Po burzy zawsze słońce cz.1

Po burzy zawsze słońce cz.1Powiem tak, jest to moje pierwsze opowiadanie, aczkolwiek sądzę, że nie będzie ono amatorskie ani trochę.. Chcę się z Wami podzielić dobrą energią, pozytywnym myśleniem, a także optymistyczną wizją życia i zabrać w świat trochę bardziej realny niż ckliwe opowiastki o prawdziwej miłości, w którą wciąż wątpię, ale przekonacie się o tym właśnie tutaj i z każdym kolejnym dniem, kolejną chwilą. Życzę miłej lektury i apeluje o komentarze :>
Sierpień, ciepły słoneczny dzień, byłam na wsi, nie potrafiłam w żaden sposób skupić swoich myśli, byłam w rozterce, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić...Czekałam tylko na wieczór, na ten piękny zachód słońca, który niby szczęśliwa oglądałam każdego poprzedniego dnia pobytu.. Doczekałam się, odnalazłam chwilę spokoju w swoim życiu, pędzącym do przodu niczym burza nie robiąc z tego żadnego pożytku. A może właśnie nie było tak? Może to moje życie stoi w miejscu bardziej niż sądzę, pomyślałam, siedząc na polu. Słońce chowało się już za horyzont i robiło się ciemno. Zbierałam myśli, kręciłam się, wstawałam i siadałam na przemian. Kłótnie z mamą, w szkole też mogłoby być lepiej, przecież od września znów zacznie się szkoła.. z przyjaciółmi też nieciekawie. Panie Boże- powiedziałam, -daj mi jakąś wskazówkę jak żyć tak żeby wszystkim było dobrze, żeby był ze mnie jakiś pożytek? Mówiłam do siebie samej jak gdyby nigdy nic, nikt mnie nie słyszał.Dochodziła 23:00 długo tak kontemplując nad swoim postępowaniem stwierdziłam, że powinnam być szczęśliwa bo mam dużo, a gdybym chciała mogłabym mieć wszystko.. Gdybym tylko chciała.. Powiedziałam sobie -Dziewczyno co Ty robisz, zniszczysz sobie najlepsze lata młodości tak wzdychając nad jednym chłopakiem i myśląc tylko o studiach, które pewnie zmieniłyby tylko miejsce zamieszkania w Twoim życiu jeśli Ty nie zmienisz myślenia! Kiedyś przeczytałam w bardzo mądrej książce pewnego Pana (Carnegie Dale), że jednym z kluczy do szczęścia jest <> Zwykły sierpniowy dzień- pomyślałam, zróbmy tak. Przestań się zamartwiać, żyj dla innych, rozwijaj się i skup na ludziach którym naprawdę na Tobie zależy, przestań dążyć do czegoś co kiedyś rozpryśnie się jak bańka mydlana. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Uznałam, że lepiej być nie może ogarnęłam się w końcu, wstałam i tak szczęśliwa powędrowałam do domku przespać się z moim założeniem zmiany myślenia. Potem było już tylko lepiej...
Ze wszystkimi zaczęłam się dogadywać, miałam praktycznie całe wakacje tylko dla siebie, byłam nad morzem, cieszyłam się wszystkim czego mogłam doświadczyć. Mogę nawet powiedzieć, że były to naprawdę świetne wakacje, bo wzięłam swoje życie mocno w ręce. Dałam sobą pokierować bo ważną częścią mojego życia jest Bóg, nie zaprzeczam i po prostu brałam co mi los dawał. Stałam się tak niezawodnym optymistą! Nie sądziłam, że może być tak dobrze, tak mało mi brakowało do szczęścia. Uśmiech na mojej twarzy gościł praktycznie ciągle, podczas słuchania muzyki, spacerów, spotkań ze znajomymi jazdy na rowerze, która jest i będzie moją pasją, kocham to robić, wtedy jestem tylko ja rower muzyka w słuchawkach i przepiękny krajobraz wokół mnie. Potrafiłam wyjechać rano i wrócić wieczorem podziwiając po prostu piękne krajobrazy. Przestałam zauważać te błahe problemy w życiu i nie martwiłam się nimi bo szkoda mi było na to czasu. Ale.. dobra dobra myślicie, że łatwo mi mówić bo są ludzie którzy mają większe problemy albo lepsze życie wille z basenem i pełny portfel, ja nie z tych nie martwcie się, mieszkam w bloku w małej mieścinie.. Ale do tego wrócę później. Wracając, sielanka skończyła się kiedy rozchorowała się moja mama, nie mogłam tego przeżyć, miałam tylko ją, na szczęście moje