Czego pragniesz...(II)

*
-Może powinniśmy jej coś podać, żeby była bardziej rozmowna? - odbiło się w mojej głowie echo głosu jednego z porywaczy.
-Zaczekajmy na szefa. -powiedział drugi. Szumiało mi w głowie. Próbowałam dociec, gdzie się znajduję. Jak wypchnęli mnie w korytarz z łazienki, to było to w prawą czy lewą stronę? Cały czas jestem w klubie, tego jestem pewna. Muszę ustalić, jak najszybciej dotrę do wyjścia. Bo jak im nie ucieknę, to nie będzie przyjemnie...
Muszę dać radę. W ustach czuję metaliczny posmak krwi. Zadali mi na razie tylko jeden cios, na tyle mocny, że krwawię i jestem otępiona. Na pewno są zdoloni zadać mi ich na tyle dużo, że z łatwością pozbędą się mnie, jak zużytej rękawiczki.
Nie mogę dłużej czekać, muszę zacząć działać. Obmyślić jakiś plan, cokolwiek...tylko ten rwący ból w głowie mi wszystko utrudnia.
-A więc, kogo my tu mamy. - usłyszałam znajomy głos. Należał do tego, z którym tu przyszłam i z którym wczoraj rozmawiałam.  
Jasna cholera...
Że też nie przemyślałam, że mógł nabrać podejrzeń. Tylko co oni myślą? Chyba nie rozgryźli, że jestem z policji? Nie, to niemożliwe, są na to zbyt tępi. Im się chyba wydaje, że jestem z konkurencji albo coś w tym rodzaju...
Zdjęto mi opaskę z oczu i ujrzałam teraz pochylającego się nade mną znajomego faceta. Nawet nie wiem, jak się nazywa. To chyba jedno z wielu potknięć jakie zrobiłam...
-Słoneczko, lepiej dla Ciebie żebyś zaczęła współpracować. Szkoda Twojej ślicznej buźki na takie...dyskusje. -potarł kciukiem delikatnie mój policzek. Spojrzałam mu w oczy. Nie wiem, co w nich widzę. Okrucieństwo, a zarazem empatię? A może to po prostu zwykła obojętność...Z reguły umiem rozpracowywać ludzi po samym spojrzeniu - to w końcu mój zawód, ale z tym typem miałam cholerny problem.
-Mówię prawdę -wyszeptałam przez zęby.  
Przyglądał mi się przez chwilę, następnie pokręcił głową.
-Jakoś nikt Ci tu nie wierzy.
-Proszę -jęknęłam niemal błagalnie, do oczu napłynęły mi niechciane łzy. Po raz pierwszy, w całym swoim życiu znalazłam się w takiej sytuacji. Bez wyjścia.
-Szefie, mamy się tym zająć? - zrobił krok w przód jeden z goryli, stojacych przy drzwiach.
-Nie. Ja się tym zajmę. Możecie ją przetransportować do mojego apartamentu? -tamci skinęli głową - Tylko tak, żeby po drodze ludzie nie nabrali podejrzeń. Starajcie się być delikatni.  
-Tak jest, szefie.  
Beszczelny drań schylił się nade mną jeszcze raz i powiedział szeptem:
-Do zobaczenia. - nie wiem, co bardziej kryło się w tych słowach; obietnica, czy groźba. Znając życie, raczej to drugie...
Obrócił się na pięcie i wyszedł. Pozostali dwaj podeszli do mnie, ponownie zawiązali oczy i rozkuli kajdanki, tylko po to, żebym mogła wstać i mogli założyć mi je znowu. Przez tą sekundę, chciałam wykorzystać możliwość uwolnionych nadgarstków, ale zanim moja próba ucieczki się zacżęła, zostałam ponownie unieruchomiona.  
Popchnęli mnie lekko do przodu, zorientowałam się po chwili, że idziemy w przeciwnym kierunku niż powinniśmy. Zapewne dlatego, że prowadzą mnie do tylnego wyjścia.
W mgnieniu oka znalazłam się na tylnym siedzeniu drogiego auta, nie wiem jakiej marki, bo miałam zasłonięte oczy, ale zapach skóry uderzył mnie od razu, jak tylko się w nim znalazłam.
Kilkanaście minut później znalazłam się w jakimś wieżowcu - tak myślę, bo wjechaliśmy windą mijając co najmniej kilka pięter.  
Nawet przestałam się wyrywać. Po nieudanej próbie ucieczki, w chwili, gdy wyciągali mnie z auta, stwierdziłam, że dalsze nie mają sensu. Znalazłam się w pułapce. Cholera, mnóstwo pomysłów przebiegało mi teraz przez głowę...pobiją mnie? zgwałcą? wywiozą za granicę? zabiją?  
Nie, nie moge do tego dopuścić. Muszę poczekać na odpowiednią okazję i uciec. Tylko jak?
Wepchnęli mnie wewnątrz jakiegoś przestronnego pomieszczenia i poprowadzili na coś miękkiego. Jak się okazało, łóżko. Następnie zdjęli mi opaskę z oczu.  

