Kilka dni naszego życia cz.2

- Nicole ? Nicole ! Czy ty mnie w ogóle słuchasz ?  
- Przepraszam, odleciałam...Kath..
Była ciepła środa, popołudnie. Katherine i Nicole siedziały na ławce w parku.  
- Co ?  
- Powiedz mi, czy ja nie zasługuje na szczęście ?  
- Nie. Nie no żartuje. Czemu pytasz ?  
- Bo...a niiic. Nieważne.  
- Zaczęłaś to dokończ. Kurna wiesz jak ja tego nie lubię.
W tym momencie zadzwonił telefon. Katherine Raphter to dziewczyna z naszej klasy. Z Nicole idealnie się dobrały. Zawsze ze wszystkiego się śmieją, a rzeczywistość urozmaica ich niepowtarzalna przyjaźń. Katherine ma długie ciemne włosy i ciemną karnację. Ludzie czasem się śmieją, że jest uchodźcą. Kiedyś nawet jakaś starsza pani ją wzięła za jedną z nich. To typowy lekkoduch, który bardziej niż na przyszłości i szkole skupia się na życiu codziennym, teraźniejszości, problemach przyjaciół i swoim chłopaku Normanie.  

Katherine przerwała rozmowę i odebrała telefon. Dzwoniła Dolly Oscard – ich przyjaciółka. Czekały na nią razem z Nicole. Dolly oczywiście też jest w naszej klasie. Rudowłosa, uśmiechnięta harcerka, ale raczej skryta na co dzień zawsze kipi energią. Tamtego dnia przyszła wraz z Marthin Gale.  
Marthin trzyma się z dziewczynami i jak łatwo się domyśleć też jest z nami w klasie. Słodka złotowłosa o ciepłym uśmiechu, czasem trochę przesłodzona. Łatwo się irytuje, ale jest troskliwa wobec ludzi, których kocha. Gdy postawi sobie cel wytrwale do niego dąży.  

Więc były tu całą czwórką. Dolly była jednak jakaś inna. Nie mówiła za dużo i spacerowała z dziewczynami z opuszczoną głową. Nicole zadowolona, że Kath nie ciągnęła rozmowy, którą przerwał telefon zauważyła, że jej przyjaciółka inaczej się zachowuje.
- A Tobie co Dolly? - zapytała z uśmiechem i jakby troską Nic.
- Dziewczyny muszę wam coś powiedzieć, ale musicie mi obiecać, że nikomu nic nie powiecie. - powiedziała Doll ze łzami w oczach.
- Co się stało ? - Katherine nigdy nie widziała Doll w takim stanie, więc była przestraszona.  
- Nie tutaj. Usiądźmy tam, przy stawie. Nie chcę, żeby ktokolwiek słyszał.  

Staw był niedaleko. Wielki, otoczony drzewami, nieco zanieczyszczony, ale wciąż piękny. Wszystko kwitnęło, więc widok był jeszcze bardziej zachwycający niż zawsze.  
Usiadły na pierwszej ławce, oddalonej od wszystkich. Można było tu zrobić punkt obserwacyjny, na całe osiedle, ponieważ park znajdował się o wiele wyżej niż miasteczko. Czasem przychodziły tutaj pary zakochanych, żeby pobyć sam na sam. To miejsce doprowadzić mogło samotnika do szaleństwa. Na ławce i drzewach wokół wyryte były imiona ludzi i pełno serduszek.  

- Boję się. - niespodziewanie zaczęła Dolly.  

Dziewczyny spojrzały na siebie. Marthin w pewnym momencie pomyślała, że ich przyjaciółka robi sobie z nich żarty.  

- Czego ? - Katherine wydawała się najbardziej zaniepokojona. Znały się z Dolly najdłużej, więc wiedziała, że ta nigdy nie żartowałaby w ten sposób.  

- Wczoraj wracałam do domu, po zajęciach z dzieciakami. Wiecie...jak to ja...

Jak już wspomniałem, Dolls była harcerką i często organizowała lekcje przetrwania dla małych szkrabów.  

