Jak brat z bratem

Mam na imię Dominik. Mieszkałem w Lublinie, ale niedawno przeprowadziliśmy się z rodzicami i moją siostrą do Krakowa. Jesteśmy tu od czterech dni.  
Mieszkanie jest większe od naszego starego zakątka w kamienicy. Jest na pewno bardziej nowoczesne, tak samo jak okolica. Jest tu więcej instytucji publicznych, sklepów i wydaje mi się że w Krakowie nasze życie będzie lepsze, ciekawsze i będzie gładko się toczyć.
W naszym bloku mieszka jakieś 30 rodzin, łącznie z nami. Prawie nikogo jeszcze nie poznaliśmy. Prawie, wczoraj poznałem dosyć fajnego kolegę.
16.03.2013
Rano wyszedłem z domu ok. godziny siódmej. Miałem odprowadzić moją 4- letnią siostrę do przedszkola, a potem pójść do szkoły. Moje liceum jest dość blisko przedszkola Madzi więc szybko załatwiłem sprawę. Z tego co widziałem inne dzieci miło przyjęły nową koleżankę. Dobry start to podstawa sukcesu, zawsze powtarzali mi to rodzice. Zajęta poznawaniem pań przedszkolanek i nowych znajomych nawet nie zobaczyła jak się ulotniłem.
Do szkoły doszedłem w jakieś 10 minut. Na podwórku było tłoczno, wszyscy gadali ze sobą w. Spokojnie wszedłem do budynku nie ingerując w żadną z tych rozmów.  
Wewnątrz szkoła była większa od mojej starej. Wszystko było utrzymane w niebiesko zielonych barwach. Spojrzałem na mój plan zajęć. Powinienem teraz iść do sali numer 35. Tylko gdzie to jest…
- Cześć. Wiesz może gdzie jest sala 35? - zapytałem pierwszego spotkanego ucznia.
- Tak, musisz iść na drugie piętro i prawie do końca korytarza w lewo.
-Dzięki - Poszedłem we wskazanym kierunku.
W mojej klasie była przewaga chłopaków, ogólnie osób było 29. Ale jakoś żadna z dziewczyn nie zwróciła mojej uwagi.
Potem miałem jeszcze kilka lekcji. Pierwszy dzień, nikt ze mną nie gadał. Ale może jutro będzie lepiej. Wracałem do domu samotnie, po siostrę zajechała mama wracając z pracy. Dostała posadę dyrektora w jednej z większych firm, dlatego się tu przenieśliśmy.
Była godzina 15 kiedy doszedłem do domu. Koło bloku zaczepił mnie jakiś chłopak. Miał gdzieś 25 lat, był wysoki, szczupły, miał ciemne włosy i niebieską czapkę.
- Ej, czekaj. Dopiero co się tu wprowadziłeś, nie? - zapytał.
- Tak, a co? - Był pierwszym od kilku dni który do mnie zagadał.  
- Jestem Kamil. Mieszkam pod 12. A ty masz na imię…?
-Dominik, mieszkam pod 19.
- Wracasz ze szkoły? Chodzisz do tej niedaleko, kilka ulic stąd?
-Tak, do liceum.
- Też tam chodziłem - zaśmiał się - Lodówka jeszcze pracuje?
- Też tak na nią mówiłeś? - Kilku chłopaków nazywało tak panią od geografii dzisiaj przed lekcją - Tak, miałem z nią dzisiaj lekcje. Ile ona ma lat? - wkręciłem się w rozmowę.
- Hmm… Z 55? Miała odchodzić jak ja kończyłem szkołę, ale jak widać jej się odmieniło.
- A znasz jakieś ciekawe knajpki niedaleko? - zapytałem.
- Tak, pójdziesz tamtą uliczką do końca - pokazał jedną z węższych uliczek - a na końcu masz bar z niesamowitymi frytkami. Zabierałem tam kiedyś dziewczynę, naprawdę dobre żarcie.  
Pogadaliśmy jeszcze trochę po czym poszedłem do domu.
17.03.2013
Rano wstałem i szykowałem się do szkoły. Tata wyjeżdżał do pracy o tej samej porze.
- Jak tam, podoba ci się szkoła? - zapytał pijąc poranną kawę.
- Wczoraj nikogo nie poznałem, ale jeśli pytasz o budynek to podoba mi się. - pakowałem torbę.  
- Pierwszego dnia zawsze tak jest że nowy to nowy, nie gada się z nim. Ale dziś albo jutro na pewno wdasz się w rozmowę z kimś.
Podszedłem do stolika i zabrałem tacie kubek. Wziąłem kilka łyków.
-Opłacało się kupić ten ekspres, dzięki - Oddałem mu pusty kubek
- I musiałeś wypić pół kubka żeby to stwierdzić, tak? -patrzył się na mnie z uśmieszkiem.
- Jestem dokładny. Nie lubię oceniać rzeczy niedokładnie - Podszedłem do wieszaka i wziąłem torbę - Idziemy?
Kiedy szliśmy po schodach
- Znasz gościa spod 12? - zapytałem o Kamila.
- Nie. Jeszcze nikogo nie poznałem, a co? - zapytał tata.
- Bo wczoraj z nim pogadałem- Fajny gość.
Tata jakby się zdenerwował, tak troszkę.
- Radze ci, uważaj z kim rozmawiasz. Ta okolica jest jakaś taka… nieprzyjemna. - powiedział jakby chciał mnie ostrzec.
-Tato, to jakiś twój znajomy? Bo ciągle się na nas gapi - Zapytałem patrząc na gościa z cygarem w ręku. Stał niedaleko i patrzył się na mnie i tatę.
-Nie, nie znam go. Idź do samochodu - polecił mi. Ja wsiadłem, a tata podszedł do tego faceta i zamienił z nim kilka słów. Po chwili zaczęli się kłócić. Nie wiem o co poszło, ale tata wrócił i ruszyliśmy.  
- Kto to? - zapytałem.
- Znajomy, nie znasz. Dzisiaj też mama podjedzie po małą, wracaj do domu. I nie gadaj z nikim, ok.?
-Dlaczego? - zdziwiłem się. Nie rozumiałem.
- Bo tak mowie. No, spadaj. Miłego dnia młody - otworzył drzwi i wysadził mnie pod szkołą.
Dzisiaj pogadałem z kilkoma chłopakami. Podeszli, pytali skąd jestem, czym się interesuje itp. Całkiem miło spędziłem te 7 godzin.
Wracałem do domu, znowu byłem pod blokiem koło piętnastej.
Wszedłem po schodach, skręciłem w korytarz prowadzący do mojego mieszkania i zobaczyłem że drzwi są otwarte. Na rozcież, co się nigdy moim rodzicom nie zdarzyło. Zawsze zamykali na klucz.
Trochę mnie to zdziwiło, ale szedłem dalej. Podchodząc pod drzwi przystanąłem i nasłuchiwałem. Wokół było jakoś cicho. Mama z Magdą powinny już być w domu, tata też. A jeśli byliby w domu to drzwi nie byłyby otwarte. Więc co do cholery się tu dzieje?
Nie słychać głosu mamy, ani taty, ani małej. Robie cichy krok przez próg, potem następny i jeszcze jeden. Stoję w przedpokoju dalej nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku - nic. Jak w grobowcu czy mieście zniszczonym przez huragan gdzie zginęły setki tysięcy ludzi. Ani rodziny, ani nikogo obcego. Jestem w tym mieszkaniu sam.
Oprócz ciszy słyszałem tylko walenie własnego serca. Zaczęło się, gdy zobaczyłem otwarte drzwi. Już wiedziałem że coś jest nie tak. Narastało gdy szedłem przez korytarz, teraz jest na maksymalnych obrotach.
Skoro jestem sam. To wychyliłem się zza rogu. Stałem przytulony do ściany, teraz wyjrzałem za róg. Moim oczom ukazał się salon.
Na fotelu pod kominkiem po mojej prawej stronie siedział tata. Siedział i patrzył w okno naprzeciwko.
Nie ruszał się, nie kontaktował.
- Tata? Tato, co jest? - machałem mu ręką przed oczami, nic. Potrząsnąłem go za ramiona.
Głowa taty upadła na jego kolana, zobaczyłem jego plecy. Czarna marynarka w której wyszedł rano do pracy była przebita nożem. Zakrwawiony kawał materiału, w środku plamy wbity nóż.  
Można powiedzieć że moje serce włączyło nitro, biło z zdenerwowania i przerażenia połączonego ze wściekłością i smutkiem.
Patrzyłem na ten nóż niedowierzając że " Miłego dnia młody” to ostatnie zdanie jakie od niego usłyszałem. Dokładnie 8 godzin temu.  
Trzęsły mi się ręce, podniosłem tatę do pozycji siedzącej i jak głupi pytałem "Tato, tato, kto to? Kto ci to zrobił, cholera?!” Krzyczałem i wytrząsałem się nad nim wiedząc że nie odpowie na to pytanie.  
Zacząłem tłumić chęć rozpłakania się i skurwiania wszystkiego co istnieje. Zamiast drzeć się i przeklinać, położyłem rękę na czole i mówiłem " Nie, to się nie dzieje!”.
Pobiegłem do kuchni przedzielonej półścianką z sąsiadującą z salonem jadalnią.  
Tam znalazłem mamę, pewnie była w trakcie przygotowywania spaghetti bo znalazłem na szafce makaron. Mama leżała z kula w głowie wzdłuż kuchni. Ubrana w fartuch, już całkiem blada, nie dokończy już tego obiadu i nie powie "Smacznego Dominik”.  
Ukląkłem nad nią i znowu jak głupi zacząłem się drzeć "Nie, masz wstać i dokończyć ten obiad, słyszysz? Nie poddawaj się. Ja cię potrzebuje. Mamo!”
- Mamo… - spojrzałem na jej twarz. Płakałaby teraz ze mną gdyby mogła.
Wstałem, popatrzyłem chwile na mamę i poszedłem do pokoju małej. Nawet nie chciałem myśleć. Łzy lały mi się z oczu, przystanąłem przed otwartymi drzwiami jej pokoiku. Stylizowany na wesoły, teraz ani trochę taki nie był.
Magda bawiła się lalkami, siedziała koło domku i wymyślała historyjki. Dopóki te dranie nie strzeliły jej w pierś. Teraz leży tam, przerwana zabawa, niedokończona historia. Tak samo jak historia jej życia które dopiero nabierało obrotów.
Podchodzę, podnoszę jej główkę, wyobrażam sobie że otwiera czka i krzyczy "Domi!” Nie, już tak nie powie. Zabieram jej kosmyk włosów z czoła, kładę główkę na pluszowej poduszeczce z łóżka i zostawiam. Mam nadzieję, że aniołki jej pomogą przez to przejść. Tylko kto pomoże mi?