Światło zaczęło mnie razić po oczach. Parę razy mrugnęłam i ujrzałam dwóch facetów, którzy mnie tu sprowadzili.
-Zostaniesz tutaj na jakiś czas sama. Będziesz grzeczna, czy mamy Cię bardziej skrępować? - zapytał jeden z nich. Nic nie odpowiedziałam, moje bezradne spojrzenie chyba im wystarczyło. No i fakt, że i tak z tyłu miałam unieruchomione ręce przez metalowe kajdanki.
Wymienili między sobą spojrzenia, i skierowali się ku wyjściu. Ucieli jeszcze sobie jakąś krótką pogawędkę, z której nic nie zrozumiałam, ale zakończyła się ona gromkim śmiechem obydwu. Usłyszałam w oddali przekręcany zamek i zostałam sama zdana na siebie. Dobra, może mi się udać. Rozejrzałam się po pokoju. Była to duża, elegancka sypialnia. Wstałam i podeszłam do okna. Apartament musi znajdować się na dziewiątym albo dziesiątym piętrze, z tego co wnioskuję z widoku.
Przez okno na pewno nie ucieknę, no chyba że skarzę się na samobójstwo. Muszę uwolnić ręcę. Powolnymi krokami udaję się w głąb mieszkania. Mam nadzieję, że znajdę coś ostrego.  
Mieszkanie,apartament czy cokolwiek to jest (bo skromnych rozmiarów na pewno nie jest) robi wrażenie. Urządzone nowecześnie, z klasą i elegancją. Ale jest chłodne...tak, brak mu takiego domowego ciepła. Widać, że osoba która tu mieszka, albo co dopiero je urządziła, albo nie nosi w sobie żadnych emocji. Natrafiam w końcu na kuchnię, w której znajduję cały zestaw noży. Ustawiam się tyłem do nich i próbuję jakiś chwycić. Po kilku wygibasach udaje mi się złapać jeden z nich. Zaczęłam pocierać ostrą stroną metal między moimi nadgarstkami. Po kilkunastu minutach odpuściłam sobie bo nic nie zdziałałam. Jednak postanowiłam zatrzymać nóż. Może mam małe szanse się obronić, ale z jakąkolwiek bronią będę czuła się lepiej.