Dolly rozpoczęła historię...
Było późno, ciemno. Znowu musiała przejść przez mały las. To jedyna przystępna droga do jej domu. W przeciwnym razie musiałaby iść na około, a to oznaczałoby godzinę drogi więcej. Dolly nigdy się nie bała tędy iść. Przechodziła tym lasem miliony razy, od małego. Tamtego dnia wiał porywisty wiatr. Pogoda zapowiadała burzę, więc musiała się spieszyć, żeby zdążyć przed deszczem. Miała słuchawki w uszach. Słuchała piosenek swojego wymarzonego męża – Dawida Podsiadło. W przerwie między piosenkami usłyszała jednak głosy. Była z natury ciekawa. Odgłosy dochodziły z głębi lasu. Nigdy się tam nie zapuszczała, ale nie dawało jej spokoju co o tej porze ludzie robią w lesie przed burzą. Pomyślała, że to jej znajomi – harcerze. Często urządzali spontaniczne ogniska i biwaki. Była niedziela, więc wierzyła, że to oni.  
Jednak im bliżej była odgłosów, dochodziła do wniosku, że to nie oni. Krzyki były wydawane z pewnością przez ludzi, ale brzmiały jak zwierzęta. Ciekawość nie pozwoliła jej się zatrzymać. W końcu doszła do drzewa, spod którego wszystko widziała. Nadzy ludzie z łbami zwierząt na głowach tańczyli wokół ogniska. Każdy oddawał odgłos zwierzęcia, którego głowę przyodział. Przez chwilę myślała, że to wygłupy dzieciaków, gdy nagle z krzaków wyłoniła się dwójka wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn z głowami wilków. Śniła ? Czy to wszystko działo się naprawdę ? Przerażenie sparaliżowało ją, gdy ujrzała, że prowadzą oni dziewczynę owiniętą linami. Dolly jej nie znała.  

- Błagam litości. Kim wy jesteście ? Czego chcecie ? - krzyczała zapłakana.  
- Spokojnie. Wkrótce cię uwolnimy. Ten świat nie jest dla ciebie. Każdego uwolnimy. - odpowiedział facet z głową wieprza.  

Dolly nie wiedziała co robić. Wmawiała sobie, że to co widzi to tylko scenka, którą odgrywa jakaś grupa aktorów. Przecież to niemożliwe, żeby w tych czasach coś takiego działo się naprawdę. Nie mogło się dziać.  
Mężczyźni przywiązali kobietę do drewnianej belki wbitej w ziemie. Wokół wysypane było siano.  

- To się nie dzieje naprawdę. To się nie dzieje naprawdę. To sen. To musi być sen. Na pewno śnie. - Dolly ze łzami w oczach ze strachu wmawiała sobie w myślach.  

Nagle stało się to w co dziewczyna nie mogła uwierzyć. Banda podpaliła suchą trawę, a wraz z nią kobietę. Krzyk tłumił wiatr i trzaski z nieba.  

- Bracia ! Nasz świat wkrótce się odrodzi. Wkrótce znowu my będziemy rządzić naszym miastem. Bractwo samobójców znowu pożre słabszych. - krzyczał ten z głową wilka.

- O Boże. O Boże, Boże, Boże...- Dolly nie wiedziała co ma robić. Trzęsła się i ledwo powstrzymywała płacz.  

Nagle ktoś objął ją od tyłu zakrywając usta.  

- Shhh Dolly. Nic nie mów. Bądź cicho. Musimy stąd uciekać. - to był Camil Heymen.  

Camil Heymen to jeden z najlepszych uczniów w klasie. Do wszystkich zawsze miły i totalnie zakochany w Dolly.  
Szedł za nią cały czas, ponieważ od dłuższego czasu zbierał się, żeby wyznać jej co czuje. Dolly lubiła Camila, podobał jej się i imponował inteligencją, którą wśród chłopaków dziś coraz trudniej spotkać.  

Cichym krokiem wycofali się jak najdalej, żeby następnie biec, ile sił w nogach, do domu Dolly. Gdy już się tam znaleźli, Dolly zauważyła, że Camil nie miał okularów.  

