Nowe życie - The new life

Kiedy wróciłam już na studia, mój lęk i niepokój wcale nie opadł. Miałam wrażenie, że byłam tykającą bombą, która lada chwila mogła eksplodować. Czułam się podle i na dodatek nie wiedziałam co miałam z tym wszystkim zrobić, a uczucia te zostały spotęgowane tym, że pierwszy raz od naprawdę wielu miesięcy, przyśnił mi się Bartek. I to nie był byle jaki sen. Składał się on z kilku urywków naszego wspólnego życia - to jak się poznaliśmy, kiedy niemal nie strącił mnie ze schodów, jak siedzieliśmy wspólnie na angielskim, wyjazd na Mazury, grill podczas którego śpiewałam dla niego piosenkę... Dziwne było to, że w tym śnie nie było ani krzty złych momentów z naszego związku, kłótni, czy późniejszej zdrady ze strony Bartka. Kiedy już się obudziłam, to poczułam się spokojna, szczęśliwa i nie wiem, może to dziwne, ale jakby trochę natchniona. Czułam się tak, jak człowiek się czuje na początku związku, nie chodzi mi o motyle w brzuchu, ale o to uczucie, gdy wiesz, że podołasz wszystkiemu co stanie Ci na drodze. Ja właśnie takie miałam wrażenie, że byłam silniejsza. Najgorsze było to, że wcale mnie to nie cieszyło, wręcz przerażało. Nie powinnam była czuć tego co czułam. Nie było to w porządku względem Kamila. To, co jeszcze bardziej mnie wkurzało to, to, że nie mogłam nad tym wszystkim zapanować, bo to działo się samoistnie. Ja po prostu miałam pewne myśli, uczucia i one same się brały, ja ich specjalnie nie wskrzeszałam. Może to było jakieś głupie wytłumaczenie z mojej strony, ale tak właśnie było.  
Cały tydzień chodziłam jak struta i udawałam, że wszystko było w porządku, chociaż rzecz jasna nie było. Starałam się rozmawiać normalnie z Kamilem, ale najczęściej mówiłam, że mam dużo nauki, jestem zmęczona, niewyspana itd. To nie była do końca prawda, ale nie mogłam się przed nim przyznać, że stare dzieje powróciły, a moja głowa cały czas to wszystko analizowała. Dlatego też, nie pojechałam na weekend do domu, a Kamil z racji, że miał zająć się Kacprem, też nie mógł przyjechać. I wkurzał mnie fakt, że wcale mnie to nie zmartwiło, chociaż wcześniej pewnie by tak pewnie było. Potrzebowałam kilku chwil dla siebie, sam na sam ze swoimi myślami. Musiałam to jakoś poukładać bo dłużej tak nie mogłam oszukiwać nie tyle co siebie, ale Kamila. Chciałam z kimś o tym pogadać, ale szczerze to nie wiedziałam z kim. Marcin, Filip, tata czy mama nie przepadali za Bartkiem, więc nie byli by obiektywni w swoich słowach, a przed Martyną głupio było mi się przyznać, do tego co siedziało mi w głowie. Byłam z tym wszystkim sama, a to jeszcze bardziej spotęgowało moje poczucie beznadziejności.  
Siedziałam sama na balkonie z lampką czerwonego wina i szukałam w nim jakiegoś pocieszenia, wsparcia czy nawet rady. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że to głupie i nic takiego nie nastanie, to mimo to, się łudziłam. Jedyne co nastało, to trzaśnięcie drzwi, które zwiastowało powrót Sylwii.  
- Hej, co ty tak siedzisz po ciemku? - z racji, że balkon znajdował się przy pokoju Sylwii, dziewczyna od razu mnie ujrzała i usiadła obok. Nie wiedziałam co miałam jej powiedzieć, więc jedynie wzruszyłam ramionami i wzięłam kolejny łyk wina. - Stało się coś? Myślałam, że pojechałaś do domu.  
- Nie nic, po prostu miałam ciężki tydzień - blado się uśmiechnęłam i spojrzałam w przestrzeń. Dookoła panowała ciemność i cisza, która była ukojeniem dla moich rozszalałych myśli. Chciałam w niej znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale nic takiego nie miało miejsca. A ja sama w sumie nie wiedziałam o co tak naprawdę mi chodziło.
- Widziałam, że chodziłaś jak cień, ale nie chciałam się wtrącać. Jakbyś chciała to mogę z tobą trochę posiedzieć, co?  
