Czego pragniesz...(III)

Już ubrana i z miarę ogarniętą fryzurą po raz ostatni przechadzam się po mieszkaniu mając nadzieję, że natrafię na coś przydatnego. Nic nie rzuca mi się w oczy. Cóż, w takim razie pora się zbierać. Wzdycham głośno i postanawiam jeszcze raz spojrzeć na sypialnię, w której tak się dużo wydarzyło. Raczej niczego nie zostawiłam, zresztą niewiele zabrałam ze sobą, więc nie było tego tyle do szukania.  

Nagle mój wzrok przykuwa stolik nocny, a w zasadzie leżąca na nim kartka. Czemu wcześniej jej nie zauważyłam? Podchodzę bliżej i podnoszę białą kartkę papieru. Widnieją na niej jakieś nazwiska, które nic mi nie mówią. Czyżby był to spis osób uwikłanych w tajemnicze zaginięcia? Coś w głębi duszy mówi mi, że tak. Oglądam kartkę z drugiej strony, ale ta jest całkiem pusta. Żadnej wiadomości, podpisu...tylko parę nazwisk.  
Bez dłuższego zastanowienia, składam kartkę na pół i chowam do niewielkiej torebki. Gdzie teraz powinnam pojechać? Pierwsze co nasuwa mi się na myśl, to praca, do której jestem i tak grubo spóźniona. Jednak decyduję się udać do swojego mieszaknia, bo wolałabym nie pokazywać się w biurze w takim stroju.  

*
Odświeżona, po prysznicu i w zmienionych ubraniach patrzę w lustro. Przyglądam się sobie, jakbym widziała siebie po raz pierwszy. Nie mogę uwierzyć we wczorajszy bieg wydarzeń. Nie powinnam była iść z nim do łóżka. Co we mnie wstąpiło? Co ja nawyprawiałam? Uprawiałam dziki seks, z facetem, którego imienia nawet nie znam i który w dodatku robi w szemranych interesach.  

Kim się stałam? Nie chcę o tym teraz myśleć, w końcu odciągam się od lustra i rozsiadam się na miękkiej sofie. Zamierzałam pójść do pracy, ale i tak już minęła połowa dnia, więc nie miało to już sensu. Napisałam Kamilowi, że mnie dzisiaj nie będzie.
Patrzę na kartkę z nazwiskami. Będzie trzeba ich wszystkich sprawdzić. Ale jak wytłumaczę skąd zdobyłam takie informacje? Oczywiście zakładając, że ci ludzie są odpowiedzialni za to, za co przypuszczam, że są.
Głowa mi pęka od tego wszystkiego. Od wczorajszej nocy, po tajemniczą listę nazwisk, i kończąc na moich egzystencjonalnych rozterkach. A raczej wyrzutach sumienia. Albo jednym i drugim.  
Wyciągam nogi i popadam w kojący sen. Potrzebuję teraz takiej chwili wytchnienia. Mam nadzieję, że jutro będę wiedziała co zrobić.

