Siedziałam przywiązana do krzesła w jakiejś małej, obskurnej piwnicy. Śmierdziało tu stęchlizną i moczem. Z sufitu zwisała pojedyncza żarówka. Przy drzwiach za moimi plecami stało dwóch "goryli". Uśmiechałam się kpiąco na myśl o tym co się zaraz wydarzy, ale może od początku. Miałam misję, zlecenie, zadanie. Wszystko jedno. Trafiłam do jednogo z gorszych klubów w środku miasta. Było tu całkiem sporo ludzi, ale w większości mężczyźni i dzwiki kręcące się przy nich. Ja też miałam za jedną uchodzić, dlatego też na taką okazję założyłam na siebie czarną, obcisłą sukienkę, która ledwo zasłaniała mój tyłek. Do tego czarne szpilki na jakimś 15 cm obcasie na których cały czas się potykałam, ale cóż trzeba się poświęcać. Na pozór wyglądałam jak wszystkie panienki tutaj zgormadzone, no ale jak powiedziałam na pozór. Do ud przypięte miałam dwa noże. Bransoletka przy nodze ukrywała bardzo malutki nożyk i wytrych, tak na wszelki wypadek. Nie mogłam wziąć swojego ulubionego sztyletu, bo był za długi i nie miałam go gdzie schować. Najlepsze były rękawice w których kryły 4 ostrza jak pazury. Prawie jak u x-mena tylko, że znacznie cieńsze. Ponętnym ruchem zaczęłam zmierzać w stronę parkietu, pilnując, żeby się nie przewrócić na tych cholernych szpilkach. Widziałam, że każdy patrzy tylko na mnie, ale teraz mnie to nie obchodziło. Wypatrywałam swój cel i już po chwili go ujrzałam. Gruby, krępy, niski, brzydki, paskudny ogólnie nie chciałabym go mieć u siebie w łóżku. Zbliżyłam się do niego, ocierajać się ponętnie. Złapał haczyk i już prowadził mnie po schodach do pokoju. Wepchnął mnie do jednego z nich. Położył swoje ręce na moich nogach i zmierzał coraz wyżej. To była moja szansa. Odepchnęłam go delikatnie, żeby nie wziął tego za sprzeciw i szepnęłam mu do ucha. - Sama się tym zajmę - moja ręka powędrowała w górę niby z zamiarem pozbycia się bielizny, ale w mojej ręce znalazł się nóż, który po chwili ocierał się o gardło brzydala. - Chyba jednak nie będzie dzisiaj zabawy - powiedziałam przymilnie. - Chyba jednak będzie - odparł na to, a ja poczułam silne uderzenie w głowę. Osunęłam się na podłogę, tracąc przytomność. No tak mogłam się tego spodziewać, takie opryszki zawsze mają ochroniarzy. To była ostatnia rzecz o ktrórej pomyślałam. No i właśnie tak dostałam się tutaj. Trochę się pokomplikowało, bo nie spodziewałam się, że trafię na jakieś pustkowie, ale nie jest źle. Goryle pozbawili mnie całej broni, no prawie całej. Zapomnieli o rękawicach. Dzięki nim łatwo mi będzie się uwolnić. Delikatnie wysunęłam ostrza i zaczęłam przecinać więzy. W tym momencie do pokoju wszedł ten paskudny koleś. - Zabawimy się w pewną grę, kochanie - powiedział od razu przechodząc do rzeczy - ja ci zadam pytanie, a ty mi na nie odpowiesz, wtedy będę może będę bardziej delikatny. Dla kogo pracujesz?