A może zamiast mysleć o sposobie obrony, powinnam ułożyć plan ucieczki? Miałam ich już dzisiaj chyba z tysiąc, ale chyba nie powinnam rezygnować. Powinnam się gdzieś schować, jak wejdzie i zacznie mnie szukać, to ja wybiegnę przez drzwi...ale jak od razu po wejściu je zamknie? Ja ich na pewno nie otworzę mając skrępowane ręce.
Tworzyły mi się coraz to nowsze pomysły, ale po głębszym zastanowieniu każdy okazałby się niewypałem. Prawdopodobieństwo, że mi się uda jest zbyt małe. Tylko go rozwścieczę. I sprowokuję, nie wiem do czego...Tacy ludzie są nieobliczalni. Co mi strzeliło, żeby porywać się na coś takiego? Chyba moje ambicje mnie przerosły...
Obeszłam z trzy razy jeszcze całe mieszkanie, aż wróciłam do sypialni, w której znalazłam się na samym początku. Byłam tu sama przynajmniej z godzinę. Stwierdziłam, że najlepiej jak nie ruszę się z miejsca. Kombinowałam jeszcze, żeby jakoś ukryć nóż, ale i tak nie miałam dużego pola do popisu. Będę go ciasno trzymać za sobą. Nie wiem w jaki sposób mogę go użyć na potencjalnym zapaśniku, ale lepiej mieć coś przy sobie.
Siedziałam tak kolejne kilkanaście minut, aż wreszcie usłyszałam otwierany zamek. Serce podeszło mi do gardła. Nie mam bladego pojęcia, co może się dalej wydarzyć. Muszę być przygotowana na wszystko. Biorę głęboki wdech i powtarzam sobie w kółko w myślach: bądź twarda, nie daj się tak łatwo. Słyszę kroki. Na szczęscie należą tylko do jednej osoby. W zasadzie do mężczyzny, który teraz staje w progu sypialni. Opiera się o framugę i przygląda mi się w milczeniu, ze zmarszczonymi brwiami. Ja również nic nie mówię. Bez słowa wychodzi z pokoju, wgłąb mieszkania. Zorientuje się, że zrobiłam sobie małą wycieczkę po całym apartamencie? Chyba nie...mam nadzieję, że nie. A nawet jeśli to co? Mógłby się tego spodziewać zamykając kogoś we własnym mieszkaniu.
Nasłuchuję, co robi. Zdaje się, że jest w kuchni, słyszę jak stawia szklankę na stół i odgłos nalewanego napoju. Powolnymi, spokojnymi krokami wraca do pokoju.
Podchodzi do mnie i siada obok na łóżku. Nadal się nie odzywa. Czeka, aż ja to zrobię? O co teraz chodzi? Nie wiem, ale jego spokój i opanowanie wcale nie sprawiają,żebym poczuła się lepiej. Pije ze szklanki. Czuję, że to jakiś mocny alkohol. Po chwili odkłada szklankę na stolik nocny. Obchodzi tym samym dookoła łóżko. Ściskam mocniej rękojeść noża. Zorientował się? Proszę, nie...
Kuca naprzeciwko mnie i zmusza do spojrzenia mu w oczy. Nie wykonuję żadnego ruchu. Jestem jak sparaliżowana. Co on planuje? O czym myśli?
-Oddaj mi to. -jego aksamitny, nadzwyczaj stonowany głos dociera do moich uszu i wyrywa z zamyślenia.  
-Co? -pytam automatycznie, dopiero po iluś sekundach przypominając sobie, co chowam za plecami. On natomiast wzdycha ciężko.
-Skarbie, jestem zmęczony. Nie mam ochoty się z Tobą szarpać. - po tych słowach delikatnie puszczam rękojeść noża. I jedną ręką go od siebie odsuwam na kilka centymetrów. Sięga za moje plecy i bierze go do ręki i obraca go przed moimi oczyma sprawnymi ruchami.
-Powinnaś bardziej uważać na zabawki, którymi chcesz się bawić. Mogłabyś się skaleczyć.
Prycham. Wręcz nie wierzę, w to co słyszę. Momentalnie całe napięcie ze mnie spływa i odzyskuję zdolność mowy.
-Teraz się o mnie troszczysz?
-I tak nie wiedziałabyś jak go użyć.
-Skąd ta pewność?
Unosi brew, a na jego twarzy pojawia się rozbawienie.
-Taka jesteś twarda?
-Uwierz mi, gdybym tylko miała wolne ręce, byłbyś w drodze do szpitala. - warknęłam. A on zaczął się śmiać.
-W takim razie dobrze, że masz je skute.
-Czego ode mnie chcesz? -oczywiście, po moich słowach poważnieje.  
-Skąd jesteś? Kto Cię zatrudnił?
-Ile razy mam powtarzać, że dla nikogo nie pracuję.
-Od początku wiedziałem, że coś jest z Tobą nie tak. Tylko cały czas nie mogę rozgryźć, co.
-To znaczy?  
-Nie udawaj niewinnej. Dziewczyny z reguły nie podchodzą do mnie i pierwsze, o czym zaczynają mówić to to,że poszukują pracy.
-Potrzebuję pieniędzy i to szybko, bo lada moment i wyląduję na ulicy. To takie dziwne, że zrobię wiele, żeby jakoś się utrzymać? -kontynuowałam swoją bajeczkę. Przecież nie mogę powiedzieć, że tak naprawdę jestem z policji i chcę złapać handlarzy żywym towarem. Jakby się o tym dowiedział, pewnie byłabym już na cmentarzu.
Pokiwał tylko głową.
-Cały czas łżesz. Nawet przez chwilę, chciałem Ci wierzyć.  
-Mówię prawdę - szłam w zaparte. - Niczego się ode mnie więcej nie dowiesz, bo nic nie wiem. - patrzy na mnie i się nie odzywa. Z jego oczu nic nie moge wyczytać, oprócz tego, że nadal mi nie wierzy. - Co mam zrobić, żebyś mi w końcu uwierzył?
-Powiedziałaś, że zrobisz wszystko? - unosi brwi. Co ma na myśli? W co ja się wpakowałam...
-Co proponujesz?  - powiedziałam i przełknęłam głośno ślinę. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Ta rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku...
Przysunął się bliżej mnie i dotknął dłonia mojego policzka.
-Zdaję się na Twoją wyobraźnię...-mówi półszeptem, a następnie przysuwa usta do moich i delikatnie całuje. Jestem nieco oszołomiona. Nie spodziewałam się tego...
-Mam swoje zasady i nie idę do łózka z facetem, którego nie znam, a tym bardziej z takim, który mnie uwięził w...
-Wiedziałem. - przerywa mi.
-Co?