Wziąłem krzesło z jadalni. Nie byłem w stanie nic robić. Postawiłem je koło fotela taty, wytarłem łzy i siedziałem tak kilka minut patrząc na niego.
Po kilku minutach usłyszałem że kilka osób idzie korytarzem. Nie chciałem się z nimi spotkać.
Wskoczyłem za fotel na którym siedział tata. Stał w kącie, za nim było jeszcze trochę miejsca. Wcisnąłem się i czekałem na rozwój wydarzeń.  
Przez szparę między ścianą a fotelem zobaczyłem że do mieszkania weszło 4 mężczyzn. Jeden był w beżowym garniturze, miał dłuższe ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne.
- I jak to wytłumaczycie? - skrzyżował ręce na piersi zapyta ł trzech pozostałych.
- Może jest w szkole? - powiedział jeden.
- Byłem mądrzejszy i sprawdziłem jego plan. Powinien być w domu.
.-Więc gdzie on jest? - drugi popatrzył na pozostałych.
- To ja się pytam - ten w beżowym garniturze się wkurzył i zaczął biegać po mieszkaniu.
-Ej, panowie, to krzesło tu stało? - Facet w czarnym garniaku wskazał na krzesło koło mojego fotela.
- Nie... - drugi w czarnym zaczął się zbliżać do fotela. Wyjął broń. Spanikowałem.
Czułem jakby czas zwolnił.
-Go Or Die - wyszeptałem.
Jak z procy wybiegłem z mojej kryjówki. Facet był blisko, zdążyłem kopnąć go w nogę. Ten się przewrócił. Byłem blisko wejścia, padły dwa strzały. Reszta tych durniów ruszyła za mną. Biegłem jak opętany.  
Byłem na korytarzu, słyszałem za sobą krzyki. Od mojej ucieczki minęło może z 10 sekund, a ja już byłem w połowie drogi na dół po schodach. Bez kitu, czas zwalnia jeśli tego potrzebujesz.
Dotarłem do drzwi wejściowych budynku. Wybiegłem i prawie wpadłem pod samochód. Ale na moje szczęście kierowcą był Kamil.  
-Wsiadaj, wiem co się dzieje! - wykrzyknął zza kierownicy.
Miałem biec przed siebie, ale dzięki Bogu trafił się on. Wsiadłem do czarnego Dodga. Odjechał sprzed budynku.
-Padnij - powiedział Kamil.
-Co? - zapatrzyłem się na tych debili wybiegających z budynku.
-Już! - powiedział i nachylając się ręką przycisnął moją głowę do kolan. Z tyłu zaczęły padać strzały. Jeden po drugim. W naszą tylnią szybę i tył samochodu Bałem się trochę. Siedziałem z głową w dół.  
Kamil trzymał moją głowę i sam na ślepego prowadził auto. Jechaliśmy szybko, nawet nie wiem czy dobrym pasem, ale po kilku chwilach huk z tyłu ustał.
- Skończyli? - zapytałem.
- Odjechaliśmy, zapnij pasy - powiedział mi i zrobił to samo.
- Powiedziałeś że wiesz co się dzieje. Skąd? Kto to był?
- To byli ludzie z sfery narkotykowej. Nie wiem co łączyło z nimi twoją rodzinę, ale najwyraźniej nie dostali kaski za towar
-Ale nikt nie brał z mojej rodziny. Co ty gadasz?
- Kim był twój ojciec z zawodu?
-A co cię to? - Emocje jeszcze nie opadły, byłem wkurwiony. Nawet na gościa który uratował mi dupe.
-Odpowiedz - popatrzył na mnie.
- Biznesmenem. Prezesem dużego banku, miał dużo pracy i stres na głowie - ogarnąłem się.
- I sam sobie odpowiedziałeś kto i dlaczego brał - Kamil pstryknął palcami.
- Ale on by taki nie był - Gapiłem się przez okno
Przypomniało mi się jak kiedyś tata sam mnie ostrzegał przed narkotykami. Nie mógłby brać. Był za bardzo uczciwym człowiekiem.
- Dom? - Usłyszałem Kamila.
-Hę? - Chyba mi się przysnęło. Popatrzyłem, dookoła ciemno. Była noc.
- Chodź, znalazłem mały hotel. Nie będziemy spać w samochodzie. I musze z tobą pogadać.
Wygramoliłem się z samochodu. Poszedłem za Kamilem. Wynajął pokoik z dwoma łóżkami w przydrożnym motelu.
- Co tam, o czym chciałeś pogadać? - Usiadłem na łóżku, oparłem się o ścianę. Chciałem się wyluzować, zapomnieć o wszystkim.
- Musze cię zapytać o - Zadzwonił telefon Kamila. Popatrzył na wyświetlacz i wyraz jego twarzy się zmienił. Na moje "Co jest?” odpowiedział machając ręką i wychodząc z pokoju.
Nie było go kilka minut. W końcu wyszedłem bo ile może trwać rozmowa telefoniczna. Kamil siedział na masce samochodu i gadał z kimś.
- Co jest? - podszedłem powoli, a ten wykrzyknął
- Wracaj do pokoju!
-Ej, ale co się…-
-Do pokoju! - krzyknął głośniej i pokazał mi drzwi.
Wróciłem na łóżko i zastanawiałem się już nie Kto dzwoni tylko Dlaczego. Dlaczego się na mnie darł.
- Dobra, skończyłem. Słuchaj - Teraz to ja mu przerwałem kiedy wszedł do środka
- Dlaczego na mnie krzyczałeś?
