Perypetie Charlotte

Drogi czytelniku! Lubisz wiktoriańskie intrygi, czasy szeleszczących sukien i ciasnych gorsetów? W takim razie zapraszam Cię do Wielkiej Brytanii, do czasów zakłamanej moralności. Zapraszam Cię do szczelnie zamkniętych komnat i ciemnych zaułków ulicy. Zapraszam Cię do tajemniczych lasów i ruin starych zamków. Dasz się porwać?

Lady Charlotte była żoną poważnego i dobrze sytuowanego mężczyzny. Małżeństwa nie skojarzyła miłość. Ich rodziny były zaprzyjaźnione od wielu lat, dlatego ten związek był wszystkim na rękę. Przyzwyczaiła się do jałowego związku, do udawania w sypialni.  


Lady Charlotte jak co dzień stanęła przed lustrem. Nie lubiła kiedy ktoś pomagał jej przy codziennych rutynowych czynnościach dlatego ubierała się sama. Wyjątek stanowiło zawiązanie gorsetu. Uwagę od lustrzanego odbicia oderwało ciche pukanie do drzwi.  

-Proszę!
-Dzień dobry Lady Charlotte. Który gorset dziś ubieramy?
-Ten. - wskazała na burgundowy z czarną wstążką.  

Służąca pomogła nałożyć swojej Pani gorset, później mocno zaczęła sznurować wstążkę.  

-Możesz już wyjść. Z suknią poradzę sobie sama.  
-Tak jest Lady.  

Charlotte odetchnęła ciężko. Była przyzwyczajona do spłyconego oddechu po nałożeniu gorsetu. Wybrała muślinową empiryczną suknię i wyszła z pokoju. Na dole czekał na nią już jej mąż - Sir Thorton.  

-Witaj Charlotte. - musnął delikatnie wargami jej usta.  
-Witaj Thorton.  
-Usiądźmy do stołu, długo już czekam na Ciebie ze śniadaniem.  

Jedli w milczeniu. Każde śniadanie wyglądało identycznie. Monotonia ją przygnębiała. Skończyli posiłek i mąż oznajmił, że będzie
w domu późnym wieczorem. Westchnęła głośno, nie wiedziała co ma robić. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Może wyjedzie na wieś do posiadłości ciotki i zrelaksuje się trochę? Błyskawicznie poinformowała służbę o swoich zamiarach. Teraz czekała już tylko na powrót Thortona i skonfrontowanie go z tym planem.  

Leżała w łóżku. Z letargu wyrwały ją otwierające się drzwi. To był Thorton. Ściągnął swój surdut i białą halsztuk. Położył się obok i wtulił bez słowa. Charlotte postanowiła się odezwać.  

-Thorton... mam do Ciebie pytanie.  
-Słucham? - mruknął, całując jej bark.  
-Miałbyś coś przeciwko gdybym wyjechała na kilka dni do ciotki? Masz teraz wiele pracy i nie ma Cię całymi dniami. Nudzę się. - odsunęła się dyskretnie, aby ten nie miał szans na jakiekolwiek pieszczoty.  
-Jak długo?  
-Tydzień? Bardzo mi na tym zależy.  
-Zgoda, tylko uważaj na siebie. Wyjeżdżasz jutro z rana?
-Tak. Dziękuję Thorton. - odwróciła się od niego i pogrążyła w śnie.  

Podróż powozem minęła bez zakłóceń. Ciotka Emma stała przed swoją posiadłością i machała energicznie siostrzenicy. Charlotte poweselała na widok kochanej ciotki. Stęskniła się za nią. Wybiegła z powozu i przytuliła ją mocno.  

-Ciociu, bardzo się stęskniłam!  
-Ja też Charlotte. Wejdźmy do środka, napijemy się herbaty.  

Ciotka nalała herbaty do porcelanowych ręcznie malowanych filiżanek.  

-Co u Ciebie kochana? Co słychać u Thortona? Układa się wam?
-Wszystko w porządku ciociu, żadnych nowości. Mów lepiej jak Ci się żyje.  
-Widzisz, zostałam sama w tym ogromnym pałacu, wujek umarł a ja nie chcę wiązać się już z nikim innym. Jestem już za stara na romanse...  
-Ciociu, mogę się odświeżyć? Który pokój będzie mój?
-Schodami w górę i ostatni z prawej strony.  

Charlotte wbiegła po schodach, trzymając w dłoniach brzegi sukni. Służba wniosła jej bagaże do pokoju. Postanowiła ubrać muślinową kreację. Włosy upięła w luźny kok. Długą szyję podkreślał naszyjnik w kształcie półksiężyca. Tak przygotowana postanowiła zwiedzić okolice. Spacerowała już długo i coś kazało jej wejść do lasu. Nastawał zmierzch i wszystko wydawało się bardzo tajemnicze. Las przepełniony był rozmaitą roślinnością. Panowała cisza, nie słychać było odgłosów zwierzyny. Charlotte czuła tylko szelest ściółki pod pantofelkami. Nagle do jej uszu, zaczął dobiegać jeszcze jeden dźwięk. Zorientowała się, że już nie jest sama w lesie. Wiedziała, że nie powinna zapuszczać się tak daleko ciotka pewnie się martwiła.  

-Kto tam?! - krzyknęła. Słyszała czyjeś kroki... ktoś był coraz bliżej.  
Widziała zarys sylwetki i ubranie nieznajomego. Miał na sobie nieco staroświecki już tużurek. Zbliżał się do niej, nie wiedziała co ma zrobić. Najgorszym wyjściem była ucieczka, postanowiła czekać na dalszy rozwój akcji.  
-Witam. Co taka piękna dama robi sama o tej porze w lesie? - nieznajomy uśmiechnął się serdecznie. Biło od niego ciepło, czuła, że nie ma złych zamiarów.  
-Ja... Spacerowałam i poszłam trochę za daleko. Przyjechałam do ciotki, chciałam zwiedzić okolice.  
-Pozwoli Pani, że się przedstawię. Jestem Sir Darcy. - ukłonił się nisko.  
-Lady Charlotte. - skinęła głową.      
-Zatem Lady Charlotte. Czy mogę Pani potowarzyszyć?
-Oczywiście. - zarumieniła się lekko.  


Szali i rozmawiali. Weszli na teren ruin starego zamczyska. Miejsce było magiczne i przerażające. Sir Darcy użyczył Charlotte swojego ramienia. Nic nie wspominała o tym, że ma męża chciała aby ten spacer trwał jak najdłużej.  

-Wybacz mi Charlotte. Muszę już wracać... Będziesz jeszcze jutro? Spotkamy się?
-Tak! - odparła z entuzjazmem. To samo miejsce i czas?
-Jak najbardziej. - ucałował ją lekko w policzek.  

Charlotte pobiegła szybko w stronę posiadłości ciotki. Wiedziała, że robi źle, ale chciała mieć coś od życia. Tyle lat w nieszczęśliwym małżeństwie...  
Kiedy dotarła, dom był pogrążony już we śnie. Ściągnęła pantofelki w korytarzu, aby nie hałasować. Poszła do swojej sypialni, ściągnęła ubranie i położyła się w łóżku.

retrezed

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1054 słów i 5912 znaków.

1 komentarz

 
  • Sandra

    Super :) Czekam na kolejną część :D

    13 maj 2013