Słodka Agresja 2.

3.

     Grały w ping-ponga już trzecią godzinę. Sylwia nie pamiętała, kiedy ostatni raz robiła coś, co zupełnie ją nie interesowało przez tyle czasu. Piłeczka skakała leniwie raz w jedną, raz w drugą stronę. Gdy tylko zdarzyło jej się spaść gdzieś obok stołu, Justyna natychmiast podbiegała i wprowadzała ponownie do gry. Nieważne, czy działo się to po jej, czy też Sylwii stronie.
     W międzyczasie podeszło do nich kilka osób. Przedstawili się Sylwii i ulotnili w następnej chwili. Zdecydowanie całą salę wypełniała atmosfera lenistwa i nudy. Najwyraźniej czas płynął tu znacznie wolniej niż gdziekolwiek indziej. Być może tak samo czują się osadzeni w prawdziwym więzieniu.  
- Mam dość. – powiedziała wreszcie Sylwia. Czuła, że dłonie zwolniły jej z wysiłku. Justyna natomiast wciąż nie okazywała żadnych oznak zmęczenia. Jedynie dwie zbłąkane krople potu pojawiły się na jej czole.
- Zgoda. – dziewczyna odłożyła paletkę. – Prawdę mówiąc, nie ma tu zbyt wiele sposobów na zabicie czasu.  
- Myślę, że przejrzę tutejszą biblioteczkę i sprawdzę, czy jest coś wartego uwagi.
     Justyna przytaknęła i zniknęła gdzieś między stołami. W tej dziewczynie była taka beztroska, że na tle innych pacjentów wyglądała jak zabłąkana postać z bajki.  
     Sylwia dotarła do pierwszej szafki z książkami. Domyślała się, że tematyka literatury została pieczołowicie sporządzona przez Raczkowską i nie znajdzie tu nic, co mogłoby wywołać negatywne uczucia u pacjentów. Niemniej jednak zerknęła z nadzieją, że wypatrzy coś choćby odrobinę zabarwionego wartką akcją. Tak, odrobina emocji była tym, czego było jej teraz trzeba.  
     W oczy jednak nic szczególnego jej się nie rzuciło i przeszła do kolejnej szafki, potem do pozostałych, przy żadnej nie znajdując nic interesującego. Wróciła do punktu wyjścia i zabrała pierwszą z brzegu książkę, która okazała się młodzieżową powieścią o buntowniczej nastolatce.  
     Usiadła na kanapie, którą pokazała jej wcześniej Justyna i zaczęła czytać. Jedak nieważne jak bardzo się starała, musiała czytać niektóre strony po kilka razy, bo myśli uciekały jej gdzieś co chwila. Podniosła oczy znad lektury i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zupełnie nieświadomie odnalazła wzrokiem Wiktora.
     Chłopak znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawił go sanitariusz. Raz na jakiś czas poprawiał się na wózku, szukając optymalnej pozycji. Sylwii najbardziej rzucała się w oczy jego fryzura. Włosy miał brązowe i niesamowicie zmierzwione, jak gdyby spotkał przed chwilą szalonego fryzjera i pozwolił mu spróbować na sobie nowej metody strzyżenia. Chcąc nie chcąc pomyślała, że gdzieś tam pod spodem chłopak jest dość ładny. A raczej przystojny, bo wyglądał już bardziej na mężczyznę.  
     Sylwia zerknęła w stronę, w którą co chwila on sam zerkał. Patrzył na wielką szybę i rozpościerającą się za nią przestrzeń. Widok wzbudzał miłe odczucia, był po prostu bardzo zielony i taki... żywy. Sylwia odłożyła książkę i postanowiła przyjrzeć się bliżej.  
     Zatrzymała się, gdy jej twarz od szyby dzieliło nie więcej, niż dziesięć centymetrów. Jej oddech rzeźbił na powierzchni szare obłoczki, które zaraz jednak znikały. Wspólna sala znajdowała się na piętrze, toteż w dole widać było ulicę niknącą gdzieś za horyzontem, która przedzielała niejako las znajdujący się dalej, od ogrodzeń i zabudowań bliżej placówki. Od budynku ciągnęła się kręta i niezbyt długa, polbrukowa ścieżka upstrzona gdzieniegdzie ławkami, na których można odpocząć podczas spaceru. Była też mała przestrzeń przeznaczona do gier – usytuowano na niej dwa kosze przeznaczone do gry w koszykówkę, a przez środek można było rozstawić pomiędzy słupkami siatkę i zagrać w siatkówkę.  
     Sylwia zerknęła dalej. Tuż za ogrodzeniem, na terenie który nie należał już do placówki, znajdował się orlik – boisko ze sztuczną trawą przeznaczoną do gry w piłkę nożną. Wiktor musiał patrzeć właśnie w to miejsce. Justyna powiedziała jej, że chłopak był przed wypadkiem piłkarzem. Sylwia odwróciła się i trafiła na jego spojrzenie.
     W jego oczach dostrzegła tak wiele bólu, że poczuła jak kurczy jej się serce. W nerwowym tiku potarła o siebie dłonie. Coś sprawiło, że poczuła się tak, jakby wtargnęła w jego prywatność. Przeszła przez próg pomieszczenia, do którego nie powinna wchodzić. Jego pomieszczenia. Spiekła raka i spuściła głowę.
     Ostatkiem sił powstrzymała się, żeby nie pobiec do swojego pokoju. Potem z podobnym wysiłkiem zamknęła drzwi, nie trzaskając nimi. Usiadła na łóżku i zdała sobie sprawę, że boleśnie zaciska ręce. Powoli zwolniła uścisk. Sama siebie nie poznawała. Pierwszy raz wściekła się z tak dziwnego powodu. Wystarczyło, że Wiktor na nią spojrzał i coś w niej pękło.  
     Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów. Postanowiła, że nie da się sprowokować. Jeśli ten chłopak z jakiegoś niezwykłego dla niej powodu tak na nią działa, będzie go po prostu unikać. Ma tu nauczyć się panować nad gniewem, nie go wzbudzać.
     Mimo wcześniejszych ostrzeżeń Justyny, tego dnia ani razu już nie wyszła ze swojego pokoju.