- Bo polecenia się spełnia, pamiętaj o tym - usiadł na łóżku naprzeciwko mnie. - Po prostu z kimś gadałem i nie potrzebowałem przyzwoitki.
-Ale kto to był?
- Nieważne. Słuchaj, kładź się spać. Jutro pogadamy, już nie ma na nic siły - Zdjął kurtkę, rzucił na krzesło i położył się.
-Ej, a ty masz rodzinę?
-Pewnie. Ale już z nimi nie mieszkam, pokłóciłem się z ojcem i uciekłem z domu.
- A masz rodzeństwo? - pytałem.
- Tak, mam młodszego brata. A ty miałeś?
- Siostrę, miała cztery lata. Ją też zabili. Co ta malutka im zrobiła? - zasmuciłem się.
-Mieli wybić całą rodzinę, wybili prawie całą. Masz szczęście że byłeś w szkole.
-Jakie tam szczęście? Zostałem sam - położyłem się na plecach i patrzyłem w sufit.- Wiesz, kiedyś byliśmy z tatą w parku. Jedliśmy gofry, potem poszliśmy pograć w piłkę, a potem w wesołym miasteczku spotkaliśmy się z mamą i Magdą. To był fajny dzień. A ty, jak wspominasz dzieciństwo?
-Możemy już skończyć? Spać mi się chce - Kamil nie miał ochoty na rozmowę.
-A, spoko. Dobranoc
- Dobranoc młody.
Przekręciłem się na bok. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku godzin. Jak zdziwiły mnie otwarte drzwi, jak płakałem nad ciałami rodziców i jak bałem się siedząc za fotelem.
18.03.2013
Była 8 rano.
-Dominik, zrobiłem śniadanie - Obudził mnie Kamil.
Podniosłem się, na stoliku pod oknem stała herbata i kanapki.
Zabrałem się do jedzenia. Kiedy kończyłem Kamil powiedział:
- Wiesz, wczoraj gadałem z kolesiem z urzędu. Kazałem mu poszperać we wszystkich papierach związanych z twoją rodziną.
- Tak, a po co? - zapytałem kończąc kanapkę.
- Chciałem się dowiedzieć czy masz jeszcze kogoś.
-I? - Skończyłem kanapkę i wziąłem łyk herbaty.  
- Masz przyrodniego brata - spojrzał na mnie.
-What?! - Zakrztusiłem się herbatą.
Kiedy mi przeszło znajomy dokończył:
- Mieszka na północy Polski. Mam jego adres. Wiem że ma 27 lat i mógłby się tobą zaopiekować.
- Nic o tym nie wiedziałem - Byłem kompletnie zaskoczony. Patrzyłem na niego jak na wyrocznie, bo w kilka chwil dowiedział się czegoś o czym ja nie wiedziałem przez 17 lat.
-Pojedziemy do niego?- zapytałem po chwili zadumy.
- A widzisz inne rozwiązanie?  
- Spoko - Dopiłem herbatę.
- Akurat mi to na rękę. Muszę załatwić kilka spraw po drodze
- Jakich spraw? - zapytałem.
Kamil wstał od stołu, wziął kurtkę i powiedział
- Nie interesuj się. Spadamy - Otworzył drzwi i poszliśmy do samochodu.  
-Czego tak często mówisz "Nie interesuj się”? Jesteś skryty - powiedziałem mu kiedy odjechaliśmy sprzed motelu.
- Mówił ci ktoś kiedyś "Im mniej wiesz tym lepiej”? - powiedział patrząc na drogę.
-Nie. Ale co ty ukrywasz? - Nie dawałem za wygraną. Odkąd zwinął mnie sprzed bloku zmienił się. Już nie jest tym miłym chłopakiem z którym przedwczoraj gadałem.
- Nic nie ukrywam. Nie interesuj się - Widziałem że denerwował się. Pytając ponownie o to samo mogłem go wkurzyć na maksa. Nie wiem czy tego chce.
Zaryzykowałem.
-Kamil! - Krzyknąłem.
Mój towarzysz podróży zjechał na bok i wcisnął hamulec do dechy.
-Co jest?- Ta akcja mnie wkurzyła.
-Cicho - powiedział.
- Ale o co - przerwał mi.
-Zamknij się. Myślę. - Siedzieliśmy nieruchomo i w ciszy przez jakieś pół minuty.
-W pewnym momencie Kamil spojrzał na mnie
- Wiesz skąd wiedziałem kim są ci ludzie i czego chcą?
- Nie. Mów - Też spojrzałem na niego.
- Bo to samo zrobili z moją rodziną. Wybili wszystkich. Po tym jak powiedziałem że już nie chce dla niego pracować
- Handlowałeś? - Niedowierzałem
- Tak. Ale to nie była dobra droga. Wiele razy miałem kłopoty z policją. Postanowiłem się ustatkować. Ale za jaką ku*wa cenę - Odwrócił się i skupił wzrok na łące przy której staliśmy.
- Sory, nie wiedziałem - zasmuciłem się. Wiem jak on się czuje.  
- Okłamałem cię. Byłem przy tym jak ich zabijał. Jak wykłuł oczy mojej matce. Wszystkich załatwił - Chyba zaczął płakać
Siedzieliśmy, on dochodził do siebie. Ja nie chciałem mu przerywać i siedziałem cicho.
- Dobra, koniec. Jedziemy dalej - Powiedział i otarł kilka łez z twarzy
- Wszystko ok? -zapytałem.
