Czego pragniesz...(I)

-Przynieść Ci kawy? Wygląda na to, że posiedzimy tutaj całą noc - odezwał się Kamil, mój kolega po fachu.
-Nie, dzięki. -odparłam nawet na niego nie patrząc. Właśnie przeglądałam kartoteki z wszystkimi podejrzanymi w sprawie, którą mi przydzielono.  
Czasem uwielbiałam pracę w policji, nieraz jej nienawidziłam - zwłaszcza jak musiałam zostawać na noc na komisariacie. No ale cóż - taka praca. Taką ścieżkę sobie wybrałam. I pomimo wielu jej wad, jestem zadowolona ze swojego wyboru.
Odkąd pracuję na wydziale kryminalnym, przydzielano mi same sprawy związane z handlem narkotykowym. Dzisiaj, wyjątkowo inaczej - dostałam zadanie specjalne, które z początku mnie zmroziło, bo dotyczy handlu ludźmi. A konkretnie kobietami.
Jak usłyszałam o tym, przypomniałam sobie sprawę sprzed kilku lat - wiele ciał nieodnalezionych, połowa przestępców zwiała, gdzie pieprz rośnie. Policja była bezsilna, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach europejskich. Przez nas, takie sprawy były postrzegane jako najgorsze z możliwych - bo były praktycznie nierozwiązywalne. Najczęściej za handel kobietami odpowiadają bardzo bogaci i wpływowi ludzie, którzy potrafią przewidzieć każdy ruch policji. Zazwyczaj są cholernie inteligentni, bo naprawdę trudno ich wyśledzić, a wszystkich możliwych świadków mają przekupionych i skutecznie zastraszonych.

Innymi słowy, mam przekichane. Z jednej strony, bo dostałam ciężki orzech do zgryzienia, a z drugiej - bo jestem kobietą. Mało kto wierzy, że uda mi się zchwytać tych zwyrodnialców. Wydaje mi się, że być może dlatego przydzielili mi tą sprawę, bo nie wezmą w ten sposób na siebie odpowiedzialności za nieudaną akcję.  
Mam jednak ambitny plan, aby wsadzić tych gnojów za kratki. Jego zrealizowanie nie będzie łatwe, tym bardziej, że póki co jestem daleko w polu.
-Lena, może lepiej nie angażuj się w to za bardzo - wrócił Kamil z gorącym napojem. Był moim dobrym kumplem, świetnym współpracownikiem, można by nawet rzec, że prawdziwym przyjacielem. Jednak nawet on miał wątpliwości, że cały ten bajzel będę w stanie ogarnąć. W zasadzie, to fakt, że wszyscy z góry obstawiają moją porażkę, motywuje mnie jeszcze bardziej. Pokaże im wszystkim, jak to się robi. Najlepiej siedzieć bezczynnie, rozłożyć ręce i stwierdzić, że dalsze działania nie mają sensu.
A potem się dziwią, że co najmniej połowa obywateli ma policję za bezużyteczne psy. Może i powinnam ich bronić, jako że sama wykonuję ten sam zawód, ale prawda jest taka, że zapracowali sobie na taką opinię.  
-Czemu? Ktoś musi zrobić z tym porządek. - mówię, podnosząc wzrok na Kamila. Ten nic nie mówi. Przygląda mi się z troską. Był ode mnie trzy lata starszy, często odnosiłam wrażenie, że traktuje mnie jak młodszą siostrę. Czasem nawet mi to odpowiadało, nieraz jednak niemiłosiernie irytowało. - Sądzisz, że nie dam rady?
-Oczywiście, że dasz sobie radę.- odpowiada natychmiast. -Ale mieszanie się w takie sprawy może okazać się naprawdę niebezpieczne. Nie idź zbyt daleko.
-Co masz na myśli?
-Zawsze możesz oddać tą sprawę...
-Nie.- ucinam mu. - I co wtedy? Mam powiedzieć, że nie dałam rady? Dobrze wiesz, że jak nie ja, to nikt się w to nie zagłębi.  
-Nie chodziło mi o to, że...
-Kamil. Nie oszukujmy się. Obydwoje dobrze wiemy, o co Ci chodziło. Muszę iść, mam przesłuchanie. - wychodzę z naszego wspólnego biura i kieruję się do pokoju przesłuchań.  
Zanim wchodzę, przeglądam jeszcze akta dotyczące osoby znajdującej się w pomieszczeniu.

Niejaki Arkadiusz Darski. W 2008 roku dostał dwa lata za gwałt. Za mało - automatycznie pomyślałam. Często wdawał się w bójki, awantury, kilka mandatów za przekroczenie prędkości. Jednak od dwóch lat nie ma żadnego nowego wpisu. Czyżby się poprawił? Szczerze wątpię. Teraz został zatrzymany, ponieważ jest podejrzenie, że ma związek z zaginionymi kobietami. Mamy zeznania kelnerów z klubu, który niemal codziennie odwiedza, że często wychodził z jakimiś kobietami. Zawsze z inną. Mało tego, znamy tożsamość jednej z nich. Od dwóch tygodni nie daje żadnych oznak życia. Rodzina, przyjaciele nic nie wiedzą. Mieszkanie stoi puste. Zbieg okoliczności?Nie sądzę.  
W końcu wchodzę do pokoju. Kładę z hukiem dokumenty na stole i zajmuję miejsce na przeciwko mężczyzny. Ma bliznę nad łukiem brwiowym, której nie zauważyłam na zdjęciu w aktach. Musiał się jej nabawić całkiem niedawno.