*
Poszłam do pracy, tak jak zwykle. Stwierdziłam, że kartkę wezmę ze sobą, jeśli będą pytali, skąd ją wzięłam, to coś wymyślę. Przecież nie mogę odpuścić złapania potencjalnych handlarzy żywym towarem ot tak. Tylko w pracy mam możliwość rzetelnego sprawdzenia tych osób i potwierdzenia moich podejrzeń. Dalsze wahanie się nie ma najmniejszego sensu.
Weszłam do biura z dwoma kubkami gorącej kawy. Kamil już był, więc postawiłam mu jeden na biurku.
-Dzięki. To aż niepodobne do Ciebie - popatrzył na mnie na wskroś, jak to zwykł robić, kiedy podejrzawał, że coś planuję.
-Co jest niepodobne?
-Przyniosłaś mi kawę. Prawie nigdy tego nie robisz.
-Podkreślając słowo "prawie". - przewróciłam oczami. -To za to, że mnie wczoraj nie było. Na pewno było Ci smutno siedzieć tu samemu.- uśmiechnęłam się i Kamil również.
-A propos, czemu Cię wczoraj nie było?
No tak. Zaczynają się pytania.
-Źle się czułam. - odpowiedziałam, co było po części zgodne z prawdą.
-Z tego klubu wróciłaś bez żadnych problemów?
-Tak, czemu pytasz?
-Nie wiem, może dlatego, że do mnie dzwoniłaś w nocy. Swoją drogą, przepraszam, że nie odebrałem, zobaczyłem dopiero rano, że mam nieodebrane połączenie.
-Nie szkodzi. To i tak nie było nic ważnego, chciałam tylko powiedzieć, że wszystko w porządku. -łgałam. Oby tego nie wyczuł...
-I nic więcej nie masz do dodania, na temat Twojej wizyty w tamtym miejscu?
-A co miałabym jeszcze powiedzieć?
-Niczego się nie dowiedziałaś? -milczę, po czym wzruszam ramionami.  
-Nic istotnego.
-Jesteś pewna?
-Kamil, możesz przejść do konkretów, bo nie wiem do czego ta rozmowa zmierza. -powiedziałam już lekko zirytowana.
-Napisałaś mi wiadomość z nazwiskiem jakiegoś faceta, którego miałem sprawdzić. - od razu przypomniało mi się, że tak rzeczywiście było. Na śmierć o tym zapomniałam.
-I co? Sprawdziłeś go?
-Facet o takim imieniu i nazwisku od pięciu lat siedzi za kratkami.
-Pewnie podał mi fałszywe nazwisko. Akurat to mogłam przewidzieć.
-Lena, co z Tobą? - to pytanie wyrywa mnie z chwilowego zadumania.
-Wszystko okej, a co?
-Jeszcze dwa dni temu byłaś tak nakręcona na tą sprawę, a teraz zachowujesz się jakby mało Cię to obchodziło.
Panuje teraz między nami cisza. Co mam mu powiedzieć? Myślę o kartce, którą wzięłam ze sobą. To chyba odpowiedni moment, żeby ją wyciagnąć. A może nie...Tak, czy siak w końcu muszę to zrobić.
-Przepraszam, po prostu się nie wyspałam. -przecieram oczy. -Późno wróciłam do domu i byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie przyjść do pracy. - mówię to głównie po to, aby jakoś racjonalnie wytłumaczyć swoje roztrzepanie. Jak mogłam zapomnieć o tym sms-sie, którego wysłałam Kamilowi z klubu? Powinnam o tym pamiętać, a mimo to jakoś wyleciał mi ten fakt z głowy. -Wiem, że jestem jeszcze trochę nieogarnięta, ale zdobyłam to, co chciałam.
-Czyli? - unosi z zainteresowaniem brwi.
Biorę wdech i powoli wyjmuję kartkę i kładę przed jego nosem. Nachyla się i nie odzywając się ani słowem koncentruje się na tym, co jest na niej napisane. W końcu podnosi na mnie wzrok.
-Od kogo to masz?
-Czy to takie ważne? Trzeba ich sprawdzić, ale jestem prawie pewna, że wszyscy są odpowiedzialni za ostatnie zaginięcia.
-Prawie?
-Mówię, trzeba ich sprawdzić, żeby mieć sto procent pewności.
-Skąd masz tą listę?
Nie odzywam się. Nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić, aby nie nabrał kolejnych podejrzeń.
-Lena, proszę powiedz mi. Nie musimy tego mówić naczelnemu, ale i tak prawdopodobnie będzie chciał znać szczegóły.
-No obchodziłam trochę tych klubów i zrobiłam listę podejrzanych.
-Tak może brzmieć oficjalna wersja. Ale tak między nami, to zarówno ty i ja wiemy, że było inaczej. - cały czas nie dawał za wygraną.
-Wolałabym nie zdradzać za dużo szczegółów.
-Dobra, ale postaraj się przynajmniej jakoś to streścić.
-Załóżmy, że mam to od swojego informatora, to znaczy...właściwie to znajomego.
-Który zapewne też ma swoje za uszami?
-Dostałam od niego te nazwiska, w zamian za to, że nie zdradzę jego tożsamości. - właśnie dotarło do mnie, że nawet jakbym chciała go wkopać, to i tak nie miałabym jak, bo jego tożsamości nie poznałam. Kompletnie nic o nim nie wiem. No chyba, że przyprowadziłabym ze sobą ekipę do jego apartamentu. Ale i tak wiele byśmy nie zdziałali.  
I tak nie mogłabym przysporzyć mu wielu problemów, wcale nie musiał mi dawać tej listy. Więc czemu to zrobił? Znowu popadłam w zamyślenie, nieświadoma tego, że Kamil zadawał kolejne, nurtujące go pytania.
-Lena, mówię do Ciebie. - usłyszałam głośniejszy ton kolegi.
-Tak, o co chodzi?  
-Pytałem, czy poznałaś go dopiero w jednym z klubów, czy wcześniej go znałaś? I wogóle jak bliski jest to znajomy?
Ostatnie pytanie, a raczej słowo, które w nim padło, tj. "bliski" sprawiło, że zrobiło mi się gorąco. Cóż, teorytecznie przez krótki moment był mi bardzo bliski.  
-Wystarczjąco, abym mogła mu ufać. Proszę, skończmy ten temat i zajmijmy się pracą.
-Gdzie go poznałaś?
-Czy to jest jakieś przesłuchanie? Bo tak się w tej chwili czuję. - stawałam się coraz bardziej poirytowana tą rozmową. Kamil często zachowywał się jak mój starszy brat, a teraz zadawał mi pytania, jakbym miała być o coś oskarżona. Nie chciałam drążyć dłużej tego tematu...i tak dużo mu powiedziałam.
-Przepraszam - usłyszałam w odpowiedzi, po czym spojrzałam mu w oczy. Wyraźnie było widać w nich żal i skruchę. -Po prostu się martwię. Wolałbym wiedzieć więcej, ale skoro nie chcesz mi powiedzieć, to nie. Musimy w razie czego ustalić wspólną wersję zdobycia tych informacji, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Pamiętaj, że zawsze gramy w jednej drużynie.
-Pamiętam. - zapewniłam go. - Zabierzmy się do pracy. - i tak przeszliśmy do sprawdzania każdego pokolei z listy. Jak się okazało, mieli wystarczająco dużo za uszami, że możemy aresztować ich w każdej chwili. Pytanie, dlaczego nikt wcześniej tego nie zrobił...tak łatwo nam to poszło. Już dawno powinni zostać zapuszkowani. Oczywiście, dowodów na handel kobietami nie znaleźliśmy, ale dwóch z nich było wcześniej oskarżonych o stręczycielstwo. Jakimś cudem wybronili się w sądzie. Albo mieli dobrych adwokatów, albo mieli swoich ludzi w odpowiednim czasie i miejscu, aby zatrzeć jakiekolwiek ślady ich działalności. Zresztą, nad tym pomyślę później.  
Teraz trzeba ustalić, gdzie się obecnie znajdują, wyśledzić i wsadzić na dwie doby do aresztu, w między czasie żebyśmy mogli dowieść ich winy. Jedno jest pewne; przez następne dwa dni się nie wyśpię.