- Tak, spoko - Powiedział i odpalił silnik.
Jechaliśmy z godzinę gadając o głupotach Po tym czasie byliśmy w jakiejś małej mieścinie. Zatrzymał się pod sklepem.
- Chcesz coś? - zapytał wychodząc.
- Pić?
- Konkretnie?
- Nie wiem. Coś dobrego
- Coś dobrego… - powtórzył zamykając drzwi.
Po chwili wrócił z reklamówką którą mi podał. Były tam chipsy, konserwa, kilka ryb w puszcze, chleb i Tymbarki w butelkach.
Wyjąłem jeden i podałem Kamilowi. Wyjąłem drugi i zapytałem czy ma otwieracz.
- Sprawdź w schowku
Otworzyłem schowek i zacząłem tam grzebać. Było dużo papierów, jakieś pudełka. Otwieracz znalazłem na samym końcu.
- Dobra - Kamil wypił połowę i odstawił na półkę na napoje koło schowka. - Teraz jedziemy na ulice Jałową. Wklep w Gps bo nie wiem gdzie to.  
- Dobra, mam - Pojechaliśmy w wyznaczone miejsce.
Ulica Jałowa to dzielnica domków jednorodzinnych. Kamil zatrzymał Dodga przy jednym z nich.
- Ok., Dom skup się. Wejdę do tego domu, załatwię coś i będę za jakieś 20-15 minut. Masz tam nie wchodzić i najlepiej w ogóle nie opuszczaj samochodu, dobra? - poklepał mnie po głowie, wziął plecak i wyszedł.
- Ale co będziesz robił? - zapytałem przez okno.
Wchodząc na podwórko powiedział " Cicho i nie ruszaj się stąd”.
Dobra, siedziałem tak z 20 minut. Z nudów myślałem co on tam tyle robi, ale gdy czas jego nieobecności przekroczył pół godziny zdecydowałem się złamać dany mi zakaz i pójść tam.
Wszedłem na podwórko i kierowałem się do domu. Wiedziałem że na mnie nakrzyczy ale bałem się że coś mogło się stać, bo tak długo nie wracał. Opiekuje się mną i pomaga mi więc chyba powinienem w razie co mu pomóc.
Ruszyłem klamkę w drzwiach, ale były zamknięte. Więc zapukałem. Po chwili wściekły Kamil wciągnął mnie do środka:
- Jak zamknięte to znaczy nie wchodzić! - Krzyknął i złapał mnie za koszulkę. Przycisnął do ściany i przystawił broń do policzka.
- Co ty odwalasz?! - zapytałem.
-A co ty odwalasz? Wyraźnie powiedziałem żebyś został w wozie!  
- Co tu robisz? - zapytałem.
-Pracuje - puścił mnie.
Stałem w korytarzu. Widziałem kawałek salonu. Tam na kanapie siedziała jakaś kobieta z dzieckiem a jej mąż leżał na podłodze z rozwalonym nosem. Mały chłopiec płakał przytulony do mamy, mężczyzna dyszał, a Kamil wyjął z plecaka kajdanki. Podszedł do mnie.
- Daj rękę - powiedział.
Po chwili stałem przykuty do kaloryfera w korytarzu.
- Nie ruszaj się - powiedział i wrócił do tej rodziny.
- A mam wybór - spojrzałem na kajdanki.
- To jak będzie, dasz mi ten adres czy mam zabić tego małego? - Kamil chodził dookoła tego mężczyzny. Po czym skierował broń na jego żonę.
- A może ona ma przez to zginąć?
Kobieta krzyknęła
-Zamknij się! - krzyknął i uderzył ją pistoletem w głowę.
-Kamil! -Ja też krzyknąłem.
- Ty też spokój! - wycelował we mnie.
- Co ty robisz? Nie wiedziałem że taki jesteś - powiedziałem do niego.
- Pracuje. Możemy o tym pogadać później?!
Zamknąłem się. Kamil chodził chwilę po pokoju.
-Dom, idź do kuchni, nastaw palnik i połóż na nim patelnie - polecił mi.
-Ee... Kamil? - Potrząsnąłem łańcuszkiem od kajdanek. Kamil rzucił mi klucz.
Uwolniłem się, oddałem klucz i poszedłem do kuchni nastawić tą patelnie.
- Poczekaj chwile niech będzie gorąca i mi ją podaj - usłyszałem.
Przyniosłem mu nagrzaną patelnie.
- Przyłóż mu ją do pleców - powiedział mi.
Facet zaczął protestował, Kamil przyłożył mu broń do głowy, a mi kazał położyć mu patelnie na plecach.
Zrobiłem to. Zaczął się drzeć, ale po chwili podał Kamilowi adres.
- Weź nóż z plecaka i przetnij kabel od telefonu - powiedział i podał mi plecak. Sam pilnował tych ludzi.
Zająłem się kablem i po chwili wyszliśmy stamtąd.
Wróciliśmy do samochodu.
- Zapomnij co tam widziałeś, ok.? - powiedział Kamil chowając broń za pasek.
- Spoko - powiedziałem obojętnie.
- Mówię serio.
- Ej, co jeszcze wiesz o moim bracie?
- Wiem że ma 27 lat i mieszka na północy, tylko tyle.
- A wiesz czym się zajmuje, czy ma żonę itp.?
- Nie, tylko tyle wiem - spojrzał na mnie i odpalił silnik.