- zadał pierwsz pytanie. - Dla nikogo ważnego - odparłam z uśmiechem, na co dostałam w twarz, Auć. - Myślisz, że jestem taki głupi, żeby w to uwierzyć? - znowu zapytał, zmieniając ton. Najwyraźniej go wkurzyłam. Doskonale. - Po twoim wyglądzie, wnioskuję, że tryskasz inteligencją - ironizowałam. - Uważaj mała, bo zaraz pozbawię cię tego języczka - mówił zbliżając się do mnie z nożem. Idealnie. Przecięłam do końca sznury i popchnęłam obrzydliwca na ścanę. Dwóch ochroniarzy już na mnie nacierało. Jednego powaliłam jednym kopniakiem w głowę. Drugi był trochę bardziej wytrzymały. Rzucił się na moje nogi, chcąc mnie zwalić na ziemię, ale ja jednym ruchem przeskoczyłam go i znalazłam się za jego plecami. Już po chwili leżał na podłodze oszołomiony. Do nich nic nie mam, nie muszę ich zabijać. Odrzuciłam włosy z twarzy i kocim krokiem zbliżyłam się do mojej ofiary. Trzymał w ręku nóż, celując we mnie. Wybiłam mu go i dostawiłam moje pazury do jego serca. - Chcesz wiedzieć kim jestem? - szepnęłam mu do ucha - jestem łowczynią i pracuję dla starszyzny, ale na szczęście tą wiedzę zabierzesz do grobu - zaśmiałam się i wbiłam moje pazury. Wyszłam z budynku, rozglądając się gdzie jestem. Z dala widziałam światła miasta. Czyli nie wywieźli mnie tak daleko, ale i tak czeka mnie godzinny marsz.
Rozdział 1
Jestem dimidium lamia, czli pół wampir. Jestem szybka, zwinna, mam doskonały słuch, a także jestem znacznie silniejsza. Moje rany szybko się goją i czasem potrzebują krwi. Wszystkie te bujdy o wampirach czosnek, krzyż, woda święcona to nie prawda. Jedna rzecz się tylko zgadza, wampiry nie mogą wychodzić na słońce. Dimidiumy mogą, bo są po części ludźmi. Ja jako łowczyni zabijałam wampiry, ale nie tylko je, także demony, wilkołaki, a także ludzi. Wszystko co sprawiało zagrożenie i burzyło porządek. Łowcy to przede wszystkim ludzie, a na dodatek mężczyźni. Rzadko zdarza się pół wampir, a na dodatek kobieta. Więc można powiedzieć, że jestem jedyna w swoim rodzaju. Znam parę dziewczyn łowczyń, ale żadna nie jest taka jak ja. Znałam tylko jedną kobietę pół wampira, a mianowicie była to moja matka. Właśnie była. Wraz z moim ojcem zostali zabici przez klan sprzymierzonych wampirów i demonów, co się raczej rzadko zdarza. Miałam zaledwie 8 lat jak zginęli. Od tamtej pory przysiągłam sobie, że będę najlpeszą łowczynią i tak się zresztą stało. Szkołe zabójców kończyło się w wieku 18 lat po zdaniu wszystkich egzaminów. Ja zdałam wszystko rok wcześniej dla tego też od 3 miesięcy pracuję już dla starszyzny. Mam 17 lat i jestem najlepsza. Starszyzna przydzielała mi zadanie kogo mam zabić. Nie pytałam o nic. Kto? Czemu? Nie obchodziło mnie to. Po prostu szłam i robiłam to najlepiej jak potrafiłam. Nim się obejrzałam byłam już u siebie. Przywitałam się z portierem i wjechałam windą do mieszkania. Kupione je miałam przez starszyznę. Zagwarantowała mi dom, ubrania, broń, pieniądze. Miałam wszystko czego potrzebowałam, tylko musiałam się stawiać jak mnie wezwą. Otworzyłam drzwi i zdjęłam uciążliwe buty, zsunęłam sukienkę i poszłam pod prysznic. Moje mieszkanie składało się z 2 pięter i dachu. Na pierwszym piętrze znajdowała się kuchnia, wielka łazienka, moja sypialnia i salon. Wyżej posiadałam siłownię i zbrojownię, a także