-Zgubiłem je, gdy zakradałem się, żeby cię stamtąd wydostać. - odpowiedział, gdy o nie zapytała.  
- Czy ja śnie ? - zapytała, cały czas przerażona.
- Chciałbym, żeby tak było. Co to za ludzie ? Kim oni są ? - zapytał Camil. Próbował być spokojny, żeby bardziej nie wystraszyć Dolly, ale słabo mu to wychodziło.  
- Nie wiem. Pierwszy raz widziałam ich...to...na oczy. A co jeśli mnie widzieli ?- uświadomiła sobie wtedy, że nie stała daleko od zajścia.
- Nie widzieli. Jeśli by widzieli, na pewno by za tobą biegli.  
- Pewnie masz rację. Musimy zadzwonić na policję!
- I co im powiesz ? Że przed chwilą w lesie banda ludzi ubrana w głowy zwierząt spaliła żywcem kobietę ? Myślisz, że ktoś ci uwierzy ?  
- To co mamy robić ? Nie możemy to tak po prostu siedzieć.  
- Możemy i będziemy. Wracam do domu...okrężną drogą. Nie zamierzam natknąć się na tych świrów. A Ty spróbuj się uspokoić, połóż się spać i nic nikomu nie mów. Tak będzie lepiej. Nie chodź więcej lasem i dopilnuj żeby nikt inny, kogo znasz, też nim nie szedł.  
- Postaram się.  

Dolly nie przespała tamtej nocy. Cały czas widziała to co zdarzyło się w lesie. Poniedziałek i wtorek mijały jak wieki, bo nie mogła nikomu nic powiedzieć, podzielić się tym co przeżyła.

-...nie wiem co mam teraz robić. Boję się własnego cienia.  
- Kurwa wkręcasz albo dostałaś na łeb. - Nicole powiedziała z lekką obawą.  
- Ale by musiała mieć nasrane w bani, żeby coś takiego zmyśleć. Zastanów się kurna. - Katherine wiedziała, że Doll mówiła prawdę.  

Nagle usłyszały szelest. Coś poruszało się w krzakach naprzeciwko ławki. Marthin i Katherine spojrzały na siebie i powoli podeszły do krzewu.  

- Ja pierdoleeeeeeeee. - Marthin powiedziała, gdy między nogami przebiegła jej wiewiórka.  
- Ale się podsrałam. - Katherine starała się rozluźnić atmosferę, ale ledwo oddychała ze strachu.  
- Pojedziemy do ciebie. Weźmiesz ciuchy na jutro do szkoły, książki i przenocujesz dzisiaj u mnie. - powiedziała Marthin.  
- Ja nie mogę. Lecę do domu. Mama dzwoniła, żebym zawiozła ją do lekarza, bo tata źle się czuje. - stwierdziła Nicole.  
- Ok. Więc pojedziemy w trójkę. - Marthin bez namysłu, jak zawsze, gotowa do poświęceń odpowiedziała Nicole.  

Po wyjściu z parku się rozeszły. Nicole wsiadła na rower i pojechała do domu.  
- Bractwo samobójców...czego ona się naćpała?! - z lekką pogardą myślała Nicole.

Skupiona na historii Dolly nie zauważyła samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka. Nie wpadła pod niego, ale spadła z roweru prosto na kamienie przy drodze.  

- Nic ci się nie stało ? Przepraszam, nie powinnam tak szybko jechać. - powiedziała dziewczyna ''na oko'' w wieku Nicole, która wybiegła z samochodu.
- To moja wina. Skupiłam się na...czymś innym niż na drodze i o mało się nie zabiłam.  
- Na pewno wszystko ok ? - dociekała  
- Tak. Wszystko ok. Jeszcze raz sorki. - mówiła zakłopotana Nicole.  
- Może mogłabym jakoś się zrekompensować ? Zapraszam cię na kawę, tu obok do kafejki. Jestem Agatha. Agatha Lewis.
- Nicole...Grape. - odpowiedziała zakłopotana Nic.

Dziewczyna wydała jej się przesympatyczna. Miała włosy do ramion i choć nie była ideałem, jeśli chodzi o urodę, to coś zaintrygowało Nicole w tej miłej nieznajomej.  

- Nie musisz niczego rekompensować, a na kawę chętnie wejdę. - odpowiedziała na propozycję.  
- Super. To przestawię samochód i widzimy się w środku ?  
- Spoko.  