Pojechaliśmy do jakiegoś hotelu. Byłem padnięty więc szybko położyłem się do łóżka
Kamil zaczął grzebać w plecaku.
- Nie kładziesz się? - zapytałem.
- Idę do pracy - Zaczął kręcić się po pokoju i majstrować coś z łańcuchami
- Jakiej pracy?
-Na moje nieszczęście już wiesz jak pracuje.
- Co będziesz robił? - podniosłem się i usiadłem oparty o poduszkę.
- Nie powinno cię to interesować.
Podszedł do mnie i znowu nałożył kajdanki na rękę.
- Ej no…
- Idę do pracy a po twoim dzisiejszym wybryku wole nie ryzykować.
No trudno. Poszedłem spać.  
Miałem fajny sen. Śniła mi się moja rodzina. Że ja, rodzice i Madzia chodziliśmy po lesie, śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak kiedyś.
19.03.2013
Około godziny czwartej wrócił Kamil. Wiem że to on bo otworzył mi kajdanki.
-Dzięki - powiedziałem przez sen.
-Śpij, też musze się przespać - Położył się.
Rano po śniadaniu wyjechaliśmy. Przez drogę zacząłem gadać z Kamilem:
- Długo już tak pracujesz?
- Odkąd przestałem robić dla tych gości z mafii. Zacząłem działać na własną rękę. Mam ludzi którzy dają mi informacje gdzie i jak można zdobyć dobrą gotówkę. Wykonuje swoje zlecenie i zgarniam kasę.
- Nie myślałeś żeby z tym skończyć.
-Może kiedyś, ale jeszcze nie wiem…- Skręcił na parking przy jakimś małym sklepiku.
Wyszedł a ja zostałem w samochodzie.
Pomyślałem że fajnie by było gdyby zakumulował się z moim bratem. Lubię go, tylko że nie lubię jego pracy. Gdyby byli kumplami chodzilibyśmy razem do kina, na spacery czy pojeździć na rowerach. I może znalazłby sobie normalne zajęcie a nie łażenie po ludziach i katowanie ich patelnią.
Po chwili Kamil wrócił z paczką chipsów i dwoma puszkami coli.
Wiesz, tak sobie myślę - otworzyłem chipsy - Chcesz?
- Daj trochę - Poczęstował się
- Tak sobie myślę : czy ty mógłbyś się zakumulować z moim bratem i przeprowadzić gdzieś blisko nas? Wiesz, bylibyśmy dobrymi kumplami.
- Jestem twoim kumplem? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-No, fajnie nam się gada, ty mnie lubisz i ja ciebie. Fajnie by było przedłużyć tą znajomość.
- Ty tak na serio?  
- Pewnie - odpowiedziałem radośnie zajadając się chipsami.
Wyrzuciłem paczkę przez okno. Kamil spojrzał na mnie. Kiedy odpowiedziałem "Co?” klepnął mnie w kark.
- Głupi dzieciak.
- A jaki ty byłeś w moim wieku? - zapytałem z ironią.
- Na pewno mniej głupi
- A za ile będziemy na miejscu? - popijałem chipsy colą.
- Jutro rano powinniśmy być na miejscu.
- Ale zostaniesz na trochę? Wiesz, nie znam mojego brata i tak trochę głupio będzie mi z nim gadać sam na sam.
-Spoko, nie będziesz sam - uśmiechnął się do mnie.
Szybko wypiłem cole i puszka powędrowała za okno, a na okrzyk "Dom, debilu ty!” skuliłem się i zacząłem śmiać.
Wieczorem zostawiliśmy samochód w lesie, bo w okolicy nie było hotelu ani miejsca do spania. Będziemy spać w Dodgu, ale najpierw postanowiliśmy połazić trochę po mieście.
Przeszliśmy przez mały deptak. Nawet nie patrzyłem gdzie jesteśmy, miasto było super. Na rynku było dużo handlujących ciuchami sprzedawców.
Nie reagując na Kamila " Nie szalej za bardzo” podbiegłem do stoiska ze snapbackami i wybrałem kilka czapek.
-Mogę? - Zrobiłem do niego proszące oczka.
-Jedną - Uległ po kilku sekundach.
-Co, wiesz że nie odpuszczę? - Zaśmiałem się.
- Nie, po prostu cię lubię. - Po chwili dodał - Co byś powiedział gdybym kupił sobie taką samą?
- Dawaj - Ucieszyłem się.
Wracaliśmy do samochodu w czarnych czapkach z zielonym napisem Swag. Wyglądaliśmy jak bracia.
W pewnym momencie Kamil zadał mi dziwne pytanie
- Dominik, gdybyś miał jutro umrzeć to co byś chciał najbardziej zrobić? Wiesz, taka twoja wymarzona rzecz.
- O co ci chodzi? Te głupki nas nie złapią, jesteśmy setki kilometrów stamtąd!
- Tak się pytam. Nigdy nie wiesz kiedy umrzesz, nie?
- No fakt.
- Także… co to by było? Dom? - Przystanął i patrzył na mnie.
- Wiesz, najbardziej cieszę się że mam takiego kumpla jak ty.
- Dobra, zdecyduje za ciebie - powiedział z uśmiechem kiedy byliśmy koło samochodu.
- Co? - zawołałem za oddalającym się w stronę miasta Kamilem.
-Zaczekaj tam! - Usłyszałem.
Dobra, usiadłem na masce i gapiłem się w niebo z gwiazdkami.
Po pół godziny wrócił Kamil z drewnem i kiełbasą. Ja dalej czekałem przy aucie.