***

Tak jak zaplanowaliśmy, tak też zrobiliśmy. Schwytaliśmy prawie wszystkich; z wyjątkiem jednego, który najwidoczniej zdążył uciec za granicę.
Po dwóch przepracowanych, nieprzespanych nocach zdobyliśmy wszystkie niezbędne informacje, żeby przekazać ich sprawy prokuraturze. Tak jak przypuszczałam, wszyscy byli pośrednikami czy też jak kto woli - "dostawcami" porwanych kobiet.  
Około tygodnia później udało nam się nawet znaleźć miejsce ich przetrzymywania. Ulokowali się na północy Włoch. Większość sprawy się wyjaśniła, tylko jedno nie dawało mi spokoju. W zasadzie to jedna osoba, którą mogę nazwać swego rodzaju informatorem, jak zrobiłam to przed Kamilem. Prawie każdej nocy o nim myślałam. Gdzie teraz jest? Jak duży udział miał w tym wszystkim? Mam nadzieję, że jednak niewielki. Chociaż sama zawsze powtarzałam, że nadzieja jest matką głupich...
W każdym razie zostałam doceniona w pracy. Dostałam swój upragniony awans, wszyscy których mijałam na korytarzu przyglądali mi się z podziwem i ogólnie stali się milsi. Kamil zachował się honorowo, bo podkreślał, że cała zasługa jest po mojej stronie, a on tylko pomagał. Jednak jak to w tej profesji bywa, faceci zawsze są doceniani, nieważne czy zasługują na to w większym bądź mniejszym stopniu.
Awans dostał zarówno on, jak i ja. Oczywiście, cieszę się za nas oboje, ale jednak moja feministyczna strona dopowie swoje gdzieś z tyłu mojej głowy.  
Każdy kolejny dzień toczył się swoim rytmem, tak jak zawsze. No, z wyjątkiem, że teraz mieliśmy większe biuro i pensje tym samym zresztą też. Nie wiem, czemu, ale jakoś nie odczuwałam satysfakcji. Niby wszystko jest okej, ale ja nie czuję się zadowolona...a przecież mam wszystko, co chciałam. Zamknęłam jedną z najtrudniejszych spraw, dostałam podwyżkę, mam większy szacunek wśród współpracowników...i mimo to, nadal nie czuję się lepiej niż przedtem. Nie wiem, może za szybko się wszystko wydarzyło i jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Albo nie było mi to wcale do szczęścia potrzebne...
Rozglądam się po nowym biurze. Nie różni się wiele od starego; jest co prawda większe i biurka są wieksze, a ściany jaśniejsze. Układ mebli jest podobny. No i jeszcze okno mamy z lepszej strony, dzięki czemu dłużej światło dzienne wpada nam do środka. A po za tym znacznej zmiany nie odczuwam. Pewnie dlatego, że dalej dzielę je z Kamilem i dalej przydziela nam się zwyczajne, mało ciekawe sprawy.
Z zamyślenia wyrwała mnie rudowłosa Asia, która teraz zajrzała przez drzwi do pokoju.
-Hej, Lena, idziesz z nami na drinka po pracy? -uśmiechnęła się serdecznie. Nawet ona przestała mnie denerwować. Może zawsze taka była, a przeze mnie przemawiała tylko zazdrość? Nie wiem, ale teraz chyba nawet zaczynałam ją lubić. Mimo to, nie miałam dzisiaj ochoty na jakiekolwiek wyjścia.
-Nie, dzięki. Może innym razem - uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi.
-Dobra, tylko nie siedź za długo, już nie musisz się tak przemęczać. W końcu zasłużyłaś na chwilę wytchnienia. - powiedziała i wyszła machając mi jeszcze na pożegnanie. W sumie to miała rację, powinnam już zbierać się do domu. Nie muszę już spędzać snu z powiek w nadgodzinach, tylko po to, aby komuś cos udowodnić.

*
Pół godziny później siedziałam już w swoim fotelu, przed telewizorem. Po zjedzeniu obiadu, wpadłam na pomysł przejrzenia ofert na wakacje. Może przyda mi się jakiś, choćby krótki wyjazd, żeby odciągnąć się od tej rutyny. Mój entuzjazm dość szybko opadł, jak zobaczyłam ceny i zderzyło mnie to z rzeczywistością. Fakt, dostałam premię, ale postanowiłam odkładać na nowe auto. Nie mogę przepuszczać pieniędzy na głupoty.  
Wyłączyłam komputer i skupiłam się na tym, co leciało w telewizji. Ustawiłam na kanał informacyjny, powtarzające się wkółko wiadomości szybko mnie znurzyły. Poskakałam jeszcze pilotem po kanałach i stwierdziłam, że i tak nic ciekawego nie znajdę, więc wyłączyłam to pudło pożerające czas.  
Zwykle jakoś o tej porze dopiero wychodziłam z pracy. Chyba dlatego tyle godzin tam spędzałam, bo w domu zwyczajnie nie mam co robić. Kto wie, czy znowu nie wrócę do swojego starego harmonogramu dnia.  
Podeszłam do swojej półki z książkami. Połowy z nich nie tknęłam. Pora nadrobić te zaległości. Sięgnęłam po pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Była nawet ciekawa, wciagnęła mnie na tyle, że zbliżałam się do setnej strony, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Najpierw pomyślałam, że to z pracy i pewnie coś zostawiłam. Drugą opcją była moja wiecznie tęskniąca mama, która dzwoniła średnio raz na dwa tygodnie.
Jednak jak już znalazłam brzęczące ustrojstwo, na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Chwilę zastanawiałam się czy odebrać, czy zignorować. W końcu stwierdziłam raz kozie śmierć i wcisnęłam "odbierz".  
-Słucham? - słyszałam tylko jakiś szum w tle i zero odpowiedzi. -Słucham? -powtórzyłam głośniej.  
-Miło usłyszeć twój głos, nawet jak jesteś poirytowana. - zastygłam w miejscu słysząc melodyjny głos, którego wspomnienie wielokrotnie nie dawało mi spać. Po prostu zamarłam i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa...

*
Policzyłam w myślach do dziesięciu, przełknęłam ślinę i powiedziałam cicho:
-Ciebie również miło słyszeć. - jedyne, co przyszło mi do głowy. - Nawet jak mnie denerwujesz - dodałam już śmielej. W odpowiedzi usłyszałm zduszony śmiech. Samej chciało mi się śmiać. Prawie całą sobą cieszyłam się, że go słyszę. Że do mnie zadzwonił. I jak potem będę godzinami zastanawiać się, jak do tego doszło i szukać w tym wszystkim jakiegoś logicznego wytłumaczenia, teraz za cholerę mnie to nie obchodziło. Zależało mi na nim.  
Kryminalista, czy nie, zależy mi na nim. Muszę to w końcu sama przed sobą przyznać...
-Gdzie jesteś? -spytałam.
-Chcesz wiedzieć?
-Tak.
-Po co? Chcesz się ze mną zobaczyć? - słyszałam tą nutkę prowokacji w głosie. Chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią. Nie będę się z nim bawić w te gierki.
-Może. - powiedziałam, nieświadomie przy tym przygryzając dolną wargę.
-Zawsze możesz wyśledzić miejsce, z którego dzwonię, czy tak nie robi się w policji?
-Po pierwsze, nie jestem w pracy, więc chwilowo to niemożliwe. Po drugie, wiesz jak to działa. Zdążyłbyś opuścić miejsce, w którym jesteś, a zaraz po zakończeniu tej rozmowy wyłączyłbyś telefon, albo po prostu byś go wyrzucił. A ja przyjechałabym nie zastając nawet cienia twojego śladu.
-Dobra w tym jesteś. Nie dziwię się, że cię awansowali. - po prostu czułam jak uśmiecha się beszczelnie przy każdym wypowiedzianym słowie. Ale kiedy się dowiedział? Jak?
-Skąd to wiesz?
-Mam swoje źródła. Słyszałem o wszystkich twoich sukcesach. Gratuluję.
-Jakoś nie odczuwam zadowolenia z tego powodu.
-Czemu? Przecież masz to czego, chciałaś, czyż nie?
-Niby tak, ale może wcale tego nie chciałam. Mam na myśli, że nie było mi to tak naprawdę do szczęścia potrzebne. Ma jakiś sens, to co mówię?
-Cóż...kto jak kto, ale ja to rozumiem. Wiele rzeczy zrobiłem, bez których wydawało mi się, że nie mógłbym się obejść. Teraz, gdybym mógł cofnąć czas, wszystko zrobiłbym inaczej. - powiedział to dość oględnie, nie podawając żadnych szczegółów.
-Nigdy nie jest za późno na zmiany.  
-I kto to mówi? - zaśmiał się pod nosem.
-Ja. - odparłam uśmiechając się. Po chwili jednak mój uśmiech znikł. - Tylko nie wiem, czy próbuję tym przekonać ciebie, czy mnie.
-Może nas obydwoje.
-Może...wiesz, że gdyby nie ty, sprawy potoczyłyby się inaczej.
-Wiem.
-Po co wogóle do mnie dzwonisz? - powiedziałam, bo właśnie teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać. Po krótkiej chwili milczenia odzywa się:
-Chciałem po prostu cię usłyszeć. I dowiedzieć się, czy wszystko u ciebie w porządku.
-Już wiesz?  
-Chyba tak. Ale mógłbym ciebie słuchać jeszcze godzinami.
-Cóż za wyznanie. Chyba zbyt słodkie, jak na ciebie, nie sądzisz? - powiedziałam śmiejąc się. Chociaż w głębi duszy cieszyłam się z tych słów.
-Tak, zdecydowanie masz rację. Nie wiem, co się ze mną dzieje.  
-Chciałabym się z tobą zobaczyć - zebrałam się na odwagę, aby wreszczcie to powiedzieć.
-To nie takie proste...
-Proszę. Powiedz, gdzie jesteś. - wyszeptałam do słuchawki telefonu. Usłyszałam, jak ciężko wzdycha.
-Jestem w Ustce.
-Nad morzem? - powiedziałam z niedowierzaniem.
-Tak.  
-Serio? Nie wolałeś jakiejś Majorki, albo coś w tym rodzaju?
-Bardzo zabawne - powiedział z mocno wyczuwalną dozą ironii.
-No co? Szczerze, jestem zawiedziona. Już zaczynałam się szykować na jakąś szaloną podróż po Europie, a tu takie rozczarowanie...
-Cóż, tak wyszło taniej. Skoro chcę zmienić zawód, to muszę zacząć oszczędzać. No wiesz, kryzys i te sprawy...
-Chcesz zmienić zawód? Zapytałabym na jaki, ale bardziej interesuje mnie z jakiego.
-Jak naprawdę zależy ci, żeby mnie jeszcze kiedyś zobaczyć to zmień tor zadawanych pytań.
-No dobra, już nie będę taka uszczypliwa - powiedziałam, choć wiem, że tak nie będzie. -Gdzie konkretnie mam przyjechać?
-Napiszę ci adres w smsie.  
-Ok. Wyjadę z samego rana. - powiedziałam nie ukrywając zadowolenia.
-A praca?
-Należy mi się chyba trochę wolnego, no nie? A zresztą, kto by się przejmował  pracą; na pewno nie ty. Wezmę z ciebie przykład.
-Kto powiedział, że nie przejmuję się swoją pracą? Ranisz mnie.
-Na pewno. Uważaj, bo jeszcze zostanie ci blizna. Kończę, bo muszę się wyspać, a jutro czeka mnie kilkugodzinna jazda samochodem.
-W takim razie do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - rozłączyłam się w końcu.
Kompletnie mi odbiło. Oszalałam. A jutro zaszaleję jeszcze bardziej.  
Prawdopodobnie tak bardzo, że od jutrzejszego dnia zmieni się moje życie.
Przez moment, bałam się, że mnie wystawi, ale jak przyszła wiadomość z adresem, uspokoiłam się. Poszłam do przedpokoju i z szafy wyciągnęłam niewielką torbę podróżną. Wrzuciłam do niej kilka rzeczy; trochę ubrań i kosmetyków. Potrzebne dokumenty wraz z kluczami przygotowałam, kładąc to wszystko na stoliku.  
Byłam podekscytowana jak mała dziewczynka, której rodzice obiecali wyjazd do Disneylandu. Już jutro się z nim zobaczę. Będę mogła go dotknąć...motyle w moim brzuchu zaczęły wariować. Chyba zajęło z dwie godziny, aby moje emocje się uspokoiły i żebym mogła w końcu usnąć...

