Perypetie Charlotte cz. 5

Charlotte zgodnie z umową obiad zjadła sama. Cały czas wypatrywała swojego mężczyzny, ale nie pojawiał się. Wieczorem wróciła ciotka z którą zjadła wieczorny posiłek. Rozmawiały o romansie, ale Charlotte nie wyznała co zamierza zrobić. Przez cały czas próbowała na spokojnie przemyśleć swój zamiar. Wszystko wskazywało na to, że otruje męża. Weszła do swojej sypialni i spakowała wszystkie suknie.  
Dolała do kąpieli swój ulubiony olejek, bardzo ją relaksował. Zasiadła przed toaletką i zaczęła czesać swoje włosy. Po chwili w lustrze, oprócz swojego odbicia pojawiło się odbicie kochanka. Odłożyła szczotkę i zwinnym, kocim ruchem podeszła do niego.  

-Spakowałaś się moja Lady? - szeptał chrapliwym głosem.
-Owszem Darcy, jestem już gotowa do porannej podróży.  
-Pamiętasz o naszym planie? Zrobisz to dla nas Charlotte prawda?  
-Przyrzekam. Zrobię to i nikt nie będzie nam stał na drodze.
-Cieszę się Charlotte. Proszę, dosyp tego do posiłku Thortona. - podał jej flakonik wypełniony białymi, drobno zmielonymi kryształkami dziwnej substancji.  

Spojrzała pytająco. Darcy pospiesznie wyjaśnił, że to arszenik. Jest bezwonny i ma neutralny smak. Thorton nic nie wyczuje. Ostrzegł jednak, że śmierć jest dosyć powolna. W tej chwili Charlotte się zawahała. Bo jednak... nie kochała męża, ale nigdy nie zrobił jej krzywdy. Strach płynął żyłami w zawrotnym tempie.

-Jesteś blada, Lady. Co się dzieje? - przyłożył jej rękę do czoła.
-Nic... ja... Zrobiło mi się odrobinę słabo, ale już wszystko w porządku.
-Jesteś pewna? Nie bój się, jesteś ze mną bezpieczna. Nie zrobimy tego od razu, Thorton nie umrze jutro. Będziesz podtruwała go stopniowo, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Objawy będą łagodniejsze.

Charlotte poczuła dyskomfort. Skąd Darcy wie tyle o truciznach i skąd ma kokainę? Przeciętny człowiek nie interesuje się takimi rzeczami. Wszystkie wątpliwości minęły, kiedy po raz kolejny zażyła z kochankiem narkotyk. Świat na nowo stał się kolorowy, a strach i niepokój wycofały się na drugi plan. Zasnęła w ramionach mężczyzny. Darcy późną nocą wysunął się z objęć kochanki. Nie wyszedł od razu. Podkradł się do toaletki i zaczął grzebać w rzeczach ukochanej. Nie znalazł jednak tego czego szukał, bo z nieukrywanym rozczarowaniem trzasnął jedną z kunsztownych szufladek. Zszedł schodami w dół i wszedł do obszernej kuchni. Wyraźnie ucieszony chwycił w dłoń nożyczki i pobiegł na górę, do sypialni Charlotte. Delikatnie podniósł dość grube pasmo włosów i uciął kilkucentymetrową końcówkę. Źrenice się rozszerzyły, białe zęby błysnęły w ciemności. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ostrożnie rozpiął guziki kamizelki i koszuli. Na nagiej piersi błyszczał rzeźbiony medalion. Darcy delikatnie otworzył maleńkie drzwiczki i włożył wstęgę czarnych włosów, następnie zamknął. Szczelnie zapiął ubranie, otworzył okno i wysunął się z sypialni.  

*****************************************************************************************************

Charlotte obudziły drażniące, jasne promienie słońca. Wyjrzała przez okno, przeciągnęła się i przetarła spuchnięte oczy. Czeka ją ciężkie zadanie. Nie chcąc wcześnie budzić ciotki, ubrała się i po cichu zniosła ciężką walizkę. W kuchni przygotowała sobie gorącą herbatę. Drobnymi łyczkami piła parujący napój. Wygładziła krwisto-czerwoną sukienkę. Z zadumy wyrwały ją ciche kroki ciotki w kuchni.  
Krótką rozmowę przerwało im dotarcie powozu. Woźnica trzymał bat nad czarnymi koniami. Charlotte w pośpiechu ucałowała ciocię i wskoczyła do powozu. Droga koszmarnie się dłużyła. Zauważyła, że pocą jej się dłonie. Była bardzo zdenerwowana i spięta.  