-Kłamiesz. Cały czas. Zaplątałaś się we własnych wymysłach. Poukładaj sobie wszystko po kolei. Podchodzisz do mnie, chcesz pracy, jako kelnerka, striptizerka, mówisz, że zrobisz dosłownie wszystko, żeby zarobić. Masz okazję, żeby to udowodnić. Nagle masz swoje zasady. - Cholera miał rację. Skurczybyk jeden. Prawie mnie rozgryzł...Zastanawiam się, co powinnam powiedzieć, ale nie muszę, bo on kontynuuje - Mimo moich podejrzeń, że możesz być z konkurencji, szczerze w to wątpię. Takich numerów od dawna sie nie uprawia. A, i jeszcze przyznajesz, że umiesz się bronić...Normalnie nie uwierzyłbym tak drobnej i ślicznej kobiecie jak ty, ale ta Twoja upartość i zawzięcie w oczach podpowiada mi, że byłabyś zdolna mi przyłożyć. Więc jak to z Tobą jest, kotku?
-Proszę, uwolnij mnie i zapomnijmy o całej sprawie. Nigdy nie miałam złych zamiarów...
-Mam zacząć Cię torturować, żebyś powiedziała, po co naprawdę do mnie przyszłaś? A może podać Ci silne narkotyki? Zaraz stracę cierpliwość - ostatnie zdanie wypowiedział przez zęby.
-Dobra. Ale jaką mam gwarancję, że mnie nie zabijesz? Cholera wie, co możesz mi zrobić...Ty też nie jesteś ze mną szczery, dobrze o tym wiesz. Nie zatrudniasz żadnych dziewczyn, nie przychodzą do Ciebie same z siebie. Ty bierzesz je siłą, zaciągasz nie wiadomo gdzie, przekazujesz komuś swojego pokroju i ślad po nich zanika. Więc jak to z Tobą jest, skarbie? - ostatnie zdanie powiedziałam najbardziej sarkastycznie, jak tylko umiałam, aby dać mu do zrozumienia jak bardzo takie gadanie mnie denerwuje. Po chwili zorientowałam się, że powiedziałam o wiele za dużo. W zasadzie, to się wygadałam...Kuźwa...
Zdezorientowanie maluje się na jego twarzy.
-O czym ty mówisz? - mówi wyraźnie zdziwiony.
-Teraz to ty nie udawaj, że nie wiesz.
-Czyli jesteś z policji? - prycha. Po mojej minie pewnie wie, że ma rację -I co? Chciałaś poprzez mnie dotrzeć do ludzi odpowiedzialnych za wywózki kobiet do burdeli za granicą?
Nie odzywam się. Czuję, że nie skończy się to zbyt dobrze...Nie mam już szans, cholera wie, co mi zrobi...
Ku mojemu zaskoczeniu wybuchł śmiechem.
-Co Cię tak bawi?
-Wszystko wszystkim, ale tego się nie spodziewałem...- wydusił i śmiał się dalej. - Jeśli myślisz, że mam coś wspólnego z handlem kobietami, to jesteś w wielkim błędzie. Niestety jestem tylko nędznym właścicielem kilku klubów.  
-Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile kobiet z tej okolicy zniknęło bez słowa w ciągu ostatniego roku. Nikt się za to nie garnął, aby im jakoś pomóc, więc postanowiłam działać niekonwencjonalnie, co jak widzę, niesamowicie Cię śmieszy. A teraz mnie wypuść, to może Cię nie aresztuję.
-A jaką mam pewność, że tak właśnie będzie? - znowu podśmiechiwał się pod nosem. -Pani policjantka, skuta i taka bezradna...Kto by pomyślał... - kpi ze mnie? Jeszcze czego! Zaczyna mnie irytować ten jego dobry humor.
-Zaczną mnie niedługo szukać. Także, jak chcesz uniknąć wizyty całej grupy policjantów w domu, to lepiej się pospiesz i mnie wypuść.
Spochmurnaił. Tak, moje małe zwycięstwo.  
-Gdyby rzeczywiście Cię szukali, już dawno by tutaj byli. Co więcej, wydaje mi się, że nikt nie ma bladego pojęcia, co dzisiaj robiłaś.
-Mylisz się. Fakt, działałam pod przykrywką i bez naradzenia się z naczelnym, ale o wszystkim wie mój partner.
-Do którego napisałaś sms-a z klubu, że właśnie wróciłaś do domu? Kamil, tak? Czekaj sprawdzę...- zaczął grzebać w kieszeni, i wyciągnął z niej mój telefon.
-Ale ja nie wysłałam tego...
-Wiem. - uciął mi krótko. - Zrobiłem to za Ciebie, słonko. A jutro z rana napiszę coś w stylu: źle się czuję, nie będzie mnie w pracy przez najbliższe parę dni. Jak myślisz, wystarczająco wiarygodne? Czy może jeszcze dodać, że to grypa żołądkowa...
-Ty beszczelny draniu -wysyczałam przez zęby, po czym wstałam i z impetem kopnęłam go z całej siły w krocze. Nie spodziewał się tego, upuścił mój telefon na podłogę. Korzystając z okazji, próbowałam podnieść go i nawet mi sie udało. Zaczęłam wyginać się, żeby zadzwonić do Kamila, bo jego numer telefonu mam jako pierwszy na liście. Ze skutymi dłońmi było ciężko, ale dałam w końcu radę wcisnąć "połącz", bo usłyszałam sygnał. Niestety chwilę później zostałam powalona na ziemię, a telefon trafił gdzieś pod szafkę.
Zaczęłam szamotać się na wszystkie strony, ale byłam skutecznie przygwożdżona silnym, męskim ciałem do podłogi.
-Chyba muszę zmienić taktykę, jeśli mamy się dogadać... -wychrypiał.  
Nie przestałam się wyrywać, w akcie desperacji próbowałam go ugryźć, ale przewidział co próbuję zrobić. Nie mogę rozgryźć, jak mu się to udało, ale wciągu niecałej minuty przeniósł mnie na łóżko, kajdanki rozkuł i skół spowrotem, z tymże umieścił moje ręce przy ramie łóżka.
Teraz moje dłonie znajdowały się nie za mną, a nade mną.
-Nie przypuszczałem, że możesz być taka agresywna. No cóż, przynajmniej zabawa będzie nieco ostrzejsza. -powiedział nadal dysząc, po szamotaninie ze mną. - Ale najpierw pójdę wziąć prysznic, a ty sobie tutaj poczekasz. Nie próbuj już niczego, bo jesteś na starconej pozycji, niezależnie od tego co zrobisz. - i wyszedł z pokoju.
Oszołomiona, równie mocno zdyszana leżałam na wielkim łóżku, przykuta i bez wiekszych możliwości ruchu. Byłam bliska napadu paniki, kiedy nagle przypomniałam sobie o telefonie pod szafką. Zapomniał o nim. Mam nadzieję, że połączenie nie zostało przerwane z powodu uderzenia.  