*
Rano szybko się uwinęłam. W ciągu kilkunastu minut zdążyłam wziąć prysznic, ubrać się i spakować do końca. Nie wiem jak długo tam zostanę. Może pojutrze będę w drodze powrotnej. Całe życie od zawsze mam zaplanowane...przewidywałam co będę robić w każdej kolejnej minucie, aby jej nie zmarnować. A teraz? Nie mam bladego pojęcia co się wydarzy. I w dodatku - co mnie zresztą odrobinę przeraża - dobrze mi z tym. Niech się dzieje, co ma się dziać. Albo będzie to nasze ostatnie spotkanie, albo jedno z wielu. Tak, czy owak nie mam wiele do stracenia. No może kilka litrów benzyny.
Całą trasę pokonałam w sześć godzin. Stojąc w korku napisałam Kamilowi, że nie będzie mnie do końca tygodnia. Pierwsze, co odpisał to było: czemu? - ale zignorowałam to. Nie będę się nikomu tłumaczyć. Koniec i kropka.

Adres, który mi podał, wskazywał na hotel przy plaży. Zaparkowałam przed budynkiem i nie wiedziałam co dalej. Przecież nie wejdę i nie zapytam o niego, bo nie wiem jak się nazywa. Nawet gdybym wiedziała, niewiele by mi to dało. Postanowiłam wysłać wiadomość, na numer, z którego wczoraj dzwonił. Napisałam, że jestem na miejscu. Czekałam na odpowiedź, ale nie nadchodziła. Może  zwariowałam... myślałam, że wszystko ułoży się jak w bajce? Jestem aż tak naiwna? Powinnam wracać?
Wątpliwości napadały mnie w coraz większej ilości i zaczęłam już poważnie się zastanawiać, czy nie zawrócić. Siedzę tu od kilkunastu minut. Może zaczekam jeszcze z pół godziny, a jak nie dostanę odpowiedzi to odjadę. Kilka razy zerkałam na adres i porównywałam z tym, co widzę przed sobą. Wszystko się zgadza, nie zabłądziłam ani nie pomyliłam numeru ulicy. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli - zarówno tych przyjemnych, jak i nieprzyjemnych.
Z zadumania wyrwał mnie stukot w szybę samochodu. Podskoczyłam na siedzeniu zaskoczona tym nagłym odgłosem. Spojrzałam na tego, który przygladał mi się teraz z rozbawieniem. Uspokoiłam się widząc znajomą twarz. Wyszłam z samochodu i stanęłam z nim twarzą w twarz.
-A jednak przyjechałaś.
-Wątpiłeś? - uśmiechnęłam się. Chciał coś powiedzieć, ale odpuścił, jak rzuciałam mu się na szyję. - Może wydam ci się szalona, ale stęskniłam się za tobą.
-Co dziwne, ja za tobą też. Myślałem o tobie praktycznie codziennie.
-To tak jak ja o tobie - oderwałam się od niego. -Dobra, przyjechałam i co teraz?
-Może na początek to - pochylił się i mnie pocałował. Najpierw delikatnie, a po chwili już tak żarliwie, że o mało co nie straciliśmy tchu. - A teraz możemy przenieść się do mojego pokoju. Albo na piasek. Jak wolisz...
-Jestem głodna. - powiedziałam bez chwili zastanowienia. Nie wzięłam ze sobą żadnego jedzenia z domu, jedyne czym się żywiłam w ciagu ostatnich kilku godzin to gumą do żucia.
-Ja też. Ale nie wiem, czy mówimy o tym samym...
-Naprawdę, nie jadłam nic od rana. A zbliża się pora obiadowa.
-No to możemy zjeść w jakiejś knajpce. Tam dobrze karmią - wskazał przed siebie - W tym hotelu może i są ładne pokoje, ale jedzenie smakuje jak żarcie dla psa.  
Poszliśmy we wskazanym przez niego kierunku. Rzeczywiście, rybka, którą nam zaserwowali była wyśmienita. A ja nie przepadam za bardzo za rybami, więc ta była przyrzadzona naprawdę wybitnie, skoro podbiła nawet moje kubki smakowe.
Jak skończyliśmy jeść, zaproponował spacer nad morzem, a ja ochoczo się zgodziłam.
Mimo chłodu, świeciło słońce, i spacerowało się bardzo przyjemnie. Wreszczcie mieliśmy czas na rozmowę.
-Cały czas nie wiem o tobie nic.
-No cóż, ja o tobie też niewiele wiem.  
-Przynajmniej wiesz jak mam na imię i gdzie pracuję. To i tak dużo w przeciwieństwie do tego, co ja wiem. Zacznijmy może od tego, jak się nazywasz?
-Bernard.
-Ładne imię. Prawdziwe? - szturchnął mnie lekko w ramię.
-Oczywiście. Nigdy nie podawałem fałszywego imienia. Co najwyżej posługiwałem się ksywkami, jeśli nie chciałem, aby ktoś znał moje imię.