- Jeśli masz ochotę. Napijesz się wina? - nie miałam nic przeciwko, by Sylwia dotrzymała mi towarzystwa, nawet uświadomiłam sobie, że przecież ona mogłaby być obiektywna. Czemu zatem nie zaryzykować i nie powiedzieć jej tego, co mnie trapiło?  
- A chętnie, zaraz przyniosę kieliszek - kiedy Sylwia na chwilę zniknęła za drzwiami, dopiłam resztę wina, którą miałam w kieliszku by dodać sobie trochę odwagi. Po chwili znowu siedziałyśmy razem już wspólnie racząc się winem. Przez chwilę panowała cisza, dopiero po kilku minutach odważyłam się odezwać.  
- Jak tam w pracy?  
- Nawet dobrze, już się zaaklimatyzowałam i ogarniam wszystko co powinnam. Mamy spoko ekipę, więc pracuje się znacznie przyjemniej - widziałam po dziewczynie zmianę w jej zachowaniu. Odkąd znalazłam ją zakrwawioną, jakaś bariera między nami runęła i mimo, że nie wiedziałam czym było spowodowane jej uprzednie zachowanie, to stałyśmy się sobie bliższe.  
- A jak na uczelni? - nie chciałam tak wypytywać Sylwii o jej sprawy, ale była jedna stara prawda, która zawsze działała, że cudze problemy pomagają zapomnieć o swoich i tak też było w moim przypadku. Łudziłam się, że jak zaangażuję się w pomoc Sylwii, to myśli w mojej głowie przestaną mnie dręczyć.  
- A tam to już nie jest tak kolorowo, zresztą masz swoje problemy, więc co ci będę suszyć głowę swoimi - usłyszawszy te słowa zrobiło mi się dziwnie przykro, bo to, że ja zmagałam się z jakimiś trudnościami to było dla mnie czymś normalnym, ale nie chciałam by Sylwia została z tym sama. To nie była litość, ale szczera troska o jej dobro. Traktowałam ją trochę jak młodszą siostrę, której nigdy nie miałam. Zawsze to bracia się o mnie troszczyli, a ja zawsze chciałam też móc się kimś opiekować.  
- Przestań tak mówić... Może wspólnie znajdziemy jakieś rozwiązanie twoich problemów? - lekko uśmiechnąwszy się spojrzałam na Sylwię, która ledwo zauważalnie kręciła głową, jakby na znak nie wiary w to, że jest jakieś wyjście z jej sytuacji.  
- A co z twoimi? - obicie piłeczki było zawsze najlepszą taktyką na zmianę tematu i odwrócenie zainteresowania w drugą stronę. Pod tym względem byłyśmy z Sylwią bardzo do siebie podobne. Ucieczka była dla nas najlepszym rozwiązaniem problemów.  
- Pewnie jak powiem, że sobie poradzę to odpowiesz mi tym samym, więc zróbmy tak, najpierw Ty powiesz co cię trapi i wspólnie postaramy się coś wymyślić, a potem ja zrobię to samo, co? - po tych słowach wyciągnęłam kieliszek w stronę dziewczyny i na znak zgody, stuknęłyśmy się nimi i upiłyśmy wina. Cisza, która zaraz po tym zapadła nie była męcząca ani pospieszająca. Obie czułyśmy, że jest ona potrzebna zarówno Sylwii, jak i mnie.  
- Nie potrafię się dogadać z ludźmi ze swojej grupy, jest pomiędzy nami jakby przepaść i... no raczej nie mam szans jej pokonać.  
- Dlaczego tak sądzisz? - widziałam po tonie głosu Sylwii, po jej powolnym składaniu zdań, że ciężko było jej mówić o tym, co się działo pomiędzy nią a ludźmi z jej roku. Dlatego też starałam się ułatwić jej to dodatkowymi pytaniami, by czuła, że słucham, szczerze się tym interesuję i nie robię tego z przymusu.  
