Wice śląskie - str 4

  • Dowódca kompanii wzywa kaprala

    Dowódca kompanii wzywa kaprala:  
    - Słuchajcie, Masztalskiemu trzeba delikatnie powiedzieć o śmierci ojca.  
    - Tak jest! Rozkaz!  
    - Kompania, zbiórka! - woła po chwili kapral. - Kto ma ojca, wystąp!... A ty, Masztalski, kaj się pchosz, baranie!

  • Bardzo zmartwiony szeregowy Ecik

    Bardzo zmartwiony szeregowy Ecik zwierza się Masztalskiemu:  
    - Panie kapralu, śniło mi się, żech był wołem i dowali mi jeść słoma.  
    - Nie przejmuj się, chłopie, to ino sen.  
    - Wom się tak dobrze godo, a jo rano nie mioł w sienniku ani ździebełka słomy.

  • Tata jako jest różnica między

    - Tata, jako jest różnica między wizytą a wizytacją? - pyta syn Masztalskiego.  
    - Wytłumaczę ci to, Synku, na przykładzie. Widzisz, jak my jadymy do mojej teściowej, a twojej, babci, to jest wizyta - odpowiada Masztalski - a jak ona przyjeżdżo do nos, to jest wizytacja.

  • Wraca Masztalski z Francji i taszczy

    Wraca Masztalski z Francji i taszczy trzy skrzynki koniaku.  
    - Co to takiego? - pyta celnik.  
    - To woda święcona z Lourdes.  
    Wziął celnik butelkę, odkorkowal, powąchał i krzyczy:  
    - Przecież to koniak!  
    - Widzicie, panie celnik! Zaś cud!

  • Statek wpływa do macierzystego portu

    Statek wpływa do macierzystego portu. W kajucie trzech marynarzy szykuje się do wyjścia na ląd.  
    - Wejdę do domu, zmieniam ubranie - mówi pierwszy - i zaraz lece się zabawić.  
    - A ja - dodaje drugi - dzwonię zaraz do dziewczyny i pohulamy zdrowo.  
    - Mnie też czeka zabawa - zwierza się Masztalski. - Podejdę do drzwi, zadzwonię, a potem szybko polecę pod okno.  
    Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebych jakiemuś gachowi po gębie nie doł.

  • Siedzi se syneczek przi kałuży i pije

    Siedzi se syneczek przi kałuży i pije ta woda.  
    Na to przichodzi tako stareczka we plyjdzie i pado mu:  
    - Synek, nie pij tyj wody, bo to je sam maras, puć sam ino do mie, dom ci szolka tyju...  
    - Proszę, co pani mówiła?  
    - A nic, nic, pij, pij goroliku, pij...

  • Po wczasach we Francji wracają

    Po wczasach we Francji wracają do Polski: Masztalski, jego najstarszy syn i ojciec.  
    - Och te Francuzki - wzdycha syn. - Co za temperament!  
    - A co za finezja! - dodaje Masztalski.  
    Po chwili odzywa się jego ojciec:  
    - A... ile... cierpliwości mają...

  • Spotkało sie roz dwóch górników

    Spotkało sie roz dwóch górników.
    - Zeflik znosz śląski napój na k..? - pyto jeden.
    - Kwaśnica!
    - Psinco!
    - No to co?
    - Krzynka piwa!
    - No to ci teroz też powiem. Znosz śląski napój na d..?
    - Nie?
    - Dwie krzynki piwa!

  • Jeden chłop seblekoł sie i chcioł

    Jeden chłop seblekoł sie i chcioł sie kąpać w Odrze. Naroz zjawio się milicjant i obserwuje go. Jak sie już chłop blank seblek to milicjant podchodzi bliżej i pado:
    - Tu nie wolno sie kąpać!
    - No to po jakiemu mi tego wcześniej nie pedzieli, przecę widzieli że sie seblekom?
    - Bo seblekać sie wolno!

  • Roz spotkały sie dwie furmanki A byli

    Roz spotkały sie dwie furmanki. A byli ci chłopi znajomkami.
    - Kaj to jedziecie sąsiedzie? - pyto sie ten jeden.
    - A dyć spytejcie o to konia!
    - No ale chcieliście przecę na targ jechać? A to jest w drugą stronę!
    - Toć prowda prawicie, ale będę sie to z koniem wadził?

  • Jeden pastuch siedzioł se na łące

    Jeden pastuch siedzioł se na łące. Patrzy se tak na to piękne niebo i tak se myśli patrząc na te skowronki co po niebie furgają:
    Panie Boże, też mogłeś to i tak zrobić, coby i krowy furgać umiały. Byłoby też to pięknie widzieć jak se tak furgają niby te skowronki.
    Tak se myśloł i położył sie na trowie i patrzy i spoziero na niebo. Naroz jeden skowroneczek nie wytrzymoł i spuścił mu małą, miękką, mokrą rzecz prosto na gębę. Wtedy sie pastuch zerwoł, zaczął sie wycierać i głośno do nieba zawołoł:
    - Dyć Tyś to jednak dobrze wszystko obmyślił Panie Boże! Jakbych jo teraz wyglądoł jakby to krowa zamiast tego skowronka furgała!

  • Antek i Francek wybrali sie do fryzjera

    Antek i Francek wybrali sie do fryzjera. Antek pado po drodze:
    - Ty Francek, jakbyś mi tak gwóźdź wbił do głowy, to by se fryzjer zepsuł maszynkę, wyłomoł by zęby, zrobimy to?
    - Dobrze pado Francek, bierz i wal!
    Antek wziął gwóźdź i chce wbić, ale Francek coś sie zatrząsł.
    - Co to? Strach cie oblecioł!
    - Nie, ino tak myślę, żebyś tego gwoździa nie minął, bo bych wtedy pieronie prosto w łeb dostoł!