Gdy przyjechała, na miejscu czekał na nią służący. Bez słowa podała mu walizkę i weszła do domu. Thorton wróci pewnie dopiero wieczorem. Przywitała się ze służbą i zamknęła w pokoju. Arszenik postanowiła mieć zawsze przy sobie. Fiolkę włożyła pod ubrany gorsete. Tam będzie bezpieczny.  

Cały dzień krzątała się po domu bez celu. Nie mogła jeść, z nerwów rozbolał ją żołądek. Wieczorem usłyszała głos męża. Wrócił, musiała się z nim przywitać. Podeszła do niego i ucałowała w usta. Towarzyszył temu jak zwykle chłodny dystans. Thorton próbował dowiedzieć się czegokolwiek, wyciągnąć od żony szczegóły wyjazdu, ale nie była skora do rozmowy. Kolacja została już przygotowana i czekała na  
stole. Thorton przed posiłkiem poszedł umyć ręce. Charlotte rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było nikogo. Do ulubionego sosu męża dosypała odrobinę trucizny. Arszenik zatopił się w nim i nie pozostawił po sobie śladu. Wyprostowała się i zajęła swoje miejsce.  

Thorton wkroczył do jadalni uśmiechnięty, był w dobrym humorze. Usiadł naprzeciwko żony. Nałożył na talerze jedzenie i tak jak przewidywała kobieta - polał sosem. Charlotte głośno przełknęła ślinę i drżącymi rękoma sięgnęła po sztućce. W końcu się odezwała.

-Co u Ciebie Thorton? Wybacz mi moją dzisiejszą zadumę, ale czuję się kiepsko.
-Tęskniłem Charlotte. Zaniepokoiłem się gdy nie chciałaś mi nic opowiedzieć. Jak spędziłaś czas u ciotki?
-Wiesz, nic nadzwyczajnego. Dużo spacerowałam, rozmawiałam z ciocią.
-Nic więcej? Tutaj jak zwykle interesy. - chrząknął.
-Mhm... - mruknęła i spuściła wzrok.  

Reszta kolacjii upłynęła w milczeniu. Małżonkowie wstali od stołu zostawiając brudne naczynia służbie. Położyli się do łóżka w sypialni. Thorton położył się blisko Charlotte, wodził dłonią po jej udzie. Charlotte momentalnie zesztywniała. Wyczuł reakcję żony, westchnął i położył głowę na jej piersiach.

-Dlaczego mnie unikasz? Nie znosisz mojej bliskości i dotyku. Dlaczego, powiedz mi proszę... - mówił łamiącym się głosem.
-To nie tak, źle się czuję na dodatek jestem zmęczona podróżą. - zmusiła się do ujęcia dłoni mężczyzny.
-Zauważyłem to już dawno kochana. Błagam, powiedz mi prawdę.
-Naprawdę nic się nie dzieje Thortonie. Nie martw się.  

Zrezygnowany położył się obok, aby nie drażnić kobiety. Odwrócił się plecami. Charlotte wstała żeby zgasić światło. Słyszała łkanie męża i wtedy po raz pierwszy zrobiło jej się go żal. Płakał przez nią, a w żyłach płynęła mu trucizna. Po raz pierwszy dotarło do niej w pełni, że stawia wszystko na jedną kartę. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją w stronę tamtego mężczyzny.  

*****************************************************************************************************

-Ej Anthony! Charlotte go otruje. Dałem jej fiolkę z arszenikiem. Ona będzie moja. - z ust mężczyzny sączył się dym papierosowy.
-Jesteś pewien? Jak z nią przyszedłeś, nie wyglądała na taką niegrzeczną. - zaśmiał się złośliwie.
-Przejrzałem ją na wylot. Wiesz co Ci powiem? Jest trochę naiwna, ale spodobała mi się.  

Mężczyźni siedzieli w zniszczonych sofach paląc papierosy i pijąc alkohol. Darcy bez słowa podał przyjacielowi medalion, który ściągnął z szyi.  

-Umieściłeś jej włosy w medalionie przywiązania? Nie wiedziałem, że aż tak Ci się podoba.
-Intryguje mnie. Dopóki mam tutaj te włosy, ona zrobi to co zechce. A... jeszcze jedno. Możesz dostarczyć mi trochę towaru? Muszę dostarczyć jakiś zapas Charlotte, myślę że tego potrzebuje. - puścił oczko.  