Błagam, Kamil potrzebuję Cię teraz jak nigdy wcześniej...

*

Po kilkunastu minutach wrócił, rozebrany do pasa i z mokrymi włosami. Próbowałam grać całkowicie niewzruszoną tym widokiem, a było to dość ciężkie zadanie z racji jego ładnie wyrzeźbionego brzucha. I co teraz wymyślił? Wnioskując po jego minie, na pewno nie chce dłużej bawić się ze mną w kotka i myszkę.  
Muszę coś wykombinować...cholera, nawet nie mam bladego pojęcia jak się nazywa. Nic, kompletnie nic o nim nie wiem. No chyba, że robi na czarnym rynku i może mi zagrażać.  
Cóż, panujące w tej chwili milczenie zaczyna mnie przytłaczać, więc próbuję jakoś zagaić rozmowę.
-Co planujesz? - w odpowiedzi usłyszałam jak parska śmiechem.
-Dlaczego miałbym Ci powiedzieć?  
-Nie wiem -wzruszam nieznacznie ramionami. -Ale wolałabym się jakoś przygotować, na to co mnie czeka. -mówię, a raczej głośno myślę.
Podchodzi do mnie, siada obok na łóżku i patrzy głęboko w oczy. Z wzajemnością, zresztą. Trzeba przyznać, że spojrzenie ma wręcz hipnotyzujące. W innych okolicznościach, może nawet zgodziłabym się z nim na coś więcej niż randkę...
Nagle biorę głęboki wdech, uświadamiając sobie dokąd zmierzają moje myśli. Wcale mi się to nie podoba. Staram się racjonalnie myśleć, ale to trudne, jeśli on siedzi tak blisko mnie, że czuję jego pociągający, kuszący zapach.
-Jesteś dla mnie prawdziwą zagadką. -odzywa się w końcu.
-Ja? - przełykam głośno ślinę. -Jeśli już ktoś w tym pokoju jest zagadką, to ty. Nadal nie wiem o Tobie nic konkretnego. A wogóle, to ...
-Nie musisz nic o mnie wiedzieć. Lepiej, żeby tak pozostało. - ucina mi.  
-Ale...- próbuję jakoś zaoponować, ale kładzie mi palec na ustach, tym samym mnie  uciszając.
-Masz piękne usta. -zniżył głos o jakieś dwa tony. - Cała zresztą jesteś śliczna. Aż trudno uwierzyć, że taka kobieta...
-Do czego zmierzasz? Zamierzasz mnie zgwałcić, czy co?  -wyparowałam, bo nie chciałam słyszeć więcej komplementów. Sprawiały, że zaczynało robić mi się gorąco i zapewne rumieńce już wyraźnie odznaczały się na mojej twarzy.  
-Oczywiście, że nie. Nie jestem gwałcicielem. Zaczekam, aż sama mnie o to poprosisz.
-Słucham?! Co ty sobie wyobrażasz?
-Oj, wolałabyś teraz nie wiedzieć. -uśmiecha się ukazując rząd białych zębów. -Przecież widzę, jak na Ciebie działam. Wystarczy, że się do Ciebie zbliżę, to zaczynasz głośniej oddychać.
-No to akurat o niczym nie świadczy. Jakbyś zapomniał, to technicznie rzecz biorąc zostałam porwana i obecnie jestem przykuta do łóżka. A, no i rozmawiam właśnie ze swoim oprawcą. Naprawdę, dziwne byłoby jakbym zachowywała się zupełnie spokojnie w twojej obecności.
-Próbujesz jakoś się usprawiedliwić, ale sama wiesz dobrze, jaka jest prawda.  
-Jesteś beszczelny. Po za tym, dlaczego miałbyś mi się podobać? Ja nawet...- znowu nie udaje mi się skończyć, bo tym razem uciszył mnie pocałunkiem. To było tak nagłe. że nie zdążyłam w żaden sposób zaprotestować. A może nie chciałam? Mam taki mętlik w głowie, jak nigdy w życiu. Czuję jego aksamitne usta, które łączą się z moimi bardzo delikatnie i słodko. Nie odczuwam w tym żadnej nachalności z jego strony. Smakuje tak dobrze, że mogłabym całować się z nim do rana. Nie, nie, przecież nie powinnam...ale w sumie, to kto by się dowiedział? Nie, to całkowicie nieprofesjonalne...ale jakże kuszące...Chyba zwariuję od tych sprzecznych emocji.
-Widzisz? Nawet mnie nie odepchnęłaś.
-Zrobiłabym to, gdyby moje ręce były wolne...- sama próbuję się zwodzić. Szlak by go trafił, ma rację, działa na mnie jak magnes. Tylko mój rozsądek podpowiada mi, żeby temu wszystkiemu zaprzeczać, żeby kompletnie się nie zatracić.
-Odwzajemniłaś pocałunek - przeczesuję palcami moje włosy. - Cała noc mogłaby tak wyglądać, zastanów się.
