Tylko raz....

Internet nie kojarzy się nikomu z niczym romantycznym. Bo jak w ekranie można odnaleźć bliskość i ciepło drugiej osoby? Ludzie szukają w nim rozrywki, próbując oderwać się od szarej rzeczywistości. Samotni i zrezygnowani odnajdują się pośród słów wypowiedzianych za pomocą dłoni i klawiatury. Bo tak łatwiej...Ufają obcym, tak naprawdę anonimowym postaciom żyjąc nie realistycznymi mrzonkami. Zawsze myślałam o tym właśnie w ten sposób. Nie było w tym pogardy, tylko  idea łatwiejszego sposobu na to, by odwrócić się od tego co okrutne i  niewygodne. Można marzyć, ale nie wierzyć w to, że pośród "tłumu" cyberprzestrzeni odnajdziemy kogoś, kto może stać się nam tak bliski... To zbyt złudne, zbyt nieprawdziwe...

Na ekranie jarzącym się od przejrzystych kolorów, komunikator powiadomił o nowej wiadomości, pytając o  imię nieznanej osoby Numer nieznany... "pomyłka" pomyślałam. chciałam zignorować, bo jaki sens wdawać się w rozmowę z jedną z anonimowych postaci cyberprzestrzeni? Zbyt realnie podchodzę do tego typu "znajomości", w ogóle czy można nazwać coś podobnego "znajomością"? Można wyjść do klubu, spotkać się ze znajomymi, przebywać w miejscach względnie zaludnionych...wtedy można "poznać" kogoś. Interaktywne słowa nie mają przy tym zbyt wielkiego znaczenia. Jednak przekornie nie trzeba z pierwszą chwilą wszystkiego traktować  poważnie. Prawda? Też tak uważałeś. Gra słów miała pozostać wyłącznie tym. Odpisałam. Jedno słowo. drugie...setki słów "wypowiedzianych" do Ciebie padło w tamtej chwili. Panował klimat ironii i sarkazmu, typowa zabawa skierowana na to, by drugą osobę ogarnęło wzburzenie. Sytuacja nie służąca niczemu konstruktywnemu. Bo i czemu? Nie była nakierowana nawet ku temu by, wynurzać przed kimś obcym swoje udręki i problemy. Tak było, tak się zaczęło...Żółte słoneczko wyświetlane na ekranie oznaczało zielone światło do wspólnej gry słów. Sytuacja, która stawała się niemal rytuałem codziennego planowania czasu wolnego, w którym zawsze musiało znaleźć się miejsce na interaktywne chwile z postacią anonimową, całkowicie nieznaną. Wzajemna irytacja i sarkazm ustępowały miejsca zabawności i humorystycznemu podejściu do sytuacji. To z kolei, do wymiany poglądów, zręcznej operatywności pytaniami, by jak najwięcej "dowiedzieć" się o tej drugiej osobie.Wymiana fotografii, nie była już niczym nadzwyczajnym. Na ekranie wyświetlała się  z czasem coraz większa liczba zdjęć, dzięki którym mogłam zobaczyć kolor Twoich oczu, włosów i całą postać. Ale czy tak musiało być w rzeczywistości? Nie jest niczym nowym fakt, że "tłumy" cyberprzestrzeni zręcznie operują portretami innych, często obcych, osób. To taka forma dowartościowania, "bycia" kimś, kim zawsze chciało się zostać. Szczuplejsza sylwetka, wzrost...nieważne, wszystko można było przecież "poprawić".Jednak kolekcjonowałam i zatrzymywałam każdą z tych fotografii "A nóż..." myślałam, wygrzebując coraz to nowe ziarenka sympatii do Ciebie. Z czasem chwile wyłącznie przed klawiaturą i ekranem nie wystarczyły, niejaka potrzeba częstszego kontaktu popchała do wymiany numerów. Usłyszałam Twój głos...nie był ani, za wysoki, ani za niski, charakteryzowała go lekka chrypka, a może tylko mi się wydawało? Od tego momentu, nie byliśmy ograniczeni wyłącznie czasem, który pozostawał nam tylko w domu....Cokolwiek nie działo się w moim życiu, Ty byłeś w nim obecny. Gdzieś na drugim planie zabieganej codzienności przypominałeś o swojej obecności, że jesteś, że wspominasz, że myślisz...Miło było usłyszeć Twój głos, dźwięk troski i zainteresowania. Ale czy było w tym coś więcej? Dla mnie nie. Pewnego dnia przeczytałam "tęsknie...". Co mogłam myśleć? To nie realistyczne! A jednak coś w głębi mnie drgnęło. nie pierwszy raz słyszałam takie słowo, jednak zawsze pozostaje to jedynie składnią liter...bez znaczenia. tak wolałam myśleć, tak było łatwiej. Kiedy człowiek dopuszcza do rzeczywistości uczucia, wszystko staje się skomplikowane, trudne...broniłam się. Poznałam "smak" miłości....miłości zdradzonej, bolesnej i okrutnej. Zdobyta niezależność i poczucie bezpieczeństwa kosztowało mnie wiele czasu i pracy, pracy nad sobą, własnymi ograniczeniami i słabościami. Postanowiłam , że nie oddam już tego nikomu więcej, że nikomu nie dam się wedrzeć do mojego małego świata, a potem opuścić go jak cichy gość. Prawda, były w tym chwile nieograniczonego, niczym niezakłóconego szczęścia. Ale potem? Każda z nich okupiona była morzem łez...Czy warto? Nie wiem...teraz już nie jestem tego taka pewna...Mijały miesiące....Praca, studia, tysiące spraw na głowie