Darcy znał drogę do posiadłości kochanki. Dotarł na podwórze i wdrapał się po ścianie. Niewątpliwie pomogły mu w tym bogate, wypukłe zdobienia, których trzymał się podczas wspinaczki. Okno było uchylone, więc bezszelestnie wszedł do sypialni. Schował kokainę w pudernicy kochanki. Spojrzał ostatni raz na śpiących małżonków i wyszedł.

KIM JEST DARCY?

***********************************************************************************************************************************

Kolejny ranek w tym domu. - pomyślałam Charlotte. Zaraz po przebudzeniu sprawdziła puls śpiącego obok męża. Wiedziała, że to niedorzeczne, że nie mógł umrzeć po tak małej dawce, ale wyrzuty sumienia były okrutne. Odetchnęła z ulgą kiedy zaspany Thorton poczłapał do łazienki. Gdy wrócił do sypialni, obserwowała jak się ubiera. Właściwie niczego mu nie brakowało. Był przystojny, miał piękne ciało. Tylko... dlaczego go nie kochała? Z drugiej strony, w jakiś sposób zależało jej na nim skoro dręczyły ją wyrzuty sumienia. Posłał jej spojrzenie pełne bólu i wyszedł prowadzić interesy. Kiedy odnalazła w pudernicy woreczek z narkotykiem poczuła niepokój. Skąd to się tu wzięło? Czyżby...? Nie, to niemożliwe, żeby Darcy tu był. Nie zastanawiając się długo uformowała kreskę i wciągnęła. Ta podróż nie była pozytywna. Przed oczami stanął jej obraz zakrwawionego pokoju, świec i dziwnego rytuału. Po policzkach popłynęły łzy. Zamknęła drzwi pokoju na klucz - to była jedyna racjonalna rzecz jaką była w stanie zrobić. Wizja nie ustawała. Ktoś prosił o pomoc, ktoś się szyderczo śmiał. Świece gasły jedna po drugiej, krwi przybywało. Zaszlochała. Położyła się do łóżka. Zagryzała wargi zostawiając na nich czerwone ślady, drapała uda do krwi. Bezsilność zmusiła ją do samookaleczenia. Po godzinie, zaczęło wracać trzeźwe myślenie. Zza drzwi słychać było wołanie.

-Lady Charlotte? Lady Charlotte? Wszystko w porządku?  

To była tylko służąca. Charlotte z trudem panując nad głosem, krzyknęła, że nic się nie dzieje. Spojrzała w lustro. Wargi były przekrwione, a uda przecinały symetryczne czerwone kreski. W pośpiechu się ogarnęła i zeszła na kolację. Thorton jak zwykle mył dłonie, więc korzystając z okazji dosypała taką samą ilość arszeniku jak wczoraj. Usiadła na swoim miejscu i dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie upewniła się czy nikt nie patrzy. Szybko odgoniła od siebie te myśli i zaczęła jeść. Thorton również...

*****************************************************************************************************

Charlotte leżała w łóżku, wyjątkowo w długiej halce. Zawsze spała w bieliźnie. Dziś chciała ukryć rany na udach. Thorton nie krył zdziwienia. Uwielbiał podziwiać jej alabastrowe, smukłe ciało. Niestety, tylko podziwiać bo już nie pamiętał kiedy dane było mu go skosztować. Położył się do łóżka. Bolał go brzuch. Przekręcał się z boku na bok. Czytająca książkę Charlotte oderwała się od lektury. Pierwsze objawy...?

-Co się dzieje Thorton? Źle się czujesz?
-To tylko ból brzucha, musiałem zjeść coś ciężkostrawnego. To nic takiego. - pogłaskał jej dłoń.

Próbował usnąć i odwrócił się plecami. Kobieta odłożyła książkę i po fakcie doszło do niej co zrobiła. Przytuliła się do leżącego tyłem męża. Sama, z własnej woli. W sercu poczuła ukłucie. Nasilało się. Odsunęła się i dziwne uczucie ustało. Pojawiało się za każdym razem, kiedy była bardzo blisko Thortona. Charlotte te narkotyki całkiem wyprały Ci mózg. - myślała.

retrezed

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1945 słów i 11298 znaków.

2 komentarze

 
  • retrezed

    w przygotowaniu!  :rolleyes:

    15 lip 2013

  • 123*

    Kiedy kolejna część.??? :D

    13 lip 2013