Charlotte tej nocy spała spokojnie. Śniła o poznanym mężczyźnie. Rano obudził ją chłodny wiatr bo zostawiła na noc otwarte okno. Przystojny mężczyzna pociągał ją. Wiedziała, że to co zamierza jest złe i nie przystoi mężatce.
Dzień rozpoczęła od porannej toalety. Skończywszy, nałożyła na siebie brzoskwiniową, batystową suknię z dosyć dużym dekoltem, dlatego na wierzch ubrała szmizetkę. Włosy upięła luźno nad karkiem tak, że pojedyncze kosmyki okalały luźno jej twarz. Kiedy zeszła, na dole czekała na nią już ciotka ze śniadaniem.
-Dobrze spałaś Charlotte? - zapytała.
-Tak ciociu, wyjątkowo dobrze.
-Jak wczorajszy spacer? Musiałaś wrócić późno, bo nie słyszałam jak wchodziłaś.
-Okolica jest cudowna, nie czułam upływu czasu. - mówiąc to popijała powoli herbatę i jadła śniadanie przygotowane przez ciotkę.
-Spacerowałaś sama? Nikogo nie poznałaś?
-Cały czas byłam sama.
Wiedziała, że może zaufać ciotce ale uznała, że bezpieczniej będzie jeśli przemilczy nową znajomość. Wolała zachować ostrożność.
-Charlotte, mam do Ciebie pytanie. Chciałabym pojechać na dwa dni do koleżanki do miasta. Zaopiekowałabyś się w tym czasie domem? Co Ty na to?
-Oczywiście, ciociu. Dom będzie stał cały czas w tym samym miejscu. - uśmiechnęła się.
Skończyła posiłek i odeszła od stołu. Cały czas myślała o mężczyźnie, którego wczoraj poznała. Intrygował ją. Zdołał zdobyć jej zaufanie w ciągu kilku godzin. Otaczała go pewna tajemnicza aura ale w ogóle jej to nie przeszkadzało.
Dzień płynął bardzo powoli. Charlotte nie mogła doczekać się wieczornego spotkania. W międzyczasie pożegnała ciocię. Zwiedziła resztę komnat pałacyku... ostatni raz była tutaj kilka lat temu.
Niebo zaczął przykrywać ciemny płaszcz. Przyozdobione było jasnym, idealnie okrągłym księżycem. Opuściła dom i skierowała się w stronę lasu. Przywitał ją delikatny zapach drzew i kwiatów. Nasłuchiwała obcych kroków, ale znowu panowała cisza. Lekko zawiedziona miała już wracać, kiedy poczuła na ramieniu rękę. Gwałtownie się odwróciła. Przed jej twarzą znalazła się twarz znajomego, podszedł bezszelestnie.
-Darcy! - zareagowała entuzjastycznie i zaraz zganiła się za to w myślach.
-Charlotte! Wybacz mi spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałaś długo i nie będziesz żywiła urazy.
-Zastanowię się. - odpowiedziała zaczepnie.
Wzięła towarzysza pod rękę i szli przed siebie. Ciszę przerwała Charlotte.
-Darcy... opowiedz mi coś o sobie.
-Lady, cóż mogę powiedzieć? Mieszkam tutaj od początku i znam każdy zakątek okolicy. Czasami poluję. Może opowiesz coś o sobie? Na pewno masz wiele ciekawszych przeżyć niż ja.
-Jak już mówiłam wczoraj, przyjechałam tutaj do ciotki aby odpocząć. Nie mam nic ciekawego do powiedzenia...
Widać było, że oboje coś ukrywają. Każde miało jakąś tajemnicę i widocznie tak było wygodniej. Temat zmieniła Charlotte, a Darcy wyraźnie odetchnął z ulgą.
-Gdzie się wybierzemy?
-Co powiesz na opuszczoną budowlę? To niedaleko i myślę, że Ci się spodoba.
-Nie mogę się doczekać.