- Proszę… nawet nie musiałem używać kajdanek - Zaśmiał się.
- Gdzieś ty był tyle czasu? I po co ci to wszystko?
-Ognicho - Podał mi butelkę piwa - Nie sprawdzę cię bo nie masz dokumentów, ale pij.
- Dzięki - Otworzyłem butelkę - Chcesz?
- Nie, mamy skrzynkę - Kamil układał drewno.
Rozpaliliśmy ogień.
- Wiesz, tęsknie za rodzicami. Ale dzięki że tu jesteś i się mną zająłeś. Gdyby nie ty już leżałbym 2 metry pod ziemia.
- Ej, Dom. Ty naprawdę mnie lubisz? - powiedział, siedział naprzeciwko mnie na płocie.
- Pewnie, nigdy nie miałem bliskiego kumpla a z tobą czuje się dobrze.
- Ja właściwie tak samo. Jesteś pierwszym kumplem z którym spędziłem 4 dni wożąc się po kraju
Podszedł do mnie
-Młody, nawet gdybyśmy kiedyś musieli się rozstać albo jakbyś przestał mnie lubić, to i tak to były 4 najlepsze dni mojego życia.
- Oddaj mi tą butelkę bo bredzić zaczynasz. Ja umrę za kilkadziesiąt lat. Mówiłem: Nie znajdą nas! Niby kto miałby nas zabić? - Troszkę się na niego wkurzyłem. Ta skrzynka piwa na pół to chyba za dużo dla niego.
- Kładź się spać. Dobranoc Dominik - Smutny Kamil poszedł się położyć do samochodu. Ja siedziałem jeszcze chwilę myśląc nad jego filozofią sprzed chwili ale też po 10 minutach poszedłem spać.
20.03.2013
Rano obudziłem się. Kamil powiedział:
-Ready? Będziemy tam za jakieś półtorej godziny.
-Tak - ziewnąłem - Ej, a jak ja mam się zachować? On nawet nie wie że istniałem ani że rodzice nie żyją.
-Dasz sobie rade. Po drugie będę tam. Zero stresu, a będzie ok.
Zauważyłem że Kamil jest dzisiaj jakiś taki nieswój. Zapytałem co się stało.
- Nic, tylko mam kaca. Tak, kac, to na pewno to.
Ale powiedział to jakoś tak… nie uwierzyłem.
- Na serio, co się stało? - Nalegałem.
-Nic! Siedź cicho - Coś było na rzeczy. Ostatnio się tak zachowywał kiedy pytałem o jego kryminalną przeszłość.
- Jesteśmy, wysiadaj - powiedział po jakimś czasie.
- Kamil, to jest łąka. - Zatrzymał się na jakimś pustkowiu.
- Musimy coś załatwić po drodze. Tym razem ty i ja.
Wysiadłem i poszedłem za nim. Szliśmy prawdopodobnie do jakiegoś magazynu który widać było z oddali. Kamil milczał przez całą drogę.
Weszliśmy do tego budynku.
-Kamil, co my tu robimy? - Echo odbijało się w ścianach.
Zobaczyłem jakichś ludzi. Trochę się bałem, nie wiedziałem kim są.
- Chodź, nie bój się - Kamil wziął mnie za rękę. Na mojej twarzy malował się strach. Jakieś zło bije od tych postaci na końcu pomieszczenia.
Podeszliśmy bliżej. W końcu zobaczyłem tych ludzi.
Ja już widziałem tych sukinsynów!
- Kamil, gazem! - Jak tylko zobaczyłem morderców mojej siostry i rodziców zwróciłem się biegiem w przeciwną stronę.
Ale Kamil mnie zatrzymał, wyrywałem się, ale nie dałem rady.
- Co my tu robimy?! - próbowałem się dowiedzieć.
Rzucił mnie mocno na podłogę.
Zabolało.
- Nie wstawaj - ci dwaj dalej byli ubrani na czarno. Jeden z nich przyłożył mi pistolet do głowy.
-Dobrze, panowie. Wy się nim zajmijcie, a ja się rozliczę z tym młodzieńcem - tak powiedział gość w dłuższych włosach i poszedł gadać z Kamilem.
A ja tymczasem dostałem niezły wycisk. Kopali mnie po całym ciele. Normalnie Kamil pewnie zacząłby im wygrażać, ale teraz całkiem nie poznaje tego chłopaka. Dlaczego on to zrobił?
- Skujcie go - powiedział boss kiedy wrócił.
Zostałem zakuty w kajdanki trzeci raz w ciągu dwóch dni. Podnieśli mnie i prowadzili gdzieś. Po drodze spojrzałem na Kamila i słabym, zasmuconym głosem powiedziałem do Kamila:
- Ale ty mnie miałeś zawieźć do brata! Ufałem ci…
-Dom - spojrzał mi w oczy - Ja jestem twoim bratem.
- Co?! - Znowu rzucony na podłogę zacząłem się drzeć sam do siebie.
Zamknęli drzwi. Leżałem w ciemnościach. Po jakimś czasie usiadłem w kącie i zaczynałem zdawać sobie sprawę jak zostałem zrobiony w bambuko. Te całe cztery dni były tylko grą teatralną. Nie było opcji że mam żyć. Mieli mnie zabić tam, a Kamil był tylko kołem ratunkowym gdyby coś poszło nie tak. Gdybym uciekł, on miał mnie tylko tu dostarczyć, nic więcej.