Panuje cisza. Patrzę na niego przenikliwym wzrokiem. On również mi się przygląda.
-Mogę wiedzieć, czemu jestem tu przetrzymywany? -odzywa się, sztucznie uprzejmym tonem. Miał już wiele razy do czynienia z policją, więc wie jak z nią postępować. Pewnie zdaje sobie sprawę, że krzyki nic tu nie dadzą, a jedynie pogorszą jego sytuację.
Jego oczy nic nie zdradzają. Zastanawiam się, jak to wszystko rozegrać, żeby nie czuł się atakowany, a chciał współpracować. Niestety, jest to swego rodzaju syzyfowa praca...
-Oczywiście -odpowiadam i posyłam mu niewielki uśmiech, równie sztuczny jak jego ton głosu. - Jakiś czas temu widziano Cię, jak wychodziłeś z klubu na Łąkowej z Dagmarą W. Od dwóch tygodni słuch o niej zaginął. Wiesz może coś na ten temat?
-Nie znam żadnej Dagmary. To wszystko?
-Nie. -mówię, usiłując zachować spokój. -Mamy świadków, którzy potwierdzili, że Cię z nią widzieli. -podsuwam mu zdjęcie zaginionej dziewczyny. Bierze je do ręki i przypatruję się mu. Po jego wyrazie oczu i długim milczeniu, wnioskuję, że musi ją znać. Na pewno ją poznał. Czekam, aż coś powie.
-Poznaję ją. Rzeczywiscie się widzieliśmy. Ale przedstawiła mi się jako Ania, nie Dagmara. Spędziliśmy jedną, upojną noc i więcej się nie spotkaliśmy.
-Bo została wywieziona za granicę. Wbrew jej woli.  
-To, że tworzy pani jakieś insynuacje to chyba nie moja sprawa. Nie wiem, gdzie ona teraz jest. Jak już mówiłem, byłem z nią tylko przez jedną noc. Swoją drogą, nieźle obciągała. - wyszczerzył zęby w prostackim uśmiechu.
Nie poruszyam się, nie daję poznać, że jego słowa w jakikolwiek sposób wyprowadzają mnie z równowagi. Bo w środku zaczyna we mnie się gotować. Chętnie zdarłabym ten jego uśmiech z twarzy. Ale zachowuję kamienną twarz i mówię spokojnie:
-Dla kogo pracujesz?
-Słucham?
-Słyszałeś. Jak nie zaczniesz rozmawiać, to posiedzimy tu trochę. Spokojnie, mam czas.
-Jeśli już, to pracuję tylko i wyłącznie dla siebie.
-A więc działasz na własną rękę? To zmienia postać rzeczy. Za coś takiego może Ci grozić nawet dożywocie - uśmiech znika mu z twarzy.
-Nic nie zrobiłem -warczy przez zęby.
-Jak znajdziemy jej ciało, będziesz pierwszym podejrzanym.  
-Ty suko, nie ośmielisz się. -niemal charczy. - Nic na mnie nie macie. I nie będziecie mieli.
-Zobaczymy -mówię, nadal nie wykonując żadnego ruchu.
Dalsze przesłuchanie nie ma już sensu. Wiem, że i tak nic nie powie.
Wychodzę z pomieszczenia i mówię kolegom, żeby zabrali go do celi. Zgodnie z prawem mogę go tu przetrzymać jeszcze 12 godzin. I wykorzystam to, bo skurczybyk mnie wkurzył.

Siadam przy swoim biurku. Od czego zacząć? Jak znaleźć odpowiedni trop?
Patrzę na leżące przede mną przeróżne papiery: akta zbrodniarzy, spis możliwych podejrzanych, a pod tym wszystkim faktury i rachunki - czyli same zbyteczne rzeczy. Powinnam zrobić tu porządek.
-Ja się już zbieram - zajrzał do mnie Kamil, ubrany już w kurtkę i wyraźnie gotów do wyjścia - Dowiedziałaś się czegoś?
-Nic istotnego -odpowiadam sennym głosem.
-Powinnaś odpocząć. Nie siedź za długo. - rzucił mi jedno z tych swoich zatroskanych spojrzeń, a ja jak zwykle je zignorowałam. Dobrze wie, że będę siedzieć do późna, bo po prostu taka jestem. Skineliśmy sobie na pożegnanie i wyszedł. W budynku zostało może jescze kilka osób; ja, dwóch ochroniarzy na nocnej zmianie i może jeszcze dwóch czy trzech funkcjonariuszy, którzy też należą do nocnych marków. Zawsze zostawało kilka osób pochłoniętych pracą. Moim zdaniem zawsze były to osoby, które wykonują ten zawód z swego rodzaju pasją oraz którym zależy, aby nasz zawód coś znaczył. Prawie zawsze zostawał Marek, który miał swoje biuro piętro wyżej od mojego. Nie widywaliśmy się zbyt często, ale zdarzało się, że mijaliśmy się przy automacie z kawą. Nasza rozmowa przebiegała bardzo przewidywalnie: wymienialiśmy kilka słów na temat spraw, które przypadło nam prowadzić. Kiedyś spytałam go, czy nie wolałby spędzić tego czasu w domu lub z rodziną. Odpowiedział tylko, że nie ma po co wracać do domu, bo i tak stoi pusty. W sumie ze mną było podobnie. We własnym mieszkaniu wcale nie czułam się lepiej niż w pracy. Niektórzy uznaliby to za postradanie zmysłów, ale taka właśnie była moja rzeczywistość. Szara, samotna i bez optymistycznych perspektyw.

