
Cisza.
Tylko mróz skwierczy niczym oliwa na ogniu pod zelówkami Małgorzaty.
Biegnie.
Cały czas biegnie po rozsypanych gwiazdach, po zawilcach, po łąkach pełnych kąkolu, po złotym skruszonym listowiu. Płonie z każdym dniem na nowo. Zbiera obole dla Mistrza i skrzętnie skrywa do kalety. Na czarną godzinę. Jak błyskawica rani duszę w objęciach nocy, a w dzień przykłada plastry na sumienie.
Czy dobro by istniało bez zła? Zatrzymuje się. Słucha.
Tamta Małgorzata i tamte nadprzyrodzone noce i dzisiejsza Małgorzata są wciąż zasłonięte mroczną wizją cieni. Wciąż spragnione szukają miłości.
Mistrz!
Ucisza głos, kiedy kocha, podnosi kiedy rani. Oprócz ciemności niczego nie uznaje. Niedopieszczenie i chłód pozostawia nad ranem. Ten powiew zdradza jego zamiary.
Dlatego biegnie za tchnieniem. Potyka się o ogony karpi wyplutych ze stołów wigilijnych. O ości porozrzucane w otwarte śmietniki, o głowy w galaretowatej masie zduszające płacz czarnych oczodołów. Biel opłatka zatapia okowita.
Powoli kamienice wypalają ostatnie krople nafty i zapada ciemność. Tylko cienie zwinięte w embrionalny łuk szukają ciepła.
Mistrz czeka w ciemności na swoją Małgorzatę. W zapachu kadzącej miry, wpatrzony w nagie drzewa widzi więcej, widzi cienie, które za chwilę przetnie ogniem i położy dwa krążki na zamkniętych powiekach.
Brzęcząca zapłata za dopłyniecie do wiekuistej przystani.
2 komentarze
Duygu
Witaj

Późno, ale dotarłam. Nie lubię czytać "na raty", a w końcu mam czas przeczytać dokładnie i na spokojnie, tak jak lubię
"Ucisza głos, kiedy kocha, podnosi kiedy rani."- myślę, że to zdanie odnosi się do wielu związków nie tylko w dzisiejszych czasach.
Widać, że nie zmuszasz się do pisania, robisz to z przyjemnością i pełną świadomością. Piękny tekst, jak zawsze i ciekawa historia Mistrza oraz Małgorzaty.
Pozdrawiam cieplutko
Morfina
Podziwiam za lekkość pióra. Gratuluję. Piękne.