-No dobra, Beniu. -uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie z cieniem powagi, ale i rozbawienia.
-Grabisz sobie.
-Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. A co, czyżbyś nie przepadał za swoim imieniem?
-Kiedyś go nienawidziełem. Z czasem się przyzwyczaiłem. No i niektórzy i tak znali tylko moje pseudonimy, więc przestałem przywiązywać do tego taką wagę.  
-Dobra. To już coś wiem. A co do twojej tak zwanej profesji, to poznam ją w końcu, czy nie?
-Wolałbym nie dzielić się tym z tobą.  
-Nie uważasz, że było by sprawiedliwie, gdybym jednak wiedziała? Wiem, że mi się to nie spodoba. Mimo wszystko, chciałabym wiedzieć.- szłam w zaparte.
-Może kiedyś. Nie zrozum mnie źle, ale nie chcę ci tego opowiadać, bo boję się, że ode mnie uciekniesz. - zapewne wiele kryje się za tymi słowami. Powinnam mu zaufać? Chyba nie mam wyjścia.
-Cóż, skoro przejechałam taki kawał, to nie mam zamiaru uciekać.
-Dajmy sobie trochę czasu.
-Powiedziałeś przez telefon, że chcesz zmienić zawód. To co chciałbyś robić?
-Myślałem o otwarciu restauracji.
-Tu, nad morzem?
-Tak. Podoba mi się tutaj, chętnie zostałbym na stałe. W gorsze dni możesz przejść się wzdłuż plaży i wsłuchać się w szum fali.  
-Czyli taka twoja własna knajpka z rybami ci się marzy? - wręcz nie dowierzałam w taki obieg wydarzeń.  
-Niekoniecznie z rybami.
-No wiesz, skoro nad morzem, to ryby są tutaj specjałem. Nie ma takiej opcji, żeby nie było ich w menu jakiejkolwiek tutejszej restauracji.
-Tak, masz rację. Ale wtedy wszystko będzie tak śmierdzieć... - obydwoje zaczeliśmy chichotać. Ja przeszłam już w donośny śmiech, kiedy Bernard z kolei się uspokoił. Zanosiłam się już płaczem, kiedy zapytał: - Co cię tak bawi?
-To wszystko - wydusiłam w końcu i zatoczyłam palcem okrąg w powietrzu. Złapałam oddech i powiedziałam, co mi w duszy gra - Poznaliśmy się w niezbyt korzystnych okolicznościach, zwłaszcza dla mnie. Zachowywałeś się tak...surowo, obojętnie, nawet nie umiem tego opisać. Byłam w pułapce, a ty byłeś tym, który mi groził. Potem się przespaliśmy, rano obudziłam się; ciebie nie ma, ale jest kartka, dzięki której zamknęłam sprawę z handlarzami żywym towarem. Ty znikasz, ja dostaję awans. Życie toczy się swoim rytmem, gdy parę tygodni później odbieram telefon, potem przyjeżdżam tutaj. I zachowujemy się jak starzy, dobrzy przyjaciele, snując o planach na przyszłość. Czy to nie jest komiczne?
Widziałam, że się uśmiecha, ale zamyślił się po moich słowach. Ja, skoro już tak się rozgadałam, kontynuowałam:
-Wogóle to się zmieniłeś. Spędziliśmy razem jedną noc. Teraz wydajesz się taki...zwyczajny. Oczywiście, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rozmawiamy o tak przyziemnych sprawach, jak rybi odór w nadmorskich restauracjach. Tamtej nocy połączyło nas pożądanie, nie da się zaprzeczyć. A teraz staliśmy się sobie bliżsi też w sferze duchowej, nie mylę się? Czy tylko ja tak to odczuwam?
-Podobnie się czuję. Ale ty też się zmieniłaś. Byłaś pyskata i...
-Halo! Byłam skuta kajdankami, próbowałam jakoś wyjść z twarzą z sytuacji.
-Naprawdę uważasz, że cokolwiek pozowoliłoby wyjść ci z twarzą w takim położeniu?
-Jezu! Nieważne. Chodzi mi o to, że cała nasza dotychczasowa historia jest tak krótka i tak barwna jednocześnie.  
-Tu się z tobą zgodzę. Tylko mam nadzieję, że z krótkiej zrobi się długa. - spojrzałam na niego i atmosfera między nami stężała. Mówił poważnie. Zresztą, ja też o tym myślałam. Tylko czy to możliwe, aby między nami rzeczywiście powstało coś więcej?
-Też mam taką nadzieję. - zbliżyłam się do niego i nasze usta się zetknęły w krótkim aczkolwiek słodkim pocałunku. - Zrobiło mi się zimno. Chodźmy do hotelu - wyszeptałam. Uśmiechnął się szeroko, bo doskonale wiedział co się stanie, jak tylko przekroczymy próg pokoju.