pozwalały mi nie myśleć o bliskości drugiej osoby, o potrzebie bycia, bycia przy kimś, bycia dla kogoś Jednorazowe przygody nie dawały żadnej satysfakcji, jedynie zaspokajały kobiecą pustą próżność, nie oczekiwałam też niczego więcej. Żyłam pracą dla innych i w niej odnajdywałam sens. W końcu padło pytanie,które wcześniej, czy później musiało się pojawić "Spotkamy się"? przeczytałam na jaskrawym ekranie....Czy chciałam? Bardzo! Jednak strach chyba był większy...Praca stała się wymówką, pojawiły się okoliczności, dzięki którym nie było mi dane przejechać te 150 km do Ciebie. Czy naprawdę było Ci tak przykro? Dla mnie było to szaleństwem! Żeby jechać i spotykać się z kimś nieznajomym? To nie w moim stylu, choć szaleństwo nigdy nie było mi obce. A Ty? Wyjechałeś...wspominałeś o tym od dawna, jednak nigdy się to nie urzeczywistniło, a teraz...poczułam nutę żalu. "Nie będziemy mieli kontaktu" to była pierwsza moja myśl...Ponownie natłok spraw "pomógł mi" zapomnieć. Krótkie meile świadczyły, że nadal o mnie pamiętasz, ponownie padło "tęsknie". Czy można tęsknić, za kimś kogo nigdy się nie widziało!? Jednak można...wtedy doświadczyłam tego na własnej skórze, czułam tą wzmagającą się potrzebę Twojej osoby, jak głód którego nie można zaspokoić. Jednak nadal było na wpół nierealistyczne, bo byłeś kimś na wpół nierealistycznym, poznanym wśród tłumu cyberprzestrzeni....Pracowałam coraz więcej, podejmowałam się coraz to nowych obowiązków. Dawało niesamowite poczucie satysfakcji, było to poniekąd skryciem pewnych pragnień pod maską samorealizacji. Łudziłam się, że ze wszystkim sobie poradzę, jednak jak długo człowiek może funkcjonować w taki sposób? To miał być dzień na odpoczynek, na nabranie sił, aby następnego dnia powrócić do codzienności z nową dawka energii. Nagle komunikator powiadomił o nowej wiadomości. To byłeś Ty..."Skoro masz dziś wolne to może się spotkamy"? przeczytałam, z nieświadomie szczerym uśmiechem. Podałeś godzinę...."mam więc niewiele czasu" pomyślałam. "Będę" - odpisałam. Podekscytowanie nabierało na sile, a punkt kulminacyjny osiągnęło, gdy czekałam na peronie, na spóźniąjacy się pociąg. Wysiadłeś...spojrzałeś i uśmiechnąłeś się tak ciepło. Wyciągnąłeś rękę, a ja pocałowałam Cię w policzek. Słowa powitania i uciechy ze wspólnego spotkania trwały długo. Kilka godzin spędzonych ramię w ramię było długo oczekiwaną chwilą, już się przed tym nie broniłam. A dlaczego dopiero teraz? "Widocznie tak miało być" odpowiedziałam Ci.  Mój nastrój można było porównać do bajki, czułam się przy Tobie tak cudownie rozluźniona, spontaniczna i naturalna. Nie było żadnego udawania, a wszystkie nasze "rozmowy" okazały się jednak realistyczne. Poczułam też jakie magiczne działanie mają Twoje ramiona. Przytulałeś mnie, a ja nie broniłam się w żadnej sekundzie. Byłam pewna, że jak powrócę do domu, do swojego spokojnego azylu, nie będę mieć problemów, by powrócić do...rzeczywistości. Prawda okazała się inna. "Wiedziałem, ze tak będzie" powtórzyłeś już trzeci raz tamtego dnia - "Jak?" zapytałam - "Że się zakocham"- szepnąłeś, spojrzałam w Twoje oczy, one nigdy nie kłamią...i to co w nich zobaczyłam utkwiły mi w pamięci tak silnie jak nieprzyjemny ból głowy. Powinien sprawiać mi przyjemność? Owszem, jednak świadomość, że nie ma Cię teraz sprawia zbyt wiele żalu, by mogła być ową przyjemnością...Minęło wiele tygodni od tamtej chwili i wśród minionego czasu nie było dnia bym nie myślała o Tobie, o Twoim uśmiechu, słowach i spojrzeniu. Co noc marzę, abyś przyjechał jak najszybciej i....przytulił mnie. Zawsze było tak prosto, przebrnąć przez każdy dzień spełniających się celów samorealizacji, było tak łatwo żyć dla innych, a swoje pragnienia spychać w błogą nieświadomość. Teraz nie mogę odnaleźć się w tej rzeczywistości. Odliczam dni do kolejnego spotkania..choć nie wiem kiedy ponownie przyjedziesz... Piszesz "Nie mogę się doczekać...."Ja też, tylko jaki to ma sens...? Bycie dla siebie od przypadku do przypadku.Szczęście, czy pech? Nie wyjawiłam Ci tych wszystkich uczuć i raczej nie będę miała odwagi, żeby powiedzieć Ci jak bardzo tęsknie za Tobą...

~kora

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1674 słów i 9547 znaków.

2 komentarze

 
  • KAMILOS

    Opowiadanie bardzo bardzo dobrze 10/10 . Dużo głębokich przemyśleń , rozważań , smutku i radości . Masz talent . Ciekawi mnie: Czy opowieśc jest fikcją literacją ? .

    20 mar 2009

  • rozowa

    zgdzam sie z opiniami poznizej pytan tak wiele a odpowiedz brak :sad: :sad:  
    ale historia jest wspaniala  :smile: :kiss:

    11 lut 2009