-To jest Twój plan? Rozkochasz mnie w sobie, abym odsunęła od Ciebie podejrzenia? Jeśli tak uważasz, to wiedz, że donikąd Cie to nie zaprowadzi.
-I tak nic na mnie nie masz. Możesz za to mnie mieć choćby na tą jedną noc.
-Myślisz, że tak mi na tym zależy? To tylko przejaw zwykłego pożądania, jednak nie interesują mnie romanse na jedną noc.  
-Nie musi sie skończyć na jednej nocy. - mam wrażenie, że te słowa są przepełnione obietnicą. Ale prawda jest taka, że to się skończy na jednej nocy. z drugiej strony, dawno z nikim nie byłam. Brakuje mi tego, ale czy jestem aż tak zdesperowana, aby zrobić to z potencjalnym kryminalistą? Nie, nie mogę, choćby nie wiem co.
-Kotku, proponuję Ci układ. Ty będziesz zachowywać się grzecznie i zapomnisz o dzisiejszym wieczorze, a ja nie zrobię Ci krzywdy. Wypuszczę Cię i możemy udawać, że nigdy się nie poznaliśmy.  
-Czyli jednak...taki właśnie jest Twój plan. -mówię bardziej do siebie niż do niego.
-Nie widzisz, że to niesie ze sobą obupólną korzyść? Oczywiście, nie musisz się godzić, ale wtedy sprawy potoczą się zupełnie inaczej...
-Czyli jak?
-No cóż, chyba będę musiał Cię zabić - stężałam słysząc ostatnie słowo.
-A jaką mam pewność, że nie zrobisz tego,  nawet gdy zgodzę się na ten cały układ? Cały czas mogę Cię wydać będąc na wolności. Wyśledzę Cię, aresztuję i spędzisz resztę życia w pudle. Patrząc z twojego punktu widzenia, zabicie mnie od razu byłoby najlepszym rozwiązaniem.
-Ale nie mam ochoty Cię zabijać. - mówi, patrząc na mnie z rozbawieniem. -Jeśli się zgodzisz, upewnię się, że nie przyjdzie Ci do głowy śledzienie mnie, a tym bardziej aresztowanie.
-W jaki sposób? - popatrzył na mnie znacząco, po czym nachylił się z zamiarem pocałowania mnie, ale tym razem byłam szybsza i odwróciłam głowę. Mogłam się tego spodziewać. -Chyba nie myślisz, że po jednym przelotnym, może i namiętnym numerku zyskasz taką pewność, co do tego jak się później zachowam.
-Zobaczymy. - nadal przekonany swoich założeń, patrzył na mnie pożądliwie, na tyle, że zaczęłam zastanawiać się, jak ja wyglądam w jego oczach. W trochę zmietej sukience, rękami skutymi nad głową i zapewne jeszcze z rozmytym makijażem. Czy wyglądam seksownie? Jakoś w to wątpię. Ale on nadal patrzy na mnie wygłodniale i wyczekująco. Wogóle skąd ta zmiana nastawienia? Najpierw mi zagraża, potem obiecuje goracy seks? Widocznie z niezrozumiałych dla mnie powodów, muszę mu się podobać. Zarówno jak on działa na mnie, tak ja na niego.  
-Dobrze. Załóżmy, że się na to zgodzę. Ale najpierw chcę usłyszeć odpowiedź na pytanie: Czy masz cokolwiek wspólnego z tymi zaginięciami?
-Ja nie.
-Znasz ludzi, którzy są za to odpowiedzialni? Jeśli tak, mógłbyś mi podać nazwiska, a ja tak pokieruję całą sprawą, żeby oskarżenia Cię ominęły.
Milczy. Nie mogę nic wyczytać z jego oczu. W końcu mówi:
-Miała być odpowiedź na jedno pytanie.
Wzdycham lekko zirytowana.
-Ale była mało rozbudowana. Wolałabym, żebyś...
-Ciii -znowu uciszył mnie kładąc palec na ustach. Cholera, czy on musi mi tak często przerywać? Szlag mnie trafi, jak raz jeszcze to zrobi. - Zajmijmy się wreszczcie czymś przyjemniejszym.
-Może najpierw byś mnie rozkuł?
-Nie wiem, czego mogę się po Tobie spodziewać, więc...- nie dokończył zdania, zamiast tego całował moją szyję, najpierw ją drażniąc, potem schodząc ustami niżej w stronę dekoltu. Sam jego zapach, który teraz mnie otaczał, a tym bardziej uczucie jego ust na mojej skórze przyspieszało moje tętno.
Czy będę tego żałować? Może. Ale nie chcę teraz o tym myśleć.  
Skupiam się na dotyku jego dłoni, sunącymi wzdłuż moich bioder i talii. Moje własne ciało mnie zdradza. Przystaje na coś, na co rozsądek nie pownien pozwolić. A jednak to się dzieje, a raczej zaraz się stanie.  