*
Po wyjątkowo namiętnie spędzonych dwóch godzinach, leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku. Czułam się cudownie. Powoli dociera do mnie, że zaczynam się do niego przywiązywać. Zupełnie tak, jakbym była mu pisana. Nigdy nie wierzyłam w coś takiego, ale przy nim czuje się inaczej. I podoba mi się ta odmienność.
- O czym myślisz? - zapytał. Spojrzałam na niego. Już unormowały się nam oddechy po najcudowniejszym wysiłku, jakiego dwoje ludzi mogło kiedykolwiek zaznać.
- O nas. - odpowiedziałam szczerze.
-A konkretnie?
-O tym, co będzie dalej. - skończy się tylko na przelotnym romansie, czy przerodzi się w trwały związek? To pytanie kłębi się w mojej głowie od wczorajszego wieczoru.
-A co chciałabyś, żeby było? Masz jakąś wizję?
-Całe mnóstwo...a ty?
-Różnego rodzaju spekulacje nie są moją specjalnością.
-Na pewno masz jakieś wyobrażenie, tego co może nadejść. Albo co chciałbyś, aby nadeszło...Coś, czego pragniesz.
-Może. Ale nie lubię za dużo myśleć o przyszłości. Ty za to, robisz to wręcz z obsesją.
-Mówię poważnie.  
-A odnośnie tego, czego pragnę. Pragnę jedynie ciebie. Chciałbym żebyś została tu na dłużej niż jeden dzień.
-Dwa dni? - zaśmiałam się. -Czy może na tydzień?
-Jeszcze dłużej - zwilżył wargi i przysunął je do moich ust.
-Dwa tygodnie?  
-Nie drażnij się ze mną - pocałował mnie krótko, ale za to z ogromną czułością - Jeszcze dłużej. - wyszeptał.
-Dobra, poddaje się. Już nie będę zgadywać. Powiedz po prostu, na jak długo...
-Dopóki mi się nie znudzisz - powiedział, po czym zaśmiał się głośno, a ja chwyciłam poduszkę obok i uderzyłam nią w niego.  
-Bardzo zabawne - jeszcze raz zamachnęłam poduszką - Wiesz, to ja chyba muszę się zbierać - wstałam, ale nie pozwolił mi zrobić nawet jednego kroku. Przyciągnął mnie i znów leżałam na łóżku.
-Chcę po prostu z tobą być, najdłużej jak się da. - powiedział, jak nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. - Czuję, że przy tobie staję się lepszy. Chcę skończyć z dawnym życiem, a ty jedyna sprawiasz, że o nim zapominam. - to wyznanie przygasiło nasz entuzjazm i chęć do żartów. Wyciagnęłam dłoń i pogładziłam opuszkami palców jego policzek.  
-Ja też tego chcę.
-Czyli zgodzisz się na przeprowadzkę tutaj?
-Nie zapędzasz się za bardzo?
-Lena. Musimy zacząć o tym myśleć...- Za każdym razem, kiedy ktoś zaczyna zdanie od mojego imienia oznacza, że sytuacja nabiera powagi.
-Jadąc tu, zdecydowałam, że złożę wypowiedzenie. - wyznałam.
-Czemu?
-Czuję się tam jak w klatce. To miejsce przyprawia mnie o depresję. Nie wiem, co wcześniej w nim widziałam. Byłam skłonna tyle poświęcić dla tej pracy...Teraz nie odczuwam żadnej satysfakcji z tego awansu. Skoro nie daje mi to szczęścia, to nie będę marnowała tam więcej swojego życia ... Potrzebuję zmiany.
-No cóż, to ułatwia sprawę. Tylko praca trzymałaby cię w tym mieście, a skoro z niej rezygnujesz...
-Ale nadal mam tam mieszkanie.
-A ja nadal mam swoje pieniądze. Teraz mieszkam w hotelu, ale stać mnie na jakieś mieszkanie. A ty swoje możesz wynająć. - fakt, było to najrozsądniejsze wyjście. Ale czy ja jestem gotowa na takie zmiany? Nie wiem...za bardzo się spieszymy. Zdecydowanie, za mało czasu upłynęło, aby snuć takie plany.
-Mówisz poważnie? - powiedziałam z wahaniem w głosie.
-Tak, jak najbardziej. Wiem, że się nie znamy, nie wiesz o mnie nic, ale zaryzykujmy. Co nam szkodzi? Po raz pierwszy czuję się przy kimś tak...beztrosko. I chciałbym, żeby to uczucie trwało jak najdłużej... - myślałam podobnie. Czułam podobnie. Ale mimo to uważam, że takie tempo jest za szybkie. A może rzeczywiście powinnam się odważyć i zaryzykować...