4.
     
     Obudziła się bardzo wcześnie. Słońce leniwie objęło swymi promieniami placówkę i w jej pokoju robiło się powoli jasno. Sylwia wstała i niewiele myśląc, posłała łóżko. Czuła w sobie zawziętość i siłę, która pozwoli jej przetrwać kolejny dzień. A potem kolejny i kolejny, aż wróci do domu.  
     Jej pokój posiadał także małą łazienkę i Sylwia ponownie poczuła się mile zaskoczona. Warunki nie były złe, chociaż między małą kabiną prysznicową, umywalką i sedesem nie można było zrobić więcej niż dwóch kroków.  
     Szybko się wykąpała i ubrała w przewiewne ciuchy. Po chwili namysłu związała też włosy. Dzień zapowiadał się na bardzo gorący, już teraz to czuła. W momencie, gdy miała złapać za klamkę, usłyszała pukanie. W drzwiach pojawił się Marek.
- Witaj. – przywitał ją z delikatnym uśmiechem. – miałem to dla ciebie dać wczoraj, ale postanowiłem, że dam ci spokój pierwszego dnia. Na początku traktujemy wszystkich bardzo ulgowo.  
     Znowu się uśmiechnął i podał jej kartkę w formacie A4. Sylwia podziękowała i zerknęła na treść, był to rozkład zajęć, posiłków i aktywności.  
- Myślę, że wszystko powinno być zrozumiałe, ale w razie pytań zgłoś się do dyżurki. – już miał wyjść, ale obejrzał się jeszcze przez ramię. – Za chwilę jest śniadanie. Musisz być głodna.
     Słysząc te słowa, Sylwia poczuła jak burczy jej w brzuchu. Wczoraj po jej dziwnym roztrojeniu nie wyszła ani razu ze swojego pokoju, a co za tym idzie, nic nie jadła. Jej ostatnim posiłkiem było śniadanie, które zrobiła jej mama tuż przed przyjazdem do placówki.  
- Tak, za chwilę. – wymusiła na swoją twarz uśmiech. – dziękuję.  
     Marek skinął głową i wyszedł, a Sylwia przestudiowała rozkład. We wczorajszym rozkładzie widniało po prostu puste pole, jednak na dziś miała przewidziane jakieś aktywności.  
     Zaraz po śniadaniu miała się udać na terapię indywidualną z doktor Raczkowską, potem był czas wolny aż do obiadu. Dalej widniały dwa słowa, które spodobały się Sylwii najmniej – „terapia grupowa”. Wyglądało na to, że wszystkie dni wyglądają mniej więcej podobnie. Ponadto luki czasowe wypełniały aktywności opcjonalne takie jak sala informatyczna czy plac zabaw.  
     Sylwia westchnęła i ruszyła na stołówkę, która powoli zaczynała się zapełniać.

