Kuglarz - rozdział trzeci -

W jednej chwili cała widownia tajemniczo zniknęła i pozostali sam na sam.

- Czego ode mnie chcesz? - warknął ponuro chłopak, jednak na jego twarzy pojawił się lęk.

- Przestałeś się rozwijać, zatrzymałeś się w naszym procesie, więc przyszedłem ci pomóc – odpowiedział. – Mam wrażenie, że dalej wierzysz w magię, którą stosujesz. Usprawiedliwiasz śmierć twej ukochanej magicznym stworzeniem, na którego dowody istnienia są znikome. A brałeś pod uwagę to, że zabójca wcale nie musiał być magiczny? - Connor nie odpowiedział. - Masz rację, że to nie był człowiek, lecz dlaczego akurat magia?! To, że jakiś gatunek zwierzęcia został odkryty dopiero teraz, nie znaczy, że jest magiczny. Istota winna tej aferze, po prostu żyła do tej pory w cieniu. W cieniu, z którego wyszła, by wypełnić zadanie. Swój cel w życiu.

- Nie rozumiem… - Chłopak słuchał z wielkim zaciekawieniem.

- Powiedz mi: wierzysz w sny? A w bajki, miejskie legendy? Co jeśli okażą się prawdą? - pytał retorycznie, a wyraz jego twarzy, sprawiał, że Connor czuł się niezręcznie. - Zmyślone historie mogą okazać się prawdziwymi. Ty wmieszałeś się w jedną z takich baśni, więc powiedz, czy to naprawdę jest fikcja? Jesteś na dobrej drodze przyjacielu, lecz uważaj, gdyż za niedługo natrafisz na rozdroże. A w takich momentach można się łatwo zagubić, więc zważ na kroki i stawiaj je roztropnie…

 

Chłopak otworzył oczy, przetarł je i rozglądnął się w około. Siedział w małym, ciemnym pomieszczeniu przy okrągłym stole. Lecz wcale nie czuł się jak król Artur, a bardziej jak więzień.

Na ścianie przed nim wisiało, a raczej było zamontowane ogromne lustro. Connor w mig zrozumiał, że nie jest zwyczajne. „Weneckie lustro”, pomyślał „obserwują mnie”.

Łatwo można się domyśleć, że chłopak siedzi aktualnie w sali przesłuchań i chyba szybko stąd nie wyjdzie...

***

 

Connor zamrugał, chcąc przywrócić ostrość widzenia. Podniósł głowę i spojrzał na siedzącego przed nim śledczego.

- Odpłynąłeś, co? - zagaił go mężczyzna z jakimś nikłym uśmiechem na twarzy. Młodzieniec parający się magią nie mógł jednak wywnioskować czy jest to uśmiech drwiący, czy nie. Mruknął więc tylko:

- Yhm.

- A więc... Po co żeś tam polazł? Wiesz, że to teren śledztwa? Nie wolno tam wchodzić od tak bez naszego pozwolenia.

- Problem jednak w tym, że wy nic w tej sprawie nie robicie - prychnął poirytowany chłopak. - A ja wiem więcej od was.

- Tak sądzisz? - policjant wyprostował się na krześle i zmierzył go przeciągłym spojrzeniem. Po chwili pochylił się ku niemu przez stół i powiedział cicho: - Uważasz się za takiego sprytnego? Wielki pan detektyw się znalazł i sądzi, że wie więcej od naszych specjalistów... Otóż informuję cię, małolacie, że moi ludzie to najlepsi w branży policjanci, a my mamy tę możliwość, że to ciebie uznamy za sprawcę tej tragedii... Radziłbym ci wobec tego, byś się zbytnio nie wychylał... Przyznajesz się więc do tego, że śledzisz mordercę na własną rękę?

- Tak. I wiem na kim się on wzoruje. - W pomieszczeniu zaległa nagle cisza. Mężczyzna wpatrywał się w niego z pewną dozą niedowierzania. W końcu zapytał lekko drżącym głosem. - Co o nim wiesz?

- Interesuję się różnymi mitologiami, ostatnio moim konikiem jest mitologia słowiańska, wierzenia, gusła i obrzędy. Swego czasu czytałem wiersz polskiego pisarza, w którym ten opisał prastare słowiańskie stworzenie, twór czy jak to tam nazwać... Jest to Dusiołek, istota, która siada ofierze na piersi i dusi ją, jednak rzadko kończy się to śmiercią, jak w tym przypadku. Czasem pije krew, która puszcza się duszonemu z nosa.

- Chcesz mi zatem powiedzieć, że twoją dziewczynę zabiło coś ze starych słowiańskich wierzeń? - prychnął zdenerwowany takimi głupotami komisarz.

- Nie. Chcę powiedzieć, że najwyraźniej jest ktoś, kto również zna te legendy, a być może i wiersz i po prostu wzoruje się na Dusiołku.

- Wybacz, Connor, ale jakoś nie bardzo chce mi się w to wierzyć. To jakieś chore zabobony, w które ty jakimś sposobem uwierzyłeś.

- Komisarzu... Wiem, jak nieprawdopodobnie to brzmi, lecz widziałem z jakim obłędem w oczach pańscy ludzie szukają jakichkolwiek śladów. Szkopuł leży w tym, że twór ten nie zostawia absolutnie żadnych śladów.

- Connor! Cały czas mówisz o gusłach! Przejdź do konkretów, bo jak do tej pory słowem nie powiedziałeś mi, w jaki sposób ludzki, powtarzam ludzki sprawca mógł nie zostawić żadnych śladów. Nawet odbicia podeszwy!

- Tego nie wiem - przyznał chłopak - ale widzę dokładnie, że inspirował się wierzeniami Słowian. Zbyt dużo zbieżności!... Mówił pan, komisarzu, że macie jakiegoś świadka. Chciałbym przysłuchiwać się jego zeznaniom... Proszę.

- Jej.

- Przepraszam? - Connor czuł się jakkolwiek zbity z tropu.

- Mówię, że to kobieta będzie składać zeznania. A tak właściwie, to po co ci ta wiedza?

- Być może słyszała coś, co mnie powie więcej, niż wam - wyjaśnił spokojnie młodzieniec, patrząc błagalnie na policjanta.

Ten zamyślił się na dłuższą chwilę. W końcu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Connora z innym policjantem. Młodzieniec pełen obaw, stukał palcami w blat stołu, co powoli doprowadzało pilnującego go gliniarza na skraj rozstroju nerwowego. Zanim spróbował jednak udusić kuglarza, do pomieszczenia powrócił komisarz. Jego doskonale pokerowa twarz nie wyrażała absolutnie niczego, gdy zasiadł na swym miejscu.

- Oferujesz nam swą pomoc, by móc prowadzić swe prywatne śledztwo - ni zapytał, ni stwierdził. Connor kiwnął jeno głową. - A co z nią potem zrobisz?

- A co niby mam zrobić? Nic. Zostanie ze mną. - Zdziwił się młodzieniec niebotycznie.

- Rozumiem... Jeśli jednak gdzieś słowa tego świadka wypłyną, to ukręcę ci łeb tuż przy samej dupie, rozumiesz?

- Tak - mruknął Connor.

- Dobrze. Spieprzaj do drugiego pokoju. Tam będziesz śledzić przebieg przesłuchania.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1091 słów i 6161 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto