Bez żadnych perspektyw, bez niczego, tak po prostu ;) Rozdział 1

Bez żadnych perspektyw, bez niczego, tak po prostu ;) Rozdział 1- Nienawidzę, jak on tutaj przyjeżdża, rozumiesz?! - po raz kolejny krzyknęłam na matkę, która najwidoczniej straciła rozum.  
- Nie krzycz na mnie! - wrzasnęła tak, że aż podskoczyłam. - Kocham go i nie pozwolę, byś pozbawiła mnie szczęścia - powiedziała spokojnie. - Rozumiesz?
- Śmieszna jesteś? - zakpiłam z niej.  
- Jak ty się w ogóle do mnie zwracasz?! - krzyknęła, na co ja wybiegłam z domu, łapiąc po drodze kurtkę. - Savannah! - usłyszałam jeszcze za plecami, ale nie wróciłam.
Nie miałam ochoty na dalsze kłótnie z matką. Bywały co najmniej raz na tydzień. Kłóciłyśmy się, wtedy, kiedy przyjeżdżał jej facet, Andrew. Powodów kłótni nie było końca. To źle, tamto źle, Savannah najgorsza, Andrew najlepszy. Miałam tego po dziurki w nosie, czekałam tylko, aż w końcu skończę 18 lat i wyprowadzę się z tego domu. Tak, wtedy pewnie uszczęśliwię nie tylko siebie, ale i matkę. Dziwię się tylko, dlaczego mój własny ojciec nie chce mnie wziąć do siebie, może kiedyś zaświeci mu się żółta żarówka nad głową i zaprosi mnie do Niemiec.  
Moi rodzice rozstali się, gdy miałam 12 lat, czyli 5 lat temu. Nie przeżyłam tego tak bardzo jak inne dzieci, choć wiedziałam jak matka cierpi. Usprawiedliwiłam ich przed samą sobą, że nie układało im się i nie chcieli niszczyć sobie życia. Pomimo iż zniszczyli mi połowę dzieciństwa, nie mam im obu tego za złe. Najbardziej chyba zraniła mnie matka, która sprowadziła sobie do domu faceta po dwóch tygodniach znajomości. Oczywiście, może na początku wydawał się każdemu okej, ale po jakimś czasie wyszło szydło z worka. Okazało się jakim to jest alkoholikiem, zdradził matkę, a ona dalej go kochała. Aż wierzyć się nie chce, prawda? Cóż, życie... Niektórzy ludzie są naiwni i brną w to dalej, a niektórzy mają silną wolę i próbują mieć, że tak brzydko powiem, wyje*ane. Ja oczywiście zaliczam się do tej drugiej części. Nie wiem po kim mam charakter, ale jeśli coś, lub ktoś mnie wkurzy, mówię mu to prosto w oczy. Moja mam nigdy taka nie była, więc może ojciec? Może na pewno.  
Usiadłam na ławce chowając twarz w dłoniach. Miałam dość wszystkiego i wszystkich. Pomimo, że tak cierpiałam nikt tego nie widział. Każdego dnia w szkole, na twarzy gościł uśmiech. Pewnie, gdyby ktoś dowiedział się, co dzieje się w mojej psychice, co dzieje się w moim domu, nie uwierzyłby. Nie pomijam tych najbliższych, którzy też nie wiedzą o mnie zbyt dużo. Chociaż, jest jeden wyjątek, Sophie, najlepsza przyjaciółka, która wspiera mnie od zerówki. Właśnie, co teraz robi? Może...
- Sophie? - chwilę później trzymałam w dłoni telefon.  
- Co się stało? - chyba wyczuła po moim głosie, że nie jest dobrze.
- Potrzebne koło ratunkowe, co robisz? - zaciągnęłam nosem do słuchawki, kolejna łza spłynęła po policzku.
- Gdzie jesteś?  
- W parku, zielona ławka, czekam - powiedziałam, po czym rozłączyłam się.  
Po dziesięciu minutach ujrzałam ciemną, zbliżającą się w moją stronę postać. Poznałam po figurze, że to ona. Wstałam z ławki i rzuciłam się w jej ramiona.  
- Znowu? - głos jej się załamał, przycisnęła mnie do siebie bardziej.  
- Mam już tego dosyć... - wyszeptałam cicho, po czym usiadłyśmy na ławce.
Opowiedziałam jej co się wydarzyło, zresztą, nie trzeba było dużo opowiadać, Sophie sama dobrze wiedziała co by było dalej, już tyle razy słuchała moich historii i dalej nie ma dosyć. Rozmowa tak nas pochłonęła, że nawet nie zorientowałyśmy się, że już jest tak późno. Odprowadziła mnie pod dom, po czym skierowała się ku swojemu, który leżał trzy przecznice dalej. Weszłam przez duże, białe drzwi do korytarza, następnie ściągnęłam buty, kurtkę i zwróciłam się w stronę schodów, co nie było dobrym pomysłem, bo właśnie schodziła z nich mama.  
- Musimy porozmawiać - zaczęła spokojnie.  
- Nie mamy o czym, już mi powiedziałaś co myślisz, a teraz mnie przepuść - spojrzałam na nią złowrogo, po czym spróbowałam przejść. Niestety, zagrodziła mi drogę.  
- Nie tak szybko droga panno, gdzie byłaś? - zaczęła swoje niby przejmujące kazanie.
- Od kiedy interesujesz się gdzie wychodzę? I nie mów do mnie jak jakaś kochająca swoją córeczkę mamuśka, bo rzygnę - powiedziałam, na co kobieta stojąca przede mną zmieniła wyraz twarzy. W jej oczach można było dostrzec łzy, które w ogóle mnie nie ruszały. Tyle, ile ja się przez nią wycierpiałam ona chyba nie wypłakała nigdy.  
- Nie odzywaj się nawet do mnie - wysyczała przez zaciśnięte zęby, po czym ruszyła w kierunku toalety.
- Tak, a jutro pewnie zapyta ile mi zrobić kanapek do szkoły, śmieszna - pomyślałam.  
Po chwili leżałam w swoim łóżku płacząc do poduszki. Gdyby nie to, byłoby pięknie. Byłabym szczęśliwa, nie musiałabym słyszeć kłótni matki i jej nowego faceta, ale niestety nic nie jest idealne.
Po jakimś czasie ześlizgnęłam się z łóżka i pokierowałam się w stronę łazienki, która na moje szczęście znajdowała się w moim pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, która pomogła mi się zrelaksować. Po godzinie leżałam już w łóżku, z słuchawkami w uszach uświadamiając sobie, że jutro jest sobota. O tak, kocham weekendy, jak każdy. Nie minęło nawet 10 minut, kiedy już przysypiałam.  

Jeżeli wam się spodoba to piszcie a ja mogę dodać jeszcze dziś koleiny rozdział ;)

truexstoryxmileydy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1065 słów i 5532 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik ^^

    Super. Tylko długość mogłaby być taka jak jest x2 ^^

    10 gru 2013

  • Użytkownik .

    fajne, tylko trochę krótkie :( ale napisz dłuższe i może troszeczkę więcej szczegółów, a będzie ok :))

    10 gru 2013

  • Użytkownik Ivy

    zapowiada się fajnie :D piszzzz daaaalej *o*

    10 gru 2013

  • Użytkownik truexstoryxmileydy

    dodam jeszcze jeden rozdział dziś ale troche później  :smile:

    10 gru 2013

  • Użytkownik M :)

    fajne :) Pisz dalej!

    10 gru 2013