Siedziałam jeszcze z kilka godzin, szukając czegoś ważnego, co mogłam wcześniej przeoczyć.W końcu się poddałam. Dochodzi trzecia w nocy. Pora wrócić do domu. Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień przybliży mnie chociaż o krok do zlokalizowania tych gnid.
Wsiadam do swojego samochodu, i postanawiam pojeździć trochę po mieście. Może rzuci mi się w oczy jakiś podejrzany klub czy coś takiego.  
Jednak po kilkunastu minutach odpuszczam, bo nagle dopada mnie potworne zmęczenie. Jadę pod dom i kładę się do pustego łóżka...

*
Przyszłam do pracy o ósmej. Budynek zdąrzył zapełnić się ludźmi.  
W biurze był już Kamil.
-Cześć. -przywitałam się.
-Cześć -odwzajemnił mój uśmiech. -Jak wczorajsza noc?
-W porządku. -patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek. - Nie siedziałam zbyt długo, słowo harcerza. Po za tym nie dowiedziałam się niczego, co mogłoby mi pomóc...chociaż mam już pewien pomysł.
-Czyżby? -unosi brwi. - Zdradzisz może jakieś szczegóły?
-Nie. Gdybym Ci powiedziała, co zamierzam zrobić uniemożliwiłbyś mi to i kolejna moja próba zakończyłaby się fiaskiem.
-Lena, niepokoisz mnie. Wolałbym wiedzieć, co konkretnie masz na myśli.
-Nie musisz. Nie jestem jeszcze pewna, czy się zdecyduję.
-Lena...- wzdycha.
-Co?
-Powiedz mi, jak przystąpisz do jakiegoś działania. Nie będę stawał Ci na drodze, ale raczej przydałby się ktoś, kto osłaniałby Ci plecy. W razie co, oczywiście.
-Dobra, powiem Ci. Ale nikomu ani słowa. Jasne?
-Komu niby miałbym powiedzieć?
-Naczelnemu.
-Co ty planujesz?  
Podchodzę do drzwi i zamykam je, tak żeby nikt nas przypadkiem nie podsłuchał. Biorę do rąk swoją torebkę i wyciągam teczkę. Otwieram ją i kładę przed Kamilem część jej zawartości.
-Tu jest spis klubów, w których zaszły pewne incydenty, które mogą sugerować działalność przemytników. Pójdę tam, ale żeby nikt nie nabrał podejrzeń muszę wyglądać jakoś...no wiesz.
-Nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł.
-Nie zaszkodzi spróbować.  
-Kiedy chcesz to załatwić? Masz na liście cztery adresy.  
-Dzisiaj chcę się wybrać do pierwszego z nich. - patrzy na mnie z wyraźnym zwątpieniem. -Kamil, mówię Ci to tylko, gdyby rzeczywiście coś mi się przytrafiło. Wątpię, żeby tak było, ale wolę dmuchać na zimne.  
-Czyli?
-Do końca tygodnia odwiedzę każde z tych miejsc. Nie mogę dokładnie zaplanować kiedy będę z nich wychodzić, ale jak już wyjdę to wyślę Ci smsa. Jeśli do rana nie dostaniesz żadnej wiadomości...Po prostu myślę, że tak będzie najrozsądniej. Mogę na Ciebie liczyć?
-Pewnie, ale mam nadzieję, że nie będę musiał rozpoczynać żadnej akcji poszukiwawczej.
-Raczej nie. Idę po kawę, chcesz też?
-Z chęcią. - staję w drzwiach, kiedy Kamil jeszcze mówi - Wiesz, że tego nadal nie popieram.
-Wiem. Ale nie masz wyjścia. -uśmiecham się do niego.  

*
Wróciłam do domu o siedemnastej. Wyjątkowo wcześnie, jak na mnie. Muszę się przebrać. Tylko w co? Zbyt seksownych ciuchów to ja nie mam...Staję bezradna przed lustrem i zastanawiam się, jakie rzeczy powinnam na siebie włożyć.  

Nagle przypomina mi się prezent moich koleżanek z akademika. Dostałam od nich lateksowy zestaw- spodnie, bluzkę, której długością bliżej do stanika niż normalnej bluzki i wysokie kozaki na niebotycznie wysokim obcasie. Ten prezent był częściowo żartem, na który nie zareagowałam zbyt entuzjastycznie.Przeleżało to swoje kilka lat na dnie szafy, a dziś chyba mi się dopiero przyda. Wygrzebałam karton z napisem: "otworzyć tylko w ostateczności". Spojrzałam na zawartość, od razu po otworzeniu pudła ogarnął mnie specyficzny zapach, który nazywam zapachem sztuczności. Nie, w życiu tego nie założę. Kto przy zdrowych zmysłach ubrałby coś takiego?

Decyduję w końcu, że ubiorę te obcisłe spodnie, a górę stroju wykombnuje jakąś inną.
Ubranie lateksowych spodni zajęło mi dłużej niż przypuszczałam; były strasznie wąskie. Po kilku minutach wysiłku wreszcie w nie weszłam. Ale ledwo, ledwo...
Dobra, co do tego włożę...otwieram szafę i cóż, fajerwerków nie ma. Większość moich ubrań jest w odcieniach czerni i szarości. Mam tylko kilka kolorowych bluzek. Mój wzrok przykuwa trochę workowaty, żarówiasty, różowy top. Władam go na siebie i spoglądam w lustro. Bardziej kiczowato w życiu nie wyglądałam. Mam jeszcze pomadkę w podobnym odcieniu jak bluzka, która pewnie dopełni tego wyglądu.
Na ramiona zarzucam swoją ulubioną skórzaną kurtkę, przez co czuję się lepiej i bardziej pewnie. Swoje ciemne włosy rozpuściłam i opadają teraz swobodnie na moje ramiona i plecy. Rzadko chodziłam w niespiętych włosach, bo było to zwyczajnie niepraktyczne.  
Na stopy wsunęłam klasyczne czarne szpilki, w których często chodziłam do pracy.
Tak wysztywtowana podjechałam pod klub, znajdujący się jako pierwszy na mojej liście. Jak tylko weszłam przywitała mnie głośna, dudniąca muzyka. Podeszłam do baru i poprosiłam o wodę w butelce.Nie czekałam długo, aż podszedł do mnie jakiś napakowany koleś. Próbował mnie poderwać, ale szybko go spławiłam. Rozglądam się raczej za potencjalnymi alfonsami, a nie bezmózgimi pakerami. Przeszłam się wzdłuż klubu z dwa, trzy razy. Już zaczynałam porzucać nadzieję, że natrafię na jakikolwiek trop, kiedy spostrzegłam ubranego w elegancką marynarkę mężczyznę, który siedział w rogu. Popijał jakiegoś drinka, i rozmawiał z jakimś innym facetem. Stanęłam w drugim rogu sali i zaczęłam ich obserwować. Może to zwykły facet, który po prostu wybrał się z kolegą na wieczór w takim miejscu? Cóż, podejrzany, czy nie, poprzez jego ubiór wyraźnie się odznaczał spośród innych tu obecnych. Po chwili facet z którym rozmawiał odszedł. Co teraz? Zbieram się w sobie, żeby do niego podejść i zagadać jakoś; już ułożyłam sobie, co powiem, kiedy zauważam kobietę, która siada obok niego. Uśmiecha się kokieteryjnie, a on ją ignoruje kierując całą swoją uwagę na telefon. Dopiero po dłuższej chwili odpowiada coś kobiecie, która wyraźnie chce z nim flirtować. Mówi coś do niej, uśmiech znika z jej twarzy i odchodzi. Wodzę za nią wzrokiem i widzę, że wchodzi na zaplecze. Czyli jest pracownicą, pewnie jedną ze striptizerek, zwłaszcza że była ubrana dosyć wyzywająco.  
Znów chcę ruszyć do akcji i jestem już w połowie drogi, ale zatrzymuję się, bo wrócił ten facet, z którym wcześniej rozmawiał. Wręcza mu jakąś kopertę, która jest dość gruba i wydaje mi się, że jest to koperta z pieniędzmi. Jednak jestem jeszcze zbyt daleko, aby mieć pewność. Powoli idę dalej na przód i widząc jak tamten odchodzi, przyspieszam kroku.