Podnosi głowę i schyla się ku moim ustom, a ja odwzajemniam ten pocałunek, równie namiętnie i pożądliwie. Nagle odrywa się, podnosi i wyciąga coś z tylnej kieszeni jeansów. Jak się okazało kluczyki do kajdanek. Uwalnia moje dłonie.  
Co za ulga. Od razu rozmasowuję nadgarstki, a on odkłada kajdanki na szafkę nocną.
-Mogą się jeszcze przydać. - ale następnym razem nie mnie, a jemu, pomyślałam.
-Nie drażnij mnie. - mówię, a on się uśmiecha. Wracamu do całowania, obracam się tak, że teraz to ja siedzę na nim. Przesuwam dłońmi po jego umięśnionej klatce piersiowej, napawając się tą chwilą. Następnie nachylam się i całuję ją od góry do dołu, a jak dochodzę do skraju spodni, wracam spowrotem do jego ust. Usłyszałam jęk niezadowolenia, na co odparłam: - Myślałeś, że tylko ty umiesz się w to bawić?
Wstaję i przez moment zastanawiam się, czy nie skorzystać z okazji; podbiec do szafki, zabrać kajdanki i przytwierdzić go do łóżka dokładnie w ten sam sposób, w jaki ja zostałam do niego przytwierdzona. Ale moja żądza bierze teraz górę, sięgam za tył i rozpinam sukienkę i pozwalam jej upaść do moich kostek. Wychodzę z niej, najzgrabniej jak potrafię. Stoję teraz przed nim w samej bieliźnie i rzucam mu prowokujące spojrzenie. Czekam na jego ruch. Nie trwa to długo, wstaje z łóżka i podchodzi do mnie ze wzrokiem drapieżcy. Przytwierdza się do mojego ciała, całuje łapczywie moje usta i wędruje dłońmi po moim ciele. Po chwili podnosi mnie, a ja obejmuję go nogami w pasie. Niesie mnie przez połowę długości pokoju, po czym sadza na komodzie. Nie odrywam od niego swoich nóg, obejmuję rękami jego szyję i dalej kontynuujemy, to co wcześniej. Moje zmysły szaleją, zapominam praktycznie o wszystkim dookoła, jedyne o czym myślę, to żeby w końcu znalazł się we mnie.
Rozpina mi stanik i odrzuca gdzieś w głąb pokoju. Masuje jedną ręką moją pierś, drugą zaś wędruje po moim udzie, a ustami całuje miejsce za uchem. Taka dawka pieszczot, niemal doprowadza mnie do szału. Jestem już tak rozpalona, że pozwoliłabym mu dosłownie na wszystko. Z jednej strony to przerażające, jaką kontrolę sprawuje nade mną, a z drugiej jest to niesamowicie podniecające.  
Nagle osuwa się ku dołowi i praktycznie rozrywa cienki materiał moich majtek. Czuję, jak zaczyna językiem wędrówkę po moim łonie. Jest w tym bardzo dobry, pewnie musiał mieć dużo kobiet, że nabrał takiej wprawy. W każdym razie, nie trwa nawet pięciu minut, jak dostaję orgazmu, a moje ciało przechodzi dreszcz. Oddycham ciężko, a on chwta mnie i przenosi na łóżko.  
Zauważyłam dopiero teraz, że nie ma już na sobie spodni, ani niczego innego. Jeszcze chwilę obcałowuje moje ciało, a potem przystępuje do konkretniejszych czynności.  