- Bo nie jestem taka jak oni... Kiedyś zarzuciłam ci, że pomiędzy tobą a mną jest przepaść, pamiętasz? - czułam, że nie musiałam nic mówić w odpowiedzi na to pytanie, więc jedynie lekko skinęłam głową i pozwoliłam jej mówić dalej - tylko, że ty jesteś normalna i się myliłam co do ciebie i przepraszam cię za to jeszcze raz. Przez pryzmat tamtych ludzi wydawało mi się, a nawet sama od razu założyłam, że patrzysz na mnie z góry. Masz pieniądze, stać cię na wiele rzeczy, modnie się ubierasz... Oni też tacy są, tylko, że oni strasznie się tym obnoszą uważając się za lepszych. A ja jestem prosta, zwyczajna, szara. Nie mam najnowszego modelu iphona, nie mam samochodu, nie mam ubrań prosto z wybiegów mody. Jestem nijaka i niestety dają mi to odczuć. W sumie od zawsze tak było. - przykro mi się robiło słuchając słów Sylwii i czułam jakby mi się nóż w kieszeni otwierał. Bo to jest to, z czym zmagałam się całe życie. Ludzie uważali mnie za wyniosłą, lepszą od innych bo moi rodzice mieli kasę i zawsze dbali bym porządnie wyglądała. Niewiele było w tym mojej zasługi, więc dla mnie nie było to ważne. Ubierałam się w to, co miałam w szafie i nigdy nie uważałam siebie za lepszej od kogokolwiek. Nie wszyscy tak do tego podchodzili. Zdarzało się, że jak zagadywałam do kogoś z mojej starej klasy, to peszył się i uciekał od rozmowy bo czuł się "gorszy". Często w szkołach panuje stereotyp "lepszych". Związane jest to z tym, że niektórzy nazwijmy ich "bogaci" wywyższali się i budowali odpowiedni wizerunek, który był przypasowywany każdej osobie "bogatej" bez względu na jej zachowanie. Stąd doskonale rozumiałam Sylwię, ale nie mogłam uwierzyć, że ludzie dorośli, którzy powinni zrozumieć, że to głupie, nadal kreowali się na lepszych.  
- Wiesz, to z nimi jest problem a nie z tobą. Pokazują jacy są głupi i swój idiotyzm potęgują swoją radością ze swojego zachowania. Myślę, że jakbyś ty poczuła się pewniej i lepiej sama ze sobą, to poradziłabyś sobie z nimi.  
- Tylko, że ja... Nienawidzę siebie, a raczej tej osoby, którą stałam się przez moich rodziców - drżący głos Sylwii spowodował we mnie jeszcze większą mobilizację. Widziałam łzy, które spływały jej po policzkach, a które usilnie starała się ukryć i szczerze wkurzyłam się na tych wszystkich ludzi w jej przeszłości, którzy wmówili jej, że jest nic nie warta.  
- Ale ich tutaj nie ma i wreszcie możesz być sobą, taka jaka chcesz być. Sylwia, musisz zaakceptować i pokochać siebie, bo jak tego nie zrobisz to inni dalej będą to wykorzystywać. Wiem, że trudno jest ci wyobrazić sobie jak masz to zrobić i nie powiem ci, że będzie to łatwe czy szybkie, ale wiem, że jest to do osiągnięcia. Jesteś bardzo wartościowa i musisz to w sobie odkryć. - złapałam dziewczynę za dłonie i twardo wpatrywałam się w jej twarz. To był moment w którym musiałam przekonać ją do tego, by zawalczyła o siebie.  
- Jak? - głos Sylwii był pełen niepewności, paniki i nie było w nim krzty przekonania, że może wygrać tą walkę.  
- Może na początek zacznij od zmiany tego, co w sobie nie lubisz.
- Przecież to tylko fasada, obrazek.  
- Ale nie akceptujesz tego obrazka prawda? To jeżeli nie podobają ci się swoje włosy to je zmień, skróć, pofarbuj... Nienawidzisz swojego swetra? To spal go, wyrzuć, potnij, cokolwiek.  
- Łatwo ci powiedzieć, a za co kupię nowy? Za co pójdę do fryzjera?  
- Mam wrażenie, że wymyślasz nowe problemy, ale pokażę ci, że zawsze jest jakieś rozwiązanie. Farba w sklepie kosztuje maksymalnie jakieś 10-20 zł. Kup taki kolor jaki ci się podoba, a ja cię pofarbuję. Chcesz ściąć włosy? Mój dobry znajomy jest świetnym fryzjerem, mogę cię umówić. Kasą się nie martw, kupisz mu dużą czekoladę z orzechami a będzie wniebowzięty bo to jest jego największa słabość. Jeżeli zaś chodzi o ubrania to znam świetną internetową stronę gdzie kupisz naprawdę fajne rzeczy za grosze. Ja np nie mam problemu byś pożyczała moje ubrania, nawet sprawi mi to radość. Wystawiam też często swoje rzeczy na sprzedaż za naprawdę małe pieniądze bo chcę się ich pozbyć by móc sobie coś innego kupić, więc co za problem jak najpierw ty je zobaczysz i weźmiesz co będzie ci się podobać?  