Staję przy jego stoliku, a on mierzy mnie wzrokiem.
-Cześć, mogę się dosiąść? - nie tak miałam zacząć, czuję, że wszystko zaraz zepsuję. Jestem w tym beznadziejna, co on sobie o mnie pomyśli? Chryste, a czemu mnie to wogóle obchodzi?
-Siadaj -mówi nieco apodyktycznym tonem. -Masz do mnie jakąś sprawę? Chyba widzę Cię tutaj po raz pierwszy...
-Ta-ak. -kurczę, nie powinnam się jąkać. Z bliska jest jeszcze przystojniejszy niż z daleka... - Niedawno się tu wprowadziłam i obczajam teraz wszystkie kluby w mieście. Dzisiaj trafiłam tutaj.
-I jak Ci się podoba?
-Jest nieźle, ale bywałam w lepszych miejscach. -uśmiecham się do niego. Muszę wyglądać na ładną, tępą i głupią idiotkę, jeśli chce się czegoś dowiedzieć.
-Czyżby? Teraz jestem ciekaw jakie to były miejsca, skoro tutaj ledwo spełnia się twoje...standardy.
-Cóż. Co się wydarzyło w przeszłości, niech tam lepiej pozostanie.
-Słusznie. - widzę błysk w jego oczach. - Co Cię do mnie przyciagnęło, kotku? -pyta po chwili.
-Obserwowałam Cię. Jesteś dosyć, jakby to ująć...oblegany. Pomyślałam, że może wiedziałbyś gdzie mogłabym się zatrudnić, bo potrzebuję jakiejś pracy. Jestem tu sama jak palec i muszę czegoś sobie poszukać, żeby się utrzymać. A wyglądasz na wpływową osobę.
-Może coś by się dla Ciebie znalazło...- mruczy i przesuwa delikatnie palcami po moim policzku - Jesteś całkiem ładna. No i ważne też, jaką konkretnie pracą jesteś zainteresowana?
-Nie...nie wiem - kurczę, znów się zająkałam. Miałam teraz w głowie cały czas jego słowa: jesteś całkiem ładna..., czemu tak na mnie to działa? Nie jest dobrze... - Pracowałam już jako kelnerka, przez jakiś czas byłam też striptizerką...różnie bywało. -powiedziałam, po czym pożałowałam swoich słów.
-Podobała Ci się praca striptizerki?
-Tak szczerze to średnio. Uważam, że stać mnie na więcej...
-Też tak uważam - odparł z szrmanckim uśmiechem. Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej byłam przekonana, że trafiłam na osobę, na którą miałam trafić.  
-Masz może dla mnie jakąś propozycję? - mówię, po czym przygryzam dolną wargę.
-Mam coś na myśli. Musiałbym jeszcze się z kimś skonsultować. Jeśli jesteś zainteresowna, przyjdź jutro do klubu na Łąkowej. Powiedzmy około dziesiątej wieczorem.  
-Dobrze, a o jakiej pracy konkretnie mówimy?
-O takiej, w kórej mogłabyś wykorzystać wszystkie swoje zdolności, a masz ich zapewne wiele. -puszcza do mnie oko.
-Dobrze. To wtedy o dziesiątej. Jak Cię znajdę?
-Nie zawracaj sobie tym głowy, słonko. Na pewno Cię wypatrzę.
-W takim razie do zobaczenia. - wstałam i skierowałam się do wyjścia. Jak tylko wsiadłam do auta, napisałam wiadomość do Kamila, że wszystko ok i zaraz będę w domu. Wyciągnęłam listę z klubami. Dziwnym trafem klub na Łąkowej również widniał na mojej liście.
Zadowolona z siebie pojechałam do domu. To nie był jednak stracony dzień. Poszło mi lepiej, niż bym się tego spodziewała.

