Zombie Apokalipsa-Konwój cz5

Siemaneczko!Przepraszam że tak długo ale miałem styk z redacją!Ale już jestem.Forma pamiętnika/notatnika xDDDDD...
---***---
10:00
Dzisiaj sobie pospałem, nie wiem dlaczego, tak wyszło.Nikogo nie było w pokoju.Zszedłem na dół na podwórko.
Kamil:Ej, musimy się wynosic.
Ja:Dlaczego?Tu jest bezpiecznie.
Kamil:Już nie, idzie w naszym kierunku armiia zombie, w miescie skaczyło się jedzenie wiec ida dalej.
Ja:Nie pomiescimy się w 2 humvee.
Adam:Tam gdzie znalezismy humvee stały jeszcze 2 ciezarówki.
Ja:Dobra, wsiadaj ty prowadzisz.Kamil jedzesz z nami obstawisz CKM'a.Gdy dojedziemy na miejsce ja poprowadze ciezarówke.
Kamil:Wy naszykujcie do transportu : Siebie, bron, jedzenie, wode, ubrania.
Adam:Dobra ruszamy, badzcie gotów!
Wsiedlismy do wozów i pojechalismy, po ostatnim razie gdy pierwszy raz zobaczyłem chłopaków w humvee.Oczysczylismy droge ze wszytkich zombie.Wiec przeprawa wcale nie była trudna.
Więc dojechalismy do miejsca gdzie znalezli wozy.Stały 2 ciezarówki, tylko jedna była sprawna, zatankowalismy.I jak najszybciej jechalismy po naszych kompanów.
Gdy wyjechalismy na ulice gdzie znajdował się nasz budynek, zobaczyłem że zombie sa całkiem niedaleko.Zaparkowałem i pomogłem wszytko wrzócic do ciezarówki.
Kamil i ja na przodzie ciezarówki, Sandra z tyłu z zapasami.Za nami w 1 humvee jechali Adam, Marcin, Agata i Martyna z przodu w 2 humvee jechał Dawid i reszta.
Wruszylismy gdy tylko się oddalilismy od budynku z 20-30m zombie już byly przy bramie, odjechalismy w ostatniej chwili...
Ciezarówka dla bezpieczestwa była w środku.Jedziemy do gdańska, narazie zatrzymamy się w` Płocku.Przejezdzajac przez Łowicz ujrzeliśmy wiele śmierći.
Po dłuższej podróży szukaliśmy jakiegoś budynku żeby zaobozować...
Wybraliśmy duży 2 piętrowy dom.Z mocnym ogrodzeniem, i bramą.Przestrzeliłem kłutkę w bramie.
I wjechaliśmy na podwórko, żeby zaparkować.Poszedłem na "tyły" domu poszukać tylnego wejśćia.Posiągnąłem za klamke.
Ja:Zamknięte.
Adam:Przestrzel zamek.
Ja:No dobraaa.
No to przestrzeliłem, wszedłem do środka razem z Kamilem byliśmy bardzo ostrożni.Przeszukaliśmy dół.Czysto, poszliśmy na góre.
Czysto, została łaźięka.Słyszałem szloch wydobywający się zza drzwi.Wystraszony, kopłem w drzwi a Kamil wymierzył w...
Głowe faceta który miał na rękach dziewczynkę.
Dziewczynka krzyknęła, ojciec błagał aby ich nie zabijać...
Ja:Nie bój się, nic wam nie zrobimy.Jak macie na imie.
On:Ja mam na imię Robert, a to Ilona.Ma 11 lat.
Masz do wyboru 2 opcjie.
1.Odchodzisz z tąd.
2.Zostajesz z nami i nie kradniesz.
Robert:Zostajemy z wami.
Ja:Ja jestem Janek a to Kamil
Kamil:hejj.
Ja:Marcin!
Marcin:Co?
Ja;Wypakujcie wszystko na piętrze!
Marcin:Dobra.
Powiedziałem Robertowi ilu nas jest, zdziwił się.Sandra obiecała mu że przyzwyczaji jego córeczke do otoczenia i nowych przyjaciół.
Robert nam powiedział że ma 32 lata.I jest, a w zasadzie był trenerem w-f'u.To oznacza że jego stan fizyczny jest bardzo dobry.
***
15:00
Rozpakowaliśmy sprzęt, i jedzenie.
Z jednego okna był dobry widok, na całą ulice.
Uspokoilisy sytuacje z mała i jej ojcem.Robert powiedział mi i chłopakom jak mniej wiecej wyglada okolica.Uliczki itp.
Okolica jest w miare bezpieczna.Podobno jakies 7km z miejsca naszego pobytu jest supermarket.
Zabilismy deskami okna na dolnym pietrze.Frontowe drzwi też.Powoli jestem tym zmęczony, tą całą sytuacją.Z akademickich imprez przerzucilismy się na walke o przetrwanie...
Wszystko runęło.Nie wiadomo czy nasi rodzice żyją...Wtedy zadzwonił telefon Kamila.Zdziwiłem się że go jeszcze ma.
Zadzwoniła do niego moja mama.
Mama:Kamil!?Twoja mama i tata nie żyją, a przynajmniej nie są tacy żywi jak byli, zostałam ugryziona nie wiem ile wytrzymam, jeżeli jest tam Janek daj go do telefonu.
Kamil:Janek...Chodz tu, to twoja mama.....
Ja:Mamo!Co się dzieje!?
Mama:Kocham cię, nie ma sensu żebyśćie przyjezdzali, tata nie żyje, nie ma sensu...Kocham cię, pamiętaj o tym.
Po czym nastąpiło pikanie odłożonej słuchawki, (pi.pi.pi.pi xD).To co od niej usłyszałem wprawiło mnie w płacz.
Kamila z resztą też.Nastała cisza, Nie mogłem sobie wybaczyć.Że nie pojechalismy tam od razu.
19:00
Nic się nie działo, aż to teraz.Usłuszałem pisk opon i helikopter.
Wyjrzałem przez okno, to był konwój wojskowy.Wybiłem okno i zacząłem krzyczec.Zauważyli mnie, kazali całej grupie zejść na dół.
---***---
Koniec, komentujcie:PCzy fajne.Pozdrowionka!Sorry za ort ale nie wyłapuje błędów.To ostatni raz z błędami ort!!!Pozdróweczka :3 <3

Ronald

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 810 słów i 4668 znaków.

Dodaj komentarz