Dotarli na miejsce. Oczom Charlotte ukazała się potężna, piękna budowla. Miejscami ściany były pokruszone, ale to nie odejmowało jej uroku. Charlotte położyła głowę na ramieniu towarzysza i przymknęła oczy. Darcy pogładził ją po włosach, a wystające kosmyki założył za uszy. Kobieta delikatnie się zarumieniła.
-Jak Ci się podoba?
-Jest cudowna.
Weszli do środka. Wewnątrz było o wiele chłodniej niż na zewnątrz. Na ścianach zawieszone był stare, zardzewiałe świeczniki. Panowała ciemność, ale Darcy miał przy sobie lampę naftową. Przytuleni do siebie szli mrocznym korytarzem. Przez chwilę Charlotte przemknął przez myśl Thorton. Postanowiła jednak od razu wyrzucić go z głowy. Nie chciała pozwolić aby coś zepsuło jej ten wieczór.
Dotarli do miejsca w którym musieli wybrać jedno z trzech wejść.
-Którędy Lady?
-Może prawym wejściem?
Darcy oddał lampę towarzyszce i mocno popchnął masywne drzwi. W środku stało wielkie łoże. Było nieco zniszczone, ale wciąż w niezłym stanie co zdziwiło kobietę. Przecież to był opuszczony budynek... Przysiadła na rogu starego mebla, a lampę odłożyła na stojący obok łózka stoliczek. Darcy usiadł obok, objął w pasie kobietę. Charlotte nieśmiało zbliżyła twarz do twarzy mężczyzny. Objął wargami jej usta. Początkowo nieśmiały pocałunek przerodził się w namiętny i zachłanny. Charlotte długo tłumiła w sobie pragnienia, żyjąc u boku niewłaściwego mężczyzny. Darcy pospiesznie zdjął szmizetkę po czym obsypał pocałunkami szyję i dekolt. Charlotte położyła się na plecy i pociągnęła na siebie kochanka. Darcy obsunął bufiaste rękawki sukni i zaczął pieścić ramiona kobiety, która nie pozostawała dłużna. Ściągnęła górną część garderoby i błądziła rękami po torsie. Darcy pociągnął suknię tak, ze zatrzymała się w pasie. Żółte światło stojącej przy łóżku lampy oświetlało ciało Charlotte. Darcy przesunął koniuszkami palców po nagiej skórze. Usta poznawały ciało towarzyszki. Charlotte mruczała cichutko. Nigdy w życiu nie czuła takiej przyjemności. Wszystkie noce spędzone z Thortonem nie mogły równać się tym chwilom. Niespodziewanie objęła mężczyznę i przycisnęła do siebie.
-Jesteś cudowna Charlotte. - położył się obok, przesuwając cały czas dłoń po nagich piersiach.
-Nie mogę uwierzyć, że natrafiliśmy na siebie przypadkiem. - pocałowała go w szyję.
-Charlotte z kim i gdzie Ty właściwie mieszkasz? Powiedz mi proszę.
To pytanie całkowicie ją speszyło. Wstała i pospiesznie ubrała na siebie, zdjętą do połowy suknię.
-Lady, co robisz?! Gdzie idziesz?
Nie odpowiedziała na to pytanie, szybko wybiegła z komnaty. Nie miała ze sobą żadnego światła dlatego potknęła się na wystającym kamieniu posadzki. Słyszała za sobą kroki i nawoływania kochanka. Postanowiła zignorować bolące po upadku kolana. Wstała i pobiegła przed siebie. Była w szoku i cudem trafiła na właściwą drogę, która doprowadziła ją do pałacu ciotki. Po policzkach płynęły łzy. Darcy biegł za nią do połowy drogi, a później już go nie słyszała. Wpadła zdyszana do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Miała wyrzuty sumienia, ale nie mogła wyjawić mu prawdy. Miała przecież męża...
2 komentarze
Ada
Super
Ola
To jest jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam!!!!