     Gabinet doktor Raczkowskiej znała doskonale. Już od kilku miesięcy matka woziła ją na prywatne wizyty. Sylwia nie była pewna, jaki był tak naprawdę ich cel, ale nie protestowała. Ze spokojem zaakceptowała stratę jednej godziny na rozmowach z panią doktor, byleby tylko jej rodzice przestali jej mówić, że musi  zacząć coś z „tym” robić.  
     Weszła do środka i zajęła znane sobie dobrze miejsce w fotelu.
- Witaj Sylwio. – przywitała ją profesjonalnym tonem Raczkowska. – jak się czujesz?  
- Nieswojo. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Śniadanie ci smakowało?  
     Sylwia czuła jeszcze w ustach smak jajecznicy z boczkiem. Co prawda potrawa nie była zbyt dobrze doprawiona, ale pochłonęła ją w kilka chwil. Sylwia była nastawiona na coś w rodzaju parówek albo chleba z dżemem, więc ponownie mile zaskoczyły ją standardy placówki.
- Tak, nie było złe.  
- Miło mi to słyszeć. – Raczkowska usiadła w drugim fotelu naprzeciwko niej. – Doszły mnie słuchy, że wczoraj delikatnie spanikowałaś.  
     Sylwia tak by tego nie nazwała, ale postanowiła przytaknąć.
- Czy coś się stało? – zapytała lekarka.
- Nie wiem. Chyba nic.
- Sylwio... na naszych spotkaniach obie doszłyśmy do wniosku, że twoje problemy nigdy nie biorą się znikąd. – uniosła brwi. – Co się stało?
- Nic, ja tylko...- zwiesiła głowę. Naprawdę nie chciała kłamać, nie wiedziała po prostu jak ująć w słowa to, co się stało. – tylko zobaczyłam tego chłopaka, Wiktora.
     Raczkowska patrzyła na nią chwile badawczo.  
- Źle się poczułaś, gdy zrozumiałaś, że stracił nogę?
- Nie... Tak. – Sylwia podniosła głowę. – Justyna, ta dziewczyna, powiedziała mi, że był kiedyś piłkarzem.
- I zrobiło ci się go żal. – naciskała.
- Nie. Nie było mi żal. Po prostu zrobiłam się zła na myśl o tym, co mu się przytrafiło.
     Doktor Raczkowska założyła nogę na nogę. Jej nienaganna pozycja emanowała spokojem.  
- Świat nie jest sprawiedliwy. Wręcz przeciwnie, jest okrutny i bezwzględny. Nie nad wszystkim możemy panować, powinniśmy się zatem skupić na tym, co kontrolować możemy.
- Czyli na czym?
- Ty na przykład możesz zapanować nad swoim gniewem.
- Mogę? – nie dowierzała Sylwia.
- Oczywiście! – odpowiedziała, jakby oznajmiała coś, o czym wiedzą nawet przedszkolaki.
- Może mi pani pomóc?  
- To ty musisz pomóc sobie. – wyjaśniła opierając się o miękki fotel. – Ja będę jedynie wspierała twoje dążenie do przezwyciężenia słabości. Musisz zacząć od prostych rzeczy.
     Sylwia spojrzała na nią pytająco.
- Rozmawiaj. Poznałaś już Justynę albo jak się domyślam, to ona zapoznała się z tobą. Wejdź zatem pomiędzy pozostałych rówieśników i poczuj, że możesz z nimi wejść w interakcję. Nigdy nie będziesz mogła kontrolować tego, co zrobią i co im się przydarzy, ale możesz kontrolować siebie. Stań naprzeciw lękom i poczuj kontrolę nad własnymi poczynaniami.  
     Doktor Raczkowska zamilkła, pozwalając by jej słowa zawisły w ciszy przez chwilę. Sylwia wielokrotnie słyszała już podobne rady, jednak problem stanowiło wprowadzenie ich w praktykę.  
- Rozmawiać? – zapytała nieśmiało. – Powinnam rozmawiać z innymi. – dodała po chwili pewniej. – To wystarczy?
- Tak. – Lekarka uśmiechnęła się. – powinnaś zacząć tam, gdzie ostatnio poniosłaś porażkę.
     Sylwia uniosła brwi.
- Powinnaś porozmawiać z Wiktorem, spróbować go poznać. Od razu mówię, że może nie być łatwo. – Raczkowska milczała przez chwilę. – Ten chłopak wiele przeszedł. Wiele stracił, ale myślę, że powinnaś spróbować z nim porozmawiać.  
     Sylwia ważyła w głowie jej słowa. Porozmawiać z nim? Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Poczuła jednak, że motywacja, która zrodziła się rano w jej głowie, wciąż tam jest i pomyślała, że może ją jeszcze rozniecić.  
- Dobrze. – powiedziała Sylwia. – spróbuję.

Dodaj komentarz