Ale… dlaczego mnie okłamał? I… czy on naprawdę jest moim bratem?
Po jakiejś godzinie wszedł Kamil.
- Jak się czujesz? - zapytał i usiadł koło mnie.  
Nic nie odpowiedziałem.
- Chce pogadać.
- Prywatnie czy jak gość który chce mnie zabić? - Nie miałem ochoty z nim gadać.
- Jak brat z bratem - Powiedział to szczerze, tak czułem.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem spokojnie.
- Na początku chciałem ci pomóc. Ale ten dureń ciągle ma mój numer. Z nim gadałem wtedy pod hotelem. Chciał mnie zabić, chyba że mu ciebie dostarczę.
- I co, już cię nie zabije? - Pierwszy raz odkąd tu wszedł spojrzałem na niego.
- Nie - Uśmiechnął się. Ja nie.
Podał mi puszkę coli.
- Bierz. Znając tych gości niedługo tu zabawisz, ale pić musisz.
-Kamil. Mam skute ręce  
-A, no to peszek - Otworzył i pomógł mi się napić.
- Co masz na myśli, że niedługo tu zabawie?
- Ja jeszcze nie zakończyłem swojej roli w tej bajce. Jutro chcą cię zabić, ale znikniesz stąd jeszcze tej nocy. Masz moje słowo, bracie.
- Kamil, wypad, szef chce gadać - Drzwi się otworzyły i wszedł jeden z bandziorów.
- Widzimy się w nocy, nie śpij - wyszeptał.
Kamil wyszedł z pokoju.  
Ja dalej tam siedziałem. Po jakiejś godzinie przyszedł szef tej bandy.
- I co, myślałeś że jesteś cwany? - Powiedział do mnie
-Myślałeś że uda ci się uciec? Ja zawsze dotrzymuje obietnic. Cała rodzina ma zginąć i zginie, nawet jeśli taki gówniarz jak ty nawieje. Ale ja zawsze mam plan awaryjny. Choćby w postaci twojego brata o którym nawet nie wiedziałeś.  
- Nie mam czasu się z tobą bawić i mam jeszcze pewne sprawy do załatwienia. Jutro to załatwimy, idę dać twojemu bratu pieniądze - Wyszli i znowu zostałem sam. Czekałem na wieczór, czekałem na noc. Przyjechaliśmy tu o 12. Siedziałem w tym pokoju aż do godziny 1.
Wokół ciemno. Już prawie zasypiam, kiedy nagle otwierają się drzwi. Nie sądziłem że Kamil wejdzie drzwiami więc myślałem że znowu chcą się nade mną wyżyć.
Jednak potem znajomy głos powiedział:
- Tu nie ma okien. Musiałem wejść standardowo. Ruszaj się, mamy mało czasu.
- Masz uniwersalny klucz do kajdanek? - zapytałem.
- Nie. Mam drut i kilka innych bajerów.
- Faktycznie przydatne bajery - Tak pomyślałem gdy oswobodziłem ręce.
-Dobra, zostaliśmy tu tylko my dwaj i jeden który został żeby cię pilnować. Teraz zostań tu i bądź cicho. I proszę cie, tym razem w trosce o swoje dobro spełnij tę prośbę.
Zacząłem się śmiać. Kamil szybkim ruchem przycisnął mnie do ściany i zatkał mi usta ręką.
- Nie lubię zabijać ludzi więc nie dawaj temu bandycie powodów żeby tu przyszedł - powiedział mój brat.
Puścił mnie i kazał być cicho, a sam wychylił się za drzwi. Po chwili złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do wyjścia.
Prawie wybiegliśmy, kiedy nagle schował mnie i siebie za ścianę koło wyjścia. Skumałem że na wprost drzwi na dworze ten co tu został pali papierosa.
- Dobra, zabaw się - Kamil podał mi jakąś małą strzelbę.
- Naboje usypiające, celuj gdziekolwiek
Zastanowiłem się chwile i oddałem strzał. Kamil stał nade mną a gdy ten człowiek osunął się na ziemie powiedział
-Nieźle jak na pierwszy raz - przybił ze mną piątkę i pobiegliśmy do Dodga.
Szybko odjechaliśmy z tego miejsca. Byłem zmęczony więc usnąłem mu w samochodzie.
Zasnąłem na przednim siedzeniu Dodga Challangera, obudziłem się na łóżku w pokoju.
- Nocowanie w hotelach to dla mnie normalka - powiedział Kamil.
- Dzięki za uratowanie mi tyłka - powiedziałem.
- Nie zostawia się rodziny, zapamiętaj. - Przysiadł się i przyniósł kawę i frytki.
- Twoja mama była też moją drugą mamą. Teraz moje dwie rodziny nie żyją. To znaczy prawie - przytulił mnie.
- Cieszę się że cię mam, dzieciaku - Uśmiechnął się
-- Ja też. Dzięki że jesteś.  
- Zostaliśmy tylko my dwaj. Znajdę jakieś mieszkanie i jakoś damy rade.
Skończyłem jeść frytki i pyrgnąłem opakowanie na podłogę.
- Nie zmienia się nic - powiedział mój starszy brat.
Ja mam brata, ma 30 lat i jest dla mnie naprawdę kochany. On i jego koledzy byli przy mnie całe dzieciństwo i uważam ich wszystkich za moją rodzinę. Mój brat i moja siostra są dla mnie dwójką najważniejszych ludzi na świecie. Kocham was <3 Dominik

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 6586 słów i 34910 znaków.

Dodaj komentarz