Trudna decyzjaa 5

Dojechanie do miejsca docelowego zajęło nam kwadrans. Dziewczyny zaparkowaly koło nas, wiec nie musieliśmy się szukać. Nie czekajac dłużej udaliśmy się zająć stolik o ktorego umiejscowienie zacięcie kłuciłam sie z Larą całą drogę.  
Zaraz po wejściu do środka okazało się, że nie wygrała żadna z nas, ale może to i lepiej bo chłopaki czekali już na nas.  
Zlustrowałam pomieszczenie w którym swego czasu spędzałam całe dnie dorabiajac sobie.
Kremowe ściany ozdobione zdjęciami klientów i pracowników z dużymi oknami i pieknym widokiem wychodzacym na ogród.
Trzy rzędy stolików, które były tu kiedyś poustawiane dziś ustawiono razem na samym środku pomieszczenia. Białe obrusy przykryły je a na nich poustawiano jedzenie, napoje i kwiaty a przed nami oni Alan Tonny,Diego, Jeff.  
Alan to postawny mężczyzna o blond włosach, delikatnych rysach twarzy, piwych oczach i cudownym poczuciu humoru. Zawsze potrafi rozbawić towarzystwo.
Tonny stojacy z jego lewej to jego brat bliźniak są identyczni, no prawie Tonny ma niebieskie oczy. Tylko to ich różni, czasami nawet nieswiadomie wykonują identyczne gesty.
Dalej jest Diego wysoki, szczupły szatyn o czarnych jak smoła oczach i wariackim uśmiechu, który ma zawsze na twarzy. To najwiekszy rozrabiaka z całej agencji, nawet ja mu nie dorównuje a mówiono mi, że to mnie trzeba się bać.  
Na samym końcu przy samym oknie oparty o ścianę stoi on. Zastepca szefa i moj największy agencyjny wróg Jeff. Niższy ode mnie (a mam metr siedemdziesiąt) brunet w okularach na nosie. Pomimo wzrostu jest bardzo dobrze wysportowany i dobrze zbudowany. Zrozumiały jak nikt inny, no za nim to akurat nie tęskniłam.  

-Tęskniłaś, mała?-zapytał Diego powoli zbliżając się do naszej czwórki.
Szybko podbieglam do niego wskakując mu na ręce tak jak to zrobiłam z Davem. Szybko chwycił mnie pod tyłkiem, żebym nie spadła a ja oplotlam go nogami mocniej sie w niego wtulając.
-Nawet nie wiesz jak bardzo-odparłam z uśmiechem
-To dobrze, bo my też. Nawet ten gbur w koncie.-wskazał głową kierunek.
Wskazany mężczyzna ruszył w naszym kierunku, uprzednio zabierając ze stolu bukiet kwiatów.
-Tego się nie spodziewałam wcale, ale to nic. Ja też troszeczkę za nim tęskniłam-pokazałam minimalną różnicę miedzy placami, taką prawie nie widoczną co wywołało salwę śmiechu u nas wszystkich.
-No chodź tu, kwiaty Ci kupiliśmy- Tonny  
otworzył ramiona bym po chwili mogła w nich utonąć na kilka sekund.  
Pewnie potrwało by to dłużej ale centralnie przed nami na ulicy zaparkował czarny suv, z jego wnętrza wyskoczyło czterech zamaskowanych mężczyzn z bronią.
I nagle stało sie wszystko na raz.
Wszyscy czterej zaczęli ostrzeliwać restaurację, a my padliśmy na podłogę zdezorientowani. Dźwięk tłuczonego szkła podziałał na nas bardzo szybko. Mimo dezorientacji chłopaki wyciągneli broń.
-Co do cholery?!- krzęknęła Lara leżąc praktycznie przykryta ciałem Diego, ktory ją osłaniał.
Jeff przewrócił najbliższy stolik i sie za nim ukrył przywołując ich do siebie, co też od razu uczynili. Dave, który był najbliżej mnie przyciągnął mnie bliżej siebie robiąc nam fortece z niewielkiego stolika kawowego.
-Strzelają, czterech zamaskowanych przed budynkiem.-powiedziałam szybko. -Rozejrzę się,zostańcie tu
-Nie!-krzykneli wszyscy
Oczywiście, że ich nie posłuchałam, niestety nie mogłam się porządnie rozejrzeć bo od razu pociski zaczeły lecieć w stronę naszej kryjówki. Chłopaki nie byli im dłużni, zaczeli szybko odpierać ich atak.
- Zgłoś to-usłyszałam-Ok-rzuciłam szukajac telefonu w torebce. Nie mogłam go znaleźć więc poprostu wysypałam wszystko na podłogę. Uff, znalazłam. Szybko wybrałam numer.
-Centrala zgłaszam-usłyszałam miły głos Kim zaraz po pierwszym sygnale.
-Agentka7695. Kawiarenka"Rose", ostrzeliwują nas, czterech uzbrojonych napastników-powiedziałam-Namierz nas i przyślij wsparcie, amunicja nam się kończy.-wiecej nie musialam mówić
-Przyjełam,kilka osób z Delty jest  najbliżej, już ich wysyłam. Bez odbioru.
Rozłączyłam się.
Dave podsunął mi pistolet. Szybko chwyciłam go w dłonie i zaczęłam strzelać.
Dźwięk tłuczonego szkła i strzałów brzeczał mi w uszach, mimo to nie przestałam strzelać. Przez te wszystkie dzwięki jakimś cudem usłyszałam krzyk Lary i krzyczącego na nią Diego.
Potem wszystko zrobiło się czarne.  
Odpłynęłam w nicość.

---------------
Piszcie jak wam się podoba 😀
Miłego czytania 😙
Margo 😊😍

Dodaj komentarz