*

Nie wiem, ile razy jeszcze się kochaliśmy, bo w końcu straciłam rachubę. Doznałam conajmniej trzech orgazmów, jak nigdy wcześniej w życiu, w ciagu jednej nocy.
Leżymy teraz padnięci i kompletnie wykończeni, ale za to jacy spełnieni. Obejmuje mnie ramieniem, a ja kładę na nim głowę. Chyba chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale szybko uleciało mi to z głowy i zawładnął mną sen.

*

Budzę się w pustym łóżku. Patrzę na zegarek. Jest wpół do dziesiątej. Nigdy nie spałam do takiej godziny. Pewnie dlatego, że praktycznie całą noc zajmowałam się czymś zupełnie innym niż snem. Powoli przypominam sobie po kolei wszystkie zdarzenia z wczorajszego dnia. A raczej wieczoru.  
Boże, co ja narobiłam. Poszłam z nim do łóżka, a jeszcze wcześniej tak się bałam, że skończę nie wiadomo gdzie.  
Wstaję i wędruję po całym mieszkaniu w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak obecności drugiej osoby. Pusto. Więc to tak. Zmył się bez pożegnania. A czego mogłam się spodziewać? Głowa mi pęka od tych wszystkich myśli, postanawiam wypić szklankę wody, aby jakoś bardziej się rozbudzić. Próbuję jeszcze raz sobie wszystko poukładać pokolei w głowie. Nagle przypominam sobie o moim telefonie, znajdującym się zapewne pod komodą, na której wczoraj siedziałam i...potrząsam głową, starając się odrzucić jakoś te wspomnienia. Udaję się spowrotem do sypialni. Schylam się i wyciagam spod komody mój telefon. Tak jak wczoraj miałam nadzieję, że znajdę w nim źródło ratunku, tak teraz widzę jak nie można ufać dzisiejszym badziewiom. Peknięta szybka, plus nie mogę go włączyć. Świetnie. Naprawdę znakomicie. Jak będę teraz kupowała nowy telefon, zwrócę uwagę, aby był przy okazji opancerzony, żeby nie wyłączał się zaraz po upadku.

Rozglądam się po pokoju. Nic nadzwyczjanego nie zauważam. Wzdycham głośno i przystępuję do zbierania moich porozrzucanych rzeczy.

Nie mam pojęcia, co dalej zrobię...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5379 słów i 29988 znaków.

3 komentarze

 
  • ja

    Kocham cie normalnie *_*

    14 sie 2015

  • Jaga

    Zaje*iste

    13 sie 2015

  • ewe

    genialne :) czekam na kolejną część :D

    13 sie 2015