-Czyli będziemy wieść zwyczajne życie, jak normalni ludzie? - uśmiechnął się i pokiwał głową potwierdzając moje słowa. - Zgodzę się pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Żadnych sekretów. - westchnął ciężko i już miał rozpocząć swój monolog, kiedy mu przerwałam - Wiem. Nie chcesz mi wyjawić swojej przeszłości. Rozumiem, może nie teraz. Ale jak myślisz o nas poważnie, to prędzej czy później będziesz musiał mi powiedzieć. Nie mówię, że dzisiaj. Ale...
-Dobrze.
-Co, dobrze?
-Opowiem ci wszystko, ale nie dzisiaj. Dzisiaj cieszmy się sobą. -pocałował mnie w czoło.  
-To co zrobimy jak się tu sprowadzę?
-Ale ty lubisz skakać z tematu na temat. Wynajmiemy mieszkanie. Może jakieś kupimy, jak nam się bardzo spodoba.
-A potem restauracja?
-Yhm - mruknął i zanurzył głowę w stronę mojej szyji.
-I co będę robić?
-Umiesz gotować? - trzepnęłam go ręką w ramię. - No przepraszam. Powinienem był zapytać, czy dobrze umiesz gotować. To różnica...  
-Ty beszczelny... - zaczęłam się szamotać i znów okładać go poduszką.
-No już, nie denerwuj się tak, furiatko. Będziesz współwłaścicielką. Może być?
-Już prędzej. A masz wogóle środki, aby myśleć o tym realnie?
-Poradzimy sobie. - powiedział, a ja zaprzestałam zadawać kolejnych pytań. W trakcie, gdy wędrował znowu ustami po moim ciele, stwierdziłam, że mu ufam. Może nie powinnam. Może jestem głupia, że darzę go zaufaniem. To nieodpowiedzialne, ryzykowne i nie w moim stylu. A może wszystko się ułoży? Przyszłość nam pokaże. Liczy się, że mam go teraz. Całe życie postępowałam tak, jak wypadało. Aż w końcu postanowiłam rozwikłać ciężką sprawę handlu kobietami, i udałam się w przebraniu do klubów, po których nigdy nie chodziłam. I kto by pomyślał, że w ten sposób znajdę osobę, z którą teraz planuję zamieszkać... Życie lubi jednak zaskakiwać. A ja potrzebuję teraz odrobiny szaleństwa. Zobaczymy, czy wyjdę na tym dobrze, czy źle. Tylko kogo to teraz obchodzi? Przy nim mogę oddychać pełną piersią - dosłownie i w przenośni. A dookoła nas słychać cichutki szum morza. Nie obchodzi mnie, co pomyślą sobie inni. Gdyby tylko jeszcze Bernard zdradził mi choćby część tego, co robił do tej pory w życiu...Już nie chodzi tylko o ciekawość. Po prostu powinnam wiedzieć, czy istnieje jakieś zagrożenie, czy ma jakiś wrogów, którzy mogliby chcieć się na nim zemścić. Ale nie będę dzisiaj drążyć tego tematu. Najpierw dam mu pewność, że może mi bezgranicznie zaufać. Może, jak odejdę już definitywnie z pracy to wszystko mi wyjawi...

A w tej chwili liczy się to, że jesteśmy razem. I żadne z nas nigdzie indziej się nie wybiera. Czuję się wspaniale. Jakbym była w raju. I pragnę pozostać w nim tak długo, jak tylko się da...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6297 słów i 34719 znaków.

3 komentarze

 
  • XYZ

    Fajne ;) to koniec tego opowiadania czy jesZcze coś będzie ??

    16 sie 2015

  • BerryMuffin

    @XYZ To już koniec :) Jeśli się podobało, zapraszam na mojego bloga z różnymi opowiadaniami.  
    Pozdrawiam

    16 sie 2015

  • Marlens

    Brak mi słów. .. Czuje się jakbym czytała jakąś zaje*ista książkę jakiejś świetnej pisarki.  Coś wspaniałego. ..

    15 sie 2015

  • BerryMuffin

    @Marlens Dziękuję  ;)

    16 sie 2015

  • Mi

    Genialne  <3

    15 sie 2015

  • BerryMuffin

    @Mi Dzięki  <3

    16 sie 2015