Perypetie Charlotte cz. 4

-Charlotte! Darcy! Otwierajcie! - słyszeli czyjeś krzyki.

Darcy zerwał się z łóżka i pośpiesznie ubrał. Charlotte próbowała okryć się resztkami sukni. Mężczyzna podszedł do drzwi i ostrożnie je otworzył. W progu stał jego przyjaciel.  

-Anthony, czemu się tak dobijasz?
-Chyba nie zauważyliście, ale zaczyna świtać. Niestety pora zamykać...

Zakłopotany Darcy podrapał się po głowie. Widział strach malujący się w oczach kochanki.

-Anthony, daj nam kilka minut i znikamy.

Darcy podszedł do Charlotte i pogłaskał ją po włosach.  

-Co ja teraz zrobię?! Jak wytłumaczę się ciotce? - po policzkach popłynęły łzy.
-Nie martw się, zaraz coś wymyślimy.  

Para zebrała się do wyjścia. Na zewnątrz, leniwie wschodziło słońce. Szli pod rękę, nie odzywając się do siebie. Każde z nich myślało nad rozwiązaniem niekomfortowej sytuacji. Pierwszy przemówił Darcy.

-Charlotte, może uznasz, że jestem szaleńcem, ale... Powiedz ciotce prawdę. Powiedz, że noc spędziłaś w moim towarzystwie.
-Wiesz, że mi również nie przychodzi nic innego do głowy? Powiem jej o nas.  

Rozstali się tam gdzie zawsze - w lesie. Charlotte samotnie przemierzała znajome już ścieżki. Stres sięgnął zenitu gdy ujrzała dom ciotki. Obiecała sobie jednak, że nie stchórzy. Weszła ostrożnie do domu, podtrzymując rękoma rozerwany dekolt sukni. Chciała odłożyć rozmowę na później, była przekonana, że ciocia jeszcze śpi. Chcąc to sprawdzić zajrzała do jej sypialni. Krewna siedziała w swoim ulubionym, obitym czerwoną satyną krześle. Jej wzrok był nieobecny, wyglądała jak posąg.

-Ciociu, tak bardzo Cię przepraszam...

Na te słowa kobieta zaszlochała i ukryła twarz w dłoniach. Charlotte miała ogromne wyrzuty sumienia, że naraziła staruszkę na tak silne emocje. Ganiła się w myślach za swoją nieodpowiedzialność. Podeszła do cioci i przytuliła ją czule. Kobieta wyprostowała się.

-Co się z Tobą działo dziecko? Martwiłam się, myślałam, że już nie wrócisz.
-Zacznę od początku. Przyjechałam do Ciebie, bo chciałam odpocząć od Thortona. Nie kocham go ciociu, to małżeństwo zostało zawarte dla zasady. Nie znoszę jego czułości, staram się od tego uciekać za każdym razem. Jestem tutaj bo stęskniłam się za Tobą i tylko Tobie mogę zaufać. Podczas jednego ze spacerów po okolicy, poznałam mężczyznę. Od razu między nami zaiskrzyło. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i stało się... Wczorajszą noc spędziłam w jego towarzystwie... Zdradziłam Thortona ciociu i mam mętlik w głowie. Pomóż mi proszę...

Staruszka analizowała przez chwilę to, co powiedziała jej siostrzenica. Rozumiała ją doskonale.  

-Charlotte, dlaczego nie powiedziałaś od razu? Możesz mi ufać, sama przed chwilą to powiedziałaś. Powiedz lepiej jak ma na imię ten młodzieniec, może go znam.
-Ma na imię Darcy, jego włosy są czarne i falowane. Ubiera się dosyć staroświecko.
-Darcy, Darcy... nikogo takiego nie kojarzę. Charlotte, co masz zamiar zrobić? Wiesz, że masz we mnie oparcie, ale należy myśleć racjonalnie. Jeśli Thorton się dowie... Nie chcę nawet myśleć co by się stało.  
-Wiem tylko tyle, że za dwa dni muszę wrócić. Nie chcę zostawić tutaj tego wszystkiego...  
-Przemyśl to dobrze. Spotkaj się z tym mężczyzną i porozmawiajcie.  
-Jeśli dziś zniknę, to nie martw się.

Charlotte weszła do swojej sypialni. Zmieniła podartą suknię, na nową i pachnącą. Rozpuściła włosy i usiadła na łóżku. Czuła pulsujący ból w skroniach. Nie wiedziała co ma zrobić. Z letargu wyrwało ją pukanie. Przez chwilę nie wiedziała skąd dochodzi, ale zorientowała się, że ktoś puka w okno. Na parapecie dostrzegła siedzącego kochanka. Otworzyła okno. Darcy pocałował ją namiętnie i wgramolił się do środka.

-I jak? Powiedziałaś cioci?
-Mhm... - westchnęła. - Zrozumiała mnie, ale nie dała również żadnej rady. Dalej jestem w kropce.
-Nie przejmuj się tym teraz. - wymruczał jej do ucha.  

Przycisnął kochankę do ściany i wodził palcami po nagim karku. Charlotte przechyliła głowę, domagając się dalszych pieszczot. Darcy przygryzał delikatnie szyję i obojczyki, po czym odszedł z szelmowskim uśmiechem. Przysiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Kobieta usiadła przy nim, błądząc ręką po udzie ukochanego. Darcy cmoknął ją w nosek. Ujął jej dłoń i wsunął woreczek. Kobieta spojrzała pytająco, po czym otworzyła zawiniątko. W środku był biały proszek. Przed oczami stanął jej obraz wczorajszej zabawy i bez dłuższego namysłu zrobiła to samo co nocą. Darcy zażył swoją porcję. Narkotyk zaczął działać. Kochankowie byli roześmiani i pełni entuzjazmu. Sprawiali wrażenie całkowicie beztroskich.  

-Charlotte, nie myślałaś o pozbyciu się Thortona raz na zawsze?

Charlotte zachichotała.

-Co masz na myśli Darcy?
-Wiesz... Zlikwidowanie przeszkody. - wplatał palce w jej włosy.
-Interesujące Darcy, interesujące...  
-Wrócisz do domu i dosypiesz mu trucizny do jedzenia, Lady. Zrób to dla nas, chce mieć Cię na wyłączność. Obiecujesz?
-Obiecuję. Zrobię to dla nas.  

Reszta czasu upłynęła na pieszczotach i rozmowach o niczym. Charlotte obudziła się rankiem, jednak nie było przy niej kochanka. Obok łóżka czekała taca z jedzeniem i liścik od ciotki. Prosiła aby Charlotte nie czekała na nią z obiadem, bo wróci wieczorem. Powrót do domu zbliżał się, a ona miała w głowie obietnicę złożoną kochankowi. Miała otruć męża. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zamierzała to zrobić...

retrezed

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 992 słów i 5658 znaków.

1 komentarz

 
  • retrezed

    Już wysłałam, powinno pojawić się rano :)  

    Dziękuję za pochlebne opinie, staram się. Pozdrawiam!

    12 lip 2013