona jest lepsza i którego dzieci zdolniejsze. Stary...proszę...- Thomas siedział przy łóżku Adama powtarzając to i wierząc, że jego przyjaciel się wybudzi.  

Gdy prowadził swój monolog, rytm bicia serca Adama unormował się. Gdy popołudniu Tom w końcu zasnął po nieprzespanej nocy...Adam poruszył kciukiem.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Nicole_Grape

    Oby wiecej! Postac Nicole vardzo ciekawie sie rozwija ????❤

    27 mar 2017