zachowanie poprawiłam jeszcze przed jej chorobą i byłyśmy w dobrych relacjach na szczęście... Kiedy wróciła do domu ze szpitala zastanawiałam się znowu.. jak to wszystko teraz będzie?? Mniej czasu spędzałam poza domem, pomagałam jej jak mogłam, żeby jak najmniej się nadwyrężała, wszystko wydawało się wrócić do normy, jednak nie było tak. Wróciły wspomnienia, przemyślenia: a co będzie jak..? albo co wtedy zrobię? Do tego zamącił mi w głowie pewien chłopak.. Parę dni miałam kryzys, nie zaprzeczę, były chwile zwątpienia, ale postanowiłam się nie zadręczać tylko żyć dniem dzisiejszym, na chwile obecną było dobrze, miałam wszystko czego potrzebowałam, a z mamą było coraz lepiej.  
Jak wiele trzeba, żeby sprawić radość? No pomyślcie ile razy dziennie narzekacie na wszystko i chcecie aby ten dzień się skończył, albo jak jest beznadziejnie.. Wciąż słucham tych samych narzekań w szkole. To jest już męczące, szkolne społeczeństwo ma tak dziwne priorytety, nie rozumiem zupełnie niektórych ludzi, najważniejszy jest melanż, żeby się nachlać albo iść na szluge na przerwie. Co się dzieje ze społeczeństwem to przerasta wszystko. Kiedyś nawet planowałam zostać nauczycielem z pasją, ale widząc co dzieje się z dziećmi w szkołach uznałam, że to bez sensu. Ogólnie miałam w planach zmienić świat i chciałam kiedyś dowiedzieć się, że moim powołaniem jest wpłynąć na życie milionów ludzi i poprawić byt(superwomen, haha). Śmieszna jestem co? <> Zaufajcie mi to jest jak celowanie kulą w płot.. Nieważne, wiem że to dużo co już powiedziałam ale zaskoczę Was jeszcze jedną kwestią. Mianowicie wychodzę z założenia, że <>, rozumiecie przenośnie mam nadzieję? Także choćby nie wiem jak było źle to potem i będzie lepiej ze zdwojoną siłą. Albo wcale nie jest źle, w drugą stronę to nie działa. Nie jest tak, że problemów nie ma, trzeba sobie tylko umieć z nimi radzić ;).  
Ten przydługi wstęp będzie do opowieści o życiu dziewczyny, która jest nieźle zagubiona w świecie, ale mocno stąpa po ziemi. Będzie to opowieść o specyficznej miłości z charakterem, o wzlotach i upadkach, o uczuciach i o ludziach. Wszystko zaczęło się właśnie od moich postanowień i zmianach w życiu..
... Pamiętacie? Wspomniałam o tym chłopaku, tak właśnie tym co mi namącił w głowie, nazywał się Jakub, co z tego, że był tak strasznym egoistą, którego wszyscy mi odradzali. Mieszkał kawałek drogi ode mnie, poznaliśmy się w dość nietypowy sposób i nieczęsto mogliśmy się widzieć, praktycznie wcale. Traktowałam go jednak jak mojego super człowieka pocieszyciela, bratnią duszę, podobał mi się, nie zaprzeczę, obrócił mnie o 180 stopni, zaczęłam się więcej uczyć bo on cenił mądre dziewczyny, ćwiczyłam, schudłam nawet trochę! Nie należę do grubych, jestem w sam raz ponoć, ale jakoś nadal nie widzę w sobie nic ładnego. Zwykła wysoka wysportowana blondynka do tego z piwnymi oczami. Mogłabym być drobną brunetką z lokami taką chudziutką, z niebieskimi oczami.. Nie jest tak. Ale nie zmienię tego i muszę siebie zaakceptować taką jaka jestem, to chyba najtrudniejsze z celów mojego postanowienia. Mniejsza z tym, pewnego dnia pojechałam spotkać się z Kubą, było po prostu jak w bajce, nie wiem nie potrafię nawet opisać tego jak się czułam jedyna najlepsza i najpiękniejsza na świecie. Zachowywaliśmy się jak para, wydawało mi się, że to sen. Tak przystojny chłopak wysoki wysportowany brunet z niebieskimi oczami coś we mnie widział, zauroczyłam się po uszy, bił ode mnie blask a na samą myśl o nim puszyłam się i robiło mi się gorąco. Świetnie się razem bawiliśmy całe popołudnie, wpatrywał mi się w oczy cały czas, czułam się jak w przesłodzonej komedii romantycznej, mogłam trwać z nim wtedy zawsze, ciągle, cały czas mogłoby tak być i nigdy by mi się to nie znudziło. Kocham