*  
Na następny dzień streściłam swojemu koledze o wydarzeniach z klubu.
Kamil początkowo nie wydawał się aż tak zainteresowany; dopóki nie powiedziałam, że dziś idę dowiedzieć się o tę nową "pracę".
-Idziesz dzisiaj tam znowu?
-Tak, właśnie przed chwilą Ci to powiedziałam. Ale do innego miejsca. Które, jak się składa widnieje również na mojej liście.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jak myślisz, co Ci zaproponują?
-Szczerze, nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że w najlepszym przypadku pracę striptizerki, a w najgorszym... - uniósł brwi, jakby nie rozumiejąc, co mam na myśli.
-No wiesz, o co mi chodzi.
-Wiem. Sama widzisz, że nawet nie chce Ci to przejść przez gardło. Powinnien ktoś z Tobą pójść.
-Zapomnij.
-Nie mam na myśli siebie. Mogłabyś zabrać ze sobą koleżankę...
-Czyli kogo?
-Może Aśkę?
-Nie znoszę jej. Nie ma mowy. - Nie lubiłam Asi. Niewiele kobiet tu pracuje, ale ona wszystkie bije na głowę, jak tylko wejdzie. Ma grube, naturalnie ciemnorude włosy sięgające do ramion. Zawsze nosi wydekoltowane bluzki, co oczywiście nikomu tutaj nie przeszkadza, bo kobieta ma się czym chwalić. Usta codziennie maluje na krwistą czerwień, co podkreśla jej urodę i dodaje wiele seksapilu. Nie jestem o nią zazdrosna, skądże by znowu - jestem sobą, nie mam kompleksów, zwłaszcza, że uwłaczałabym sobie ukazując choćby cień zazdrości tej rudej małpie. Bo rude, jak to rude są wredne. Już się takie rodzą. Niestety...
Nawet przymknęłabym oko na jej wygląd, chociaż to on jest główną przyczyną, dla którego tak jej nie lubię. Cokolwiek nie schrzani, naczelny zawsze jej przebaczy. Wszyscy przymykają oko na jej błędy, czy nieprofesję. Co prawda jest odpowiednio wyszkolona do pracy w terenie, nigdy nie przydziela jej się tego typu zadań. Dostaje lekkie sprawy, które dla każdego idioty nie stanowiłyby problemu. Jakby jeszcze tego było mało, w zeszłym miesiącu dostała premię. Cholera wie za co, może po prostu się ładnie uśmiechnęła. Zresztą, co mnie to obchodzi.
-Ostatnio narzekała, że nie ma nic ciekawego do roboty i chciałaby dostać coś...
-Ona nie musi narzekać -ucięłam mu.
-Wiesz, że wszyscy traktują ją dość...powierzchownie. Uważają, że jest po prostu ładna, ale nie zbyt bystra. Nie ma szansy się wykazać...
-Kamil. Nie wiem, kiedy z nią rozmaiłeś, ale cokolwiek Ci wmówiła to tylko dlatego, że jej się nudzi. Ona taka jest. Omiotła sobie tu każdego wokół palca i myśli, że może wcisnąć każdy kit.  
-Nie oceniasz jej zbyt surowo?
-Nie sądzę, żeby tak było. Ja wiem, co mówię, bo patrzę na nią z kobiecego punktu widzenia. I dam sobie uciąć obie dłonie, że każda kobieta tutaj jej nie lubi.
-Dobrze, że pracuje tu tylko sześć kobiet, bo byłoby z nią źle - zaczął się śmiać. Po chwili jednak spoważniał. -Nie wydaje Ci się, że ona o tym wie?
-O czym?
-O tym, jak jest postrzegana.
-Grunt, że dostała premię. Myślisz, że coś innego może mieć dla niej jakiekolwiek znacznie?
-Dlaczego kobiety są takie zawistne...i uparte -mówi pod nosem, kręcąc przy tym głową.
-Dobra. Załóżmy, że bym ją wzięła. I co? Do czego miałaby mi się niby przydać, co?
-Obserwowałaby wszystko z boku. Gdyby coś się stało, zareagowałaby. Tu jednak chodzi o handel ludźmi. Jeśli ja wkroczę do akcji dopiero rano, może być już za pózno. Wiesz o tym.
-Nie mam pewności, czy namierzyłam odpowiednich ludzi. Mam tylko podejrzenie, że facet z którym wczoraj rozmawiałam, może być pośrednikiem. W sumie, to przedstawiłam się jako idealna ofiara - samotna, zagubiona, poszukująca jakiejś pracy i naiwna.
-Serio? Myślisz, że to łyknął?
-Oczywiście, że tak. Przecież mam dzisiaj ponownie się z nim spotkać. Wątpisz we mnie?
-Nie, ale...nie chce mi się wierzyć, że udało Ci się zagrać tandetną, głupią lalę, która nie ma pojęcia, w jakie sidła może wpaść.
-Może jestem dobrą aktorką? - mówię z uśmiechem.
-Lena, znamy się już szmat czasu i obydwoje dobrze wiemy, że nie. -zaczęliśmy się śmiać.
-Teraz czuję się urażona. -powiedziałam, jak złapałam oddech.
-No trudno. Musisz mi wybaczyć tą szczerość.
-Z dwojga złego, lepsza gorzka prawda, niz słodkie kłamstwa.
Pośmialiśmy się jeszcze chwilę, po czym wróciliśmy do swoich zajęć. Pierwszy raz w pracy myślałam o tym, w co się ubiorę na wieczór.
Zwykle nigdzie nie wychodziłam...Nawet podoba mi się ta odmiana.
*
W pracy długo nie zabawiłam - ba, ośmieliłam się poprosić naczelnego, abym mogła wyjść godzinę szybciej, tłumacząc, że mam coś do załatwienia na mieście. Oczywiście się zgodził, ponieważ przepracowałam wiele nadgodzin, a nawet powiedział, że nie powinnam tyle siedzieć w pracy, co mam w zwyczju robić. Dodał też, że znajdę jakieś rozsądne powody, aby zaprzątać sobie głowę czymś zupełnie innym niż ściganie przestępców. Nawet zdziwiła mnie jego postawa, ale nasza rozmowa przebiegła na tyle sympatycznie, że szybko wyleciała mi jej specyficzność z głowy.
Moją tajemniczą "sprawą" do załatwienia na mieście, były zakupy. Nigdy wcześniej bym nie powiedziała, że zwolnię się szybciej z pracy z powodu zakupów, których zresztą nienawidziłam. Jednak po wczorajszym przeglądzie mojej szafy, stwierdziłam, że przyda mi się jakaś sukienka. Tak więc wybrałam się do centrum handlowego, w którym spędziłam co najmniej półtorej godziny na łażeniu bez celu - nic nie rzuciło mi się w oczy; albo zbyt eleganckie, albo zbyt kuse...Zaczęłam myśleć już o tym, żeby odpuścić, ale poszłam do fast-foodu i siły na obejście trzech pięter ze sklepami wróciły mi z podwojonym optymizmem.  