- Teraz to się nade mną litujesz.  
- To nie jest litość. Po prostu dla mnie rzeczy materialne nie są jakoś ważne i nie przywiązuję do nich dużej wagi. Przyznaję się, że uwielbiam kupować ubrania, ale każdy ma jakąś słabość. I nie myśl sobie, że każdą kasę, którą dostaję to mam od rodziców. Przez wszystkie wakacje od 12 roku życia pracowałam i zarabiałam na swoje zachcianki. Jasne, większość tych prac miałam załatwianą przez rodziców, ale to tylko wynikało z troski o to, żebym była bezpieczna.  
- Rozumiem i wcale tak nie pomyślałam, ale chciałabym abyś zrozumiała mnie. Nie chcę wydawać kasy ot tak sobie. Jestem sama, nikt mnie nie utrzymuje i muszę mieć jakieś zabezpieczenie, na wypadek jakbym np. miała mieć zabrane stypendium socjalne czy straciła pracę.  
- Sylwia, ja to naprawdę rozumiem, ale pomyśl, że życie jest jedno i naprawdę chcesz do końca życia nienawidzić siebie i być niezadowolona? Chodzi o to, że zmiany zewnętrzne to tylko jeden krok do tego byś zobaczyła, że jesteś cudowną dziewczyną, nie tylko zadbaną i ładną, ale wartościową. Wydasz kilka złoty na czekoladę i idziesz do fryzjera. Jak nie chcesz na początek wydawać kasy na ubrania, to pożyczaj je ode mnie.  
- Nie dasz za wygraną, prawda? - widziałam po Sylwii, że ciężko jest jej odeprzeć każdy mój atak, ale taka już byłam, uparta do granic możliwości. Czasem doprowadzało to do tego, że się zagalopowywałam i patrzyłam na sytuację przez swój pryzmat, a nie przez czyjś, np w tej sytuacji przez Sylwii, ale usprawiedliwiałam się tym, że działałam w dobrej mierze.  
- Nie, bo zależy mi na tobie i proszę zrób to dla siebie. Umówię nas na poniedziałek do Adama co?  
- Do tego fryzjera?  
- Tak, a jutro przejrzymy moją szafę, ok? - bałam się, że działałam trochę za szybko, jednak szłam za ciosem, ponieważ chciałam wykorzystać chwilową ugodowość Sylwii, bo ona też potrafiła być nieźle uparta.  
- Dobra, ale pod warunkiem, że przez cały przyszły tydzień ja sprzątam i gotuję. - zdziwiło mnie to, że Sylwia zaczęła ze mną negocjować, i chociaż nie byłam do tego pomysłu do końca przekonana, to uznałam go za dobry znak.  
- O nie, nie nie. To będzie wyglądać tak, jakbyś była tu sprzątaczką czy coś.  
- Teraz ty gadasz głupstwa - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szczerze i upiła łyk wina - Daj mi się po prostu odwdzięczyć, okej? Obiecuję, że będę gotowała z zawartości lodówki, bo przecież niektóre rzeczy zaraz się popsują a szkoda by było, prawda?
- Prawda, w takim razie zgoda, ale! Pozwolisz mi podarować ci kilka ubrań w których nie chodzę, pasuje?  
- Ale tylko kilka.
- Zgoda - na przypieczętowanie naszego układu przytuliłyśmy się mocno i stuknęłyśmy się kieliszkami upijając kilka łyków wina. To, co było zabawne, to fakt, że zaraz po tym głośno się roześmiałyśmy. Obu nam było lepiej. Sylwia dostrzegła światełko w tunelu i uwierzyła, że jej życie może zmienić się na lepsze, a ja... mogłam sprawić komuś radość, zająć czymś głowę, ale także przez dobry uczynek, uszczęśliwić siebie.

Pauluneczka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2844 słów i 14868 znaków.

1 komentarz

 
  • Asertywna52

    Zaczyna się ciekawie i coś czuje,że będę stałą czytelniczką ;). Czekam na kolejną część z niecierpliwością ;).

    17 kwi 2016