być w centrum uwagi i nie umiem się dzielić ludźmi. Ale jak się przekonałam jestem też zbyt naiwna i za szybko się przywiązuję do ludzi i uzależniam. Pocałowaliśmy się na pożegnanie i całą podróż powrotną w pociągu myślałam jaką jestem szczęściarą. hah i znowu ja śmieszna. Nic nie poszło po mojej myśli od spotkania zmieniły się nam kontakty, nie było już wcale tak fajnie, mijały dni kończyły się wakacje, zaczął się wrzesień a ja nie mogłam sobie poradzić z tym, że nagle przestaliśmy mieć tematy do rozmowy i przestało to być dla niego tak fajne. Nie wiem czy mu się znudziłam czy uznał, że jestem za daleko czy może tylko bawił się mną. Nie mam pojęcia znaliśmy się pół roku i sądziłam, że choć trochę go znam. Zawsze byl nieprzewidywalny i krok przede mną. Było tak i teraz.. Straciliśmy kontakt a ja nie chciałam się odzywać, bo przytłaczało mnie to za mocno.
Zaprzeczę sama sobie w tym momencie, ale mimo życia chwilą i dniem dzisiejszym, żyłam z dnia na dzień, czekając na coś co miało się wydarzyć, czekałam na spotkanie z Kubą, potem na wyjazd na wakacje, potem na szkołę. No i mam. Teraz pewnie zastanawiacie się na co czekam jak już szkoła się zaczęła. Otóż okazało się, że będzie z nami mieszkał taki ktoś..:> Siedzę sobie w szkole w jakiś zwykły wtorek czy coś i dzwoni do mnie telefon, okazało się, że to mama, uświadomiła mi, że dzisiaj przyjdzie ten chłopak, który ma z nami mieszkać przez czas studiów. Ucieszyłam się na samą myśl, dzień od razu przyjemniejszy, czekałam na godzinę 18 aż przyjdzie obejrzeć swój pokój. Chciałam żeby to się stało, chciałam zmienić w końcu rutynę swojego życia, mam 17 lat a w moim życiu wcale nie jest tak kolorowo jak mówiłam na początku, jest nudno. A ja nic nie chciałam chyba z tym zrobić.. do czasu..  
Nadeszła 18 punktualnie gość pojawił się u nas w domu, zauroczył mnie sobą od samego początku bo jest podobny do Kuby, na szczęście nazywa się Michał. Nie mogłam powiedzieć ani słowa, zatkało mnie zupełnie a jestem przecież gadatliwą i wygadaną osobą. Nie wiem co mi się wtedy stało, porozmawiał z mamą, minęło parę minut, z resztą też nie wiem kiedy bo czas leciał wtedy tak szybko.. Na końcu wymieniliśmy uśmiechy, wtedy czas zatrzymał się na moment. Dziwne uczucie. Też w głowie mi się wszystko przewróciło, chciałam tylko zapomnieć o Kubie a Michał miał być tylko taką małą pomocą w tym, nie planowałam raczej przed tym wszystkim od razu go zwodzić i się wiązać. Niczego nie planuje :> Wyszedł. Miał dać znać kiedy przyjdzie się wprowadzać. Nie byłam pewna czy to dobrze czy źle bo nikogo innego nie widziałam, mamie powiedziałam, że musi to być Michał i kropka. Skreśliłam wszystkich innych. Później żyłam już tylko dniem kiedy miał przyjechać, szkoła się ciągnęła i ciągnęła, znajomi przez palce, poprawiłam nawet kontakty z siostrą, ogólnie w rodzinie spokój, nauczyłam się trochę gotować, ale nie oszukujmy się nie lubię tego.. Jeździłam na rowerze, rozwijałam skrzydła ale też masę czasu spędzałam przed komputerem co nie było dobre, zupełnie nie. Poza tym chwytałam się wszystkiego co jest w moim zasięgu. Myślałam, że nie może być lepiej aż nadszedł dzień kiedy przyjechał Michał...
Ciąg dalszy nastąpi :>

"Dobrze widzi się tylko wtedy, gdy się patrzy sercem. Najważniejsze jest dla oczu niewidoczne." Optymista z dwóch minusów zawsze zrobi plus ;) życie jest piękne nie zapominajcie o tym kochani.

http://www.youtube.com/watch?v=Qe23V5M1-kI  Polecampolecam

misiamisia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2200 słów i 11888 znaków.

3 komentarze

 
  • takajedna

    czekam na kolejna czesc !! :o

    3 lis 2013

  • kaska

    pisz daalej !!! Ale mega początek :o :jupi:

    2 lis 2013

  • nati :)

    swietne to opowiadanie czekam na cd. :)

    2 lis 2013