Nicole walczyła ze sobą. Nie wiedziała co się dzieje. Agatha zauroczyła ją uśmiechem i głosem...ten głos. Nie była przekonana czy dobrze robi godząc się na kawę z nowo poznaną znajomą. Jednak gdy Agath przejechała obok niej samochodem by wjechać na parking, Nicole zauważyła w środku gitarę i kurtkę z logo swojego ulubionego zespołu. Uśmiechnęła się i poszła odstawić rower.  

W tym samym czasie Kath, Marthin i Dolly zajechały do domu Dolls.  

- Mamo jestem ! - krzyknęła po wejściu do domu.  
- Dobrze kochanie. Chodźcie na obiad.  
- Dzień dobry Pani Oscard. - powiedziały dziewczyny.  

Mama Dolly była inna niż wszystkie mamy. Zabawna i wyluzowana. Zawsze wiedziała jak podejść do młodych ludzi i zacząć z nimi temat.  

- Nie zjemy. Jadę na noc do Marthin. - odpowiedziała mamie córka.  
- W środku tygodnia ? - zapytała zaskoczona Pani Oscard.  
- Tak. Chyba nie ma w tym nic złego. W końcu niedługo kończę 19 lat. - odpowiedziała podirytowana Dolls.
- Dobrze moja dorosła córko. Jedź, ale jutro po szkole od razu do domu.  
- Dobrze mamo...a i pamiętasz co Ci mówiłam ?  
- Co ? - zapytała mama, której najwyraźniej umknęło co mówiła jej córka.  
- Nie chodź lasem. Ani ty, ani tata ani nikt.  
- Powiesz w końcu czemu nie ? - zapytała rozśmieszona Oscard.
- Bo dzikie zwierzęta teraz migrują... przez klimat. Zmiana klimatu, rozumiesz?  
- Yhym..no dobrze. Wiesz, że nigdzie się nie ruszamy bez samochodu.  
- Wiem, wiem. To pa mamo !
- Do widzenia Pani Oscard ! - wtrąciły dziewczyny
- Do widzenia. Narazie !  

Po wyjściu z domu dziewczyny poszły wprost do samochodu. Na szybie leżała kartka. Nie było wiatru więc nic jej tu nie przywiało. Wcześniej jej nie było, więc ktoś musiał ją włożyć za wycieraczkę.  

- Zbiorowe samobójstwo. Samochody wjechały w tir. To wycinek z gazety. To sprzed kilku dni, w okolicy Golsteeet. - powiedziała przerażona Dolly ściszając głos.  
- Jak nazywało się to bractwo o którym mówiłaś ? - zapytała Marthin kojarząc fakty.  
- Bractwo samobójców. - Katherine odpowiedziała za przyjaciółkę.
- Kto to tu włożył ? - Marthin zapytała, nie chcąc usłyszeć odpowiedzi.  
- Myślicie, że...- Katherine nigdy nie była tak przerażona w swoim życiu.  
- Z tyłu coś jest napisane...- Dolly ze łzami w oczach i załamującym się głosem przerwała Kath.
- Co ? - prawie równo zapytały Marthin i Katherine.  
- Drzewa widzą i słyszą. - powiedziała Dolly, po czym zemdlała ze strachu.

8 komentarzy

 
  • Użytkownik Nicole_Grape

    Zaczyna się ciekawie;) czekam na kolejne wątki z tymi bohaterami ❤

    23 mar 2017

  • Użytkownik Dolly_Oskard

    Oł gasz. Czekam na więcej!!!!

    23 mar 2017

  • Użytkownik Prunella

    Więcej więcej więcej!!!

    22 mar 2017

  • Użytkownik CarolineCaro

    Czekam!!!!!!!!  I chce więcej!

    22 mar 2017

  • Użytkownik Attadn

    Zaczynam się bać ...co za wyobraznia !

    22 mar 2017

  • Użytkownik Kath

    Czekam na kolejny rozdział !!!! ????????????

    22 mar 2017

  • Użytkownik Aaron

    Zapowiada się coraz ciekawiej ! ????

    22 mar 2017