Po kilkunastu minutach znalazłam ją - tą, jedyną, która spodobała mi się od razu.
Obcisła, nafaszerowana srebrnymi cekinami góra, kontrastowała ze zwiewnym, szarym dołem. Z przodu sięgała mi do połowy ud, z kolei z tyłu była nieco dłuższa i sięgała do kolan, dzięki czemu czułam się w niej nieco swobodniej. Nadawałaby się na sylwestrową imprezę -przemknęło mi przez głowę. Może jest zbyt młodzieżowa? Nie no, muszę wyglądać na młodą laskę, która ubóstwia cekiny, różowy kolor i inne takie pierdółki. Odkąd pamiętam, zawsze wyglądałam młodziej od swoich rówieśniczek - w szkole mi to przeszkadzało, dziś stanowi spory atut.
Bliżej mi co prawda do trzydziestki niż dwudziestki, ale dużo osób mnie ocenia na wiek świeżo upieczonej studentki.
Miałam wracać do domu z moim zakupem, kiedy wypatrzyłam po drodze do wyjścia kolejny. Czarne, skórzane kozaki na wysokim obcasie. Skuszona ich wyglądem musiałam je przymierzyć. Były idealne na moje nogi. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ich cena - 399 zł. Stanowczo za drogie - zazwyczaj moje buty nie przekraczają dwustu złotych, a co dopiero trzystu. Fakt, stać mnie na nie, ale...czy to nie zbytek? Jak je teraz kupię, będę miała wyrzuty sumienia...i pewnie będę musiała do końca miesiąca zacisnąć pasa.  

Po kilku chwilach wahania, machnęłam ręką i podeszłam z pudełkiem do kasy.
Będę tego żałować - cały czas przelatywało mi to zdanie przez głowę. Potem pomyślałam o facecie, z którym się za kilka godzin zobaczę, i na którym chcę zrobić w końcu jakieś wrażenie. Od razu poczułam przypływ endorfin i ulotniły się wyrzuty sumienia.

Wysztyftowana, ubrana w nową kieckę i fantastyczne buty, czułam się atrakcyjnie, seksownie i...po prostu wspaniale. Nie nałożyłam mocnego makijażu, bo stwierdziłam, że jest niepotrzebny. Włosy znów rozpuściłam, a nawet powoli zaczęłam się przyzwyczajać do tej fryzury.
Dumnie wkroczyłam do klubu, podobnego zresztą do poprzedniego, przynajmniej od zewnątrz. Jednak gdy weszłam bardziej w głąb, trochę się zdziwiłam. Jeszcze nie byłam w takim miejscu - muzyka tutaj nie była aż tak głośna, niewielu ludzi poruszało się na parkiecie, a z reguły jest przecież inaczej.
Nie wiedząc, co powinnam najpierw zrobić, standardowo podeszłam do baru.
-Podać coś? - spytał kelner.
-Nie, dziękuje. Czekam na kogoś. - odparłam, po czym rozsiadłam się na stołku barowym.
Posiedziałam może z kilkanaście minut, bezwiednie przeglądając aplikacje na telefonie. Włączyłam sobie jakąś grę i całą uwagę skupiałam właśnie na niej, rozkminiając o co w niej chodzi. Nagle podskoczyłam, kiedy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
-Miło znowu Cię widzieć.
-Ciebie również. Zaczynałam już się nudzić.
-Na to wygląda - zerka na ekran mojego smartfona i siada obok na stołku barowym. -Napijesz się czegoś?
-Nie. Przecież mam ubiegać się o pracę, powinnam pozostać trzeźwa, nie sądzisz? Byłoby to nieprofesjonalne zarówno z mojego, jak i twojego punktu widzenia.
Zaczął się gardłowo śmiać. To takie zabawne? Może nie załatwia uczciwych form pracy, ale jakąś etykę to chyba oni stosują...Sugerując po jego rozbawieniu, już sama nie wiem.
-Widzę, że mam do czynnienia z profesjonalistką - powiedział ze zduszonym chichotem. -Zdałaś próbę.
-A więc to była próba? Dużo jeszcze dzisiaj będę musiała ich przejść?- uniosłam brew, ale po chwili zorientowałam się, że wypowiedziałam ostatnie zdanie dosyć apodyktycznym tonem. Oby nie odebrał tego w niewłaściwy sposób...
-Kto tu kogo ma zatrudnić? - zaczął się śmiać, ja, żeby nie wychodzić ze swojej roli, również wymusiłam na swojej twarzy uśmiech.  
-Możemy już przejść do konkretów? - nie wiem czemu, ale nie miałam ochoty z nim dłużej rozmawiać. Może sam fakt, że kazał mi na siebie czekać wkurzył mnie wystarczająco.
-Właśnie zamierzałem. -mówi, po czym marszczy brwi - Ale radzę Ci zmienić podejście. Pamiętaj, kto dyktuje tu warunki.
-Ani na chwilę nie zapomniałam -mówię, znowu uśmiechając się nieszczerze.
-To dobrze. Chodź, przedstawię Cię komuś - podał mi rękę, a ja po kilku sekundach wahania ujęłam ją. Nie zapominaj, po co tu przyszłaś - powtarzałam sobie teraz taką mantrę. Chciałabym już stąd wyjść. Ale muszę wypełnić zadanie. Dam radę. Chociaż jak usłyszę jeszcze jakiś protekcjonalne odniesienie do mojej osoby to przywalę mu w nos. Łatwo mnie wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza wtedy, gdy muszę chodzić na obcasach. Nie wiem, dlaczego, ale fakt, że mam na sobie buty z wysokim obcasem zawsze potęgował moją irytację lub gniew. Prawdopodobnie przez to, że takie buty często są niewygodne i sprawiają, że mam ochotę jak najszybciej znaleźć się w domu.
Weszliśmy na piętro klubu, które różniło się znacznie od parteru. Wyglądało na zdecydowanie droższe w samym wyposażeniu, nie wspominając o atmosferze tu panującej.
-Proszę - wskazał mi miejsce na sofie ze sztucznej skóry. -Zaraz do Ciebie przyjdzie.
Mógłby być bardziej konkretny. Co ma znaczyć " zaraz do ciebie przyjdzie"? Kto? Moje przemyślenia nie trwały długo, bo po chwili rzeczywiście przysiadł się mężczyzna, starszy od tego, który mnie tu przyprowadził. Właściwie to jak on się nazywa wogóle?
-Witam -wyciągnął dłoń, więc mu ją podałam. Darowaliby sobie te wszystkie szarmanckie gesty... -Słyszałem, że jest pani zainteresowana pracą u mnie.
-Jestem zainteresowana jakąkolwiek pracą, a pan to...?
-Przepraszam, nie przedstawiłem się, Szymon Wencki.
-Anita -powiedziałam pierwsze lepsze imię, jakie przyszło mi do głowy.
-A więc co chciałabyś konkretnie robić, Anito? Potrzebuję pięknych kobiet na różne stanowiska.
-Co mi pan proponuje?
-Jeśli chciałabyś zarobić szybko, dużo i przy okazji trochę pozwiedzać znajdzie się miejsce dla kelnerki na międzynarodowym bankiecie we Włoszech.
-Kelnerki? Nie łatwiej byłoby zatrudnić miejscowe Włoszki? -powiedziałam, a raczej myślałam na głos.
-Może i tak. Ale skoro ja organizuję ten bankiet, na którym obowiązuje język angielski, bo włoski znam słabo, wolę zaufać Polkom.- uśmiechnął się szeroko.
-Skoro tak, to nie mam więcej pytań. O jakim wynagrodzeniu mówimy?
-Cały wyjazd będzie trwał tydzień, opłacam bilety lotnicze, nocleg w czterogwiazdkowym hotelu i wynagrodzenie w wysokości pięciu tysięcy brutto.
-Konkretne pieniądze. Ale mam dwa zastrzeżenia: po pierwsze mój paszport niedawno stracił ważność, a po drugie wolałabym zatrudnić się gdzieś na stałe.  
-Wymagająca -mówi z uśmiechem. - Cóż, szkoda marnować twoją urodę - położył dłoń na moim kolanie, a następnie zaczął ją przesuwać ku górze, gładząc moje udo.- Posiadam kilka klubów w tym mieście. W jednym, szczególnie ekskluzywnym, chciałbym Cię zatrudnić. Na jak długo tylko chcesz.
-Co miałabym robić?  
-Zależy od zmiany; kelnerka, barmanka; tancerka erotyczna czy pani do towarzystwa.
-Wszystkie te zmiany by mnie obowiązywały?
-Zmieniałabyś się z koleżankami po fachu.
-Przemyślę to - odchrząknęłam. -Gdzie jest łazienka? - przygląda mi się dłuższą chwilę, kąciki jego ust nieznacznie się unoszą, w końcu wskazuje i tłumaczy gdzie mam się kierować.
Jego spojrzenie było dziwne. Nie wiem, o czym myśli, ale nie podoba mi się to.
Wstałam z gracją i udałam się we wskazanym kierunku. Skorzystałam z łazienki, wysłałam Kamilowi nazwisko tego faceta, aby sprawdził go w bazie danych. Na pewno robi w brudnych interesach, wiem to. Po prostu wiem.