wielką bibliotekę. Z dachu rozciągał się wspaniały widok na miasto, a także no coż basen. Wykąpałam się i stanęłam przed lustrem. Jestem bardzo ładna, muszę to przyznać. Mam czarne, długie włosy. Duże błękitne oczy okalone długimi ciemnymi, gęstymi rzęsami. Duże malinowe usta i dwa dołeczki w policzkach. Figurę też miałam niczego sobie. Nie miałam może dużych piersi ani tyłka, ale wystarczało mi to co miałam. Mój atut to bardzo długie nogi, które każdy podziwiał. Założyłam na siebie wreszcie normalny stroj. Czarne skórzane spodnie, glany, jakiś t-shirt i moja ukochana czarna skórzana kurtka z kapturem zasłaniająca twarz. Musieliśmy być anonimowi. Wzięłam mój ukochany sztylet, który włożyłam do specjalnej kieszonki w moich spodniach. Standardowo rękawice i mogłam wychodzić zdać starszym raport. Wszyscy mi mówili, że jestem arogancka i pyskata. Tak to może i prawda, ale nie lubię być pomiatana i lekceważona. Mam silną wolę i jestem twarda. Przed światem ukrywam moją wrażliwość i samotność. Muszę być silna bo bez tego nie przetrwam. Zeszłam do garażu gdzie stał mój kochany czarny motor. Był szybki i tego właśnie potrzebowałam. Adrenaliny. Wyjechałam i kierowałam się bliżej centrum. Po parnastu minutach byłam na miejscu. Korki nie były dla mnie problemem. Weszłam witając się tym razem z ochroniarzem. I znowu przywitała mnie ta sama monotonia. Wszystko biało czarne. Weszłam po schodach do biura mojego zleceniodawcy. Weszłam i tym razem przywitał mnie natłok kolorów. Ściany było pomalowane na czerwono, za to wszystkie meble było przeróżnych kolorów. Kicz i tandeta, ale jednak miało to w sobie jakiś urok. - Johny, zamówię ci kreatora wnętrz - powiedziałam, sadając na fioletowym fotelu. Za biurkiem siedział wysoki postawny mężczyzna, bardzo dobrze rozbudowany, widać, że miał spore doświadczenie i sporo walk przebytych zanim trafił za biurko. Świadczyła o tym jego blizna tuż nad lewym, piwnym okiem. Było po 40. Jego włosy przypruszyła już siwizna. Zmarszczki w kącikach ust, świadczące o tym, że dużo się śmieję. Polubiłam go już pierwszego dnia. Był dla mnie jak sympatyczny wujek. - Katherine, jak się cieszę, że cię widzę - uśmiechnął się szczerze - Jak tam zadanie? Bez żadnych komplikacji? - Znasz mnie, jakieś muszą być, ale sobie z nimi poradziłam - opowiedziałam obojętnie, biorąc ciastko ze stolika - masz coś nowego dla mnie? - Kat, przepraszam, że cię tak gonię, ale musisz znowu gdzieś jechać, zajmie ci to tylko góra godzinę - dodał szybko widząc moją wkurzoną minę. - Dobra - syknęłam - co jest? -W Madison Park przebywa bardzo groźny demon lacertarum –skrzywiłam się na samo słowo. Ten demon to demon jaszczur. Oślizgły, wielki z długim jęzorem i ogromnymi, ostrymi pazuram, które mogłyby przeciąć człowieka na pół – dlatego musisz zapolować na niego już teraz – kontynuował John – zabił już dwójkę ludzi więc się pospiesz zanim wywoła niepotrzebną nam panikę. - Super, zero odpoczynku. Dzięki, że przynajmniej mogłam wejść do domu się umyć - odparłam mocno już wkorzona. - Przepraszam Kat - Nieważne, zadzwonię jak skończę. Wyszłam z budynku, wsiadłam na motor i pojechałam do parku. Na miejscu nie było widać żywej duszy, widać ludzie woleli tu nie wchodzić, słysząc niemiłe dla ucha ryczenie besti. Super, kurwa. Z daleka zobaczyłam już jaszczura. Przybliżając się, widziałam jak pochylał się nad jakąś dziewczyną, której głowa leżała niewoadomo gdzie. - Słuchaj ty oślizgły gadze, mam naprawdę zły humor, więc radziłabym ci mnie nie denerwować - syknęłam do niego, na co ten zaryczał i rzucił się na mnie. Uchyliłam się i wyjęłam szybko sztylet, namierzając się na niego. Wbiłam mu go w brzuch. Zawył i ostrymi pazurami przeciął mi moją kurtkę i ramię. - Moja ulubiona kurtka! - krzyknęłam - teraz to przesadziłeś - Wyjęłam sztylet z cielska gada i dostał kopniakiem w łapę, potem wzięłam zamach na jego głowę, gdy ktoś mnie uprzedził i zielona krw prysła na wszystkie strony. Patrzyłam z niedowierzeniem na osobnika, który mnie ubiegł. Był to ewidentnie chłopak, wywnioskowałam to po jego sylwetce, bo twarz tak jak i ja miał zasłoniętą przez kaptur. - To było moje zlecenie - warknęłam do niego. Zaczął się śmiać i zobaczyłam jego uśmiech pod kapturem. Zauważyłam, że mój nie okrywa mi głowy. Musiał mi spaść jak walczyłam z demonem. - Jakiż dziwny zbieg okoliczności miałem to samo zlecenie. – odparł nieznajomy - I najwidoczniej to ja zabiłem tego demona, więc możesz już sobie iść – powiedział kpiąco. Nie lubiłam jak ktoś się ze mną sprzeczał, a już tym bardziej jak zabierał mi zlecenie. Więc doskoczyłam do niego i chciałam chwycić go za gardło, ale zauważył mój ruch i złapał moją rękę w powietrzu. Wykręciłam się mu i kopnęłam go w brzuch. Jeknął i dopiero wtedy złapałam go za gardło. - Uważaj z kim zadzierasz chłopczyku – wysyczałam mu w twarz. - Oh. Ależ ja wiem z kim zadzieram, dziewczynko – uśmiechnął się pokazując białe zęby. Był najwidoczniej nie przejęty tym że go trzymam za gardło. Zdziwiła mnie jego reakcja więc nieco poluzowałam uchwyt i to był mój błąd. Chwycił mnie za nadgarstek i wykręcił mnie tak, że znalazłam się tyłem do niego. Teraz on swoją rękę trzymał na moim gardle Znieruchomiałam – Jesteś Katherine pół wampir – Wyszeptał mi do ucha. Zrobił pauze. – Jestem ci przydzielony jaka wspólnik.
Cdn.
Mam nadzieję, że się podobało. Aaaa i tłumacząc dla niechętnych, nie martwcie się to nie będzie seria w stylu Pamiętniki Wampirów czy też Zmierzch. Jeszcze raz przepraszam za jakiekolwiek błedy. Całuski ;*
4 komentarze
^^
Ym, we wszystkim? Fabuła.. Nawet niektóre imiona...
No no no! Ale się zaczyna, dobrze, fajnie. Ja tam lubię takie klimaty :3 Nawet bardzo. Jakieś literówki się pojawiły, ale bez przesady. Ciekawe co wymyślisz dalej.
4 komentarze
^^
Ym, we wszystkim? Fabuła.. Nawet niektóre imiona...
Clary
W czym widzisz podobieństwo do tej książki?
.
Częściowo spisana książka "Cień Nocy"? średnie....
LittleScarlet
No no no! Ale się zaczyna, dobrze, fajnie. Ja tam lubię takie klimaty :3 Nawet bardzo. Jakieś literówki się pojawiły, ale bez przesady. Ciekawe co wymyślisz dalej.