Wyszłam z łazienki, mając w planach poprosić go o numer telefonu i wreszcie stąd wyjść. Jednak nie mogłam przystąpić do ich realizacji, ponieważ ktoś nagle pociągnął mnie za ramię. Mocne szarpnięcie wyprowadziło mnie na tyle z równowagi, że musiałam zrobić kilka kroków w przód. Zostałam popchnięta w kierunku drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Nagle znalazłam się w jakimś pokoju, nie zapamiętałam szczegółów, bo zawiązano mi oczy i posadzono na krześle. Panika we mnie narastała coraz bardziej.  
-Czego ode mnie chcecie? - zapytałam licząc na jakąś odpowiedź. Usłyszałam tylko dudniący śmiech.
-Przestań grać. Wiemy co knujesz.
-Radzę Ci zacząć gadać, bo będziemy zmuszeni zrobić Ci krzywdę -odezwał się drugi, nieznajomy głos.
-Nie wiem o co chodzi.
-Tak się nie dogadamy. - westchnął jeden z facetów.-Zapytam na razie grzecznie: dla kogo pracujesz?
-Przecież szukam pracy, jak mogę jednocześnie dla ko...- nie dokończyłam, bo zadano mi solidny cios w twarz. Zaczęłam się szarpać, ale szybko zorientowałam się, że zostałam skutecznie przykuta kajdankami do krzesła.  

Nie jest dobrze...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5981 słów i 33715 znaków, zaktualizowała 12 sie 2015.

1 komentarz

 
  • Jaga

    Dla mnie bomba ;)

    12 sie 2015

  • ja

    Dokładnie kiedy kolejna część? Nie mogę sie doczekać

    13 sie 2015